O ile Lema nie trzeba przedstawiać, a Jerofiejew jest w Polsce postacią raczej znaną, to O'Brien należy do kategorii zagubionych pereł i skarbów literatury. Flann O'Brien, jak słusznie można się domyśleć z pseudonimu literackiego (w rzeczywistości nazywał się nie gorzej: Brian O'Nolan), to Irlandczyk z krwi i kości, podobnie jak jego literatura. Zdecydowanie przedkładam go nad jego rodaka Jamesa Joyce'a, nie tyle na przekór opinii o wielkości tego drugiego, ile w sukurs z nią. O'Brien jest po prostu lepszy.
W Trzecim policjancie króluje surrealistyczny humor, gry słowne i mnóstwo niebanalnych zagadek. Rzecz rozgrywa się w konwencji bliskiej Alicji w krainie czarów, acz zdecydowanie mniej bajkowej, za to bardziej nasiąkniętej porządnym whisky. Głównym bohaterem i zarazem narratorem jest człowiek, który nie pamięta swojego imienia, ale za to rozmawia ze swoją duszą. Na skutek pewnych wydarzeń, powiązanych z morderstwem niejakiego Philipa Mathersa, ląduje on w parafii, w której działa teoria atomistyczna. Na czym ona polega? Otóż, powtarzając przykład sierżanta McClusky'ego, wyobraźmy sobie młot, stół i kowadło. Uderzając młotem w kowadło spowodujemy, że część atomów, z których jest ono zbudowane, wyskoczy. Jeżeli będziemy uderzać dostatecznie szybko i dużo razy, nie zawsze zdążą one powrócić skąd wyszły i zdarzy się, że przenikną do młotka lub stołu. Kowadło po pewnym czasie nieco schudnie, natomiast stół nabierze metalicznego charakteru, o czym każdy, kto był u kowala, doskonale wie.
Okazuje się, że nie inaczej ma się rzecz z ludźmi i przedmiotami. Dla przykładu, jeśli drogi są w złym stanie, to podróżująca para człowiek - rower, podskakując na wybojach, wymienia się między sobą atomami . Rezultatem dostatecznie długiego jeżdżenia (na przykład przez całe życie) jest to, że pojazd staje się w połowie ludzki, na wpół uczłowieczony. Człowiek z kolei otrzymuje brakującą połowę od roweru i bywa, że obydwoje się nieco dziwnie zachowują.
Zapewne nie dziwi więc fakt, że policjanci w owej parafii, słynącej z fatalnych dróg, zajmują się sprawami głównie związanymi z przestępstwami rowerowymi.
Ponieważ główny bohater jest wielkim miłośnikiem De Selby'ego, książka jest gęsto naszpikowana przypisami odnoszącymi się do dzieł tego wybitnego męża. De Selby to genialny przyrodnik, fizyk i wynalazca, który umysłem nie odstaje od Newtona czy Leonarda Da Vinci. Jest to także postać wielce umiłowana przez O'Briena i występuje w przypisach we wszystkich chyba jego książkach. Równie wiele znajdziemy odniesień do licznego grona komentatorów mistrza (do którego pretenduje także główny bohater), a więc Hatchjawa, Du Garbandiera, Basseta i innych.
Nie chcę zdradzać nic więcej, bo choć książka jest kopalnią genialnych pomysłów, nie warto psuć sobie zabawy. Historyjki opowiedziane przez O'Briena, po stokroć lepsze od tego co próbuję przedstawić, okraszone specyficznym irlandzkim poczuciem humoru, powodują najpierw salwy śmiechu, a następnie gwałtowne rozbłyski fantazji u czytającego. To, co odróżnia autora od jego bardziej znanego krajana, to fakt niesłychanej lekkości pióra. Pomimo intelektualnego wyzwania, jakie stanowi książka, czyta się przyjemnie, szybko, a kiedy się kończy, ręka sama otwiera ją znów na pierwszej stronie. Wcale, a wcale nie czyta się gorzej (mimo znajomości zakończenia i rozświetleniu kilku spraw) za drugim i następnymi razem; obiecuję bowiem, że na jednym się nie skończy.
A do lektrury, za którymś razem, polecam dodatkowo szklaneczkę whisky i porządny tytoń w fajce.
Tytuł: Trzeci policjant (The Third Policeman)
Autor: Flann O'Brien
Tłumaczenie: Małgorzata i Andrzej Grabowscy
Okładka: Piotr Chojnacki
Wydawca: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2001
Liczba stron: 206
ISBN: 83-7150-586-8
Cena: 16,99 zł