» Recenzje » Złodziej z szafotu - Bernard Cornwell

Złodziej z szafotu - Bernard Cornwell


wersja do druku

Uciekając z szubienicy

Redakcja: Alicja 'cichutko' Laskowska

Złodziej z szafotu - Bernard Cornwell
Londyn, rok 1817, druga rocznica bitwy pod Waterloo. Po ostatecznym rozprawieniu się z francuskim cesarzem główne problemy Anglików to rosnąca przestępczość i ogromne rozwarstwienie społeczne. Na ulicach szerzy się plaga kieszonkowców, szubienice uginają się pod ciężarem kolejnych wisielców, a społeczeństwo jest tak zhierarchizowane, że ludzie nie wierzą nawet w równość wobec śmierci (krążą pogłoski, że pospolitych obywateli wiesza się na zwykłym sznurze, a arystokratów na jedwabnych wiązaniach).

Tytułowy złodziej z szafotu to w ulicznej gwarze określenie osoby, której udało się uratować kogoś przed śmiercią na stryczku. Taka właśnie rola przypada kapitanowi Riderowi Sandmanowi, weteranowi wojen napoleońskich (których echa powracają przez całą powieść), obecnie w stanie spoczynku i bez funta przy duszy. Aby podreperować budżet, kapitan postanawia ręczyć swoim autorytetem w powtórnym śledztwie, mającym pro forma potwierdzić winę młodego malarza Charliego Cordaya, oskarżonego o brutalne zamordowanie hrabiny Avebury. Hrabina miała licznych kochanków, którzy boleją nad stratą i żądają sprawiedliwości, a tak się składa, że nieszczęśnicę znaleziono z nożem malarskim Cordaya wbitym w gardło na krótko po tym, jak pozowała młodzieńcowi do portretu.

Jakby położenie malarza nie było już wystarczająco ciężkie, dodatkowo okazuje się, że jest on homoseksualistą, co dla wielu samo w sobie stanowi dostateczny powód, żeby posłać go na szafot. Sandman szybko przekonuje się, że śledczy niezbyt gorliwie wywiązali się ze swoich obowiązków, a wina chłopaka budzi poważne wątpliwości. Jednak wesoła nowina o wieszaniu sodomity już się rozeszła wśród gawiedzi, a przełożeni Sandmana nie kwapią się, aby zainterweniować. Jedynym sposobem uratowania malarza jest wskazanie prawdziwego mordercy, ale termin egzekucji wyznaczono już za siedem dni...

Największym atutem powieści jest sugestywne oddanie realiów Londynu z początku XIX wieku, w którym generowany przez rewolucję przemysłową postęp nie przekłada się na wzrost moralności, ograniczającej się do czysto fasadowej formy konwenansów i arystokratycznego bon tonu. Publiczne egzekucje nie przyczyniają się do spadku przestępczości, ale zapewniają rozrywkę spragnionemu krwi tłumowi, stwarzają też okazję do zarobku dla sprzedających najlepsze miejsca na widowni władz więziennych, dla kata handlującego rzeczami odebranymi wieszanym, czy wreszcie dla samych kieszonkowców, którzy właśnie wtedy dokonują najwięcej kradzieży. Kwestią winy lub niewinności skazańców nikt się szczególnie nie przejmuje, arystokratów bardziej pochłania serwowany po widowisku poczęstunek, a tłum prostaczków liczy głównie na interesujący spektakl. Cornwell umiejętnie wplata w fabułę elementy ówczesnej mentalności, dzięki czemu całość nabiera rumieńców.

W trakcie śledztwa Sandman napotyka liczne grono postaci, z których jedne próbują mu pomóc, a inne wręcz przeciwnie. Bohaterowie są schematyczni, lecz barwni – prawie każdy odznacza się czymś, co choć na chwilę zapada w pamięć. Najwięcej miejsca poświęcono oczywiście postaci samego kapitana Sandmana. Choć jest on dżentelmenem i człowiekiem honoru, jego metody śledcze sprowadzają się głównie do gróźb, szantażu i przemocy, a nękające go demony przeszłości często wprawiają kapitana w gniew, ku nieszczęściu tych, którzy akurat stanęli mu na drodze. Do tego dochodzi jeszcze drobny wątek miłosny oraz trochę ciekawostek historycznych i humoru sytuacyjnego.

Jedyne, co rozczarowuje, to sama intryga kryminalna. Jest ona prowadzona sprawnie, ale pozbawiona finezji – zbyt mało w niej śladów, podejrzanych i fałszywych tropów. Często bliżej jej do telewizyjnego serialu z sędzią Anną Marią Wesołowską w roli głównej niż do utworów A. C. Doyle'a i Agathy Christie, czy współczesnych kryminałów skandynawskich. Brak suspensu daje się we znaki zwłaszcza pod koniec powieści. Morderca odsłania swą tożsamość w bardzo naciągany sposób, a finałowa dramaturgia razi sztucznością.

Złodziej z szafotu to nie rasowy kryminał, ale raczej przygodowa powieść historyczna z wątkiem kryminalnym. Zwiększenie stopnia komplikacji tego ostatniego z pewnością wyszłoby utworowi na dobre, ale w obecnej formie i tak stanowi przyjemną lekturę, a przy tym pozwala dowiedzieć się nieco o czasach, w których ludzie szukali w egzekucjach dobrej zabawy, a nie sprawiedliwości.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Złodziej z szafotu
Autor: Bernard Cornwell
Wydawca: Bellona
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 15 marca 2012
Liczba stron: 456
Oprawa: twarda
Format: 125x195 mm
ISBN-13: 978-83-111-2206-2
Cena: 44,00 zł



Czytaj również

Płonące ziemie
Przeciw wszystkim
- recenzja
Spustoszenie. Bitwa pod Porto, 1809
Porucznik Sharpe na ratunek
- recenzja
Pieśń miecza - Bernard Cornwell
Pan wojny kontra reszta świata
- recenzja

Komentarze


earl
   
Ocena:
0
Cornwell już samym nazwiskiem zapowiada dobrą powieść i, sądząc z recenzji, taka ona jest.
20-04-2012 21:48

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.