Trzy billboardy za Ebbing, Missouri

Bezradność i determinacja

Autor: Jan 'gower' Popieluch

Trzy billboardy za Ebbing, Missouri
Tragedia, która wstrząsnęła amerykańskim miasteczkiem. I matka, która wbrew wszystkim szuka sprawiedliwości. A na tle jej walki niezwykły humor i złożone historie zwykłych ludzi. To właśnie nowa propozycja Martina McDonagha, nad którą koniecznie trzeba się pochylić.

Ebbing w stanie Missouri to spokojne, fikcyjne miasteczko, w którym wszyscy się znają i nigdy nie dzieje się nic wielkiego. Do czasu. Pewnej nocy społecznością wstrząsa informacja o gwałcie i morderstwie, których ofiarą padła uczennica miejscowego liceum. Policyjne śledztwo utyka jednak w martwym punkcie i z czasem życie wraca do normy – dla wszystkich oprócz pogrążonej w rozpaczy matki, Mildred Hayes. W jej roli zobaczymy Frances McDormand, która 20 lat temu zdobyła Oscara za Fargo.

Mildred kieruje swój gniew na policję. Wynajmuje trzy dawno nieużywane billboardy przy drodze do miasta i umieszcza na nich oskarżenie o opieszałość, wymierzone wprost w powszechnie szanowanego szeryfa Williama Willoughby'ego (Woody Harrelson, znany z serialu True Detective). Wkrótce sprawa nabiera rozgłosu, ale bohaterka musi zmierzyć się z niechęcią policji, mieszkańców, a nawet własnego syna.

Trzy billboardy za Ebbing, Missouri rozpoczynają się w bardzo przewidywalny sposób, przedstawiając kolejnych bohaterów dobrze wpasowujących się w znane formy i osobowości. Szybko jednak okazuje się, że ta pozornie prosta opowieść kryje w sobie znacznie więcej. Odpowiedzialny za scenariusz i reżyserię Martin McDonagh (7 psychopatów) uczynił swój film komentarzem do brutalności policji i uprzedzeń rasowych. Również postacie z czasem zaczynają nabierać głębi. Ludzie źli i okrutni wykazują się bohaterstwem i wrażliwością, a pozytywni bohaterowie postępują w jednoznacznie naganny sposób. Całość składa się w historię, która w niezwykle umiejętny sposób łączy różne konwencje i nastroje. W jednej chwili dialogi bohaterów doprowadzają nas do szczerego śmiechu, a już za chwilę ten śmiech zamiera na ustach, bo tragiczna tematyka filmu daje o sobie znać z całą mocą. Pozytywne doświadczenie widza jest w kilku miejscach zepsute przez nielogiczności w scenariuszu i w wyborach bohaterów, ale nie wpływa to drastycznie na całokształt wrażeń.

Najjaśniejszą stroną Trzech billboardów jest zdecydowanie obsada. Poza doskonałą główną rolą McDormand na szczególną uwagę zasługuje Sam Rockwell, który wcielił się w rolę przygłupiego i przekonanego o własnej wszechmocy policjanta. Bohater, który początkowo wydaje się jedynie humorystycznym akcentem, staje się jedną z najciekawszych postaci w całym obrazie. Nie można też zapomnieć o świetnym Harrelsonie, a także bardzo ciekawym – choć krótkim – występie Clarke'a Petersa znanego z roli Freamona w Prawie ulicy (The Wire).

W wejściu w filmowe życie miasteczka bardzo pomagają zdjęcia Bena Devisa, który, co ciekawe, ostatnio zajmował się między innymi Strażnikami Galaktyki, Doktorem Strange'em i drugą częścią Avengers. Dziesięć lat temu stał natomiast za kamerą Gwiezdnego pyłu. Tym razem skupił się głównie na powolnych, szerokich ujęciach, ale doświadczenie w dynamicznych scenach akcji w kilku scenach również okazało się bardzo przydatne.

Pierwszy kwartał co roku charakteryzuje się nagromadzeniem polskich premier filmów, które amerykańscy producenci upchnęli w grudniu, by kwalifikować się do nagród. W tym bogactwie możliwych wyborów Trzy billboardy za Ebbing, Missouri z całą pewnością zasługują na uwagę, a osiem nominacji do Oscara i cztery Złote Globy są jak najbardziej zasłużone.