Iluzja

Wyzywam cię, magiku. Uwiedź nas, zaczaruj nasz świat!

Autor: Kamil 'New_One' Jędrasiak

Iluzja
Mój pierwszy kontakt z Iluzją miał miejsce niemal trzy miesiące temu, w jednym z popularnych multipleksów. Tego typu przybytki wydają się wręcz idealnymi miejscami do oglądania filmów pokroju najnowszego obrazu Louisa Leterriera, to znaczy kina czysto rozrywkowego. Po wakacyjnych blockbusterach nie powinno się spodziewać wiele więcej, aniżeli lekkiej, przyjemnej opowieści wypełnionej wszelkiej maści atrakcjami (choć, rzecz jasna, nie jest to zasadą).

W okresie tym najlepiej sprawdzają się historie zrealizowane w konwencjach takich, jak komedia, thriller czy szeroko rozumiane kino akcji. Nieskomplikowane, sprawdzone schematy narracyjne zapewniają klarowność opowiadanych historii oraz stanowią proste narzędzie służące wywoływaniu określonych emocji. Oczywiście latem również warto trenować szare komórki, ale nie da się ukryć, że śmiech, strach i dreszczyk "napięcia" są tym, co przyciąga do kin najwięcej widzów – zresztą nie tylko w tym okresie roku.

Iluzja łączy w sobie wiele spośród wspomnianych powyżej cech i wymogów. Jako wakacyjny hit sprawdza się więc doskonale, o czym zresztą świadczą statystyki. Bardziej lub mniej błyskotliwe gagi dodają zadziornego "pazurka" kryminalnej opowieści o spektakularnym skoku na bank. Fakt, że za rabunkiem stoi grupa utalentowanych i charyzmatycznych iluzjonistów - J. Daniel Atlas (Jesse Eisenberg), Merrit McKinney (Woody Harrelson), Henley Leeves (Isla Fisher) i Jack Wilder (Dave Franco) - stanowi natomiast obietnicę widowiskowości i zarazem wyróżnik utworu spośród innych heist movies. W efekcie można przyjąć, że obraz Leterriera wyrasta wprawdzie na barkach takich przebojów, jak Ocean's Eleven (i pozostałe dwie części trylogii Stevena Soderbergha), ale formuła zeń zaczerpnięta zostaje w nim rozwinięta i wzbogacona o nowe rozwiązania.

Warunkiem koniecznym, aby móc czerpać satysfakcję z seansu Now You See Me (jak brzmi oryginalny tytuł filmu), jest przyjęcie wiary w nieprawdopodobne sztuczki, którymi popisują się bohaterowie oraz ich tajemniczy zleceniodawca. Nie może to być jednak wiara w magię - ponieważ realia fabularne filmu zakładają realizm w zgoła tradycyjnym rozumieniu tego słowa - lecz w warsztatową sprawność i nieprzeciętne umiejętności tytułowych iluzjonistów. Poza elementami masterplanu, stojącego u podstaw głównej intrygi, nie powinniśmy kwestionować wykonalności poszczególnych tricków, które bohaterowie pokazują; nawet, jeśli są to tak nieprawdopodobne numery, jak lot w ogromnej mydlanej bańce podczas jednego z show. Te są bowiem marginalne dla fabuły i nie warto zaprzątać sobie nimi głowy.

Warto natomiast głowić się nad przebiegiem tych popisów, za pomocą których iluzjoniści prowadzą grę w kotka i myszkę z policją i FBI. To właśnie ten element stanowi główną zagadkę dla widza, który podobnie jak agenci Dylan Rhodes (Mark Ruffalo) i Alma Dray (Mélanie Laurent) może starać się ustalić, na czym właściwie polega plan złodziei i kto im przewodzi. Stosując się do powyższych wskazówek - i przyjmując poniekąd dziecięcą optykę, pozwalającą zachwycać się widowiskowymi efektami "magii na ekranie" - daje się sobie samemu szansę na czerpanie szczątkowej choćby przyjemności z seansu.

