» Recenzje » Opowieści z Narnii: Książę Kaspian

Opowieści z Narnii: Książę Kaspian


wersja do druku

Krok w dobrą stronę

Redakcja: Iwona 'Ivrin' Kusion

Opowieści z Narnii: Książę Kaspian
Gdy w 2005 roku do kin weszły Opowieści z Narnii: lew, czarownica i stara szafa, pełen nadziei wybrałem się na seans, oczekując może nie dzieła na miarę Władcy pierścieni, ale mimo wszystko porządnego, klasycznego filmu fantasy. Zawiodłem się sromotnie. Pierwsza część przygód rodzeństwa Pevensie raziła sztucznością, odpychającym patosem i przede wszystkim nieciekawą fabułą. Zamiast baśniowej opowieści otrzymałem zgraję uganiających się po ekranie gadających zwierzaków, nie mających w sobie nic z urzekającej magiczności (ciekawe były tylko centaury).

Przy okazji kręcenia Księcia Kaspiana na stołku reżyserskim po raz kolejny zasiadł Andrew Adamson, dlatego też nie miałem podstaw, aby po dwójce spodziewać się czegoś więcej, niż mało ambitnej historyjki dla najmłodszych. Zmienili się jednak scenarzyści i najwidoczniej była to bardzo dobra decyzja. Zgodnie z tym, co powiedział jeden z bohaterów, Trumpkin, "Narnia nie była już tak przyjazna, jak wcześniej".

Niedługo po powrocie z Narnii Piotra, Edmunda, Zuzanny i Łucji, odszedł także Aslan. Mieszkańcy magicznej krainy, pozostawieni samym sobie, ulegli najazdowi brutalnych Telmarów – ludzi przybyłych zza morza. Bezwzględni wojownicy zaprowadzili rządy twardej ręki, skutecznie rozprawiając się z jej dotychczasowymi mieszkańcami. Przez ponad tysiąc lat trwała eksterminacja mitycznych stworzeń, aż w końcu ludzie osiągnęli swój cel. Fauny, centaury, minotaury, karły i mówiące zwierzęta stały się tylko legendami. Z lasów trafiły na karty podań dla dzieci, a dorośli wyparli je ze swojej pamięci, myśląc o nich raczej w kategoriach bajkowych monstrów, niż narnijnych autochtonów.

Trzynaście wieków upłynęło od zniknięcia czwórki władców z Ker-Paravel. Wspaniały zamek popadł w ruinę, niedobitki rdzennych mieszkańców Narnii ukryły się w sercu puszczy, a na czele Telmarów stanął ambitny i bezlitosny Miraz, wuj księcia Kaspiana. To w młodym następcy tronu miała odrodzić się nadzieja, na przywrócenie starego ładu. W tym właśnie czasie czwórka rodzeństwa Pevensie zostaje wezwana z powrotem do magicznej krainy, by stanąć po stronie tytułowego bohatera i raz jeszcze zażegnać grożące jej niebezpieczeństwo.

Ogólnie rzecz biorąc, główny wątek w niewielkim stopniu różni się od fabuły części pierwszej - wielki i wszechpotężny wróg przyciska Narnijczyków do muru, a jedyną nadzieją na ratunek jest pomoc synów Adama i córek Ewy. Mimo wszystko, bardzo dużo się zmieniło. Narnia jest jakby pusta, wyzuta z całej swej magiczności, dzika. Widać to już w pierwszych scenach, podczas nocnego pościgu. W Lwie… dominował blask dnia, a tymczasem atmosfera Księcia Kaspiana jest dużo bardziej mroczna. Owa różnica klimatu w dużym stopniu przypomina zmianę, jaka dokonała się w sposobie przedstawiania świata Harry’ego Pottera pomiędzy Komnatą tajemnic a Więźniem Azkabanu. Twórcy poniekąd odeszli od cukierkowatej bajki dla dzieci, robiąc krok w kierunku kina fantasy.

