Hugo i jego wynalazek

Od Mélièsa do Scorsese

Autor: Maciej 'Repek' Reputakowski

Hugo i jego wynalazek
Martin Scorsese i familijny film dla dzieci? Istne szaleństwo! Reżyser znany z twardych, "męskich" obrazów, pełnych ciężkich emocji i przemocy nagle skacze na głowę do nieznanej wody? To mogło się udać tylko wielkiemu twórcy, który wyłącznie przez przypadek tylko raz w życiu zdobył Oscara.

Wszystkich zaniepokojonych należy zapewnić, że stary, dobry Marty nie postradał zmysłów. Hugo i jego wynalazek nie jest filmem stricte dla dzieci. To raczej obraz dla tych i o tych, którzy mają w sobie właściwą dziecku wiarę i skłonność do marzeń. Taki właśnie jest tytułowy Hugo (Asa Butterfield), osierocony chłopiec, żyjący w zakamarkach paryskiego dworca Montparnasse. Po ojcu (epizodyczna rola Jude'a Law) odziedziczył pracę dworcowego zegarmistrza, który – niczym niewidoczny bóg – nakręca zegary i tym samym porządkuje rytm dnia ludzi spędzających tu swój czas. Symbolem rozbitego życia chłopca jest automat – potrafiąca pisać, nakręcana lalka, której nie zdążył naprawić ojciec. Chłopiec jest głęboko przekonany, że jeśli sam tego dokona, otrzyma od niego jakąś wiadomość. Aby jednak pomóc sobie i innym, musi wyjść z ukrycia.

Działania Hugo stają się motorem napędowym zmian zachodzących w życiu "mieszkańców" dworca. Galeria postaci zawiera szereg barwnych indywiduów, które składają się na mikrokosmos stacji kolejowej. Na dłużej widzowie zapamiętają zapewne prześladującego Huga nadzorcę stacji, granego przez uroczego jak zwykle Sachę Barona. Kluczową dla fabuły postacią jest jednak właściciel sklepu z zabawkami, skrywający smutną tajemnicę Georges Méliès (doskonale obsadzony Ben Kingsley). To postać autentyczna, jeden z pierwszych wizjonerów kina, do dziś słynny z ikonicznej Podróży na księżyc. Hugo, wraz z przybraną córką Georgesa, Isabelle (w tej roli Chloë Grace Moretz), poznają stopniowo przeszłość mężczyzny. Widz natomiast odbywa fascynującą podróż do źródeł magii kina. I to kina fantastycznego.

Chociaż Hugo i jego wynalazek zobaczycie tylko przez niewygodne okulary, jest to wyjątkowy przypadek filmu, w którym technologia 3D nie służy jedynie wywoływaniu taniego zachwytu. Oczywiście i tutaj trafią się banalne płatki śniegu sypiące się na widza i dźgające w oczy ostrza, ale większość takich chwytów ma uzasadnienie w fabule filmu. Szczególnie znaczące są obrazy wnętrza wielkich zegarowych mechanizmów oraz pędzącej na widza lokomotywy, wprost nawiązującej do jednego z pierwszych filmów braci Lumière. Zastosowanie trójwymiarowej głębi w tych sekwencjach ma nie tylko walor estetyczny, ale i głębsze znaczenie dla sensu opowieści o magii kina. Scorsese, oddając hołd Georgesowi Mélièsowi, wskazuje przy okazji na sztafetę twórców, w której pałeczkę przejmowali Spielberg, Cameron czy wreszcie on sam.

Na szczęście reżyser nie przynudza kombatancką opowieścią o historii kina i swoich inspiracjach. Niezwykła pomysłowość Mélièsa ubarwia mądrą i ciepłą opowieść o sile marzeń. Widzieliśmy to setki razy, a i tak obejrzymy ponownie z przyjemnością.

Martin Scorsese żyje, ma się dobrze i wciąż kręci doskonałe filmy. Legenda światowej reżyserii może i nie zgarnie w tym roku kolejnego Oscara, ale wyraźnie nie ma zamiaru powiedzieć ostatniego słowa.