Źródło: fanpop.com

Niestety bowiem Iluzja nie rozpieszcza widza pod względem aspektów wartych docenienia. Z pewnością wiele dobrego powiedzieć można o obsadzie aktorskiej, w której oprócz wymienionych już nazwisk znaleźli się m.in. Morgan Freeman i Michael Caine. To jednak zaledwie jedna z kilku łyżeczek miodu w szklance, w której nie zabrakło też dziegciu.

Największą bodaj bolączką związaną z filmem Leterriera jest absurdalność poszczególnych rozwiązań fabularnych i - niestety - ich przewidywalność. Fakt, że utalentowana obsada poradziła sobie całkiem nieźle ze swoimi postaciami był do przewidzenia. Również reżyser robił, co mógł, by pod względem realizacyjnym Now You See Me wypadło jak najlepiej. Ich starania (i niewątpliwie zasługi) nie były jednak w stanie zrekompensować słabostek scenariusza autorstwa Boaza Yakima, Edwarda Ricourta i Eda Solomona - błędów, których niestety było zbyt wiele. Nie chodzi nawet o to, że od pewnego momentu zakończenie staje się coraz łatwiejsze do przewidzenia. Rzecz w tym, że nawet poszczególne rozwiązania, zastosowane w istotnych dla rozwoju wydarzeń scenach, okazują się niekiedy zbyt absurdalne, a wręcz głupie, by można było przejść obok nich obojętnie.

Większych lub mniejszych mankamentów można wskazać w Iluzji oczywiście więcej. Mając na uwadze, że wśród wakacyjnych hitów tego i ubiegłych lat pojawiło się sporo tytułów przewyższających film Leterriera niekiedy nawet o kilka poziomów (zwłaszcza pod względem fabularnym), frekwencyjny sukces filmu w kinach jawi się dość zdumiewającym. Z drugiej jednak strony, trudno odmówić mu jakiegoś - nomen omen - czaru, uroku naiwnego wakacyjnego przeboju.

Źródło: aceshowbiz.com

Osobiście, świadom wszelkich mankamentów tego obrazu, wyszedłem z multipleksu z mocno mieszanymi odczuciami. Innymi słowy, pomimo licznych wad, Iluzja jest w stanie dostarczyć co nieco frajdy. Jeżeli tylko jesteśmy skłonni przełknąć kilka ciężkostrawnych kęsów, to ostatecznie to filmowe danie okazuje się całkiem zjadliwe. I choć zasadniczo nie czuje się chęci nałożenia dokładki, można po jakimś czasie spróbować go ponownie, aby przekonać się, czy może nie przeoczyliśmy wcześniej jakiejś przyzwoitej przyprawy, dzięki której smak całości nie wydaje się tak przeciętny.

Z takim właśnie nastawieniem wybrałem się na film Leterriera ponownie, w ramach czterdziestej edycji festiwalu Ińskie Lato Filmowe. Nie kryjąc swojego zdziwienia muszę przyznać, że powtórne obejrzenie Now You See Me pozwoliło mi docenić tę produkcję jeszcze bardziej. Owszem, im bliżej finału, tym bardziej razi mierność fabularna. Owszem, nawet aktorsko zdarzają się potknięcia. Owszem, trudno byłoby sobie wyobrazić powód, dla którego film zostawałby na dłużej w pamięci. Tym niemniej, przez długi czas intryga trzyma w napięciu, pojawia się kilka ciekawych twistów, a do tego część rozwiązań i dialogów jest naprawdę zabawna. W efekcie całość wydaje się dość nierówna, ale pomimo tego całkiem przyzwoita. Nie jest to wprawdzie żaden must-see, ale jeśli chcecie się trochę pośmiać, oglądając przy okazji sporo widowiskowych scen akcji i innych atrakcji wizualnych, wybór do kina może okazać się niezłym pomysłem.

 

Film obejrzany dzięki uprzejmości Cinema-City oraz organizatorów 40. Ińskiego Lata Filmowego.

Tekst ukazał się pierwotnie w dzienniku "Ińskie Point",
przed publikacją w serwisie Poltergeist wprowadzono w nim jednak drobne zmiany.