Przede wszystkim zmieniło się podejście do spraw militarnych. W pierwszej części działania wojenne prowadzone były w zasadzie Deus ex machina, no bo jakoś akcję zawiązać trzeba było. W dwójce jest zgoła inaczej. Pojawiają się elementy taktyki, bitwy nie są prowadzone na zasadzie hop, siup! – bez żadnego prawdziwego przygotowania, dużo czasu poświęca się na planowanie, analizę sytuacji, a i podstęp okazuje się być przydatnym orężem. Owszem, nadal twórcom wytknąć można wiele, bo mimo, iż bohaterowie starają się wprowadzać elementy strategii, miejscami ich postępowanie jest zgoła niezrozumiałe (po co Telmarowie prowadzili frontalny atak, skoro mogli po prostu bombardować Narnijczyków pociskami z katapult, i dlaczego gdy do walki włączyła się kawaleria nie zaprzestano ostrzału?), ale mimo wszystko postęp jest widoczny i za to chwalić należy. Na szczególne uznanie zasługują sceny z nocnego ataku na zamek Miraza, w którym to nareszcie (powtórzę jeszcze raz: nareszcie!) twórcy wykorzystali potencjał centaurów, faunów i minotaurów, bardzo dobrze oddając ich umiejętności bojowe.

Olbrzymie znaczenie miała tu przede wszystkim bardzo dobra praca kamery. Dynamiczne ujęcia wyśmienicie oddawały - momentami zawrotne - tempo akcji, co w największej mierze zaowocowało bardzo udaną sceną pojedynku. Wprawdzie do Achillesa i Hektora z Troi jeszcze sporo brakowało, ale już tylko na gruncie przebiegu samej walki, a nie od strony wizualnej. Karl Walter Lindenlaub wykonał kawał dobrej roboty, a w połączeniu z niezgorszymi efektami specjalnymi otrzymaliśmy sporą dawkę naprawdę bardzo dobrych ujęć (szczególnie w finałowej bitwie).

Spore zmiany wprowadzono także w kwestii walk, a dokładnie ilości ofiar. Co tu dużo mówić, w tej części trup ściele się gęsto, a sporą zasługę ma w tym nie kto inny, jak rodzeństwo Pevensie. Nareszcie Piotr i Edmund zaczęli robić użytek ze swoich mieczy, a Zuzanna, w iście legolasowskim stylu, z łuku. Widać, że filmowcy tego elementu nie zaniedbali, chcąc pokazać, że mimo iż główni bohaterowie wyglądają jak dzieci, tak naprawdę już nimi nie są (w końcu opuszczając Narnię w pierwszej części byli już dorośli). Chłopcy najwyraźniej dużo czasu poświęcili na ćwiczenia z choreografami walk, a efektami tych treningów nader często się chwalili (czasami aż za często, ale o tym za chwilę).

I to zaprowadziło nas do kreacji bohaterów, czyli zdecydowanie najsłabszego punktu w całym filmie. Owych punktów było dokładnie cztery: Piotr, Zuzanna, Łucja i tytułowy książę Kaspian. Pierwszy z nich najwyraźniej zamienił się na rozumy z niesfornym Edmundem, z odpowiedzialnego starszego brata przeistaczając się w zadufanego, impulsywnego, aroganckiego i do bólu pompatycznego gbura. Jego przypadek najlepiej ilustruje pewne rażące zaniedbanie, które popełnił Andrew Adamson. Starając się nieco zmienić dziecięcy image rodzeństwa, poprzez wsadzenie im w ręce prawdziwej broni, zapomniał o ich charakterach. Przecież to powinni być dorośli ludzie, z tym że odmłodzeni! Ich ciała się zmieniły, ale psychika powinna zdradzać przynajmniej śladowe oznaki dojrzałości. Tymczasem najstarszy z Pevensiech to ten sam dzieciak, którego znamy z otwierającego cykl filmu. Jedyne co się w nim zmieniło to to, iż cały czas wszystkim przypomina, iż jest królem. Podobnie sprawy się mają z Łucją. Nadal jest małą naiwną dziewczynką, uganiającą się za wróżkami i zachwycającą wszystkim co widzi. I to razi! Bo z jednej strony mamy dziecięcą psychikę, a z drugiej strony sporo scen, w których wyraźnie zasugerowane jest, że oni bardzo dobrze pamiętają swoje dorosłe życie (Piotr w pewnym momencie nawet miał pretensje, że inni traktują go jak dziecko).

