» Recenzje » Prometeusz

Prometeusz


wersja do druku

'If you can't see the one you'd love. Love the one you've seen.'

Redakcja: Martyna 'Saya' Urbańczyk

Prometeusz
"Czasem, aby coś stworzyć, najpierw trzeba coś zniszczyć" – te słowa wypowiada David, jedna z kluczowych postaci w Prometeuszu, najnowszym filmie Ridleya Scotta. Zdaje się, że zasadę tę wzięli sobie do serca twórcy tego blockbustera, grzebiąc tym samym nadzieje części widzów. Jeśli bowiem ktoś spodziewał się całkowicie nowej jakości, mógł się rozczarować. Również oczekiwanie bezpośredniego prequela serii Obcy mogło przynieść zawód. Na szczęście, jak to zwykle bywa, widzowie z "otwartym" nastawieniem nie musieli obawiać się tego typu rozterek, a jeśli widzieli wcześniej parę filmów (z wspomnianą sagą Aliens na czele), mogli nawet liczyć na bardzo przyzwoitą rozrywkę.

You don't understand, this place isn't what we thought it was

W mediach – również polskich – spotkać można od jakiegoś czasu bardzo wiele różnych (w tym głównie krytycznych) opinii na temat nowego dzieła Scotta. Wynika to głównie ze sporego opóźnienia, z jakim film wszedł na ekrany polskich kin. Abstrahując jednak od oceny decyzji dystrybutora w tym zakresie, należy skupić się na samym utworze. Czytając jedynie nagłówki rozmaitych recenzji i wpisów – by nie psuć sobie zabawy lekturą całości przed obejrzeniem Prometeusza – można było niekiedy odnieść wrażenie, że zdaniem ich autorów, obraz ten to jakaś koszmarna porażka. Okrzykiwanie filmu "nieudolnym remakiem" i podobnymi inwektywami skwitowałbym współczującym uśmieszkiem, aby nie wdawać się w czczą kłótnię.



Żeby uniknąć wszelkich wątpliwości zaznaczę jasno: Prometeusz to kawał porządnego kina i bardzo dobre science fiction. Ktokolwiek obawiał się efekciarskiego, lecz pozbawionego treści odcinania kuponów od kultowego cyklu, ten może spokojnie odetchnąć. Najnowszy obraz Scotta to nie tylko widowisko, ale i historia, która równie dobrze broni się sama, jak i w kontekście dobrze znanego uniwersum. Co najważniejsze jednak, nie jest to zwykły origin ksenomorfów ani Ripley, a całkiem świeży epizod z nowymi (starymi) bohaterami.

Ci ostatni to członkowie załogi statku kosmicznego Prometeusz, którzy wyruszyli z tajemniczą misją na odległą planetę, na której może znajdować się życie. Nietrudno więc przewidzieć, że poza czysto naukowymi zagadnieniami, załoga tytułowej ekspedycji będzie musiała zmierzyć się także z problemami natury egzystencjalnej. Te zresztą zapowiadane były w każdym kolejnym zwiastunie filmu cytatami pokroju: "Wielkie rzeczy mają niewielkie początki" (tekst poniekąd odnosi się również do chronologicznych zależności między Prometeuszem a Obcym – 8. pasażerem "Nostromo").

Prometheus, are you seeing this?

Jak to u Scotta bywa, również tym razem mamy do czynienia z bardzo ładną warstwą wizualną. Świetne zdjęcia Dariusza Wolskiego uzupełnia tu równie dobra praca scenografów, i speców od CGI. Nie wypada też pominąć faktu, iż jest to jeden z niewielu filmów, w których 3D naprawdę się sprawdza. I nie, nie ma w tej kwestii żadnych fajerwerków i przesady – ot, stonowane, umiejętne wykorzystanie technologii. W efekcie, nawet przez względnie wygodne okulary patrzy się na Prometeusza z przyjemnością.

To ostatnie to także zasługa obsady. Niewątpliwie najładniejsza spośród "tych piękniejszych", Charlize Theron, wzbudza chyba najmniej entuzjazmu, choć właściwie miała też nieszczególnie wiele do zagrania. W pełni rozumiem natomiast peany pod adresem odtwórcy głównej roli męskiej – Michaela Fassbendera, czyli filmowego Davida. Aktor okazał się wręcz idealnym wyborem do roli androida, łączącego w sobie mechaniczny chłód z cechami iście ludzkimi (niemal dziecięca ciekawość).



