Zły porucznik
Terence McDonagh to twardy, impulsywny policjant, który podczas huraganu Katrina skacze do wody, by uratować aresztanta, uwięzionego w zalewanej celi. W konsekwencji tej – być może nieco zbyt pochopnej – akcji ratowniczej zyskuje awans i order za odwagę, ale także bolesny uraz kręgosłupa. Kiedy przekonuje się, że przypisane lekarstwa nie działają, McDonagh zaczyna eksperymentować z mniej legalnymi specyfikami, z marihuaną i kokainą na czele.
Wytrącony z równowagi bohater rozpoczyna swój – powolny na początku, ale ciągle przyspieszający – upadek. Narkotyki nie rodzą się z powietrza, a z każdym dniem policjant potrzebuje ich coraz więcej. Na pewno sytuacji nie ułatwia ani jego pierwsze w pełni samodzielne śledztwo, dotyczące makabrycznego mordu całej rodziny, ani dziewczyna (także uzależniona) – prostytutka, zadająca się z niebezpiecznymi klientami, ani też powoli wychodzący z alkoholizmu ojciec. Gdy dodamy do tego jeszcze, że ulubione drużyny McDonagha notorycznie przegrywają, z dnia na dzień przyprawiając go o pokaźne hazardowe długi, robi się naprawdę (nie)wesoło…
No właśnie. Film Wernera Herzoga to na pierwszy rzut oka tragiczna historia popadającego w kłopoty policjanta. Na szczęście jednak autor daleki jest od poważnego moralizatorstwa. Tak narkotykowe wizje, jak i gangsterzy, których napotka na swojej drodze bohater, przedstawieni są ze sporą dozą humoru. Fabuła wymyka się zresztą schematom opowieści o upadku. Tak, McDonagh ma swoje wady; tak, w którymś momencie traci przez nie dosłownie wszystko, co miał w życiu cennego; ale czy uratuje skórę, nawracając się na ścieżkę cnoty? Tego nie zdradzę, ale mogę napisać tyle, że pełna zwrotów akcji fabuła niesamowicie wciąga, a zaskakujące zakończenie powinno usatysfakcjonować większość widzów.
A teraz pora na poważny "zwrot akcji": główną rolę w Złym Poruczniku gra… Nicolas Cage. Już w filmie Kick-Ass mogliśmy zobaczyć jego dobry występ, tym razem jednak, ten cieszący się nienajlepszą sławą aktor zaskakuje naprawdę porządnym warsztatem. Reszta obsady, z Evą Mendes na czele, także sprawuje się całkiem nieźle. Ich zadanie ułatwiała scenariusz, kreujący naprawdę wyrazistych, zapadających w pamięć bohaterów.
Oglądając Złego Porucznika na festiwalu Era Nowe Horyzonty zastanawiałem się: czemu nie widziałem dotąd tego tytułu w normalnej, polskiej, kinowej dystrybucji? Ten pełen głośnych nazwisk, bardzo przystępny i mainstreamowy, a jednocześnie nie porażający głupotą film znalazł się na kilku listach 10-ciu najlepszych filmów 2009 roku. To świetna pozycja na rozrywkowy, letni seans, ciekawsza alternatywa dla bardziej szablonowych historii o policjantach, gangsterach i wielkich spluwach.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Wytrącony z równowagi bohater rozpoczyna swój – powolny na początku, ale ciągle przyspieszający – upadek. Narkotyki nie rodzą się z powietrza, a z każdym dniem policjant potrzebuje ich coraz więcej. Na pewno sytuacji nie ułatwia ani jego pierwsze w pełni samodzielne śledztwo, dotyczące makabrycznego mordu całej rodziny, ani dziewczyna (także uzależniona) – prostytutka, zadająca się z niebezpiecznymi klientami, ani też powoli wychodzący z alkoholizmu ojciec. Gdy dodamy do tego jeszcze, że ulubione drużyny McDonagha notorycznie przegrywają, z dnia na dzień przyprawiając go o pokaźne hazardowe długi, robi się naprawdę (nie)wesoło…
No właśnie. Film Wernera Herzoga to na pierwszy rzut oka tragiczna historia popadającego w kłopoty policjanta. Na szczęście jednak autor daleki jest od poważnego moralizatorstwa. Tak narkotykowe wizje, jak i gangsterzy, których napotka na swojej drodze bohater, przedstawieni są ze sporą dozą humoru. Fabuła wymyka się zresztą schematom opowieści o upadku. Tak, McDonagh ma swoje wady; tak, w którymś momencie traci przez nie dosłownie wszystko, co miał w życiu cennego; ale czy uratuje skórę, nawracając się na ścieżkę cnoty? Tego nie zdradzę, ale mogę napisać tyle, że pełna zwrotów akcji fabuła niesamowicie wciąga, a zaskakujące zakończenie powinno usatysfakcjonować większość widzów.
A teraz pora na poważny "zwrot akcji": główną rolę w Złym Poruczniku gra… Nicolas Cage. Już w filmie Kick-Ass mogliśmy zobaczyć jego dobry występ, tym razem jednak, ten cieszący się nienajlepszą sławą aktor zaskakuje naprawdę porządnym warsztatem. Reszta obsady, z Evą Mendes na czele, także sprawuje się całkiem nieźle. Ich zadanie ułatwiała scenariusz, kreujący naprawdę wyrazistych, zapadających w pamięć bohaterów.
Oglądając Złego Porucznika na festiwalu Era Nowe Horyzonty zastanawiałem się: czemu nie widziałem dotąd tego tytułu w normalnej, polskiej, kinowej dystrybucji? Ten pełen głośnych nazwisk, bardzo przystępny i mainstreamowy, a jednocześnie nie porażający głupotą film znalazł się na kilku listach 10-ciu najlepszych filmów 2009 roku. To świetna pozycja na rozrywkowy, letni seans, ciekawsza alternatywa dla bardziej szablonowych historii o policjantach, gangsterach i wielkich spluwach.
Tytuł: Bad Lieutenant: Port of Call - New Orleans
Reżyseria: Werner Herzog
Scenariusz: William M. Finkelstein
Muzyka: Mark Isham
Zdjęcia: Peter Zeitlinger
Obsada: Nicolas Cage, Eva Mendes, Val Kilmer, Jennifer Coolidge, Katie Chonacas, J.D. Evermore, Kyle Russell Clements
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2009
Data premiery: 13 sierpnia 2010
Czas projekcji: 122 min.
Dystrybutor: Monolith Films
Reżyseria: Werner Herzog
Scenariusz: William M. Finkelstein
Muzyka: Mark Isham
Zdjęcia: Peter Zeitlinger
Obsada: Nicolas Cage, Eva Mendes, Val Kilmer, Jennifer Coolidge, Katie Chonacas, J.D. Evermore, Kyle Russell Clements
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2009
Data premiery: 13 sierpnia 2010
Czas projekcji: 122 min.
Dystrybutor: Monolith Films
Tagi:
Bad Lieutenant: Port of Call New Orleans | Eva Mendes | Nicolas Cage | Werner Herzog | Zły porucznik