Sztuka połączenia psychiki dorosłego z elementami charakteru bohatera z pierwszej części powiodła się jedynie w przypadku Edmunda, który to wyrósł na zdecydowanie najciekawszą postać w całym filmie. Trudno mi ocenić, czy to zasługa reżysera, czy też sam Skandar Keynes podkoloryzował nieco swoją postać, ale bardzo podobało mi się nie tyle to, co mówił, ale sposób w jaki to robił. Aż biła od niego ironia, dystans do samego siebie i chłodne opanowanie, niekiedy przeradzające się w oschłość. Co ważne, ani na chwilę nie wypadł z roli, pokazując, że pod względem umiejętności aktorskich na łeb bije Moseleya, Popplewell i Henley, wcielających się w pozostałą trójkę rodzeństwa.

Z kolei Ben Barnes, grający księcia Kaspiana ograniczał się do rzucania pochmurnych spojrzeń, romantycznego spoglądania w dal, bądź szczerzenia zębów. Może pod względem aparycji pasował do roli młodego monarchy, ale poza tym aż biła od niego sztuczność.

Dobre imię obsady ratowali za to Sergio Castellitto (Miraz), Peter Dinklage (Trumpkin) i Pierfrancesco Favino (lord Glozelle). Na pochwały zasługuje także Tidla Swinton, czyli Biała Czarownica, która mimo iż pojawia się dosłownie na chwilę i tak udowadnia, że co jak co, ale obsadzenie jej w tej roli było świetną decyzją.

No dobrze, ale to w końcu ma być film dla młodszych widzów, więc wypadałoby, aby i dla nich coś się znalazło. Owszem, dokonała się olbrzymia zmiana pod względem atmosfery całej opowieści, ale mimo wszystko nadal na Księcia Kaspiana wybrać się można całą rodziną. Twórcy zgrabnie przemycili na ekran niemałą dawkę humoru, sprawnie rozładowując miejscami piętrzące się napięcie. Również zwierzęce postacie budzą sympatię, z Ryczypiskiem i Truflogonem na czele. Wyróżnia się szczególnie pierwszy z nich, czyli "mysz ze szpadą", łączący w sobie elementy komizmu i patosu, z czego wyszedł przesadnie honorowy i milusi gryzoń, który na dodatek całkiem nieźle włada szpadą. Na wskroś magiczni bohaterowie stanowią nieodzowny element tej opowieści, utwierdzający widza w przekonaniu, że to nadal jest Narnia. Zmieniona, bardziej brutalna, ale mimo wszystko nadal ta sama bajkowa kraina. Po części właśnie dbaniem o najmłodszych odbiorców można usprawiedliwić kreację postaci Łucji, która miała stanowić symbol wiary w marzenia.

Nastrój magiczności bardzo dobrze buduje także oprawa muzyczna. Miejscami melancholijnie (gdy rodzeństwo pojawia się w Narnii w tle przebrzmiewa Björk), a gdy trzeba - doniośle (chociażby w scenach batalistycznych). Na plus Harry’emu Gregson-Williamsowi policzyć można umiejętne podkreślenie atmosfery sceny walki w zamku, ale jednocześnie niezbyt do gustu przypadła mi piosenka, która przebrzmiewała, gdy bohaterowie żegnali się z Kaspianem – była zbyt nowoczesna, za bardzo pop.

Na koniec należałoby wspomnieć jednak o kilku rażących błędach, jakie popełnili filmowcy. Nie licząc kwestii charakterów głównych bohaterów, w Opowieściach z Narnii: Księciu Kaspianie znaleźć można i inne, tak zwane wpadki. Na przykład, do tej pory nie mam zielonego pojęcia, po co Piotr kazał Edmundowi walczyć z uratowanym przez nich karłem, Trumpkinem. Gburowaty kurdupel niespecjalnie kwapił się do uwierzenia, że oto stoi przed nim czwórka władców sprzed wieków, ale w czym miał pomóc fakt, iż młodszy z braci Pevensich go rozbroił? Ot, wytrącił mu miecz i tym gestem podbudował w nim wiarę…