Pochwały należą się również filmowej dr Shaw, czyli Noomi Rapace, która odnalazła się na planie doskonale i – co istotne – nie dała się przyćmić wspomnianym gwiazdom wielkiego formatu. Warty wzmiankowania jest również wcielający się w jej ukochanego, dr-a Hollowaya, Logan Marshall-Green. Zadziwiająco podobny do Toma Hardy'ego aktor nie tylko nieźle się prezentował, ale też grał – śmiałbym twierdzić, że nie gorzej niż Theron.

Na drugim planie nie jest źle, choć nie ma też szału. W zasadzie poza Idrisem Elbą (kapitan Janek) brak tam znanych nazwisk i zapadających w pamięć postaci. Na osobny komentarz zasługuje natomiast Guy Pearce w roli Petera Weylanda. Ktokolwiek oglądał wcześniej Obcego ten wie, że nazwisko granego przez niego bohatera wyklucza mówienie o nim w kategorii jedynie epizodu, nawet jeśli czasu ekranowego dostał niewiele. Rzecz w tym, że faktycznie wiele do zagrania nie miał, a wypadł co najwyżej średnio – niemal kopiując "starczy" element kreacji Jareda Leto jako Nemo w Mr. Nobody.

David, why are you wearing a suit, man?

Film ogląda się dobrze, ale to nie tylko zasługa ładnych obrazków. Nawet w połączeniu z niezłą (choć nieco "przezroczystą") muzyką Marca Streitenfelda nie zaowocowałyby one dobrym utworem, gdyby historia była słaba. Zatrudnienie Damona Lindelofa do pracy nad fabułą to jedna z najlepszych decyzji Scotta przy tworzeniu ekipy Prometeusza. Nie chodzi jedynie o porządnie napisane dialogi i parę chwytliwych one-linerów. Czołowy scenarzysta LOST to sprawdzone nazwisko, prawdziwa gwarancja tekstu na poziomie. I tym razem zapewnił dość meandrów, by było o czym rozmawiać, a jednocześnie nie na tyle dużo, by wpaść w pułapkę własnych pomysłów "nie do wyjaśnienia".

Opowiedzianą w Prometeuszu historię śledzi się z zaciekawieniem. O ile twórcy nie chcieli w danym miejscu pozostawić pola do interpretacji, kolejne pytania znajdują swoje odpowiedzi i większość jest zadowalająca. Niestety, nie obeszło się jednak bez problemów. Niektórym rozwiązaniom brakuje konsekwencji (na przykład sposób działania hologramów), a niektóre są aż za bardzo sztampowe jak na twórcę tego formatu (kolejność ofiar). Poza tym, doskonałe przez większość filmu tempo narracji mniej więcej na pół godziny przed finałem nieco zbyt gwałtownie przyspiesza (przez co wiele wątków nagle, jednocześnie, osiąga apogeum).



Najnowsze dzieło Ridleya Scotta łączy w sobie jednak dwie cenne wartości. Z jednej strony stanowi względnie świeżą – choć nie silącą się na szczególną rewolucyjność – historię, z drugiej zaś godnie wpisuje się w tradycję popularnej sagi o Obcych. Nawet, jeśli tych ostatnich tutaj jedynie "wyczuwamy". Nie bez powodu Prometeusz to nie podtytuł kolejnego filmu z cyklu Aliens. Umiejętność powrotu do świata, który reżyser zaczął tworzyć już w 1979 roku, przy jednoczesnym przesunięciu akcentów na nowe rozwiązania, zaowocowała sprawnie zrealizowanym sci-fi, które zwyczajnie wypada znać.

Prometeusz to pozycja obowiązkowa, zarówno dla fanów gatunku, jak i wielbicieli wcześniejszych dokonań reżysera. Zdecydowanie warto wybrać się do kina, nawet w 3D. Obrazowi daleko do perfekcji, ale fala krytyki pod jego adresem, z jaką można się spotkać głównie w sieci jest zdecydowanie przesadzona. Oglądając film nie można pozwolić, by parę drobnych błędów i zbyt wygórowane oczekiwania przesłoniły nam wspomniane wcześniej wartości. Parafrazując bowiem wypowiedź pana Lawrence'a w scenie z filmu Lawrence z Arabii, którą szczególnie upodobał sobie David: "Cała sztuczka, drodzy widzowie, polega na tym, by nie zważać na drobne niedoskonałości".
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.5
Ocena recenzenta
Tytuł: Prometheus
Reżyseria: Ridley Scott
Scenariusz: Ridley Scott, Damon Lindelof
Zdjęcia: Dariusz Wolski
Obsada: Noomi Rapace, Michael Fassbender, Charlize Theron, Idris Elba, Guy Pearce, Rafe Spall
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2011
Data premiery: 20 lipca 2012
Dystrybutor: Imperial - Cinepix



