» Recenzje » Lustrzana maska

Lustrzana maska

Lustrzana maska
Znany w Polsce, głównie jako postmodernista, Neil Gaiman popełnił film. Ściślej mówiąc – nakręcił go razem z Davem McKeanem, rozpoznawanym w Polsce głównie jako twórca okładek do Sandmana. Oczywiście, w projekcie brał udział też cały sztab ludzi, szerzej w Polsce nieznanych.
Film zwie się Mirrormask, czyli Lustrzana Maska i nie jest pierwszym projektem obu wyżej wymienionych panów.

O czym jest ta historia? O nastoletniej Helenie (bardzo dobra Stephanie Leonidas), która pracuje w cyrku należącym do jej rodziców i namiętnie rysuje niepokojące wizje w stylu Dave’a McKeana (fajnie mieć naście lat i rysować jak McKean, prawda?). Jej matka choruje i czeka na operację a główna bohaterka, niczym Alicja przenosi się do dziwnego świata snu. Świata rodem z jej własnych, wiszących na każdym niemal centymetrze kwadratowym ścian pokoju, rysunków. Tam wikła się w konflikt pomiędzy Czarną i Białą Królową i odbywa symboliczną podróż w poszukiwaniu tytułowej lustrzanej maski, stanowiącą swego rodzaju klucz do rozliczenia z własnym poczuciem winy. Lustro jest zresztą w tym filmie motywem bardzo istotnym, niemal wszystko ma swoje odbicie, nawet Helena.

Fabuła jest prosta, nawet bardzo prosta. Co więcej, poprowadzona w bardzo przewidywalny sposób. Na tyle, że ani razu (!) w ciągu oglądania całego filmu nie wyczekiwałem na rozwiązanie jakiegokolwiek wątku czy sceny. Porównując do innych dzieł autora scenariusza, film zdecydowanie bardziej przypomina Koralinę, niż Sandmana i Amerykańskich Bogów. Mam wrażenie, że historia była tu tylko narzędziem do pokazania świata snu z całą jego mnogością bytów, motywów i idei. Dzięki temu zdecydowanie więcej w Lustrzanej Masce McKeana niż Gaimana.

Wizualnie kraina snu zapiera dech w piersiach. Generowane komupterowo, utrzymane w odcieniach sepii, czerwieni i czerni, krajobrazy i postacie są nie tylko przepiękne, ale również bardzo nowatorskie. Widz ma wrażenie, że absolutnie nic nie krępowało wyobraźni twórców, nawet oni sami. Niektóre sceny i motywy na długo zapadają w pamięć, jak chociażby orbitujące giganty czy latające książki. Nasze oczy i umysły są w każdej chwili atakowane przez kolejne, coraz bardziej dziwaczne i niesamowite obrazy. Z całością świetnie współgra muzyka oscylująca między jazzem, cyrkowymi melodiami i pulsującym basem. Ciekawostką jest fakt, że jeden utwór został skomponowany przez duet Gaiman&McKean.

Powyżej wymienione cechy sprawiają, że do Lustrzanej Maski bardziej pasuje określenie "interaktywna wystawa sztuki" niż "film". Mimo, że trwa około półtorej godziny może nużyć niektórych widzów. Spowodowane jest to przeładowaniem motywów i obrazów w stosunku do małej dynamiki akcji. Ja sam miałem kilkukrotnie ochotę wcisnąć pauzę i obejrzeć Maskę na raty. W końcu, artbooków na ogół nie pochłaniamy na jeden raz, a smakujemy poszczególne obrazy i sceny.
Należy jeszcze dodać, że tak jak sceny generowane komputerowo zachwycają, tak przy nielicznych wątkach prowadzonych w świecie realnym widać pewne niedociągnięcia warsztatu operatora i montażysty.

Podsumowując, MirrorMask to rodzaj eksperymentu, czego zresztą należało się spodziewać znając twórczość obu panów. Eksperymentu, moim zdaniem, nie do końca udanego. Twórcom niewątpliwie należy się podziw za wszechstronność i chęć wyrażenia własnych wizji przy pomocy wszystkich dostępnych mediów, jednak lepiej będzie jak zostaną przy papierze, nie taśmie celulidowej. Mimo to, dla fanów komiksów Gaimana i McKeana – wyprawa do wypożyczalni obowiązkowa. Pozostali niech potraktują ten film jako ciekawostkę, gdyż nie był on szeroko dystrybuowany, a do Polski trafił z rocznym niemal opóźnieniem.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~Iris

Użytkownik niezarejestrowany
    Bajka...
Ocena:
0
...nie do konca podlega standardom oceny fabuly, bazowanej na klasycznym filmie fabularnym. Zdecydowanie, pisanie ze fabula nie zaskakiwala, jest grubo niepewnym argumentem, by nie rzec ze wyjatkowo glupim.

Ja uwazam, ze podobnie jak Coralina, dla mlodszej widowni film jest ten przefantastyczny.
27-09-2006 09:16
Nasstar
    hmm
Ocena:
0
wóda zaznaczył, ze filmowi temu zdcydowanie bliżej do właśnie "Koraliny" niz innych dzieł Gaimana. I zwrcil tez uwage, że fabuła była raczej pretekstem do ukazania swiata snów. dlatgeo uważałbym z tak mocnym osądzaniem autora.
27-09-2006 09:24
~Lafcadio

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Paradoksalnie, w tym filmie największe wrażenie wywarły na mnie sceny bez efektów specjalnych. Gaiman ma dryga do nich ("Złota rybka i inne historie" świetnie to obrazuje; chyba jedno z najlepszych opowiadań w zbiorze, wybija się zresztą ponad konwencją literacką). A i pejzaże (blok nad morzem) są po prostu świetne. Wyobraźnia niezła, portret życie jeszcze lepszy :)

Zabawne są czasem te momenty ewidentnych-poglądów-autorów (trochę to tendencyjnie nazywam, wiem) typu babcia mówiąca coś o edukujących rzeczach czy zwyzywanie książki za zakończenie, które nigdy nie było wiarygodne :)
28-09-2006 01:20
~ddddttttttttt

Użytkownik niezarejestrowany
    fffffffffff
Ocena:
0
fhfhfhfhfhfhfhfhfhfhfhfhfhfh i dupa kurwa japierdole
30-03-2009 18:10

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.