Zastanawiający jest także fakt, iż w ruinach Ker-Paravel Zuzanna znalazła jeden ze złotych szachowych pionków Edmunda, co pozwoliło im stwierdzić, że oto stoją na tym, co pozostało z ich domu. Pomysł niezły, ale jakim to niby cudem zwykła figurka przetrwała trzynaście stuleci leżenia na szczycie wzgórza, pozostając w idealnym stanie (wyglądała, jakby dopiero co wróciła od złotnika)? Niezbyt lotnymi umysłami wykazali się także Telmarowie, którzy uwierzyli, iż strzała, która zabiła ich towarzysza została wystrzelona przez Zuzę. W czym tkwił haczyk? Otóż dziewczyna stała na wzniesieniu, a gdy przyjrzeć się leżącym zwłokom można zauważyć, że kąt, pod jakim wbił się pocisk sugerowałby, iż strzelec stał pod Telmarczykiem (pióra skierowane były ku ziemi).

Jedyna pociecha jest taka, że zarówno te zaniedbania, jak i inne niedociągnięcia nie psują seansu. Owszem, mogą drażnić co bardziej dociekliwych widzów, ale bądźmy szczerzy, większość nawet tego nie zauważy, a jeżeli już, to zapewne machnie ręką i dalej delektować się będzie naprawdę świetnym widowiskiem. Książę Kaspian może wzruszyć, rozbawić, przyprawić o szybsze bicie serca, a przede wszystkim zagwarantować podróż do magicznej krainy Narnii, która tym razem do gustu na pewno przypadnie także i starszym widzom.

Podsumowując, gorąco polecam ten film. Niech nikt nie spodziewa się Władcy pierścieni, bo też adaptacje prozy C.S. Lewisa nie powinny być rozpatrywane w odniesieniu do jacksonowskiej trylogii, ale mimo wszystko wątpię, aby ktokolwiek żałował poświęconego Narnii czasu.



Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 5 / 6



Czytaj również

Thor: Mroczny świat
Piorunujące poczucie humoru
- recenzja
Truposze nie umierają
Zawsze celuj w głowę!
- recenzja
Zero Theorem
Nie tak to miało wyglądać
- recenzja
Grand Budapest Hotel
Pokój z widokiem na przygodę
- recenzja
Snowpiercer: Arka przyszłości
Pociąg do dobrego SF
- recenzja
LEGO: Przygoda
Zabawy klockami
- recenzja

Komentarze


Ivrin
   
Ocena:
0
Nie miałam wielkich (czy nawet nieco mniejszych) oczekiwań, a jednak zupełnie nie podobało mi się. Pierwsza część była, jaka była... jednak miała mocne punkty... a przynajmniej urok. Tu niestety właściwie brak plusów. Wykonanie nie rzuca na kolana, a trochę ciemnych barw nie sprawia, że film staje się czymś więcej niż prostą bajką. Po pierwszej części uważałam, że niewiele więcej dało się wyciągnąć z podstawy literackiej. Tym razem widać jakieś starania, ale te starania są niestety tylko sygnalizowane i to w sposób mało zgrabny i przekonujący. Może nie raziłoby to wielce, gdyby film gwarantował przynajmniej rozrywkę, ale ta potrafi być idealnie niszczona (chociażby przerwa w pojedynku). Twórcy wyraźnie chcieli zrobić coś bardziej dojrzałego, te próby dały jednak kiepski efekt. Kilka momentów, które potrafią na chwilę przegonić senność, a reszta to oczekiwanie na możliwość szybkiego opuszczenia kina.
04-06-2008 01:09
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nudna i przydługa recenzja z której głownie dowiadujemy się, który scenarzysta charakteryzator, czy tez piosenka była dobra czy zła. Brak jest odniesienia do książki, nawet małej dygresji jak na jej tle wypada film, czy nie pominięto jakiegoś ważnego wątku.

"Zastanawiający jest także fakt, iż w ruinach Ker-Paravel Zuzanna znalazła jeden ze złotych szachowych pionków Edmunda"

Może jednak warto zajrzeć do książki?

"Wprawdzie do Achillesa i Hektora z Troi jeszcze sporo brakowało"

Szkoda że jeszcze nie porównałeś do Gladiatora. Te filmy a Narnia to całkiem inna para kaloszy. Chyba, że nie odróżniasz dziecięcych aktorów od tych dorosłych. Wiadomo przecież ze inaczej walczył będzie Bana czy Pitt a rodzeństwo Pevensie.

