» Recenzje » Jestem legendą

Jestem legendą


wersja do druku

Ciemno, straszno – czyli tak jak lubię!

Redakcja: Marigold

Jestem legendą
Wybierając się na ten film, byłem pełny obaw. Bałem się, że twórcy zaserwują odgrzewane danie à la 28 dni później, bądź – broń Boże! – Resident evil. Z pozoru wszystkie te historie opierają się na bardzo zbliżonym pomyśle.

Ot, na początku ludzie nam współcześni żyli sobie w przemysłowej cywilizacji pełnej smogu. Okazało się jednak, że największym zagrożeniem dla świata nie są wojny czy chociażby kosmici, ale mikroorganizmy, a dokładniej wirusy - czy to celowo produkowane przez wielkie, "złe" konsorcja, czy też, jak w Jestem legendą, w formie leku, który zamiast życia dla chorych niesie zagładę ludzkości.

Summa summarum, zarażeni zamieniają się w zezwierzęcałe monstra, kierowane pierwotnym instynktem głodu. Oczywiście nie obyło się bez podrasowania potworów, dzięki czemu filmowe kreatury są szybkie, silne i bardzo wytrzymałe – wszystko ku uciesze gawiedzi!

Scenarzyści Jestem legendą dodali jednak do tego szablonu coś od siebie - chorzy bardziej przypominają wampiry niż zombie, czy ghule. Światło słoneczne jest dla nich zabójcze, a do krwi zlatują się jak rekiny. W sumie wyszło to filmowi na dobre, bo potwory wiązane z mrokiem są straszniejsze, a każdy cień stanowi potencjalne zagrożenie. Jako wadę zaś należy policzyć to, że nie wyjaśniono, ani dlaczego promienie UV tak na nie działają, ani co czyni krew tak cenną? Podano fakty, bez żadnego uzasadnienia, co zapewne rozczaruje tych, którzy chcą, aby filmy SF miały wiarygodne podłoże.

To tyle, jeżeli chodzi o wpasowywanie się w schemat filmów o żywych trupach.

Jestem legendą – według mnie – zdecydowanie wybija się poza zazwyczaj żałosny poziom tego typu kina, nie nastawiając się na akcję rodem z gier komputerowych, gdzie główny bohater to uzbrojony po zęby Rambo, rozwalający wszystko, co się rusza. W tej produkcji ostatni człowiek na Ziemi krwawi, boi się, mimo iż uzbrojony jest w broń maszynową, to walka z chociażby jednym "Poszukującym Ciemności" (niezbyt oryginalne określenie, ale ujdzie), stanowi problem. Jest to zabieg dobry, gdyż zapobiega nader częstej znieczulicy, która może opanować widza, gdy wie, że bohater jest tak wspaniały, że nic nie może mu się stać.

Przede wszystkim, znakomicie dobrano aktora, odgrywającego główną rolę. Will Smith może i nie jest geniuszem w swoim fachu, ale każdorazowo tworzy wiarygodne postacie, unikając tandety i hollywoodzkiego patosu. Robert Neville – jedyny ocalały w Nowym Jorku – to mieszanka twardziela z komikiem. Z jednej strony jest na tyle silny, by przetrwać w opanowanym przez monstra mieście, a z drugiej - dialogi (a raczej monologi) z psem (cudowna postać) i manekinami zapewniają filmowi przyzwoitą dawkę humoru. Nie wyobrażam sobie, aby jakiś inny aktor był w stanie lepiej zagrać. Smith zdaje się być stworzony do tego typu ról i tym razem także mnie nie zawiódł.

