» Recenzje » Złodziej dusz - Graham Masterton

Złodziej dusz - Graham Masterton


wersja do druku

No sex, no blood, no fun?

Redakcja: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Złodziej dusz - Graham Masterton
Ostry seks, hektolitry krwi i gęste flaki wyzierające z co drugiej strony – tak najkrócej można by opisać powieści wychodzące spod pióra Mastertona. Tym razem autor odrobinę zmienia styl i… wychodzi mu to na dobre!

____________________


Nie lubię książek Grahama Mastertona z dwóch powodów. Po pierwsze, śmieszą mnie jego absurdalne pomysły fabularne, czego najlepszym przykładem jest Bazyliszek. Bo czy opowieść o wskrzeszonym przez czarnoksiężnika tytułowym stworze, który zabija niewinnych mieszkańców domu starców, może wzbudzić u czytelnika uczucie inne niż politowanie dla zniedołężniałej wyobraźni autora? Po drugie, zupełnie nie kręcą mnie perwersyjne opisy seksu czy makabryczne sceny gęsto ociekające juchą. Uważam, że to bardzo prostackie pisarstwo, choć wiem, że sporo osób czyta Mastertona właśnie z powodu mnóstwa flaków i wyuzdanej erotyki.

Dlatego raczej niechętnie podszedłem do Złodzieja dusz, siódmego już tomu cyklu Rook. Głównym bohaterem książek jest Jim Rook, nauczyciel języka angielskiego obdarzony niezwykłą mocą – widzi duchy i demony, a nawet potrafi nawiązać z nimi kontakt. Każda z powieści opowiada osobną historię, dlatego nie trzeba znać poprzednich odsłon serii, żeby zrozumieć Złodzieja dusz.

Wokół Jima zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Jego kot Tibbles, którego nasz bohater przypadkowo rozjechał samochodem, nieoczekiwanie powraca do życia. Zwierzaka wręcza Rookowi jeden z uczniów, mówiąc, że to prezent od koreańskiego demona Kwisin. Za sprawą złego ducha czas zmienia swój bieg, z jednej strony jakby się zatrzymał, z drugiej – wciąż wydaje się upływać. Dzień mija, lecz po nim wcale nie nastaje kolejny, a wciąż trwa poprzedni. Nie dość, że Jim z trudem potrafi się w tym połapać, to na dodatek niecodzienne wydarzenia dotykają także jego uczniów i znajomych… Bohater musi dowiedzieć się, co tak naprawdę dzieje się wokół niego oraz dlaczego jest w to wszystko zamieszany. (Uwaga: jeśli nie cierpisz spoilerów, nie zerkaj na notkę z okładki, bowiem wydawca książki streścił na niej niemal całą fabułę).

Złodziej dusz pozytywnie mnie zaskoczył. Spodobała mi się zwłaszcza pogmatwana konstrukcja powieści, która przykuwa uwagę czytelnika, a jednocześnie nie zniechęca zbytnią niejasnością. Początkowo fabuła jest nieco chaotyczna i poplątana, ale stopniowo odsłania kolejne szczegóły i pod koniec wszystko ładnie do siebie pasuje. Nie obeszło się jednak bez seksu, choć w małych ilościach i niezbyt wyuzdanego, co w sumie dobrze zrobiło powieści. Ot, szybki numerek, wiszący w powietrzu niemal od początku książki. Są też krew i flaki, a jakże. Choć i tych nie za dużo, więc nie przeszkadzały mi zbytnio. A pomysł rzucenia się pod kosiarkę wygląda naprawdę ciekawie.

Masterton nie jest niestety wirtuozem pióra i w jego przypadku nie ma co liczyć na literackie fajerwerki. Autor posługuje się raczej prostym i oszczędnym językiem; nie znajdziemy tutaj jakichś błyskotliwych aluzji, wyszukanych metafor czy wyrafinowanego słownictwa. Nie da się ukryć, że pisarz dużo bardziej skupia się na popychaniu akcji do przodu, niż na jakichś subtelnych dygresjach. Nad opisami górę biorą wartkie dialogi, co dodatkowo upraszcza odbiór powieści. Szkoda tylko, że bohaterowie książki są zdecydowanie jednowymiarowi i nikomu nie zapadną w pamięć, chociaż podczas lektury da się ich lubić. Zresztą postać Jima także nie wyróżnia się niczym, czego już byśmy skądś nie znali – ma nadprzyrodzoną moc i jest kolejnym nauczycielem z ambicjami, który naoglądał się Robina Williamsa i Młodych gniewnych.