Czytaj również

2012: Top 5 filmów
Czyli podsumowanie najlepszych filmów minionego roku według części redakcji działu Film
The Old Guard
Umiera się więcej niż raz
- recenzja
Pierwszy śnieg
Długo jeszcze?
- recenzja
Obcy: Przymierze
Koniec jest bliski
- recenzja
Assassin's Creed
Nic nie jest prawdą
- recenzja
Marsjanin
Robinson Cruzoe nowych czasów
- recenzja

Komentarze


~blazius

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Panowie tacy znawcy a nie rózrózniacie księzyca z Ósmego Pasażera od planety z Prometeusza. Dwa różne statki. Dwa różne truchła.
Co do rogalików i spodków - podział iomo bez znaczenia dla fabyły. Nie ma u Pilotów żadnych frakcji. Scena z wodospadem odbyła sie gdziekolwiek w kosmosie i kiedykolwiek. Jest symboliczna.
Ksenomorf z ostatniej sceny jest faktycznie po nic wciśnięty a twarzołap wielkosci kałamarnicy jest z dupy ale za to fajnie wygląda w scenie walki i to pewnie chodziło.
23-07-2012 10:12
~Proteusz

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
No właśnie. Ksenomorf. Czy na statku jockeyów w tej samej komorze z twarzą, w której znajdowały się kontenery z mazią, nie znajdowała się płaskorzeźba ksenomorfa, a pod nią swojego rodzaju fosforyzujące na zielono jajo? Czy mi się przewidziało?
23-07-2012 10:22
Malaggar
   
Ocena:
+2
Panowie tacy znawcy a nie rózrózniacie księzyca z Ósmego Pasażera od planety z Prometeusza. Dwa różne statki. Dwa różne truchła.
Dwie różne jakości filmów.
23-07-2012 10:24
KFC
   
Ocena:
0
Dla mnie dziwaczne były jakieś z tyłka hologramy, otwieranie drzwi losową kombinacją klików, nie mówiąc o odpalaniu latających spodków..
David nauczył się wszystkiego jedząc zupkę i oglądając stare filmy?
Absurd goni absurd w tym filmie.. co scenę praktycznie.
Może wersja reżyserska coś poprawi, jak się okaże że połowę filmu pocięto i dlatego to tak źle wygląda.. chociaż wątpię bo dziadyga Scott mówił że film ma odpowiednią długość.
23-07-2012 11:15
~blazius

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nie zwracajcie uwagi na to co Scott mówił bo znowu się rozczarujecie. On jedno, wytwórnia drugie, a na ekranie co innego. Takie czasy.
W poprzednich częściach też było dużo brawury i nielogiczności które napedzały akcję.
23-07-2012 11:33
KFC
   
Ocena:
0
Wiesz SOD, skoro oni lądowali na chybił trafił to może gdzieś tam na tej planecie są jeszcze inne ciekawe rzeczy, których nie widzieli stąd ta mapa - jakiś Jockey Disney Land czy coś ;)
23-07-2012 11:37
Pharas
   
Ocena:
+1
Z innej beczki, czy głos komputera pokładowego na Prometeuszu to nie był przypadkiem głos HALa 9000 z 2001: Odysei kosmicznej? Tak mi się jakoś skojarzyło...

Może ksenomorf z ostatniej sceny miał po prostu tłumaczyć origin Obcych jako broni biologicznej tych dżokejów?
23-07-2012 13:48
~Q

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@Proteusz - mnie tez sie wydawało że była tam płaskorzeźba z czyms co estetyką przypominało wizje Gigera i xenomorphy właśnie.
@KFC - true dat. Oni ladowali w randomowym miejscu i trafili na zkampowany statek. Może 100 km dalej była cała baza albo cuś. Gdyby to wziąć na logikę to rzeczywiście mogłaby tam być jakas większa baza umieszczona centralnie i prowadzące z niej tunele do rozmieszczonych koncentrycznie wokół lądowisk. Na końcu mamy wszak scenę odlotu innego rogalika, który wznosi się w nie tak dużej odległości od wraku tego którego trafił Prometeusz.
Inna sprawa to fakt że nasi dzielni ekploratorzy trafiając na mostek rogalika moga obserwować holograficzna mapę gwiezdną z kilkoma wyszczególnionymi układami solarnymi - czyli mozliwe że space dżokeje planowali wywieźć tę mutująca substancję na kilka planet na których kiedyś zasiali życie. A "zbiegiem okoliczności" Promrteusz trafia akurat na ten który zmierzał w naszą strone. Wiem, mocno naciagane, ale musze to sobie jakoś poukładać pomimo absurdów żeby sie lepiej kupy trzymało.
23-07-2012 14:03
KFC
   
Ocena:
0
Dla mnie ten film nie trzyma się kupy, i nawet nie próbuję sobie tego układac, pewnie sequel albo wersja reżyserska coś rozjaśnią, albo wcale nie.. :P
23-07-2012 14:25
Malaggar
   
Ocena:
0
@Pharas: Raczej nie, Douglas Rain ostatni występ miał chyba w latach 80tych.
23-07-2012 14:26
~blazius

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ksenomorpf jest z dupy wzięty na końcu żeby było jasne że własnie oglądałeś coś ala prequel w świecie Obcych. Taki sygnał dla widzów że Obcy to ewidentnie twór Pilotów. Problem w tym że wcześniej jest radosna twórczość Scotta czyli twarzołap wielkości słonia, który nie wykluł się z jaja bo nie ma królowej tylko pochodzi z czarnej maziaji i to wężowidło które się z choinki wzięło w rogaliku.
23-07-2012 14:37
~blazius

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
tzn. twarzołap został wywleczony z brzucha kobiety ale pierotnie to pochodna tego paskudztwa z wazy.
W każdym razie sensu tu za gosz i się ludzie obrazili że takie coś zaserwowano zamiast tego co o cyklu rozrodczym było w komiksach.
23-07-2012 14:42
~Chaos Spawn

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+10
1. "Więc słuchajcie, leciałem miliardy kilometrów 3 lata i wszedłem z Wami do budowli obcych ale jestem geologiem, i mi się tu nie podoba więc sobie pójdę. Ktoś też idzie? Heniek? No to fajnie - chodźmy zgubić się w tunelu którego superduper holomapkę cały czas skanowałem..."

2. Halo! Słyszy nas ktoś? Zgubiliśmy się w tunelach i są tu obcy, ale nikogo z ekipy badawczej to nie obchodzi. Nawet nie nagrywają tego przekazu. Kapitan JANEK bzyka PROFESJONALISTKĘ/PRACOHOLICZKĘ/PERF EKCJONISTKĘ Theron na kierowniczym stanowisku i nie ma czasu na takie duperele jak członkowie jego załogi i jacyś obcy.

3. Oooo! Jakiś obcy wąż! Na pewno nie jest jadowity prawda? Ti, ti ti wężyku pobaw się z wujciem... Achchhgrhh!

4. Cholerka, muszę się wyskrobać - nie urodzę przecież ośmiorniczki! Rach ciach superlaserem i po krzyku. Jeszcze tylko zszywacz biurowy do spięcia rany i mogę śmigać dalej...

Ten film obraża elementarne poczucie logiki, realizmu i zdrowego rozsądku przeciętnego człowieka. Ładne scenografie i klimatyczna muzyka pozwalają jedynie obejrzeć go do końca, bez odruchu wymiotnego. Ponowne oglądanie tego arcydzieła przewiduję dopiero w sobotnim kinie dwójki za kilka lat.
23-07-2012 17:45
Malaggar
   
Ocena:
0
Między pomidorową a schabowym z kapustą?
23-07-2012 17:55
~Chaos Spawn

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Wolę nasz regionalny żurek. Ale schabowym nie pogardzę! :)
Aczkolwiek do klimatu filmu bardziej pasują owoce morza... ;)
23-07-2012 18:02
Malaggar
   
Ocena:
0
Ewentualnie bigos - masa dobrych składników wwalonych w przypadkowych proporcjach. Efekt niby zjadliwy, ale w 99% przypadków to nie to.
23-07-2012 18:03
~Chaos Spawn

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
No to ni mosz farta synek - moja uma taki bigos rychtuje, że ino palce memlać!
23-07-2012 18:06
Malaggar
   
Ocena:
+2
W ramach protestu przeciwko kaleczeniu języka udam, że nie zrozumiałem.

Podsumowanie dyskusji
23-07-2012 18:11
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Im dłużej czytam o tym filmie tym mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że lepiej iść na Batmana.
23-07-2012 18:47
~ShadowOfDeath

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nie, bo jeszcze cie zastrzelą ;)

Prometeusz to bezpieczny wybór dla zdrowia tylko niekoniecznie psychicznego XD
23-07-2012 22:34

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.