Comic-Con. Epizod V: Fani kontraatakują

Zobaczyć San Diego i umrzeć

Autor: Kuba Jankowski

Comic-Con. Epizod V: Fani kontraatakują
Ciągle niewiele mamy możliwości, my, fani komiksu, żeby obejrzeć sobie filmy dokumentalne poświęcone autorom, samym komiksom, sprawom z nim związanymi. O ile adaptacje kolejnych znanych i mniej znanych opowieści rysunkowych szturmują kina i ramówki stacji telewizyjnych, o tyle filmy dokumentalne już niespecjalnie. Jednak ostatnimi czasy i tak nie ma na co narzekać, bo takimi produkcjami uraczył nas kanał ale kino +. Mieliśmy także W ostatniej chwili. O komiksie w PRL-u (reż. Mateusz Szlachtycz i Szymon Holcman), Janusza Christę (reż. Sławomir W. Malinowski) czy też Comic Book Confidential. Obecnie w kinach możemy oglądać Comic-Con. Epizod V: Fani kontratakują. Film w reżyserii Morgana Spurlocka opowiada o największym amerykańskim festiwalu poświęconym popkulturze z perspektywy szóstki ludzi, którzy wyruszają na kolejną jego edycję. Poznajemy zatem: Oprócz tej szóstki w filmie pojawiają się również wypowiedzi innych uczestników, rysowników, twórców i scenarzystów. Choć główni bohaterowie nie stanowią oczywiście pełnej reprezentacji typów fanów odwiedzających Comic-Con, to i tak pokazują dosyć bogaty i barwny obraz publiczności konwentu, który – wbrew temu, co mogłaby sugerować nazwa – już dawno przestał być imprezą komiksową. Jedną z tez filmu, która czasami przybiera postać dosyć gorzkiej refleksji, jest właśnie owa zmiana, która dokonywała się w charakterze Comic-Conu z roku na rok. Konwent startował w 1970 roku jako Golden State Comic Book Convention, a dziś komiks znajduje się – według słów wielu rozmówców reżysera – na marginesie imprezy o charakterze popkulturowym.
Ten dokument nie pretenduje do miana biografii Comic-Conu, nie pisze jego historii. Poprzestaje na pokazaniu stanu obecnego i roli, jaką odgrywa dla wielu fanów. Skip, Eric i Holly próbują wykorzystać okazję i przebić się ze swoimi talentami. Uwielbiają swoje hobby i chcieliby z nim związać przyszłe życie zawodowe. Dla Chucka wizyta na Comic-Conie nie jest tylko interesem, bo gdyby tak było, pozbyłby się kilku wartościowych pozycji ze swojej kolekcji. James i Se Young jako para dzielą wspólną pasję i wiązanie z tą imprezą ważnych momentów życiowych jest dla nich naturalne (podobnych par pojawia się w filmie jeszcze kilka). Dla całej szóstki i dla pozostałych uczestników Comic-Con to wielkie święto, a San Diego to niemal ich wyspa szczęśliwa. Film ten nie pokazuje również całego bogactwa oferty konwentu, choć i tak o konwentowych atrakcjach sporo się dowiadujemy. Poraża ogrom zjawiska zwanego cosplayem. Budujące jest to, że młodym i utalentowanym ludziom umożliwia się profesjonalne spotkania oceniające ich umiejętności.
Ciekawa też jest forma tego filmu, z pojawiającymi się co jakiś czas komiksowymi wstawkami. Kadry filmowe płynnie przechodzą w kadry komiksowe i na odwrót. Takie wzbogacenie obrazu dobrze wpływa na odbiór całości. Film tryska humorem i umożliwia zobaczenie, jak naprawdę wyglądają autorzy komiksów, których niejednokrotnie znamy tylko z imienia i nazwiska. Rodzina konwentowo-komiksowa jest ogromna, ale nie bezimienna, ma twarz ludzi z pasją. Reżyser filmu pokazał jak niebanalnie opowiedzieć o fenomenie niezwykłego zjawiska. Zważywszy, że jest to autor wielokrotnie nagradzanego Super Size Me, można było spodziewać się, że efekt będzie bardziej niż zadawalający. Problem w tym, że w warunkach polskich z tym filmem zapozna się zapewne tylko garstka ludzi i zapewne wielu z nich okaże się fanami komiksów. A szkoda, bo dokument Morgana Spurlocka na pewno rozbawiłby i zainteresował szerszą publiczność, gdyby filmowi dano taką szansę. Byłoby dobrze, gdyby obraz ten znalazł się chociażby w programie kilku festiwali filmowych (był na jednym - American Film Festival we Wrocławiu - i podobno zgromadził na sali sporą liczbę widzów), bo wówczas można by liczyć na szerszą publiczność i mocniejszy oddźwięk obrazu. Dla porównania, Z wielką mocą: Historia Stana Lee, pokazywany w zeszłym roku w ramach 27. Warszawskiego Festiwalu Filmowego, zgromadził na sali kinowej zaskakująco wielu widzów. A Comic-Con jest przynajmniej równie zabawny i ciekawy jak historia wielkiego Stana.