» Recenzje » Avatar

Avatar


wersja do druku
Redakcja: Blanche

Avatar
Marines na wózku, pół twarzy jakiegoś obcego i gorące dyskusje na temat filmu – tyle informacji miałem, idąc na projekcję Avatara, nowego dziecka Jamesa Camerona. Przyznam, że nie ekscytowałem się szczególnie tym projektem, z zainteresowaniem jednak śledziłem opinie na jego temat. Przeciętny, przereklamowany, nudny, płaski. Wybitny, krok milowy w dziejach kina, epicki, wspaniały, zachwycający. Rozbieżność zdań prawdziwie interesująca – pozostało tylko wyrobić sobie własne.

Avatar ma kilka niepodważalnych atutów. Poza – czego należało się spodziewać – świetnymi efektami specjalnymi, jest nim również reżyseria. Dawno nie widziałem filmu trwającego ponad dwie i pół godziny, podczas którego się nie nudziłem, nie zerkałem na zegarek, nie zastanawiałem się, ile jeszcze do końca. Reżyseria jest godna nominacji do Oscara. Nic dodać, nic ująć.

Zachwytom nad animacją i efektami specjalnymi nie ma końca. Fakt – wszystko wygląda prześlicznie. Flora Pandory jest piękna, zjawiskowa, obca i przebogata. Fauna, choć frapująca, wypada trochę słabiej. Miałem wrażenie, że jak na taki olbrzymi las, najróżniejszego rodzaju stworzonek powinno być więcej. Brakowało chmar owadów, małych ptaszków, drobnych żyjątek. Kilkanaście bestii, chociaż różnego typu, to stanowczo za mało. W końcu miał to być ekosystem ziemiopodobny z obcym ”twistem” - a tak lasy Pandory wydawały się równie śliczne, co sterylne. Trochę jak ogród. Wreszcie Na'vi - czyli Pandorczycy - są odwzorowani bardzo skrupulatnie. Chyba każdy z nich jest zanimowany równie dobrze (lepiej?), co Gollum we Władcy Pierścieni.

Istotą filmu fabularnego jest jednak – właśnie – fabuła. Kiedy moja luba i ja wyszliśmy z projekcji, mieliśmy pewne skojarzenia na tym tle. Ona - Pocahontas, ja - Tańczący z Wilkami. Oba diablo dobre. Właściwie można się zastanawiać, czy w ogóle jest tu jakiś oryginalny scenariusz. Dla mnie Avatar to przemieszanie obu wyżej wskazanych tytułów, przeniesione w stylistykę science-fiction, co umożliwiło Cameronowi dodanie zakończenia, jakiego nie można oczekiwać po żadnym dziele opowiadającym niemal zamkniętą historię Indian. Tymczasem opowieść o Na'vi określa rzeczywistość filmowa. To prawdziwy luksus.

Nakreślanie analogii między tymi dwoma filmami i Avatarem to strata czasu. Warto rozważyć jedynie celowość takiego zabiegu. Cameron nie jest głupi – musiał zdawać sobie sprawę z podobieństw fabularnych. Czy chciał w ten sposób odciążyć widza i umożliwić mu skupienie się na pięknie przedstawianej opowieści? Czy chciał stworzyć coś w rodzaju baśni – opowiedzieć historię, która natychmiast zostanie rozpoznana dzięki wykorzystaniu znanych motywów? Raczej tak. Należy jednak odeprzeć w tym punkcie jeden poważny zarzut stawiany dziełu – przewidywalność fabuły. To głupota. Cameron nie aspirował do opowiedzenia nowej historii. Czy Pretty Woman - Kopciuszek jest zły, bo przewidywalny? Czy West Side Story - Romeo i Julia jest zły, bo przewidywalny? Nie i nie.