A co z akcją? - zapytacie - Co ze strachem? No cóż, Jestem legendą na pewno nie dorównuje klimatem takim filmom, jak na przykład wyśmienite Sillent Hill, ale na głowę bije inne produkcje, w których pełno latających wnętrzności. Bać się na tym filmie można, co potwierdzały reakcje publiczności, a cieszy przede wszystkim fakt, iż twórcom udało się wykreować nastrój zagrożenia. Jak już wspominałem, Robert Neville nie jest niezniszczalny, a mrok pełen jest potworów, co w zupełności wystarcza, by przestraszyć widza. Oczywiście, nie obyło się bez sekwencji, w których akcję wycisza się na jakiś czas, wprowadzając lekkie napięcie, by następnie uderzyć w nas szybkim ujęciem. Przypomina to nieco straszenie za pomocą krzykniętego nagle: "Bu!", ale skutecznie podnosi poziom adrenaliny. Co ważne, nie jest to tak sztuczne, jak chociażby w 1408, a to za sprawą świetnego montażu.

Co do strony wizualnej, na szczególną uwagę zasługuje postapokaliptyczna wizja Nowego Jorku, stanowiącego połączenie metropolii z dżunglą (chociaż na szczęście oszczędzono widzom zwisających na Manhattanie lian, i wyrastających z chodnika palm).Trochę zieleni jednak jest, akurat tyle, by przekonać nas, że miejsce to zostało opuszczone przez ludzi. Wielka szkoda, że pojawiającego się w filmie lwa poznać można tylko po grzywie, a wygenerowana komputerowo lwica, którą widzimy jako pierwszą, przypomina raczej hybrydę pumy i bulterierem. Początkowo razi także rzucająca się w oczy sztuczność zarażonych, będących tworami w pełni wirtualnymi, szczególnie gdy w pamięci ma się realizm monstrów ze wspomnianego wyżej Sillent Hill. Na szczęście z czasem przestaje się na to zwracać uwagę.

Na pochwałę zasługują także zdjęcia. Oczy cieszą przede wszystkim świetne ujęcia opustoszałej metropolii, podkreślające osamotnienie głównego bohatera, a także klimatyczne fotosy zachodzącego słońca, pomagające w nobilitowaniu światła dziennego jako jedynej ochrony przed stworami.

Oryginalne podejście operatora kamery do niektórych scen miało kluczowe znaczenie. Przez większość filmu mamy do czynienia z normalnym, stabilizowanym obrazem, ale są też takie momenty, w których można poczuć się jak na seansie The Blair Witch Project. Obraz skacze i trzęsie się w rytm kroków biegnącego operatora, a my tracimy ostrość widzenia, co – o dziwo – nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, potęguje napięcie.

Podsumowując, Jestem legendą nie jest filmem genialnym, ale na pewno określenie go jedynie dobrym byłoby krzywdzące. Jeżeli ktoś oczekuje udanego połączenia science-fiction z horrorem, to bez wahania może wybrać się do kina. Jak na Hollywood, bardzo mało patosu i czczego gadania, chociaż osobiście uważam, iż historii wyszłoby na dobre, gdyby oszczędzono nam gadek o boskim planie, a Will Smith do końca pozostał jedynym aktorem w filmie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 5 / 6



Czytaj również

Jestem legendą
Rozjaśniając ciemność
Czerwona jaskółka
Wywiad to ludzie
- recenzja
Bright
Smutne jest życie orka
- recenzja
Ukryte piękno
Opowieść wigilijna dwa wieki później
- recenzja
1000 lat po Ziemi
Ojciec i syn w podróży służbowej
- recenzja
Hancock
Niekonsekwentny Supermenel

Komentarze


~dawid

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
wizja Nowego Jorku nie jest postkapitalistyczna, ale postapokalityczna :) wordowski błąd wam się wkradł
13-01-2008 22:54
Marigold
   
