Warcraft: Początek

Kinowy debiut Azeroth

Autor: Jan 'gower' Popieluch

Warcraft: Początek
Królewska armia wyrusza ze Stormwind, na wschodzie zastępy orków wylewają się z Mrocznego Portalu, a elficcy magowie obradują w unoszącym się w chmurach mieście Dalaran. Kolejny świat fantasy zaprezentował się właśnie na wielkim ekranie.

For The Horde!

Film Duncana Jonesa przedstawia wydarzenia znane z gry Warcraft: Orcs & Humans oraz powieści Ostatni Strażnik Jeffa Grubba. Miejscami traktuje je jednak bardzo luźno i mocno zmienia kanoniczną historię. Gdy macierzysty świat orków staje się niezdolny do życia, ich wojownicy zbierają się wokół czarownika Gul'dana, by po drugiej stronie Mrocznego Portalu szukać nadających się do zamieszkania terenów. Do otwarcia przejścia między światami orczy mag wykorzystuje Fel – magię biorącą swoją moc z odbieranego życia. Pierwsza wyprawa ma więc na celu przede wszystkim znalezienie niewolników, których krew posłuży do przygotowania drogi dla Hordy. Co ciekawe, tłumacz odpowiedzialny za polskie napisy zdecydował się przetłumaczyć Fel jako... Spaczeń – termin znany z uniwersum Warhammera. I chociaż nie da się ukryć, że podobieństwo obu substancji samo się narzuca (demoniczne pochodzenie, jaskrawo zielony kolor, mutacje), to polscy wydawcy tytułów osadzonych w Starym Świecie raczej nie są z tego faktu zadowoleni.

Po przejściu przez portal, orkowie trafiają do Azeroth – królestwa rządzonego przez Llane'a Wrynna (Dominic Cooper). W obronie przed najeźdźcami pomagają mu brat i dowódca wojsk Lothar (Travil Fimmel), potężny, ale pogrążony w wewnętrznych zmaganiach Strażnik Medivh (Ben Foster) i młody mag Khadgar (Ben Schnetzer). Pobieżnie poznajemy również ludy pozostałych Siedmiu Królestw – w tym krasnoludów i elfów.

Śródziemie ma brata...

Jeśli mielibyśmy liczyć kompleksowe i dopracowane światy fantasy, które trafiły na wielki ekran, nie musielibyśmy użyć zbyt wielu palców. Właściwie nie musielibyśmy nawet liczyć, bo poza Władcą Pierścieni trudno wskazać jakąkolwiek inną produkcję, przy której widz miałby świadomość fabularnej głębi oraz ciężaru miejsc, postaci czy historii stojących za pokazywanymi scenami i wymienianymi nazwami. Warcraft: Początek oczywiście nawet nie zbliża się poziomem do Tolkiena i adaptacji Jacksona, ale sam fakt porwania się na tę samą kategorię mówi już sporo. Faktycznie, podczas seansu czuje się rozmach przedstawionego świata i chociaż dwugodzinny film zaledwie muska kolejne elementy uniwersum, to nie ma żadnej wątpliwości, że pod nimi, niedotknięte tym muśnięciem, spoczywają fundamenty składające się na dziesięciolecia powstawania marki Warcraft.

... ale niezbyt bystrego

Niestety nie wystarczy mieć bogaty świat, żeby zrobić dobry film. O ile sama historia, choć poprowadzona bez większych niespodzianek, jest poprawna i nawet wciągająca, o tyle motywacje kierujące częścią bohaterów nie mają najmniejszego sensu. Dotyczy to zwłaszcza pół-orczycy Garony (Paula Patton), która zdaje się po prostu robić to, czego w danej chwili potrzebował od niej scenarzysta. Podobnie irracjonalna jest relacja Medivha i Khadgara, a odruchu niedowierzającego kręcenia głową dopełnia wprowadzony ni stąd, ni zowąd wątek romantyczny.

Dużo do życzenia pozostawia również przedstawienie stron konfliktu. Teoretycznie mamy Durotana (Toby Kebbell) – wodza zatroskanego o swoją rodzinę i klan – ale szybko staje się oczywiste, że tylko ork współpracujący z ludźmi zasługuje na uznanie i empatię widza. Identyfikacji z orkami nie pomaga też tona generowanej komputerowo grafiki, spod której trudno dostrzec jakiekolwiek ślady aktorów. Nagromadzenie CGI w bohaterach i sceneriach jest tak wielkie, że całość ogląda się bardziej jak grę wideo niż jak film.

Dobrze spisał się odpowiedzialny za muzykę Ramin Djawadi. Wcześniej poznaliśmy jego twórczość w Pacific Rim i serialu Gra o Tron, a teraz znów jesteśmy raczeni monumentalnymi i doniosłymi brzmieniami pasującymi do nastroju toczących się na ekranie wydarzeń. Jednak chociaż same kompozycje są udane, zdają się funkcjonować obok fabuły. Nie uświadczymy tutaj sugerowania muzyką wewnętrznych zmagań bohatera ani nie wyłapiemy różnorodnych motywów związanych z poszczególnymi tematami czy frakcjami. Szkoda, bo odważne wykorzystanie muzyki jest jednym z elementów wyróżniających ponadprzeciętne filmy fantasy.

Uniwersum stworzone w grach Blizzarda zasługiwało na obecność w salach kinowych i dobrze się stało, że Warcraft: Początek powstał. To niezły film, zachęcająco prezentujący obietnice, jakie skrywa Azeroth, i na pewno ta premiera przyciągnie do World of Warcraft rzesze nowych graczy, a starych przyzwie do dawno nieuruchamianego klienta. Seans oprócz przytłaczającego doświadczenia nowego świata dostarczy też jednak kilku rozczarowań, z których głównymi są niedopracowane i niewiarygodne motywacje bohaterów, a także zbytnie nagromadzenie efektów komputerowych.