"Spore zmiany wprowadzono także w kwestii walk, a dokładnie ilości ofiar"

Czyli filmy z małą ilością ofiar są dla Ciebie nudne? Dobre podejście jak na recenzenta.
04-06-2008 15:22
Marigold
   
Ocena:
0
1. Odnośnie do filmu - mnie się tam podobało, wyszła z seansu zadowolona i wiem, że chcę ten film na dvd, bo generalnie większość na tak :)

2. Odnośnie do niezarejestrowanego: nie widzę konieczności odnoszenia się do książki, recenzent opisuje film jako film, a nie film jako ekranizację.
04-06-2008 16:01
Saise
   
Ocena:
0
Cóż, nie zgodzę się z oceną. Film jest co prawda przyjemny wizualnie, ale poza tym nie oferuje nawet średniej jakości rozrywki. Jest po prostu pełen bzdur. Zestaw nastolatków po wejściu do magicznego świata nagle zamienia się w zimnokrwistych rzeźników zabijających wszystko co im podejdzie pod oręż? Nie, wybaczcie, nie dla mnie te zabawy. Nagły ratunek wielkiego i wszechpotężnego Aslana? Niezłe ma wyczucie dramatyzmu, nie ma co. Pojawia się pod koniec filmu by ratować tyłki. Ekstra. Cały film, na dodatek, wygląda jak opleciony w fantastykę motyw "zabili go i uciekł" - dużo krzyków, machania żelastwem, głupiej walki, drewnianej gry aktorskiej, a niestety zero ciekawej fabuły i jakichkolwiek sensownych zwrotów akcji.

Słowem: Dno i wodorosty ;)
04-06-2008 16:14
malakh
   
Ocena:
0
Jak to ładnie ujęła Marigold, ja recenzowałem film, a nie książkę. Nie jestem zwolennikiem porównywania filmów z literackimi pierwowzorami, bo wychodzę z założenia, że to zupełnie inne medium, opierające się na innych techniakch i sposobach przekazywania emocji.

"Zastanawiający jest także fakt, iż w ruinach Ker-Paravel Zuzanna znalazła jeden ze złotych szachowych pionków Edmunda"

A po comam zaglądać do powieści? Ja do kina poszedłem na film, a nie na ruchome obrazki, które trzeba protezować lekturą pierwowzoru. Adamson nie powinien tworzyć dzieła, które samo nie potrafi się obronić. Jeszcze tego by brakowało, żeby do filmu dołączano spis didaskaliów, tłumaczących co i jak;p

Chyba, że nie odróżniasz dziecięcych aktorów od tych dorosłych.

Moseley ma 21 lat, czyli o roczek mniej ode mnie. Może pic, palić, prowadzic samochód i brać kredyty - jakie z niego dziecko? A już Sergio Castellitto na pewno na bobaska nie wygląda;] Zresztą, co za róznica, czy Bana, czy Moseley? Za pojedynki odpowiadają choreografowie, a aktorzy mają tylko nauczyć się kilku ruchów - nikt nie oczekuje od nich kilkuletnich treningów. Dlaczego więc nie mogłę porównywać tych pojedynków? To jest Hollywood - nawet z Kaczyńskiego zrobili by karate-kida.

Czyli filmy z małą ilością ofiar są dla Ciebie nudne? Dobre podejście jak na recenzenta.

Skąd ta nienawiść, skąd ta złość?
Przecież w recenzji masz wyraźnie napisane: "Nareszcie Piotr i Edmund zaczęli robić użytek ze swoich mieczy, a Zuzanna, w iście legolasowskim stylu, z łuku". Ilośc ofiar odnosi się do tego, że w pierwszej częsci bohaterowie brań traktowali jak ozdoby, co mi się nie podobało;p

Ad Saise
Zestaw nastolatków po wejściu do magicznego świata nagle zamienia się w zimnokrwistych rzeźników zabijających wszystko co im podejdzie pod oręż

Hehe, widac nie tylko Adamson zapomniał, że rodzeństwo Pevensie to dorosli, ale odmłodzeni. Oni opuszczali Narnię jako dorosli, a potem odmłodnieli. Umiejętności walki im chyba zostały, nie? Akurat w tym, że potrafia władać mieczami nie widzę niczego niezwykłego.
04-06-2008 17:08
nana122
   
Ocena:
0
A mi sie podobało ;) i tak jak Marigold zamiezam sobie kupis ten film na dvd
04-06-2008 18:14
Verghityax
   
Ocena:
0
Mnie film się spodobał. Trochę lepszy od poprzedniej części. Wiele rzeczy mogłoby być zrobionych lepiej, ale i tak dobrze jest. W recenzji zbyt wiele czepialstwa np. wątek ze strzałą i jej lotkami można sobie już było spokojnie darować. To tak, jakby się czepiać, że w filmie historycznym czternasty łucznik od lewej w drugim rzędzie ma niehistoryczny karwasz na przedramieniu. Pomijając tą kwestię, razi u recenzenta widoczna gołym okiem nieznajomość książki, na podstawie której nakręcono film. I uważam argument, iż ktoś recenzuje film, a nie książkę, za miałki, bo jakby nie patrzeć, bez książki film by nie powstał. In plus z kolei zaliczam bardzo ważną (a przez wiele osób niedostrzeżoną) kwestię, iż główni bohaterowie w istocie zachowują się znów jak dzieciaki, pomimo iż wcześniej przeżyli w Narnii wiel lat jako królowie i królowe. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy - po kiego grzyba porównywać pojedynek z Narnii do tego w Troi (swoją drogą porównywanie większości widowiskowych filmów do Troi jest jak porównywanie bitej śmietany z kupą, jaką niewątpliwie jest Troja).
04-06-2008 19:28
malakh
   
Ocena:
0
A przypadkiem przy okazji kręcenia pierwszej części sam Adamson nie mówił, że chce przebić Władcę pierścieni?
04-06-2008 19:40
Ivrin
   
Ocena:
0
Chyba nikt nikogo nie przekona do tego, czy ekranizacje powinna się oceniać w kontekście pierwowzoru, czy też nie. Ja uważam, że tak - chyba, że twórcy są w stanie jedynie się inspirować, a nie kopiować. Jednak brak porównania nie powinien stanowić zarzutu, bo takie już prawo recenzenta;).
04-06-2008 20:25
malakh
   
Ocena:
0
Dokładnie. Ja osobiście na przykąłd nie wyobrażam sobie porównywania trylogii Tolkiena z dziełem Jacksona.
04-06-2008 20:45
Sayonara
    @ Verghityax
Ocena:
0
Troja była o niebo lepszym filmem od pierwszej części Narni (co nie znaczy, że dobrym). A scena pojedynku - rewelacja.

A na Kaspiana nie pójdę, bo jako fan książek załamałem się po obejrzeniu pierwszej części Narni.

@ malakh
Recenzując ekranizację trzeba odnosić się do książki. Twierdzenie, że to jest inne medium brzmi dla mnie jak zakamuflowane usprawiedliwienie typu : Nie chciało mi się przeczytać, nawet celem przypomnienia.
05-06-2008 12:18
malakh
   
Ocena:
0
Recenzując ekranizację trzeba odnosić się do książki. Twierdzenie, że to jest inne medium brzmi dla mnie jak zakamuflowane usprawiedliwienie typu : Nie chciało mi się przeczytać, nawet celem przypomnienia.

"Władcę pierścieni" znam na pamięć, a i tak nie mam zamiaru porównywać ksiązki z filmem;p Skąd w was taka podejrzliwość? Ivrin tez mnie pytała, dlaczego nie odnoszę się do ksiązki. Moje uzasadnienie było identyczne, jak to podane w komentarzu niżej. Ona to zrozumiała... a reszta się burcha, bo "oni zrobili by to inaczej".

Dział Filmu jest otwarty, jeżeli ktoś chce pisać analizy porównawcze, to droga wolna. Ja napisałem recenzję filmu, a nie książki. Nie próbujcie mi mówić, jak mam pisać, bo to ja się pod tekstem podpisuje, więc nie mam zamiaru robić czego, bo ktoś inny właśnie tak by zrobił.

Każdy ma swoją wizję recenzji - moja jest taka, a doputy Ivrin nie ma nic przeciwko, zmienać jej zamiaru nie mam;p
05-06-2008 13:49
Marigold
   
Ocena:
0
@ Sayonara

A na Kaspiana nie pójdę, bo jako fan książek załamałem się po obejrzeniu pierwszej części Narni.

