Mass Effect 2

Autor: Bartek 'Dante' Dudek

Mass Effect 2
Do Mass Effect 2 podszedłem z wielkimi nadziejami. Poprzedniczka, wykuta w kanadyjskich studiach BioWare, przebojem wbiła się do panteonu moich ulubionych gier. Wspaniała, epicka historia, genialna kreacja postaci, a na dodatek zgrabne połączenie RPG z FPSem – za to pokochałem pierwsze przygody komandora Sheparda. Dwójka w dobrym stylu podniosła rękawicę rzuconą przez starszą siostrę, lecz czegoś w niej brakuje.


ME2 vs. ME & Dragon Age




Mass Effect był grą wybitną z wielu względów, ale zrodził wiele sporów, które toczyły się na niezliczonej ilości for internetowych. BioWare ponownie pokazało, że w kwestii RPG piastuje najwyższą pozycję w branży. Kanadyjczycy, po świetnym KOTORze, po raz kolejny sięgnęli do klimatów Sci-Fi, czym wzbudzili nie lada sensację, ale, co najważniejsze, wywiązali się z pokładanych w nich nadziei, mimo że część innowacyjnych pomysłów zostało skrytykowanych bądź podanych w wątpliwość.

Kosmiczne przygody nieustraszonego komandora ustawiły poprzeczkę tak wysoko, że po kolejnej produkcji ekipy Raya Muzyki, Dragon Age, oczekiwano cudów. Szumne zapowiedzi o powrocie do korzeni za czasów legendarnego już Baldur’s Gate, przeproszeniu się z klimatami fantasy. Tak miał wyglądać ten tytuł. Czy przeskoczył on wcześniej wspomnianą kosmiczną historię? Moim zdaniem pozostał daleko w tyle, mimo że nie był złą grą, ale jednak ustanowiony wcześniej poziom okazał się zbyt wysoki.

Tymczasem na horyzoncie raczkowała kolejna odsłona gwiezdnej sagi. Wspaniały trailer, pokazany na targach E3 w 2009 roku, tylko rozpalił oczekiwania fanów. Późniejsze materiały (idealnie zresztą wybrane) pokazywały dosyć dużo, ale w żaden sposób nie dało się z nich utworzyć logicznego ciągu zdarzeń czy tym bardziej szukać zależności, które zdradzałyby, czym będzie Mass Effect 2. Wszyscy czekali z niecierpliwością na premierę, a po niej Dragon Age ponownie dostał prztyczka w nos.


But Shepard, you’re dead!


Najmocniejszym elementem pierwszej odsłony „Efektu Masy” była fabuła, trudno się chyba co do tego nie zgodzić. Wielowątkowa historia, z licznymi zwrotami akcji oczarowała niejednego. Iście filmowy sposób przedstawienia wydarzeń dodatkowo spotęgował pozytywne wrażenie, ale wyznaczył także pewne standardy, które inni próbowali kopiować, (co za zwyczaj kończyło się klapą) bądź starali się im dorównać. BioWare zapowiadało, że w dwójce zobaczymy jeszcze więcej (i lepiej).

Zaczynamy od mocnego uderzenia. Przemierzająca kresy galaktyki Normandia zostaje nagle zaatakowała przez nieznany okręt. Heroiczna walka Jokera nic nie daje i większość załogi zostaje ewakuowana. Shepardowi się nie udaje i ginie. Jednak nie martwcie się, naszego komandora nie tak łatwo się pozbyć. Do życia przywraca go pewna organizacja, która wyjawia bohaterowi, że całej cywilizacji ponownie grozi wielkie niebezpieczeństwo i tylko on jest w stanie temu zaradzić. Nie da się ukryć, iż jest to motyw przerobiony na wszystkie możliwe sposoby.


I need specialists for this mission


Jak wspomniałem wcześniej, załoga ewakuowała się podczas przegranego starcia. Naszym celem będzie więc skompletowanie nowego zespołu, który pomoże nam w misji. Zapewne wielu interesuje to, czy zobaczymy naszych starych kompanów. Tak, ale nie wszystkich będziemy mogli zwerbować, gdyż część nie przeżyła wcześniejszego starcia, a niektórym nie spodobały się nasze poglądy. Jednak z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że postacie wykreowane w drugiej odsłonie są co najmniej równie dobre co w poprzedniczce, jeśli nie lepsze!

Każdy z naszych kompanów pochodzi z innej rasy (wyjątkiem są tutaj ludzie) i posiada indywidualne, oryginalne usposobienie, historię oraz cele, które niejednokrotnie będą się krzyżowały i powodowały konflikty na pokładzie statku. Kanadyjczycy stworzyli tak wyraziste postacie, że rozmowa z poszczególnymi członkami drużyny należała do moich ulubionych zajęć podczas gry.

