Trudny klient

Autor: Anna 'Arion' Szupiluk

Trudny klient
Sympatyczny film można włączyć bezwiednie i prowadząc natchnione rozmowy ze znajomymi lub parząc kawę, rzucać raz po raz okiem na ekran. Sympatyczne filmy nie wymagają udziału licznej gromady szarych komórek, za to pozwalają poczuć się lepiej. Ot, czarująco-infantylne, kolorowe obrazki, pozytywne w treści, nieskomplikowane w odbiorze, wesołe w formie i nie pozostawiające śladów w pamięci. Trudny klient to jeden z takich filmów.

Oto Dave, zawołany zdobywca serc niewieścich, którego przypadkowo wzięto za geja. Dla dobra prawniczej kariery postanowił nie dementować niecnych plotek i pozostać gejem przez kilka tygodni. W sam raz, aby wystarczyło na wygranie sprawy sądowej, w której homoseksualizm i dyskryminacja na tle seksualnym odgrywają główną rolę.

Choć pod względem założeń fabularnych Trudny klient może przypominać francuską Plotkę, niewiele ma z nią wspólnego. O ile w Plotce mikroświat firmy był urokliwym zwierciadłem, w którym francuskie (i nie tylko francuskie) społeczeństwo mogło się przejrzeć z rozbawieniem, o tyle Trudny klient nie ma ambicji bycia czymś więcej niż klasyczną komedią pomyłek, odzianą nieco na wyrost w szaty kontrowersyjnej satyry. Nie aspiruje do walki z utartymi schematami, nie ma ambicji światopoglądowych wycieczek czy inspirowania dialogu na trudne tematy.

Twórcy filmu, uznając zapewne, że temat jaki wybrali jest wystarczająco obrazoburczy, aby zaspokoić rozleniwione, popołudniowe zapotrzebowanie na kontrowersje, starannie zrezygnowali z jakichkolwiek dodatkowych niespodzianek. Dzięki temu wszelkie ostrza zostały stępione, czyniąc Trudnego klienta sympatycznym, pozbawionym rubasznego humoru i kantynowych dowcipasów, ale również nieco nijakim i bezbarwnym. To film przyrządzony wedle starego, dobrego i sprawdzonego przepisu, którego głównym składnikiem jest odrobina: odrobinę zabawny, nieco frywolny, ździebko kontrowersyjny. Żadna papryczka jalapeño, ale danie łagodne i delikatne, wkomponowane w nastrój podwieczorku, przy którym najlepiej je zaserwować.

Oglądanie Trudnego klienta nie wymaga używania zakładek odpowiedzialnych za logiczne myślenie. Te partie najlepiej w ogóle odłączyć od zasilania lub zapomnieć o nich czym prędzej, pozwalając umysłowi odpocząć gdzieś w kącie. Jak zostać gejem w oczach współtowarzyszy pracowniczej niedoli? Wedle założeń scenariusza, najlepiej wykrzyczeć tę deklarację na środku firmowego korytarza i liczyć na niezachwianą wiarę w moc słowa, która pozwoli nadać dotychczasowym wyczynom Dave’a don Juana rys dramatycznych poszukiwań własnej tożsamości.

W opozycji do ogólnej akceptacji, twórcy filmu pozostawiają trójkę niedowiarków – rywalkę na drodze do awansu, która za wszelką cenę usiłuje zdemaskować seksualnego symulanta oraz dwóch niezbyt rozgarniętych kumpli, których świat (po oświadczeniu Dave’a) zachwiał się w posadach, wobec szokującego odkrycia, że orientacja seksualna niekoniecznie się z tłumu wyróżnia i rozpoznać jej nie sposób. Zaś sam Dave nie ma kłopotów z przywdzianiem szat nowej orientacji – nie jest homofobem, a od czasu rozstania z ostatnią ukochaną, pomieszkuje u kumpla – zdeklarowanego geja.

Trudny klient to przede wszystkim film o rywalizacji (cichej wojnie między pretendentami do tronu – zarządu firmy), okraszonej romantycznym lukrem, poprawnie zrealizowany i zagrany przez urokliwych aktorów, przy wykorzystaniu nieco przestylizowanej ekspresji. Nie próbuje pod komediowym płaszczem przemycać wielkich przesłań lub opowiadać o poszukiwaniu siebie i walce z własnymi uprzedzeniami. Ogląda się go bez zażenowania, ale i o zaangażowaniu mowy być nie może. Zalicza się do tych osiągnięć sztuki filmowej, których wartość nie jest mierzalna temperaturą dyskusji, jaką wywołują, liczbą protestów, wielością publikacji czy decybelami śmiechu. Ot, film sympatyczny, który funkcjonuje jak bezzałogowy samolot szpiegowski – pozostawia ślad na krótką chwilę, a później rozmywa się w pamięci.

Wydanie DVD zawiera film i tylko film. Nie jest to zarzut – trudno mieć pretensje, aby film tak skromny epatował okazałymi bonusami. W tym przypadku można liczyć na wybór scen, wersji językowej i zwiastun. Zabrakło niestety informacji, dlaczego oryginalny tytuł Partner(s) otrzymał tak fatalny, polski odpowiednik…