Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara
Kapitan Jack Sparrow upadł na samo dno – od dawna nie odniósł sukcesu podczas swoich eskapad, Czarna Perła tkwi w butelce, a rozczarowana brakiem złota załoga go opuszcza. W momencie słabości niesławny pirat wymienia swój magiczny kompas na butelkę rumu, co okazuje się mieć nieoczekiwane konsekwencje. Tym samym zostaje zdjęta klątwa z dotychczas uwięzionego w "diabelskim trójkącie" Kapitana Salazara i jego nieumarłej załogi, który pała żądzą zemsty na Jacku za to, iż to za jego sprawą został tam schwytany lata temu. Jedyną nadzieją Sparrowa jest odnalezienie mitycznego, dającego władzę nad morzem trójzębu Posejdona, w którego poszukiwaniach łączy siły z Henrym Turnerem (synem znanego z poprzednich części Willa, próbującym zdjąć klątwę ze swego ojca) oraz Kariną Smith (posiadaczką notesu zawierającego wskazówki dotyczące odnalezienia trójzębu).
Historia rozpoczyna się dość obiecującą sceną, w której młody Henry rozmawia z ojcem i obiecuje mu, że kiedyś go uratuje. Jednak pozytywne pierwsze wrażenie zostaje dość prędko zatarte, gdy zaczynamy oglądać drugą scenę, która mogłaby służyć za początek filmu... a potem trzecią... i tak aż do piątej, a każda z nich pełni tę samą funkcję – wprowadzenia głównych postaci. Nie da się ukryć, że tempo akcji dość mocno na tym cierpi, nawet jeśli cały czas jesteśmy świadkami widowiskowych scen – jaki jest bowiem ich sens, jeśli zdajemy sobie dobrze sprawę, że stanowią one jedynie prolog o minimalnym znaczeniu?
Niestety, później problemy dotyczące fabuły Zemsty Salazara zaczynają się pojawiać coraz liczniej. Nie dość, że główny wątek (poszukiwania magicznego skarbu w celu powstrzymania kolejnej przeklętej załogi) został uszyty wyjątkowo grubymi nićmi (jaki niby związek ma kompas Jacka z faktem uwięzienia Salazara w trójkącie?), to na dodatek aż roi się w nim od scen niewpływających w żaden istotny sposób na intrygę. Zbyt wiele czasu poświęca się na konflikt bohaterów z Brytyjczykami, podczas gdy oczywiste jest, że są oni jedynie przystawką przed daniem głównym, jakim jest konfrontacja z tytułowym antagonistą, a reklamowane w mediach cameo Paula McCartney'a jest całkowicie komediowe i nie wnosi absolutnie nic do filmu – Keith Richards w Na krańcu świata przynajmniej miał istotną rolę do odegrania, nawet jeśli tylko na moment.
Dobrze zatem, że efekty specjalne odwracają naszą uwagę od słabości scenariusza. Tak jak w poprzednich częściach Piratów z Karaibów, także i tu mamy do czynienia z naciskiem na widowiskowość tak kiczowatą, że niemożliwą do potraktowania poważnie – ale też nikt nie powinien udawać się na seans z takim oczekiwaniem. Bez względu na to, czy mamy do czynienia ze scenami komediowymi, czy dramatycznymi, prezentują się one bardzo dobrze, a czasem nawet świetnie, w czym bez wątpienia pomaga towarzysząca im muzyka – tym razem stworzona bez udziału Hansa Zimmera, ale Geoff Zanelli poradził sobie co najmniej satysfakcjonująco.