Charakter, przeżycia, to zostawmy na razie z boku. Poszczególni pomocnicy różnią się przede wszystkim innymi technikami walki. Niektórzy korzystają włącznie z siły ognia swoich karabinów (Jacob – żołnierz i Garrus), inni opierają całość na biotyce (Samara – asari) czy wysokiej technologii. Wszyscy są równie pomocni, a w paru przypadkach indywidualne umiejętności kompanów pomogą nam ukończyć zadanie zdecydowanie szybciej i bez zbędnego przedzierania się przez hordy wrogów.


Shepard – god or not?


Mass Effect 2 sygnowany jest jako miks RPG i FPS. Jasne zatem jest, iż w grze znajduje się model kreowania postaci, rozwoju statystyk i takich tam rzeczy, które są typowe dla pierwszego ze wskazanych gatunków. Jednak w porównaniu do poprzedniej części, rozwój postaci został mocno okrojony. Tak naprawdę mamy wpływ na dwie opcje – jej charakter (wskaźnik prawości i egoizmu), co wpływa na opcje dialogowe, postrzeganie przez inne NPC czy, i tu uwaga, wygląd twarzy Sheparda! Drugim aspektem są umiejętności - tutaj standardowo: po uzyskaniu kolejnego poziomu możemy wydać zdobyte punkty doświadczenia no rozwój konkretnego talentu. Ten punkt odnosi się także do naszej załogi.

Przy kreowaniu postaci na początku gry mamy do wyboru start z automatycznie stworzonym bohaterem bądź dokonanie portu z Mass Effect. Wpływa to zasadniczo na późniejszą rozgrywkę, bo pewne elementy zostaną nam udostępnione, inne nie, a jeszcze inne ukażą się w innym świetle.


We have a mission


Rozgrywka została w pewnym stopniu uproszczona w stosunku do pierwowzoru, który tak fenomenalnie bronił się przed krytyką. Nie wiem dlaczego twórcy oddalili się od ram RPG i rozpoczęli ewolucję, zmierzającą w kierunku strzelanki. W grze mamy co prawda do wyboru różne poziomy trudności, rozwój postaci, ale i tak wszystko sprowadza się do przedzierania się przez hordy wrogów niczym w Gears of War.

Misje prezentują się bardziej ubogo w stosunku do tych znanych z poprzedniej odsłony gry. Większość jest aż do bólu liniowa i już w połowie możemy domyślić się, jaki czeka na nas finał. Co prawda mamy tutaj pewien ciekawy element - bardzo ubogie quick time eventy. Podczas kluczowych momentów wykonywanego aktualnie zadania, od czasu do czasu pojawia się w dolnym prawym rogu ikonka myszki. Jeżeli wciśniemy w tym momencie wskazany przycisk, nasza postać zareaguje na poczynania drugiego uczestnika sytuacji. Czy będzie to zachowanie negatywne (zabicie błagającego o litość bandyty) czy pozytywne (powstrzymanie kompana od wykonania egzekucji) zależy od koloru znacznika, który jest odpowiednio czerwony lub niebieski.

W nowych przygodach Sheparda brakuje mi mocno zaakcentowanych wyborów moralnych. Co prawda takowe się pojawiają, ale przy wyborze, którego przyjaciela mamy poświęcić, wypadają dosyć blado i sztucznie. Tutaj mogło być zdecydowanie lepiej.


SV2 Normandia


Najczęściej odwiedzanym przez nas miejscem będzie oczywiście nasz okręt – Normandia. Jak pisałem wcześniej, uległ on zagładzie wskutek ataku nieznanego statku, ale z pomocą olbrzymiej sumy wyłożonej przez pewnego człowieka, otrzymujemy Normandie 2. Nowy „dom” zdecydowanie urósł i częściowo różni się od pierwowzoru. Całość podzielona została na cztery sektory – kajutę kapitańską, mostek, kajuty załogi oraz maszynownię. Oczywiście każde piętro zawiera również kilka mniejszych pomieszczeń.

Nowa Normandia stanowić będzie jedyny i główny sposób przemieszczania się pomiędzy galaktykami. Sposób, w jaki podróżujemy po kosmosie również uległ zmianie. Kliknięcia na określone punkty zastąpiono prostym, ale ciekawym systemem znanym z różnych minigierek. Surowce pozyskamy natomiast dzięki skanerowi (klikamy LPM i patrzymy na wykaz) oraz wystrzeleniu sondy.


Let’s kill him!


W pierwszym Mass Effect mieliśmy do wyboru dużą gamę wszelakiego uzbrojenia, pancerzy i innych ulepszeń. Wszystko okraszone było statystykami – tak jak na RPG przystało. Niestety ten element zmieniono i widać tutaj tendencję do przyciągnięcia graczy z segmentu casual. Do naszych usług oddano pokaźny i w miarę zróżnicowany arsenał. Siać spustoszenie możemy zarówno pistoletem, jak i karabinem czy snajperką, ale skuteczności takich cacek jak wyrzutnia rakiet nic nie zastąpi.