Ostatnią, kwestią, na którą chciałbym zwrócić uwagę, jest rewolucyjność Avatara ze względu na szerokie wykorzystanie efektu 3D. W życiu widziałem mniej niż dziesięć filmów pokazywanych z wykorzystaniem tej techniki. Mam wrażenie, że w Avatarze wykorzystano jej możliwości lepiej niż w jakimkolwiek filmie przed nim - być może z wyjątkiem Beowulfa. Czy można w tym przypadku mówić o rewolucji czy kroku milowym w historii kina? Czy warto używać tak patetycznych zwrotów? Nie. Rewolucją było samo powstanie kina. Ludzie, chowający się pod krzesła na widok jadącego prosto ”na nich” pociągu – to była rewolucja. Wprowadzenie dźwięku do kina – milowy krok. Ale też nie punkt zwrotny, lecz proces. To, że Śpiewaka z Jazzbandu uznano za pierwszy film dźwiękowy jest rzeczą umowną. Czy naprawdę kilka piosenek wykonanych przez wysmarowanego pastą do butów pseudomurzyna jest zmianą rewolucyjną? Kino nabrało kształtu, jaki znamy, prawie sto lat temu. Nie ma już miejsca na rewolcyjne zmiany, kroki milowe, wielkie nowości. Toy Story było większą rewolucyjką niż Avatar - nie mam co do tego wątpliwości. Efekt 3D, dzięki goglom, nie jest rewolucją. Jest gadżetem. Najnowszy film Camerona być może narzuci nowy trend w kinie – trend filmów naprawdę przystosowanych do okularów 3D, gdyż wykorzystał możliwości tego efektu skrupulatnie i zgrabnie. I tyle.

Avatar nie jest – co czasami się mu zarzuca – filmem nachalnie proekologicznym. Jest bardziej apologią odmienności od naszej cywilizacji. Iść na niego warto. Warto, bo to film piękny. Nie wspaniały, ale śliczny. Nie ciekawy, ale ciekawie zrobiony. Nie rewolucyjny, ale przedstawiający stare motywy w nowy sposób. Nie dzieło sztuki, lecz produkt. Bardzo, bardzo dobry.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Avatar
Reżyseria: James Cameron
Scenariusz: James Cameron
Muzyka: James Horner
Zdjęcia: Mauro Fiore
Obsada: Sam Worthington, Zoe Saldana, Sigourney Weaver, Stephen Lang, Giovanni Ribisi, Laz Alonso, Michelle Rodriguez, Wes Studi
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2009
Data premiery: 18 grudnia 2009



Czytaj również

Avatar
Dialog między Iuliusem, Medeą a Scobinusem
Żmudna sztuka światotwórstwa
Czas na wycieczkę po światach wyobrażonych
Alita: Battle Angel
Zabójczy aniołek w cyberpunkowym stylu
- recenzja
Przełęcz ocalonych
Coś więcej niż wojna
- recenzja
Chappie
Wszystko to już było, ale nadal bawi
- recenzja

Komentarze


   
Ocena:
0
Kiepściiuchna recenzja
03-01-2010 13:32
Iman
   
Ocena:
0
Myślę, że to bardziej felieton na temat filmu niż recenzja, ale zawiera celne uwagi. O fabule powiedziałam dokładnie to samo, co Twoja luba - że Avatar to taka nowoczesna Pocahontas. Niemniej efekty są naprawdę godne podziwu. Zwłaszcza różnice między tymi dwoma światami - ludzką technologią a miłością do przyrody w wydaniu Na'vi. Ubrane pięknie w otoczkę 3D, co sprawia, że film naprawdę robi wrażenie.
03-01-2010 13:40
996

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Toy Story? Ten film co powstał 2 lata po Parku Jurajskim? I 13 lat po Tronie?
03-01-2010 16:09
WekT
   
Ocena:
+2
My z ojcem zauważyliśmy jedną śmieszną rzecz:
po briefingu, główny generał rozprawia jaki to świat Pandory jest niebezpieczny, zabójczy itd.
Niebezpieczna przyroda to była w Planecie Śmierci Harrisona ja się nie dało z bazy ruszyć na krok
03-01-2010 21:23
Marigold
   
Ocena:
+1
Kiedy wyszłam z filmu cisnął mi się na usta jeden komentarz, że to film niezwykle naiwny i niezwykle niezwykły. Głupia fabuła, baśń, naiwna, prosta i momentami straszliwie nudna, ale za to jak piękna wizualnie - niesamowite wrażenie zrobił na mnie ten film graficznie, szczególnie sceny nocne. Cudeńko.
03-01-2010 23:59
Amunet
   
Ocena:
+1
Małe sprostowanie - nikt nie chował się/nie uciekał przed pociągiem na pierwszych filmowych projekcjach :P to akurat zmyślona historyjka.
04-01-2010 01:10
bukins
   
Ocena:
0
Efekt 3D, dzięki goglom, nie jest rewolucją. Jest gadżetem.

Yyyyyyy - ten film chyba znacznie lepiej oglądać w IMAXie, bo z tego co się orientuje, to właśnie głównie pod ten standard Avatar jest zrobiony, a nie pod zwykłe kina z okularami 3d, więc te słowa recenzenta tak trochę z czapy.

Za wikipedią:
Pierwszym ponad 2,5-godzinnym filmem fabularnym, który przeznaczony jest m.in. do wyświetlania w kinach IMAX jest powstały w wytwórni 20th Century Fox Avatar (jego twórcą, scenarzystą i reżyserem jest James Cameron).
04-01-2010 01:38
Xaric
   
Ocena:
0
Czy recenzja kiepściuchna, hmm raczej wyważona, nie ma nad czym się specjalnie rozwodzić moim zdaniem, fabuła jest sztampowa i naiwna, myślę, że tak naprawdę raczej nie o nią tu chodziło, grafika piękna, ale złożone i 'realistycznie' odwzorowane środowisko mieliśmy już nawet i w grach komputerowych (Crysis?), i też myślę że nie o to chodziło, można mówić o przełomowej skali przedsięwzięcia ale na pewno nie o przełomie technologicznym czy kinematograficznym. 3D nad którym wszyscy się zachwycają jest tylko dodatkiem, fajne ale nie przesadzajmy, niektóre sceny na pewno przez to zyskały ale nie czuję się zachłyśnięty. Dla mnie pomijając kwestie podobieństw do innych opowieści (a myślę że jest ich naprawdę dużo) obezwładniające było towarzyszące mi przez cały film wrażenie że jest to taki rachunek sumienia Stanów Zjednoczonych wobec działań w Iraku (lub gdziekolwiek indziej). Kolejna bajka pod tytułem "wojna jest zła, niszczenie kultur jest złe, ignorancja w obliczu walki o surowce jest zła, znajdujmy nić porozumienia i działajmy dla wspólnego dobra", kolejna tego typu bajka której morał ludzkość opłacze i oleje :) Dla mnie to szalenie irytujące. Ludzie chyba lubią pokazywać swoje niecne uczynki, wyciągać z nich ważkie etycznie i cywilizacyjnie wnioski, mówić sobie 'oj jak źle robimy trzeba to jakoś zmienić' po czym dalej robią to samo :) Bzdura. Można by pomyśleć, że zaraz powiem że nie warto poświęcić Avatarowi czasu. Wręcz przeciwnie. Koniecznie trzeba go obejrzeć, to wszystko o czym się tak trąbi i co wywołuje kontrowersje jest w tym filmie zupełnie nieistotne. Istotne jest to, że to naprawdę genialnie opowiedziana historia, całkowicie wciągająca, tak że nawet nie da się zorientować że twórcy wciskają nam totalny bezsens (szarża 'konnicy' w gęstej dżungli? każdy na pewno dostrzeże wiele bzdur), po prostu łyka się to, bo to nieistotne. Istotne jest to, że przez prawie 3 godziny seansu siedzimy wciśnięci w fotel i śledzimy tą historię, która przy wielości bzdur ale skleconych tak że robią wrażenie spójności i wiarygodności, i scenariuszu tak banalnym że chyba miał po prostu nie przeszkadzać w oglądaniu, sprawia że te 3 godziny mijają naprawdę błyskawicznie i chce się jeszcze. W skali dostarczonej ilościowo i jakościowo rozrywki ten film bije na głowę wszystko co widziałem ostatnimi czasy. Ludzie idźcie na Avatara, żeby nasycić oczy i naprawdę dobrze się bawić. Reszta jest nieistotna.
04-01-2010 01:44
Marigold
    @Xaric
Ocena:
0
Dla mnie pomijając kwestie podobieństw do innych opowieści (a myślę że jest ich naprawdę dużo) obezwładniające było towarzyszące mi przez cały film wrażenie że jest to taki rachunek sumienia Stanów Zjednoczonych wobec działań w Iraku (lub gdziekolwiek indziej).

