Sługa Reliktu - R. A. Salvatore

Nareszcie odmiana!

Autor: Piotr 'Rebound' Brewczyński

Grzbiet Świata, drugi tom z cyklu Ścieżki Mroku, zawiódł mnie w całej linii. Był ni mniej ni więcej tylko zaprzeczeniem tego wszystkiego, czym być powinien – książką nudną, wtórną, z bohaterami, którym autor na siłę starał się nadać jakąś głębię. Właśnie dlatego tak długo ociągałem się, by sięgnąć po Sługę Reliktu. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że chyba nie może mnie spotkać nic gorszego niż coś na kształt brazylijskiej telenoweli z Wulfgarem w roli głównej i zacząłem czytać. Ani się obejrzałem, a już skończyłem.

Główną i podstawową zaletą tej pozycji są niewątpliwie główni bohaterowie: śmiertelnie niebezpieczny skrytobójca Artemis Entreri i jego równie groźny kompan – mroczny elf Jarlaxle. Ta dwójka bardzo wyraźnie odznacza się na tle dość cukierkowych postaci, jakie dotychczas spotykaliśmy w książkach R. A. Salvatore’a. Kolejny atut – fabuła. Dość powiedzieć, że akcja powieści toczy się w Calimporcie, mieście znanym z licznych intryg i spisków i że autor doskonale wykorzystał potencjał płynący z tej lokacji. Oczywiście daleko mu do Agathy Christie czy innych mistrzów kryminału, jednak, jeśli już mamy porównywać, to pan Salvatore dorównał w tym wypadku książkom Elanie Cunningham. Kolejną pozytywną cechą Sługi Reliktu jest to, że tym razem autor zaniechał postanowienia, że wszystkie jego sztandarowe postacie przejdą głęboką przemianę moralną. Owszem – Entreri traci nieco ze swego okrucieństwa, a nawet ratuje z opresji kogoś, kogo parę sekund wcześniej miał ochotę zabić, jednak wciąż jest to ten sam zimny drań, który robi tylko i wyłącznie to, na co ma ochotę. Podobnie jest z Jarlaxlem, tyle że z tajemniczego przywódcy grupy drowich najemników zaczyna w znacznym stopniu wyłazić ciekawość świata, która w efekcie prowadzi do... Tego jednak lepiej nie zdradzać. Ostatnim smaczkiem pozycji jest cała plejada bohaterów drugoplanowych, z których każdy jest zarysowany o wiele lepiej, niż miało to miejsce w przypadku postaci Jaka Skulli z Grzbietu Świata. Nie zabrakło też odniesień (i to bardzo znacznych) do wcześniejszej twórczości R. A. Salvatore’a.

Od strony technicznej Sługa Reliktu prezentuje się nieco mniej imponująco. Nie chodzi tu bynajmniej o okładkę, której autorem po raz kolejny jest znakomity rysownik – Todd Lockwood, ale o tłumaczenie i redakcję. To co razi najbardziej, to częściowa niezgodność przekładu, jeżeli porównamy nazwy występujące w książce z nazwami z podręcznika Zapomniane Krainy – Opis Świata. Śmieszy też nieco polska odmiana niektórych nazw własnych – np. Czarownicy z Thay stali się Czarownikami z Thayu. Te potknięcia zdarzają się jednak bardzo rzadko i w większości nie mają wpływu na dobry odbiór książki przez czytelnika.

Reasumując – oceniam Sługę Reliktu jako jedną z najlepszych książek w dorobku R. A. Salvatore’a, stawiając go obok takich pozycji jak Trylogia Mrocznego Elfa, czy Pięcioksiąg Cadderly’ego. Dobrze, że pisarz pokazał, że jest jeszcze w stanie napisać coś, co nie będzie tylko kolejnym komercyjnym gniotem. Miejmy nadzieję, że kolejny tom serii – Morze Mieczy, w którym do łask ponownie powraca szlachetny mroczny elf – Drizzta Do’Urden, będzie przynajmniej tak samo dobry. W to jednak śmiem wątpić.

Tytuł: Sługa Reliktu (Servant of the Shard)
Autor: R. A. Salvatore
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Korekta: Ewa Polańska
Wydawca: ISA
Rok wydania: 2004
Liczba stron: 384
ISBN: 83-7418-020-X
Cena: 28,90 zł

Sługa Reliktu