Było o broni, przyszedł czas na pancerze. Tych niestety zobaczymy w ME2 zdecydowanie mniej niż poprzednio. Dokładniej jest tylko jeden, do którego możemy dokupić kilkanaście ulepszeń, które można obejrzeć na naszej postaci. Nie ma tu przedmiotów „widmo”. Zbroję dopasujemy do naszego gustu poprzez wybór kolorów oraz styli.

Wspomniałem o odejściu od statystyk. Teraz każda broń opisana jest mniejszą ilością współczynników, a ingerować w siłę naszej maszyny zniszczenia możemy za pomocą wielu dostępnych w grze ulepszeń. Część możemy zakupić u wszelkiej maści kupców, część znajdziemy, wykonując misje, natomiast resztę zaoferuje nasza załoga. Upgrade’om ulegnie również Normandia. Nasze wybory dotyczące zakupu poszczególnych usprawnień okrętu będą miały wpływ na finał całej przygody, ot taki smaczek.

Ostatnią ważną zmianą dotyczącą broni jest ograniczona amunicja. Tak, od tej pory będziemy zobligowani do zbierania magazynków po zabitych przeciwnikach. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, zapomnijmy także o przegrzewających się sprzętach.


Miranda – oh yeah!
Nie, nie zamierzam rozwodzić się nad walorami estetycznymi nowej kompanki. Grafika w najnowszych przygodach Sheparda prezentuje się niesamowicie. Każdy element został dopracowany z niesamowitą precyzją, a wygląd oraz mimika postaci zasługuje na Oscara� w tej kategorii. Animacje również stoją na wysokim poziomie. Teraz już nikt nie zarzuci naszemu komandorowi, że biega jak kobieta.

O jakość cut scenek czy pełnoprawnych przerywników filmowych także się nie martwcie. Jeśli zachwycił Was Avatar, to już zacierajcie ręce na coś równie pięknego! Wykonanie bije na głowę to, co mogliśmy zobaczyć w Dragon Age. Czyżby BioWare traktowało nierówno swoje produkcje? Piękna i bestia to przecież domena Disneya.


Shepard, do you hear me?!


Już zdążyłem się przyzwyczaić, że jakość soundtracków do gier spokojnie pokonała te znane z wielkiego ekranu. Muzyka w Mass Effect 2 to pełna głębi i epickości ścieżka dźwiękowa, która śmiało może stanąć do boju z tworami Hansa Zimmera dla Infinity Ward, a nawet położyć je na łopatki.

Niestety musimy powrócić do największego rozczarowania związanego z najnowszą grą Kanadyjczyków, za którą nie można ich winić. Za wszystko odpowiada Electronic Arts Polska. Do tej pory moje myśli zaprząta pytanie – jak można było tak spaprać gotową lokalizację? CDProjekt odwalił kawał dobrej roboty przy Mass Effect, a szczególnie przy doborze głosu dla głównej postaci. Marcin Dorociński, bo o nim tutaj mowa, sprawował się wyśmienicie i niektóre kwestie w jego wykonaniu aż mroziły krew w żyłach. Czuliśmy, że jesteśmy prawdziwym komandorem z jajami. Do drugiej części również zatrudniono gwiazdy. Maleńczuk, Nowicki – te nazwiska powinny obronić się same, ale tak niestety nie jest. Jeżeli na tego pierwszego (mimo ostrej krytyki) można jeszcze przymknąć oko, to drugiego już nie. Kto do licha wpadł na pomysł, by gościa od reklamy proszków zatrudnić do podkładania głosu Shepardowi? Nie można było dać trochę więcej pieniędzy na kontrakt dla poprzedniego aktora? Ciągłość serii powinna zostać zachowana, ale tutaj EA dało ciała na całej linii.


Mass Effect 2 – gra wspaniała na 50%


Tytuł akapitu mówi wszystko. Mass Effect 2 niewątpliwie jest grą wspaniałą i po cichu liczę, że uzyska tytuł najlepszej gry tego roku, ale w stosunku do starszego brata brakuje jej paru rzeczy. Może to czcze narzekanie, ale wyznaję zasadę, że jeżeli zaczęliśmy w sposób bardziej RPG niż FPS, to powinniśmy się tego trzymać. Niestety dostaliśmy więcej FPSa oraz interaktywnego filmu. Mimo to gra się niesamowicie przyjemnie i aż chce się wracać w każde chwili przed ekran monitora, by poznać dalszy ciąg historii. Miejmy nadzieję, że w Mass Effect 3 otrzymamy połączenie najlepszych elementów z jedynki i dwójki. Wtedy śmiało możemy oczekiwać jednej z najlepszych gier w historii.


Plusy:

Minusy:

Oto nasz gameplay: