Niesamowity Spider-Man

Powrót do komiksowych korzeni

Autor: Artur 'Vermin' Tojza

Niesamowity Spider-Man
Człowiek-Pająk narodził się w marcu 1963 roku, dzięki Stanowi Lee oraz Steve'owi Ditko. Pierwszy z nich odpowiadał za scenariusz, a drugi zajmował się rysunkami. Duet utrzymał się przez trzy lata, a w tym czasie na łamach komiksu zagościło wielu bohaterów nierozerwalnie związanych z uniwersum Spider-Mana. W 2002 roku Sam Raimi (reżyser m.in. Martwego zła oraz 30 dni mroku) postanowił pokazać światu swoją ekranizację przygód Petera Parkera. Wyszło całkiem dobrze i film doczekał się dwóch kontynuacji, przeistaczając się w trylogię. Niestety okazał się bardzo przegadany, pełen nieudolnego dramatyzmu i miłosnych rozterek głównego bohatera. Całą sytuację ratowali superwrogowie w postaci Doktora Octopusa czy Sandmana. Inni – jak Venom – wypadli żałośnie, co tylko potęgowało rozczarowanie obrazem.

W 2011 roku postanowiono zrealizować reboot historii Parkera, a zadanie powierzono Marcowi Webbowi (500 dni miłości). Reżyser wziął chyba sobie do serca głosy fanów i postanowił zekranizować wiernie koncepcję komiksową Lee i Ditko. Efekt jest wyśmienity i zostawia dzieło Raimiego daleko w tyle. W końcu Spider-Man to rasowy nastolatek z komiksowego oryginału – porywczy, kpiący z wszystkiego i mający za nic dobre rady dorosłych. Oczywiście do czasu.

Fabuła pierwszej połowy filmu przypomina tę z poprzedniej ekranizacji. Parker znów unika w szkole osiłków, a ci sukcesywnie robią z niego worek treningowy. Zajmuje się też amatorsko fotografią i podkochuje w Gwen Stacy (dla niezorientowanych: to ona była pierwsza, a nie Mary Jane Watson), córce komisarza nowojorskiej policji. Pewnego dnia w laboratorium Osborn Corp. zostaje ukąszony przez zmutowanego genetycznie pająka, dzięki czemu zyskuje nadludzkie zdolności. Ponownie widzimy, jak Peter przyczynia się nieświadomie do śmierci swego wuja Bena, nie przypuszczając jeszcze, jak istotny wpływ to wydarzenie wywrze na jego życiu. Podczas gdy mści się na przestępcach, szukając mordercy wuja, w mieście zaczyna tworzyć się wizerunek superherosa w masce, który śmiga na pajęczynie pomiędzy drapaczami chmur.

Wszystko to już było, jednak tym razem jest podane w bardzo strawny sposób, zarówno od strony wizualnej, jak i fabularnej. Webb zmieścił w swoim filmie masę nastoletniego humoru, młodzieńczą miłość i dość brutalne dojrzewanie głównego bohatera z zawadiaki nie liczącego się z prawem do roli prawdziwego obrońcy miasta. Wszystko to okrasił odpowiednią dozą patosu, bez której nie mogłoby istnieć amerykańskie kino o superherosach. Rewelacyjnym posunięciem reżysera było pominięcie rudowłosej Mary Jane Watson i wprowadzenie w jej miejsce uroczej, mądrej blondynki w postaci Gwen Stacy. W oryginalnej serii komiksowej była ona pierwszą dziewczyną oraz prawdziwą miłością tytułowego bohatera, co świetnie zostało zobrazowane w filmie Webba.

Emma Stone, która wcieliła się w Gwen, rewelacyjnie wywiązała się ze swojej roli i pokazała nie tylko solidne aktorstwo, ale wiernie oddała komiksowy pierwowzór. To samo tyczy się Rhysa Ifansa, jako doktora Curta Connorsa przekształconego w Jaszczura (Lizard). Postać ta pojawiła się w pierwszych zeszytach The Amazing Spider-Man i była jednym z najzacieklejszych wrogów głównego herosa (tuż obok Venoma oraz Kingpina). Ifans świetnie oddał genezę Lizarda i postarał się, aby kreacja Connorsa była wiarygodna. W efekcie przeciwnik Pająka nie wzbudza niechęci widza (już prędzej współczucie), czego nie można było powiedzieć o Zielonym Goblinie u Raimiego.

Techniczne i wizualne aspekty Niesamowitego Spider-Mana zasługują na szczególną uwagę. Przede wszystkim widać ogromny postęp, jaki nastąpił na przestrzeni dekady. Kostium tytułowego bohatera wygląda wyśmienicie i jest o wiele lepszy od tego, który Parker przywdziewał w trylogii Raimiego. Olbrzymią zaletą jest także powrót do komiksowych źródeł w kwestii podajników wystrzeliwujących pajęczyny. Podczas gdy w 2002 roku Spider-Man sam generował sieć, tak teraz ma do dyspozycji specjalny sprzęt, który wypluwa strumień pajęczyny. Kolejnym krokiem milowym jest komputerowa perełka, czyli postać Jaszczura. Model porusza się bardzo płynnie, wręcz naturalnie, dzięki czemu pojedynki obu głównych postaci prezentują naprawdę wysoki poziom.

Jeśli idzie o wrażenia trójwymiarowe, to nie dane mi było ich podziwiać, gdyż wybrałem się na wersję "zwykłą". Niemniej wypadła bardzo dobrze i nie znalazłem w obrazie Webba zbyt wielu scen, które w pełni mogłyby pochwalić się efektami 3D. Oczywiście, pojawiały się ujęcia, w których kamera nagle przestawiała się na widok z oczu bohatera lub śmigała tuż koło niego, kiedy ten skakał na pajęczynie, jednak w 2D wyglądało to równie wyśmienicie. To samo tyczy się scen pojedynków.

Na sam koniec pozostał nam Andrew Garfield, który wcielił się w tytułową postać. Mówiąc krótko – nie mogło być lepiej. Aktor ma w sobie wszystko to, czego nie posiadał Tobey Maguire. Jest arogancki, ciągle dowcipkuje, co szczególnie widać w trakcie batalii z policją i przeciwnikami, a jego rozczochrana czupryna pasuje do Parkera jak ulał. Tak jak Robert Downey Jr. urodził się do bycia Tonym Starkiem, tak Garfield jest stworzony do roli Człowieka-Pająka. Oby w kolejnych ekranizacjach Niesamowitego Spider-Mana Webb dalej – z korzyścią dla filmu – tak umiejętnie dobierał aktorów.

Na reboot przygód Spider-Mana zdecydowanie warto wybrać się do kina. Niekoniecznie na wersję trójwymiarową, ale obowiązkowo z napisami. Osoby, które znają korzenie komiksowej historii Petera Parkera, będą zachwycone. Pozostali, o ile lubią amerykańskich supeherosów, również się nie zawiodą.