Telewizja ABC już dwa razy wzbogacała swoimi produkcjami Filmowe Uniwersum Marvela. W zeszłym roku po dwóch sezonach zakończono Agentkę Carter, której akcję osadzono w latach czterdziestych, natomiast niedługo wystartuje piąta odsłona Agentów T.A.R.C.Z.Y. – wciąż, mimo spadającej oglądalności, dobrze ocenianych przez krytyków. Zanim to jednak nastąpi, już we wrześniu w amerykańskich domach zadebiutują Inhumans – serial zrealizowany przy współpracy z IMAX-em. I to właśnie w kinach tej sieci pokazywane są obecnie dwa pierwsze odcinki. Również w Polsce, chociaż wciąż nie wiadomo, czy podobnie jak przy poprzednich produkcjach Marvela, będziemy mogli śledzić losy nowych bohaterów w telewizji Fox.
Inhumans, wprowadzeni do Filmowego Uniwersum Marvela w drugim sezonie Agentów T.A.R.C.Z.Y., to osoby o odmiennym od ludzkiego genotypie, obdarzone różnymi nadnaturalnymi zdolnościami czy cechami. Niektórzy potrafią się teleportować, inni – przewidywać przyszłość, a jeszcze inni – przywoływać wyładowania elektryczne. Początek serialu zupełnie pomija to, w jaki sposób grupa została zaprezentowana we wcześniejszej produkcji ABC, i przedstawia zbudowane na Księżycu i ukryte przed wzrokiem ludzi miasto, zorganizowane w silnie kastową, merytokratyczną hierarchię i rządzone przez króla Black Bolta (Anson Mount) i jego żonę Medusę (Serinda Swan). Właściwa akcja zawiązuje się, gdy rodzina królewska musi uciekać na ziemię przed spiskiem uknutym przez królewskiego brata Maximusa (Iwan Rheon), który planuje socjalistyczną rewolucję i odzyskanie Ziemi dla swoich pobratymców.
Największą bolączką fabuły są dziury logiczne. Księżniczce Crystal (Isabelle Cornish) towarzyszy teleportujący się pies, który kilkukrotnie bez problemu trafia we wskazane miejsce, a chwilę później omyłkowo rozrzuca bohaterów po całym Hawajach – to oczywista sztuczka scenarzystów, której jedynym celem jest zapełnienie kolejnych odcinków emocjonującymi scenami poszukiwania zaginionych członków rodziny. Najbardziej kuriozalna jest jednak kreacja Black Bolta. Przywódca inhumansów nie mówi i komunikuje się za pomocą języka migowego, jednak nawet jego najbliżsi współpracownicy go nie rozumieją – widocznie mieli istotniejsze rzeczy do przyswojenia przez ostatnie lata niż rozumienie swojego króla, bo każde jego słowa musi tłumaczyć Medusa. To znów decyzja, która nie ma nic wspólnego z logiką – królowa jest po prostu substytutem napisów, które mogłyby przedstawiać widzom wypowiedzi Black Bolta. Widać to zwłaszcza, gdy powtarza na głos wypowiedzi męża nawet w prywatnej rozmowie między ich dwojgiem. Podobnych absurdów jest dużo, dużo więcej.
Niekonsekwencje fabularne można by przeboleć, gdyby losy bohaterów angażowały, a wydarzenia porywały intensywnością. Niestety, nic z tego. Inhumans są po prostu nudni. Pogarszająca się sytuacja bohaterów nie wywołuje żadnych emocji, a zwroty akcji ani nie zaskakują, ani nie zachęcają do dalszego oglądania. Najlepiej z całej obsady wypada Ken Leung wcielający się w Karnaka – królewskiego doradcę obdarzonego nadnaturalnymi zdolnościami analitycznymi oraz niepowstrzymaną koniecznością mówienia wszystkim prawdy.
Na pochwałę zasługują efekty specjalne. Zarówno scenerie księżycowego miasta Attilan, jak i wizualizacje potężnych zdolności są przyjemne dla oka i pokazują skalę zaangażowania IMAX-u w produkcję. Odpowiedzialny za zdjęcia jest znany z Dirty Dancing i Halt and Catch Fire Jeff Jur, który umiejętnie łączy widoki hawajskich lasów z wieżowcami Honolulu czy futurystycznymi budowlami na Księżycu.
Dwa odcinki to za mało, by w pełni ocenić najnowszą odsłonę Filmowego Uniwersum Marvela. Być może ciąg dalszy zatrze początkowe kiepskie wrażenie i znajdzie dobry sposób na spójne połączenie z rozbudowanym i skłaniającym do refleksji przedstawieniem relacji ludzi i inhumansów w Agentach T.A.R.C.Z.Y. Na razie nic jednak nie wskazuje na to, by fani Daisy czy Yo-Yo znaleźli nowych idoli w królewskiej rodzinie z Attilanu.
W seansie wzięliśmy udział dzięki uprzejmości Cinema City.