Ocena:
0
Poprawione, ale na postapokaliptyczna :)
13-01-2008 23:08
Rebound
    :)
Ocena:
0
Byłem wczoraj i też wystawiam mocną piątkę. Niektóre sceny są zabójcze (choćby pierwsza - polowanie z Shelby Cobra i karabinem snajperskim na biegające po NY dzikie zwierzęta). Polecam jednakowoż obejrzenie filmu PRZED przeczytaniem książki/komiksu - wtedy naprawdę mocno trzyma w napięciu :).
14-01-2008 00:09
Lenartos
    @Dawid
Ocena:
0
Jedno drugiego nie wyklucza, a już na pewno nie w przypadku NY. ;)))

PS. Czy Willow Smith to taki mały Will Smith?
14-01-2008 00:10
~Gites

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
To jedyny pochlebna recenzją z jaką się spotkałem, zazwyczaj są one bardzo krytyczne, może jednak warto sie wybrać do kina :]
14-01-2008 00:12
Marigold
    @ Szydencer
Ocena:
0
p.s. Córka ;)
14-01-2008 00:22
Ausir
   
Ocena:
0
"Scenarzyści Jestem legendą dodali jednak do tego szablonu coś od siebie "

Nie scenarzyści, a autor książki.
14-01-2008 01:10
Lenartos
    @Marigold
Ocena:
0
Pytam, bo pierwsze moje skojarzenie to był czarnoskóry Mini-Me skrzyżowany z Willowem :P
14-01-2008 02:26
kaduceusz
   
Ocena:
0
Chyba żartujecie. Ten nudny szajs nakręcony nie wiadomo po co? W trakcie seansu coraz wieksza trwogę budzi w nas pytanie - "po co to wogóle nakręcono". Odpowiedzią jest - bo Will Smith chciał pokazać jakie ma fajne ciało. No i dla psa, pies ma zdecydowanie najciekawszą rolę :->
14-01-2008 07:06
18

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
O, niemożliwe, w 100% popieram kaduceusza ;) Niesamowity szajs, mogący iść w konkurencję z klasykami w rodzaju "Battlefield: Earth 3000". Zdecydowanie odradzam, zwłaszcza, jeśli ktoś oczekuje udanego połączenia science-fiction z horrorem.
14-01-2008 07:23
~Neratin

Użytkownik niezarejestrowany
    chyba przesadzacie
Ocena:
0
film nie był wybitny (większa wierność książce by mu nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie), jednak szajsem bym go nie nazwał. Pierwsza połowa filmu, pokazująca schizującego ostatniego człowieka na Ziemi, była całkiem niezła.
14-01-2008 10:35
Garnek
    film ok
Ocena:
0
oglądało się przyjemnie, ale ostatnia scena mocno mnie zniesmaczyła :-) Cały czas miałem nadzieję, na wierniejsze książce wytłumaczenie tytułu.

A tak - kolejna amerykańska martyrologia :-)
14-01-2008 12:28
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nazwanie tego filmu szajsem to gruba przesada. Dla mnie film był niezłym studium samotności
i dobrze ukazywał człowieka w czasie stopniowego „odjazdu od normalności”.

Dobry, przekonujący Smith. Świetne sceny z manekinami w sklepie - rozpaczliwe próby tworzenia namiastek normalności i jakichś surogatów obecności innych ludzi. Rozmowy ze sprzedawcą o Pani manekin naprawdę fajnie wpisują się tutaj w konwencję. Późniejszy odjazd „na śniadanie” po przybyciu gości także dobrze pokazuje jak bardzo i dosyć szybko „obumiera psychicznie” człowiek poza ludzkim stadem.

Świetna wizualizacja miasta opuszczonego przez ludzi, o które zaczyna upominać się przyroda. Ogólni sporo niezłych widoków – golf z lotniskowca, zwalone pordzewiałe mosty (taki Fallout :-)

Bardzo wzruszająca i mocna emocjonalnie scena uśmiercenia Sam – bohater tuli ukochanego psa, śpiewa mu i dusi go gdy ten zaczyna się przemieniać. Po tym wydarzeniu ostatnie liny trzymającego go jeszcze w pionie puszczają.

