Looper - pętla czasu [DVD]

Było dobrze, jest lepiej... co będzie dalej?

Autor: Kamil 'New_One' Jędrasiak

Looper - pętla czasu [DVD]
Niewielkie bistro, gdzieś na skraju pola kukurydzy. W środku młody człowiek, wpatrujący się w blat stolika, przy którym siedzi. Na jego nieruchomej twarzy wyraźnie rysuje się niepokój i niecierpliwość. Czeka na kogoś. Powoli, choć stanowczo podnosi wzrok ku drzwiom wejściowym. Spoglądając spod brwi, wygiętych w łuk sygnalizujący wzmożoną czujność, dostrzega znacznie starszego, łysego mężczyznę, wchodzącego do lokalu. Po wymianie znaczących gestów, przybysz dosiada się do stolika oczekującego bohatera. Po kilku chwilach rozpoczyna się pozornie spokojna, acz emocjonalna wymiana zdań. Rozmowa szybko schodzi na temat podróży w czasie i jej konsekwencji.

Tak zaczyna się jedna z najbardziej znaczących scen w Looperze – pętli czasu. Ten ubiegłoroczny film autorstwa Riana Johnsona to świetny przykład potencjału drzemiącego w gatunku science fiction. Historia mężczyzny imieniem Joe, płatnego zabójcy trudniącego się eliminowaniem ofiar przysyłanych z przyszłości przez mafię, okazała się nośnikiem treści wykraczających poza realizację czysto rozrywkowej funkcji kina. Nie obyło się, rzecz jasna, bez pewnych uproszczeń, które z większym lub mniejszym entuzjazmem udało się zaakceptować widzom i krytykom. Bijąc się w pierś przyznaję, że sam miałem wobec Loopera pewne pretensje, z perspektywy czasu wybrzmiewające mniej przekonująco niż tuż po premierze kinowej. Zanim jednak pozwolę sobie rozwinąć tę myśl, warto przypomnieć pokrótce zarys fabuły.


Historia kołem się toczy

W roku 2044 podróże w czasie nie są jeszcze możliwe, ale trzy dekady później już będą. Choć oficjalnie zostaną zakazane, zainteresowanie nimi przejawią między innymi organizacje przestępcze. Rozwinięte techniki identyfikacyjne w przyszłości sprawią, że zatajenie zbrodni będzie dla mafii zbyt trudne. Zamiast tego, opracuje ona proceder polegający na wysyłaniu delikwentów w przeszłość (właśnie do roku 2044), gdzie likwidowaniem ofiar zajmują się tak zwani looperzy. Układ ten wiąże się jednak z akceptacją zasady, wedle której każdy z zabójców prędzej czy później będzie musiał wykonać egzekucję na starszej wersji samego siebie. Tym samym looperzy "zamykają pętlę" (z angielskiego loop), od której zresztą bierze się nazwa ich profesji.

Joe, główny bohater filmu, to właśnie jeden z nich. Pracując dla gangstera Abe'a, dorobił się przyzwoitego majątku, choć trudno byłoby określić jego życie mianem szczególnie udanego. To przede wszystkim skuteczny looper, ale też narkoman i nieco nieprzystosowany społecznie odmieniec. Na tle kolegów "po fachu" wyróżnia się przede wszystkim podejściem do trendów; w kwestiach wyglądu czerpie inspiracje ze starych filmów, woli jeździć klasycznym kabrioletem niż futurystycznymi pojazdami, cynicznie odnosi się do mody na telekinezę (będącą efektem mutacji dziesięciu procent społeczeństwa). Pewnego dnia jego karierę zakłóca wpadka: przysłany z przyszłości starszy Joe ucieka. Pętla zostaje przerwana, przez co na bohatera zapada wyrok śmierci.


Gra z tradycją

Wizja Riana Johnsona ma w sobie urok, którego twórcy wielu innych filmowych sci-fi mogliby pozazdrościć. Świat i historia powołane do życia w Looperze – pętli czasu stworzone są w oparciu o szereg pomysłów, które składają się na konkretny i spójny całokształt. Nie są to może szczególnie oryginalne koncepcje, ale w całej ich prostocie nie sposób odmówić im określonej specyfiki. Reżyser zrealizował więc film z charakterem, wysmakowany wizualnie i przemyślany fabularnie – niezależnie od subiektywnej oceny poszczególnych założeń.

Choć historia Joego to przede wszystkim science fiction, Johnson sięgnął także po tradycję innych gatunków. W futurystycznych realiach udało mu się osadzić szereg rozwiązań zaczerpniętych między innymi z westernów czy kina gangsterskiego, budując jednocześnie nastrój mrocznego thrillera. Sceny dynamicznej akcji pojawiają się tu i ówdzie pośród bardziej stonowanych, powolnych sekwencji fabularnych. Dzięki temu Looper, oprócz atrakcji i rozrywki, ma do zaoferowania również kilka ciekawych refleksji. Zróżnicowanie dotyczy zresztą nie tylko narracji, ale też środków czysto filmowych: nowoczesnym flarom towarzyszą postarzające filtry obrazu, a futurystycznym gadżetom – elementy "brudnej" przeszłości w scenografii. Estetykę filmu można określić ogólnym mianem neo-retro.


Gwiazdy starszej i świeższej daty

Obsada Pętli czasu to klasa sama w sobie, a jeśli dodamy do tego przemyślane dopasowanie aktorów do poszczególnych postaci, otrzymujemy prawdziwy rarytas. Oto bowiem każdy spośród ważnych dla fabuły bohaterów zyskuje charakterystykę, dzięki której staje się pełnowymiarową osobowością. Dotyczy to zarówno pierwszego, jak i drugiego planu, doświadczonych gwiazd (Jeff Bridges), ale i pięcioletniego dzieciaka (Pierce Gagnon) wcielającego się w jedną z ważnych postaci, Cida. Oczywiście zasługi w tej kwestii należy przypisać nie tylko aktorom, ale też – w dużej mierze – Ryanowi Johnsonowi, odpowiedzialnemu za reżyserię i scenariusz. Jak na młodego twórcę, jego dorobek prezentuje się naprawdę dobrze i spójnie, a Looper jest tego potwierdzeniem.

Na osobny komentarz zasługują odtwórcy trzech głównych ról w filmie, a więc Joseph Gordon-Levitt wcielający się w młodego Joe, Bruce Willis jako jego starsza wersja oraz Emily Blunt grająca matkę Cida, Sarę. Ta ostatnia spisała się bardzo dobrze, choć na jej barkach spoczywała spora odpowiedzialność – kreacja głównej postaci kobiecej. Można nawet odnieść wrażenie, że jej bohaterka wymagała największego zaangażowania z uwagi na swoją dramatyczną historię. Na szczęście wyzwanie, przed którym stanęli Gordon-Levitt i Willis było na tyle interesujące, że nie dali się przyćmić talentem i urodą Blunt. Przede wszystkim dlatego, że udało im się wywiązać za swoich ról znakomicie.

Otóż Bruce Willis musiał z jednej strony wpisać się ponownie w swój dotychczasowy wizerunek (znów jest twardzielem), uzupełniając go jednak o pewną dozę uczuciowości i jednocześnie gorzkiego cynizmu. Dorosły Joe, motywowany głównie miłością, z maniakalnym uporem dąży do zmiany biegu wydarzeń. Z ironią i pogardą spogląda więc na siebie z młodzieńczych lat. Joseph Gordon-Levitt z kolei musiał zmierzyć się z ideą filmu, o której razem z Rianem Johnsonem dyskutował od około dekady, ale też z charyzmą Willisa. Dzięki talentowi aktorskiemu – oraz zaawansowanej charakteryzacji i protetyce, upodabniającej go do starszego kolegi z planu – stworzył postać "z krwi i kości", kompleksową i zagraną ze świetnym wręcz wyczuciem konwencji.

