Strażnicy Galaktyki vol. 2

High on believing

Autor: Jan 'gower' Popieluch

Strażnicy Galaktyki vol. 2
Wieczne kłótnie, wyrzuty i wzajemne ratowanie sobie skóry – najzabawniejsza rodzina w galaktyce powraca przy dźwiękach muzyki z lat osiemdziesiątych i zabiera nas w podróż, z której nie będziemy chcieli wracać.

Debiutujące na ekranach w 2014 roku przygody Star-Lorda i reszty Strażników Galaktyki, chociaż najsłabiej powiązane z resztą uniwersum Marvela, zdobyły serca widzów i ponad 700 milionów dolarów. Kąśliwe poczucie humoru i świetna ścieżka dźwiękowa spowodowały, że fani z utęsknieniem wyczekiwali każdego szczegółu na temat kontynuacji. Po trzech latach znów wyruszamy między gwiazdy, by ratować wszechświat.

Strażnicy Galaktyki vol. 2 rozpoczynają się wkrótce po zakończeniu pierwszej części. Peter (Chris Pratt), Gamora (Zoe Saldana), Drax (Dave Bautista), Rocket (Bradley Cooper) i Mały Groot (Vin Diesel) podejmują się odzyskania skradzionych ogniw energetycznych. Misja pochodzi od Suwerennych – doskonalonego genetycznie gatunku, wrażliwego na punkcie swojej wyjątkowości i niecierpiącego lekceważenia. Bohaterowie nie potrzebują oczywiście dużo czasu, żeby ściągnąć na siebie gniew złotoskórych istot, ale od niechybnej śmierci ratuje ich nieobecny przez ostatnich 30 lat... ojciec Petera (Kurt Russel).

Poza dobrze już znanym humorem i efektami specjalnymi, scenariusz drugiej odsłony skupia się mocno na rodzinie, w przeróżnych kształtach, i jest to zdecydowanie jego mocny punkt. Obserwujemy na ekranie zmieniającą się dynamikę emocji między samymi Strażnikami, kiełkującą więź Petera z odnalezionym ojcem, pełną trudnych wspomnień i brutalnej walki historię Gamory i jej siostry – Nebuli (Karel Gillan), a także relację Petera z Yondu (Michael Rooker), który zastępował mu przez lata ojca, i samego Yondu z Łowcami, którzy wykluczyli go ze swojego grona za złamanie Kodeksu. Ten ostatni wątek pozwolił na wprowadzenie do uniwersum kolejnej aktorskiej gwiazdy – Sylvestra Stallone'a jako kapitana Łowców.

Przesunięcie ciężaru fabularnego z losów Galaktyki w stronę spraw bohaterów i relacji między nimi było bardzo dobrą decyzją Jamesa Gunna – reżysera i scenarzysty obu części Strażników. Historia zyskała dzięki temu głębi i śledzi się ją z autentycznym zaangażowaniem. W komplecie z intrygującymi postaciami dostajemy świetnie napisane i kipiące humorem dialogi – jest jeszcze zabawniej niż w pierwszej części. Szkoda tylko, że twórcy nie zdecydowali się na nieco poważniejsze podejście do niektórych tematów. Nawet mimo przyjętej konwencji, scena wymordowania całej załogi statku przy dźwiękach skocznej muzyki powoduje u widza mocny dysonans. Dziwić może również jeszcze większa niż poprzednio izolacja akcji od wydarzeń z reszty Filmowego Uniwersum Marvela. Wojna bohaterów i Doktor Strange przygotowywały grunt pod przyszłorocznych Avengers: Infinity War, natomiast Strażnicy Galaktyki vol. 2 całkowicie pomijają ten kontekst i przedstawiają zupełnie niezależną opowieść. Co więcej, wśród aż czterech dodatkowych scen w trakcie napisów końcowych nie znalazła się żadna nawiązująca do pozostałych tytułów Marvela.

Bardzo dobrze spisała się cała obsada, ale, tak jak poprzednio, najjaśniej błyszczą Bradley Cooper i Vin Diesel użyczający głosów Rocketowi i Małemu Grootowi. Mocno zmieniła się natomiast kreacja Michaela Rookera – jego Yondu ma teraz w sobie znacznie więcej głębi i autentyczności, a okazywane emocje automatycznie uczyniły go znacznie ciekawszą postacią. To samo dotyczy Zoe Saldany i Karen Gillan – sięgnięcie w historię ich bohaterek dało okazję do zaprezentowania bogatszej osobowości. Na tym tle czas najmniej dotknął granego przez Chrisa Pratta Petera Quilla. Jego kreacja ogranicza się do widowiskowego strzelania i rzucania żartami, ale robi to tak samo dobrze jak zawsze.

Efekty wizualne to oczywiście w większości zasługa grafiki komputerowej. Ta świadomość w żaden sposób nie wpływa jednak na przyjemność płynącą z oglądania zapierających dech w piersi widoków. Wielobarwne krajobrazy, kosmiczne rośliny, niezwykła architektura czy imponujące układy planetarne sprawiają, że trudno choćby na chwilę odwrócić wzrok od ekranu. Tak jak poprzednio, ogromną zaletą filmu jest muzyka – zarówno oryginalne kompozycje Tylera Batesa (Watchmen, 300), jak i wykorzystane w ścieżce dźwiękowej rockowe i bluesowe utwory tworzą doświadczenie na poziomie nieosiągalnym dla innych tytułów z MCU.

Strażnicy Galaktyki vol. 2 to świetny film, który może przyciągnąć wiele grup odbiorców. Dla pełnego doświadczenia przygód Star-Lorda nie trzeba znać reszty uniwersum, a coś dla siebie znajdą szczególnie miłośnicy muzyki z lat osiemdziesiątych i szalonego humoru. Tymczasem pora uzbroić się w cierpliwość, bo już za dwa miesiące Marvel wraca na Ziemię – do świata nastolatków i pajęczyn.