» Recenzje » Kong: Wyspa czaszki

Kong: Wyspa czaszki


wersja do druku

Jeden krok do przodu, dwa do tyłu

Redakcja: Jan 'gower' Popieluch

Kong: Wyspa czaszki
Wielkie potwory zawsze są w modzie, czego przykładem jest niesłabnąca pomimo upływu lat popularność Godzilli. Dochodowe stały się również filmowe dzielone uniwersa, chociaż póki co jedynie Marvel odnosi na tym polu sukcesy. Kolejny atak na portfele widzów zaczyna jednak Warner Bros., który przy współpracy z Legendary ma zamiar stworzyć serię filmów opowiadających o kultowych Kaiju, czyli ogromnych bestiach w rodzaju wspomnianego wyżej jaszczura z Japonii. Kong: Wyspa Czaszki to także próba naprawienia tego, co nie wyszło w Godzilii z 2014 roku – ale czy udana?

Można by pomyśleć, że w latach 70. dwudziestego wieku z mapy świata zniknęły już wszystkie białe plamy, jednak okazuje się, że wciąż istnieje jedno miejsce nieznane badaczom – otoczona chmurami burzowymi Wyspa Czaszki, której istnienie odkryto dzięki zdjęciom satelitarnym. Prędko zostaje zebrany zespół naukowców, który razem z oddziałem wojskowych dowodzonych przez podpułkownika Packarda (Samuel L. Jackson), najemnikiem Conradem (Tom Hiddleston) i dziennikarką Weaver (Brie Larson) przylatuje na wyspę, rozpoczynając pobyt na niej od zdetonowania bomb w celu zbadania głębokości skał. Natychmiast wychodzi na jaw, jak wielki to był błąd, ponieważ nowo przybyli przyciągają w ten sposób uwagę Konga, de facto władcy tej krainy, który bynajmniej nie jest jedynym ogromnym stworem ją zamieszkującym – od tego momentu rozpoczyna się walka o przetrwanie.

Godzilla krytykowana była głównie za to, że tytułowy potwór pojawia się stosunkowo późno, a gdy już jest na ekranie, to wyłącznie na krótko. Natomiast w Wyspie Czaszki Kong pojawia się na pierwszym planie znacznie wcześniej i cały czas odgrywa istotną rolę, dzięki czemu będziemy mieli wystarczająco wiele okazji, by nasycić oczy jego majestatem. Warto przyjść do kina tylko po to, by zobaczyć go w akcji – każde starcie z jego udziałem prezentuje się co najmniej bardzo dobrze. Jeszcze lepsze wrażenie sprawiają walki z innymi bestiami zamieszkującymi wyspę, z którymi zetknie się zarówno goryl, jak i próbujący przeżyć w tych nieprzyjaznych warunkach ludzie – specjaliści od efektów specjalnych spisali się na medal.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Szkoda tylko, że poza widowiskowymi bitwami film w reżyserii Jordana Vogta-Robertsa nie ma tak naprawdę wiele do zaoferowania. Najlepszą rzeczą, którą można powiedzieć o fabule, jest to, że widz ani razu nie odczuwa znudzenia, ponieważ akcja posuwa się do przodu należycie prędko i niemal bez żadnych przestojów. Problem w tym, że intryga składa się z tak wielu schematów, iż można przypuszczać, że mamy do czynienia z jakąś autoparodią – ale biorąc pod uwagę całokształt opowiedzianej tu historii, obawiam się, że teoria ta nie ma racji bytu. Jeśli przed seansem spróbujecie przewidzieć, w jakim kierunku podąży fabuła, to na 90% odgadniecie większość wątków oraz zakończenie. Wyspa Czaszki jest nieprawdopodobnie przewidywalna, co dałoby się wybaczyć, gdyby występowały w niej inne niż efekty specjalne elementy, które zasłużyłyby na szczerą pochwałę – ale niestety tak nie jest.

Innym z zarzutów stawianych wobec Godzilli był nadmierny nacisk stawiany na ludzkich bohaterów – powtarzano, że nikt nie przyjdzie do kina na tego rodzaju film z powodu aktorów, gdyż wszyscy chcą przede wszystkim ujrzeć potwora. Z tego też powodu w Kongu pierwsze skrzypce gra tytułowy goryl, podczas gdy reszta bohaterów w dużej mierze stanowi wobec niego tło. Zostali oni wykreowani poprawnie, ale tylko tyle można o nich stwierdzić – pozytywnie na tle innych wyróżnia się John C. Reilly, ale reszta bardzo dobrej na papierze obsady została po prostu zmarnowana, ponieważ mało kto ma okazję na zaprezentowanie swoich umiejętności aktorskich. Jackson wciela się w stereotypowego wojskowego, John Goodman niestety po ciekawym początku usuwa się na dalszy plan, a Hiddleston i Larson otrzymali zbyt niewielkie pole do popisu, by tchnąć choć odrobinę więcej życia w odgrywane przez siebie postacie. Zdecydowanie najgorszy los przypadł jednak Tian Jing, której bohatera przez cały film nie robi dosłownie niczego wartego uwagi, a gdyby ją kompletnie usunąć ze scenariusza nic by się nie zmieniło – boleśnie oczywiste jest to, że znalazła się tu tylko po to, by producent mógł uniknąć oskarżeń o brak aktorów azjatyckich w produkcji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Kong: Wyspa Czaszki zapewnia godziwą dawkę rozrywki, ale do dobrej zabawy podczas seansu niezbędne jest porzucenie jakichkolwiek nadziei na inteligentnie poprowadzoną fabułę, charyzmatycznych bohaterów lub zwroty akcji. Efekty specjalne są wspaniałe, a Kong nareszcie prezentuje się na ekranie tak, jak na to zasługuje – szkoda tylko, że poświęcono wszystkie pozostałe części składowe produkcji na ołtarzu widowiskowości. Trzeba jednak być uczciwym – jeśli interesują was przede wszystkim świetnie przedstawione walki między potworami, to pomimo wszystkich wymienionych wyżej wad polecam udanie się do kina.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
7.25
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0

Dodaj do swojej listy:
chcę obejrzeć
kolekcja
Tytuł: Kong: Wyspa Czaszki
Reżyseria: Jordan Vogt-Roberts
Scenariusz: Max BorensteinDan GilroyDerek Connolly
Obsada: Tom Hiddleston, Samuel L. Jackson, Brie Larson, John C. Reilly, John Goodman, Tian Jing,
Kraj produkcji: USA, Wietnam
Rok produkcji: 2017
Data premiery: 10 marca 2017

Komentarze


ivilboy
   
Ocena:
0

Zero wzmianki o nawiązaniach do "Czasu Apokalipsy" i "Jądra ciemności". Kiepska ta recenzja.

12-03-2017 16:47

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.