Każdy zasługuje na drugą szansę

Fakt, że filmy trafiają na DVD i Blu-ray wiąże się nie tylko ze zwiększaniem zysków dla twórców. Możliwości oferowane przez wtórny obieg kinematografii przeanalizowało już wielu badaczy kultury i mediów. Zamiast jednak opisywać znaczenie zmiany warunków odbioru, pozwolę sobie przejść do drobnej prywaty. Wspomniałem wcześniej, że moje zdanie na temat Loopera uległo zmianie od czasu seansu w kinie. Wiąże się to zarówno z czasem na powtórne przemyślenie poszczególnych spostrzeżeń na temat filmu, jak też z refleksjami towarzyszącymi przeglądaniu dodatków obecnych w polskim wydaniu DVD.

W recenzji, którą mogliście przeczytać na łamach Poltera w ubiegłym roku, jednym z kluczowych zarzutów wobec utworu Johnsona była logika przedstawionych w nim podróży w czasie. Obraz uznałem wówczas za generalnie udany, ale głównie przez koncepcję stojącą za tym konkretnym wątkiem, ogólne wrażenia były jedynie dobre. Dzisiaj jednak Pętla czasu znacząco zyskała w moich oczach. Abstrahując od oceny modelu podróżowania w czwartym wymiarze, na który zdecydowali się twórcy, nie można odmówić mu wewnętrznego uporządkowania. Jeszcze ważniejsze jest natomiast to, że motyw ten nie stanowi głównego tematu filmu, lecz jest pretekstem do opowiedzenia ciekawej historii pełnokrwistych bohaterów.

Dodatkową wartością są zasygnalizowane wcześniej interesujące rozważania, do jakich skłania fabuła. Kiedy już oswoimy się z wizją Riana Johnsona i docenimy jej rozrywkowe walory, możemy dodatkowo pobawić się w interpretację. W filmie umieszczono wiele tropów, które warto wnikliwie przemyśleć, choć przemycono je naprawdę nienachalnie. Najwięcej z nich odnaleźć można w przytoczonej we wstępie scenie, której bohaterami są w istocie – a jakże – młody i starszy Joe. Choćby dla niej warto obejrzeć Loopera.


I jeszcze raz, i jeszcze raz...

W zasadzie wszystkie powyższe przemyślenia – począwszy od pretekstowości podróży w czasie i ich logiki, skończywszy na inteligentnym scenariuszu – odnaleźć można w wypowiedziach aktorów i reżysera udzielonych w wywiadach dostępnych z poziomu menu. Są one źródłem (tudzież potwierdzeniem) tezy o spójnej wizji reżysera. Miłym zaskoczeniem jest osoba francuskiego dziennikarza, który owe wywiady przeprowadza. Jego pytania i zaangażowanie pozwalają przypuszczać, że jest to człowiek doskonale zaznajomiony z kinem, prawdziwy pasjonat. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że rozmówcy czuli się przy nim co najmniej swobodnie i obdarzyli go odwzajemnioną sympatią. Wprawdzie to jedynie drobny smaczek, ale jakże miły! Dzięki temu dyskusje na temat filmu nie sprowadziły się do banałów, lecz autentycznie dążyły do uchwycenia jakiejś prawdy o filmie.

Na płycie znalazł się również zwiastun oraz bardzo krótki materiał "o filmie", będący w zasadzie powtórzeniem informacji zawartych w trailerze, uzupełnionym o pojedyncze cytaty z kilku wywiadów (innych niż wspomniane wcześniej). Nie mogło również zabraknąć zapowiedzi innych filmów z oferty Monolith, dostępu do poszczególnych scen i wyboru wersji językowej: z polskim lektorem lub napisami. Samo tłumaczenie jest z grubsza poprawne, choć przynajmniej jeden z motywów (blizny) uzmysławia, że pewne smaczki zatracają się w przekładzie – i bez znajomości języka angielskiego może sprawiać wrażenie niekonsekwentnego. Drobnym minusem jest również muzyka w menu, czyli jeden utwór restartujący się za każdym razem, kiedy coś przełączymy. To o tyle dziwne, że soundtrack filmu jest pełen dobrych kompozycji, ze świetnym Powerful love w wykonaniu Chuck & Mac na czele.