Ja fanką książek nie jestem, ale po pierwszej części byłam nastawiona bardzo na nie względem drugiej, a jednak! podobało mi się, więc może warto zweryfikować osiągnięcia twórców w części drugiej. Mimo braków i błędów, jak np wytknięte w recenzji charaktery trójki rodzeństwa, ale jestem fanką Edmunda :P
05-06-2008 14:21
Sayonara
   
Ocena:
0
@ Malakh
Nie chodzi o to, by recenzowac książkę, ale wychwycić różnicę i je ocenić. I to nie jest żadna podejrzliwość, ani zmuszanie do czegokolwiek, tylko tak właśnie się pisze recenzję.
Dla mnie jako odbiorcy nie ma znaczenia Twoja wizja itp.

05-06-2008 15:02
LawDog
   
Ocena:
0
Ej, nie komentujcie recenzji malakha, bo to on się pod nimi podpisuje, nie Wy!

Cóż, przynajmniej można się trochę pośmiać. :)
05-06-2008 15:02
malakh
   
Ocena:
0
Jest różnica między komentowaniem a mówieniem mi, jak mam pisać.
05-06-2008 17:50
MorfiQ
   
Ocena:
0
Mnie brak odniesień do książki także razi. Przyzwyczaiłem się, że jeśli czytam recenzje ekranizacji to jakieś porównanie z pierwowzorem jest potrzebne. Oczywiście wolna wola autora, jeśli tego nie robi. Nie mnie oceniać. Za to mogę coś o filmie napisać.

No więc fabuła jak to Narnia i wiele tytułów fantasy, czyli "ratowanie świata przed tym zuolem". Mnie się ten schemat podoba, odrobina epickości nie zaszkodzi, choć ten patos można było ograniczyć. W sumie fabuła prosta, łatwa do przyswojenia, czyli to czego szukam w kinie stricte rozrywkowym.

Psychologizacja postaci może rzeczywiście kiszkowata, ale w końcu to film dla młodszych widzów. Co więcej we Władcy Pierścieni psychologizacja i realność postaci też leży (jedynie Boromir jest w miarę realny), a jednak film to kawał świetnego kina. Książa swoja drogą taka sama, lub nawet uboższa (Gimli) pod tym względem, jest klasykiem. Zatem nie ma co zarzucać Narni, że postacie są takie jakie są. Co do gry aktorskiej no to rzeczywiście czasem mnie niszczyła, ale Edmund nadrabiał.

Ogólne film oceniam pozytywnie i uważam, że dobrze moja luba zrobiła zabierając mnie nań.
05-06-2008 21:30
~natatalia

Użytkownik niezarejestrowany
    KAspian
Ocena:
0
Mi się bardzie podobała 2 część!!!:))

A szczególnie książę Kaspian:**
taki przystojny:**
08-06-2008 16:52
~~

Użytkownik niezarejestrowany
    he, he
Ocena:
0
""Władcę pierścieni" znam na pamięć, a i tak nie mam zamiaru porównywać ksiązki z filmem;p Skąd w was taka podejrzliwość?"

Stąd, że gdybyś czytał książkę, nie pisałbyś "do tej pory nie mam zielonego pojęcia, po co Piotr kazał Edmundowi walczyć z uratowanym przez nich karłem, Trumpkinem", bo wiedziałbyś to z książki...

Nie można po prostu przyznać, że się nie czytało książki?
09-06-2008 18:40
malakh
   
Ocena:
0
Czytałem, baaaardzo dawno temu, a jakoś nie pamiętam, aby na plakatach filmowych było napisane: "Przed użyciem przeczytać oryginał".

Już pisałem, historia filmowa powinna byc w stanie obronić się bez konieczności sięgania do oryginału. Można pominąć niektore sceny, stosowac skrótowość, ale nie powinno się pozostawiać scen, które bez szerszego kontekstu nie mają sensu. Wiesz, zwazywszy na lipne światło na sali kinowej trochę trudno by było doczytywać książkę, żeby "dopełnić" sobie braki scenariusza;p
09-06-2008 19:17

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.