Mnie się raczej wydawało, że to rachunek sumienia wobec wybicia Indian... szczególnie, że prezentacja Na'vi miała wiele wspólnego z wizją właśnie plemion indiańskich Ameryki Północnej.
04-01-2010 01:47
Xaric
    @Marigold
Ocena:
0
Myślę że to można podciągnąć pod każdy konflikt na tle surowcowym a więc także ekspansyjnym. Podstaw pod filmowy minerał ropę, pod Na'vi irakijczyków - w uznaniu amerykanów lud ciemny, bidny i żyjący w cierpieniu, któremu trzeba za ropę sprzedać jedynie słuszną demokrację, kapitalizm, dżinsy i coca-colę, co uczyni ich wolnymi :) Dokładnie tak to w tym filmie wygląda. Naukowcy badają kulturę, próbują dróg pokojowych, ale surowiec jest potrzebny więc skoro lud nie chce być prawdziwie i jedynie słusznie wolny (bo czym jest wolność bez MacDonalds?), trzeba go 'wyzwolić' czy to obalając reżim czy to wykurzając fanatyków z siedzib, i uzyskać przez to dostęp do surowca :) Może trochę za bardzo spłycam, ale takie odnoszę wrażenie. Mogą to być indianie, może to być irak, może to być wietnam, mogą to być niemieckie dążenia w kierunku wschodnim w czasie drugiej wojny światowej itp. Schemat jest podobny. Tutaj jednak jakoś Irak narzucił mi się wyjątkowo mocno.
04-01-2010 02:03
Sethariel
   
Ocena:
0
Tutaj jednak jakoś Irak narzucił mi się wyjątkowo mocno.

Może przez słowa dowódcy w przemowie - "Our survival relies on pre-emptive action. We will fight terror, with terror."
04-01-2010 03:19
Xaric
    @Sethariel
Ocena:
0
Nie tylko :) Ale to oczywiście też :)
04-01-2010 09:03
nimdil
    @Amunet
Ocena:
0
Informacja zaczerpnięta z wykładu prof. Wernera. Niestety bracia L. nie nagrywali swoich pokazów. Nie wykluczam, że mogę się mylić, ale na razie nie mam lepszego źródła niż A.W. w tej sprawie. Jak masz to poproszę - chętnie sobie odświeżę.

04-01-2010 09:58
Faviela
   
Ocena:
0
Mój tata opowiadał, jak jako mali chłopcy z kuzynem przestraszyli się i uciekli z pierwszego rzędu foteli jak był pierwszy raz w kinie. Jakoś po II wojnie z tego co kojarzę, na ludziach robiło to wrażenie ;>
04-01-2010 18:01
~XB

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Lol. Weź Craven pisz recenzje bo wstyd.
04-01-2010 22:17
Aesandill
   
Ocena:
0
Film świetny, recenzja też mi pasuje.
Film fajny i(bo) naiwny.
Recenzja pokrywa się z moimi wrażeniami.

Pozdrawiam
Aes
11-01-2010 12:27
Mayhnavea
   
Ocena:
0
@ nimdil:

AFAIK to taka miejska legenda, mająca podkreślać to, że film był tak niezwykły dla ludzi, że im się film z rzeczywistością mieszał. Tymczasem przed kinematografem było mnóstwo innych ustrojstw i zabawek - odbiorcy byli doskonale przygotowani na nową rzecz i wiedzieli, z czym to będą jeść.


@ wątek irakijski/antyimperialistyczny

Dodam jeszcze, że scena zniszczenia Drzewa była parafrazą ataku na WTC [sugestywny obraz ze snopem czarnego dymu unoszącego się z połowy pnia].
13-01-2010 20:38
Malaggar
   
Ocena:
0
May@
Czy ja wiem czy WTC? Dla mnie to związku większego nie miało. Od, pali się, to i dym jest.
13-01-2010 20:39
nimdil
    @Mayhnavea
Ocena:
0
Ad.1.
Nie wiem po prawdzie. Z jednej strony mam wiarygodne źródło niepisane, z drugiej strony opinie w komentarzach. Sensownego źródła książkowego nie mam, więc trudno mi powiedzieć, czy to legenda, bzdura czy prawda.

Ad.2.
Bez przesady. Jak dużo i się wali to zaraz WTC? Poza tym było solo, się przewracało, a nie zapadało (mimo że miało częściowo pusty środek) i nikt się nie rozbił więc tak średnio.
14-01-2010 23:51

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.