» Recenzje » Deszcze niespokojne - antologia

Deszcze niespokojne - antologia


wersja do druku

Deszcze (bardzo) niespokojne, czyli o wojnie inaczej…


Deszcze niespokojne - antologia
Nigdy nie lubiłem książek, które mówiły o historii alternatywnej II wojny światowej. Opowieści o tym, co robią Niemcy w Londynie, Japończycy w Waszyngtonie, Włosi w Paryżu (totalne science-fiction) i całe to gdybanie strasznie mnie denerwowały. Czasem między wierszami można było wyczytać żal za tym, że nie stało się tak jak sobie autor książki życzył. Dlatego trzymając w ręku Deszcze niespokojne zastanawiałem się, czy warto tracić czas na kolejne teorie dotyczące tego światowego konfliktu. Konfliktu, którego echa rozbrzmiewają po dziś dzień.

Zacząłem od Grzędowicza i opowiadania Wilcza zamieć. Pierwsze pozytywne wrażenie wywołuje fakt, że autor zna fachową terminologię dotyczącą tak okrętów podwodnych, jak i wojen na morzu. Na opowiadanie składają się dwa wątki - jeden mówi o tajemniczych misjach okrętów podwodnych, o których wiadomo, że były wykonywane, ale ich cel pozostał tajemnicą po dziś dzień, a drugi to rojenia chorych umysłów hitlerowskich szarlatanów, którzy aż do zakończenia wojny, a nierzadko już po jej końcu, szukali ocalenia w wierzeniach i tradycjach germańskich. W końcu tego typu wydarzenie nie było tak do końca nieprawdopodobne (oczywiście z wyjątkiem galopujących Walkirii, Wotanów, Odynów i Lokich). Zraził mnie tylko jeden fragment – motyw spotkania ze statkiem "Oxfolt" – wszystko aż za bardzo przypomniało mi podobną scenę z książki Okręt Buchheima. Ale cóż – uczymy się od najlepszych.

Odniemcy Dębskiego balansują na granicy jawy i snu, wierzeń i mitów, czarów i zwykłych zjawisk pogodowych. Z jednej strony zapomniana mała wioska, z drugiej transport żołnierzy niemieckich mających dokonać brutalnej pacyfikacji wioski, czyli krótko mówiąc – wymordować mieszkańców i spalić domostwa. Nagle okazuje się, że dzieci bawią się w grę pod tytułem: "Jak nie dopuścić toczenia (Niemców) do wioski". Tańce i rysowane patykiem znaki powodują, że po raz kolejny okrucieństwo wojny nie przerwie sielanki mieszkańców wioski. Końcówka opowiadania mówi jednak, że wszystko ma swoją cenę – jaką? Pozostaje się tylko domyślać…

Dwa opowiadania, Biurko z kaukaskiego orzecha Siedlara i Lazaret Spychały mają wspólny mianownik – Żydów. Różnią się tym, że opisują Żydów w różnym czasie. Siedlar pisze o swoich kontaktach powojennych z Żydami w USA, wizytach na krakowskim Kazimierzu, przedwojenną dzielnicą żydowską i późniejszym gettem, gdzie po dziś dzień pozostały ślady ich niegdysiejszej bytności. Lazaret opisuje epizod powstania w getcie warszawskim. Dwaj młodzi bojownicy żydowscy na skutek odniesionych ran trafiają do tytułowego lazaretu. Tu wszystko jest takie nierzeczywiste, nie wiadomo czy z powodu odniesionych ran, czy specyfików przyrządzanych przez sanitariuszki. Cienie na suficie, utraty świadomości, gdzieś w tle przemyka postać niemieckiego żołnierza zbierającego trofea w postaci uciętych głów zamordowanych Żydów – alegoria kompletnego wojennego zezwierzęcenia. Obrazu dopełnia historia szalonego żydowskiego naukowca, szukającego teraz zemsty zza grobu.

Duchy i demony to pozostałości wojny – o tym przekonuje mnie lektura zarówno Lazaretu, jak i Kołyski Chojnackiego. Tutaj z kolei tajemnicę stanowi dom zamieszkały kiedyś przez przesiedlonych Niemców. Makabryczna opowieść – czy aby prawdziwa? Każdy dom, który ocalał z wojny ma wydrapane w ścianach, podłodze czy framugach okien podobne historie. Czasem lepiej ich nie poznawać do końca…

Wśród opowiadań wojennych nie mogło zabraknąć historii o Wunderwaffe, czyli "cudownych broniach" mających odwrócić losy przegranej dla Niemców wojny. Dwa opowiadania, które najbardziej mi się spodobały – pewnie, dlatego że sam mam historyczno-odkrywcze zacięcie – to Mons 44 Wrońskiego i Sonderfuhrer Kazimierskiego. Chociaż oba mówią o "cudownych broniach", to bazują na odmiennych założeniach. Mons to miejscowość we Francji, gdzie w czasie I wojny światowej żołnierzom alianckim ukazały się anioły, przyczyniając się do wygranej (zainteresowanych odsyłam do lektury książki Dawida Clarke'a Anioł z Mons). Tutaj sytuacja ma się powtórzyć. Anioły maja się pojawić nad okopami żołnierzy niemieckich znajdujących się na froncie wschodnim. Główną rolę w tym przedsięwzięciu mają odegrać: "nieoceniona" Leni Riefenstahl i więźniowie obozów pracy (koncentracyjnych). Na przeszkodzie staje jednak zapobiegawczy oficer NKWD oraz, jak można się domyślać, zatwardziały ateista.

Kazimierski opowiada historię tajemniczych tuneli i bunkrów jakich pełno jest w Polsce. Jakie było ich przeznaczenie? W większości przypadków nie dowiemy się już nigdy. A może było tak, jak pisze Kazimierski? Nie będę uchylał rąbka tajemnicy, bo sam czytałem to opowiadanie z wypiekami na twarzy i pomimo, że teoria zaproponowana przez autora była dość odważna to…właśnie to "coś" pozostało...

Kossakowska rzuca nas w sam środek dżungli Pacyfiku, gdzie trafiają rozbitkowie amerykańscy z zatopionego okrętu. Zielone piekło to adekwatne określenie na warunki, w których walczyli Japończycy i Alianci. A jeżeli piekło, to nie może się obyć bez demona – tylko czy to rzeczywiście demon, czy człowiek po przekroczeniu granicy szaleństwa i uwolnieniu się od swojego umysłu?


Der Totenkopf Pacyńskiego podejmuje temat pracy niemieckich antropologów nad wyróżnieniem rasy "panów". Czasem takie prace przynoszą jednak inne rezultaty. Może się okazać, że istnieje inna rasa, wcześniej uznana ze absolutnie wymarłą, która od wieków rządzi ludźmi. Jest to ostrzeżenie dla nauki służącej zniszczeniu, ale i wskazówka, że nic tak nie rozwija nauki, jak wojna. Tylko, że cena tej nauki jest zawsze za wysoka.

Olaf i buty Gintera Jerzego Rosia to historia żołnierza Bahnschutze, czyli straży kolejowej, który razem ze swoim psem wykonuje codzienny obowiązek w postaci patrolowania odcinka torów kolejowych. Za pozornie zdawkowym komentarzem kryją się najgorsze zbrodnie i poczucie bezkarności ubrane w płaszczyk dobrze wykonanego rozkazu. W końcu Olaf dostaje za swoje. Tylko czy późniejsza zemsta jest naprawdę tego warta? Roś zwraca nam jeszcze uwagę na to, że wielu bliskich nie wiedziało, czym zajmowali się członkowie ich rodzin na wojnie – i bynajmniej nie był to wytwór propagandowej amnezji, na jaką cierpią obecnie uczestnicy drugiej wojny światowej.

Wigilia, gdzieś w Norwegii, na krańcu koła podbiegunowego. Budynek służby meteorologicznej. Tylko niemiecki język oraz broń zawieszona na ścianie przypomina, że cały czas toczy się wojna. W Stille Nacht widać, że wojna nie zna świąt (być może dlatego śmierć w Wigilię Bożego Narodzenia jest tym bardziej przejmująca i tragiczna) i że jest za zimno by płakać...

Książkę musiałem sobie dawkować, bo inaczej przeczytałbym ją w jeden wieczór. Po jej przeczytaniu…niedosyt, że taka krótka. Polecam ją każdemu, ale przede wszystkim tym, którzy nadal myślą, że wojna to tylko figurki przesuwane na szachownicy świata. Nie kończy się wraz z podpisaniem rozejmu czy bezwarunkową kapitulacją – ona żyje dalej – w nas.

P.S.
Rozmyślnie nie komentowałem Kontyngentu Pilipiuka – jako dodatek specjalny był jakoś nie na miejscu w tej książce…
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.5
Ocena recenzenta
6.75
Ocena użytkowników
Średnia z 8 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 5
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Deszcze niespokojne
Autor: Antologia
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: październik 2005
Liczba stron: 640
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria wydawnicza: Antologie
ISBN-10: 83-89011-72-7
Cena: 34,99 zł

Komentarze


Gerard Heime
   
Ocena:
0
[kontrolny rzut okiem na portfel]

40 złotych... bingo. Lecę jutro do Empiku :) Książki w takich klimatach nie mogę sobie darować, szczególnie biorąc pod uwagę dobrą recenzję :)
30-11-2005 22:36
Wojewoda
    A chciałem ci pożyczyć Gerard:]
Ocena:
0
Bardzo zróżnicowany poziom opowiadań.

Opowiadania Twardocha i Pacyńskiego jak zwykle świetne. Zaskakująco dobry "Olaf i Buty Gintera". A reszta... Trochę przeciętności, trochę słabszych tekstów.

Ale pomimo to warto. Szczególnie dla tego "Olafa..." i występującego w tym opowiadaniu narratora.
01-12-2005 16:37

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.