To jest szajs? Bez przesady. To nie był żaden szajsowaty zombie – slasher więc porównywanie tego filmu do takich gniotów jak wymieniony w poście powyżej to gruba przesada.

Dodatkowo jak ktoś tu oczekiwał nowości i nagłego powiewu świeżości to chyba nie odrobił lekcji – książka na podstawie której powstał film ma już ponad pół wieku.

Nie osobiście film zawiódł jednak nie dlatego że był zły (daje mu solidne 4 w szkolnej skali) tylko dlatego, że zbyt wiele po nim oczekiwałem. Usłyszałem gdzieś o „naprawdę zaskakującym” zakończeniu i oczekiwałem czegoś w stylu .. no nie wiem, odwrócenia spojrzenia? Ostatnie sceny i sytuacja z punktu widzenia przemienionych, pokazanie że nie są bezrozumni (co zresztą wynika z przebiegi akcji - pułapka, dowodzeni atakiem na samochód, dom -ale nie jest w ogóle motywem jakiś przemyśleń bohatera), wyjaśnienie, że Ostatni Człowiek jest dla nich legendarnym zagrożeniem ze złego świata śmiercionośnego słońca :-)

Poza tym niestety nie podobali mi się komputerowi przemienieni i samo zakończenie. Książkę jednak chętnie przeczytam bo mam wrażenie, że film spłycił jednak pewne motywy.

14-01-2008 12:50
~Kizoku

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Książka jest zdecydowanie lepsza i prawdę mówiąc 50 (ma dokładnie 54 lata) na karku, niezbyt jej zaszkodziła.

Czasami zasatanawiam się po co studia filmowe kupują prawa do ekranizacji książek, skoro potem i tak z oryginalnego pomysłu niewiele zostaje.
14-01-2008 13:24
malakh
   
Ocena:
0
Ocena zależy od tego, z jakim nastawieniem szło się na seans.

Ja, co napisałem w recenzji, spodziewałem się dobrego kina akcji z przyzwoitymi aktorami (pies bije wszystko na łeb).
Dostałem to, czego oczekiwałem, a nawet więcej, więc postawiłem wysoką ocenę.

Wiadomo, Forest Gump to to nie jest, ale uważam, że wart był każdego grosza z ceny biletu.
14-01-2008 14:42
~Dibbler

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
ja też spodziewałem się "dobrego kina akcji z przyzwoitymi aktorami" a dostałem bnnude wiejącą z ekranu.
14-01-2008 15:37
malakh
   
Ocena:
0
A mi ta "nuda" się podobała;p

Chociaż rozumiem, że fani rozwalanek typu: Resident evil, Doom, czy Świt Żywych Trupów mogą być zawiedzeni;p
14-01-2008 15:50
Magnes
   
Ocena:
0
W konfronacji z 28 dni/tygodni później ten film to totalna kiszka - kompletny brak fabuły, efekty daremne, gra aktorska słabiutka (szczególnie postaci dodatkowych). Jako sam film - bez porównań - da się go znieść, ale arcydzieło to nie jest. To takie moje zdanie, może kogoś uchroni od zawiedzenia się w kinie. ;)
14-01-2008 18:50
18

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Dodatkowo jak ktoś tu oczekiwał nowości i nagłego powiewu świeżości to chyba nie odrobił lekcji – książka na podstawie której powstał film ma już ponad pół wieku.

Oczekiwałem dobrego filmu. Dostałem gniot. Książki nie czytałem, więc ewentualne zarzuty, że spodziewałem się czegoś do niej zbliżonego poproszę odpuścić. ;)
14-01-2008 19:24
~Podtxt

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ja to niemal spałem, ale nie chcę wyrażać swojej opinii, a zadać pytanie do kogoś kto przeczytał książkę - czym się różni zaprezentowane tu zakończenie od książkowego? Te wydało mi się podczas seansu za słabe, żeby umotywować ten tytuł.
14-01-2008 21:13

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.