Smuci jednak to, iż twórcy nie wyciągnęli wniosków z największego problemu nękającego poprzednią odsłonę, jakim byli bohaterowie. Grany przez Johnny'ego Deppa kapitan Jack Sparrow utracił niemal cały urok i nie ma do zaoferowania niczego, czego nie widzieliśmy już w pozostałych częściach Piratów z Karaibów, a chociaż wygłaszane przez niego bon-moty czasem śmieszą, to równie często humor sprawia wrażenie zbyt wymuszonego. Jego postać jest najzwyczajniej w świecie płytka, co boli tym bardziej, iż wcześniej zostaje zasugerowane widzowi, że będziemy świadkami jakiejś przemiany z jego udziałem, być może powrotu do świetności, kiedy był wprawdzie ekscentryczny, ale tez inteligentny i niebezpieczny. Niestety nic takiego się nie dzieje i Jack nie zmienia się w żaden sposób od początku do końca Zemsty Salazara, co pokazuje, że scenarzyści poszli po linii najmniejszego oporu.
Równie słabo wypadają towarzyszący mu Henry i Karina. Chociaż prezentują się lepiej niż postacie wprowadzone w Na nieznanych wodach, to tylko minimalnie. Henry rozpoczyna film, zdobywając kredyt zaufania u widza, jednak w połowie Zemsty... przestaje odgrywać jakąkolwiek rolę w fabule i zostaje odesłany na dalszy plan, w związku z czym nie otrzymuje żadnych okazji, żeby się wykazać jako pełnoprawny bohater pokroju Willa Turnera. Karina natomiast jest irytująca, ponieważ stanowi przykład stereotypowej racjonalistki, reagującej z pogardą na wszelkie wzmianki o istotach nadprzyrodzonych... pomimo tego, że posiada dziennik ujawniający pewne informacje tylko wtedy, gdy pada na niego światło krwawego księżyca. Pomijając ów pchający fabułę do przodu notes, jedynym co bohaterka wnosi do filmu, jest towarzyszący nam niemal cały czas widok jej głębokiego dekoltu, jak gdyby twórcy bali się, że jeśli widzowie nie będą mieli cały czas przed oczyma ponętnego biustu, to prędko znudzą się stworzoną przez nich produkcją – coś takiego z całą pewnością nie wzbudza zaufania do ich najnowszego dzieła. Pozostałe postacie kobiece pojawiają się dosłownie na kilkanaście sekund, a wszystkie (poza jedną) służą jedynie możliwości wygłoszenia dość niesmacznych dowcipów – nowi Piraci... to najbardziej seksistowski film, jaki widziałem od długiego czasu.
Pod względem postaci film ratują jedynie Javier Bardem w roli Salazara i jak zwykle dobrze wypadający jako kapitan Barbossa Geoffrey Rush (choć nawet u niego można dostrzec ślady zmęczenia rolą). Salazar nie tylko sprawia odpowiednio groźne wrażenie, ale też jest znacznie ciekawszy do obserwowania w swoich manieryzmach niż antagonista z ostatniego filmu, zatem nawet jeśli jego potencjał nie został do końca wykorzystany, to i tak plusuje w oczach widza.
Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara rozczarują tych, którzy oczekiwali powrotu serii do formy. Mamy do czynienia z dziełem minimalnie tylko lepszym od Na nieznanych wodach, a większość wad poprzedniej części została powielona i tutaj. Wszystko wskazuje na to, że w planach jest nakręcenie jeszcze jednego filmu opowiadającego o kapitanie Jacku Sparrowie, ale jeśli ma on reprezentować taki sam poziom, jak jego najnowsza przygoda, to lepiej byłoby, gdyby miał on nigdy nie powstać – chociaż bohaterowie spędzają większość czasu na morzu, to jest ono zadziwiająco płytkie i niewarte ujrzenia na własne oczy, o ile nie jesteście wyjątkowo spragnieni dobrze wykonanych efektów specjalnych.
Reżyseria: Joachim Rønning, Espen Sandberg
Scenariusz: Jeff Nathanson
Muzyka: Geoff Zanelli
Obsada: Johnny Depp, Javier Bardem, Geoffrey Rush, Brenton Thwaites, Kaya Scodelario
Kraj produkcji: USA, Australia
Rok produkcji: 2017
Data premiery: 26 maja 2017