Można oczywiście narzekać, że to niezbyt ambitne czytadło, które ukradnie nam z życia parę godzin, nie dając w zamian nic prócz taniej rozrywki. Jednak wydaje mi się, że ambicje autora nie sięgają zbyt wysoko; nawet jeśli próbuje on w swojej książce sprzedać czytelnikowi jakąś filozofię i skłonić go do myślenia, to jest to filozofia bardzo tania. W ostatecznym rachunku powieść Mastertona to całkiem udany horror. Idealny podczas wakacyjnej podróży pociągiem lub samochodem: wciąga, nie wymaga myślenia i czas mija przy nim szybko. Z drugiej strony – raczej nie spodoba się osobom, które przywykły do znanego krwawego stylu autora.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
6.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Złodziej dusz
Cykl: Rook
Tom: 7
Autor: Graham Masterton
Wydawca: Albatros
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 4 marca 2011
Liczba stron: 271
Oprawa: miękka
Format: 125×195 mm
Cena: 27,20 zł



Czytaj również

Dom stu szeptów
Lekcja o unikaniu oryginalności
- recenzja
Niemy strach
Cień nadziei
- recenzja
Rytuał
Średnio to widzę
- recenzja
Czerwone światło hańby
Haniebna sprawa
- recenzja
Tengu
Masterton (nieco) inaczej
- recenzja
Infekcja
Niech cię zaraza!
- recenzja

Komentarze


earl
   
Ocena:
+1
Po pierwsze, śmieszą mnie jego absurdalne pomysły fabularne,

Bez przesady, aż tak złe to one nie są, chyba, że chodzi o najnowsze powieści. Ale takie tytuły, jak "Krzywa Sweetmana", "Geniusz", "Dziecko ciemności" czy "Sfinks" są naprawdę wciągające.
10-09-2012 20:34
Patryk Cichy
   
Ocena:
+2
"Tym razem autor odrobinę zmienia styl...", "...nie trzeba znać poprzednich odsłon serii, żeby zrozumieć..." - niby są te stwierdzenia prawdziwe, a jednak coś w nich nie gra. Rzeczywiście, nie trzeba znać poprzednich części tego cyklu, żeby zrozumieć kolejną, ale też i ktoś, kto już go dobrze zna (ja np. czytałem pierwszy tom jeszcze z 15 lat temu) będzie wiedział, że książki o Jimie Rooku są skierowane do znacznie młodszego czytelnika, niż większość powieści tego autora. Sam Masterton się do tego zresztą przyznaje. Dlatego właśnie są mniej makabryczne i nie zawierają takiej dawki erotyki, jak zazwyczaj. Nie powiedziałbym więc, że "tym razem Masterton spuścił z tonu" itp. - Rook zawsze taki był. I właśnie z tego powodu pisarz ten tworzy łagodniejsze książki (choć nie zawsze) od ponad 10 lat. Nie jest to więc żadne godne odnotowania novum w jego karierze, tylko już jakby norma.
Niemniej recenzja bardzo dobrze i ciekawie napisana. Zachęciła mnie do sięgnięcia po tę część cyklu (akurat tych najnowszych nie znam). Witamy nowego recenzenta na Polterze i czekamy na kolejne teksty!
10-09-2012 20:43
Dzikowy
   
Ocena:
+1
A ja nie mogę znieść spapranych zakończeń w niemal wszystkich książkach. Dlatego przestałem czytać GM, w obliczu wyboru pomiędzy przerwaniem w 2/3 lub rozczarowaniem.
11-09-2012 16:33
Patryk Cichy
   
Ocena:
+1
Rzeczywiście, coś w tym jest. Masterton zdecydowanie najlepiej rozpoczyna książki, rozwija trochę gorzej, natomiast zakończenia wychodzą mu czasami nawet fatalnie. Albo są zbyt naciągane, tylko po to, by skończyć dzieło z wielkim hukiem, jak np. "Ikon", który z wyjątkiem końcówki jest znakomity, albo zbyt raptowne, jak w "Tengu" (który właściwie nie ma zakończenia, tylko po prostu ostatnią stronę), w "Zarazie", czy też w "Śmiertelnych snach" (bo właściwie nie wiadomo co się tam na końcu dzieje, oprócz tego, że ten koniec jest gwałtowny). Czasami stara się też spiąć zbyt wiele wątków w zakończeniu, jakby na raz, trochę jak w ostatnim odcinku przedwcześnie kończonego serialu - powiedzmy jak w "Czarnym aniele". No i te puenty, strasznie w horrorach (literackich i filmowych) ograne: myśleli, że to już koniec, a tu znienacka jeszcze coś się dzieje - "Rytuał", "Wizerunek zła", "Walhalla", "Bezsenni", czy "Drapieżcy".

To wszystko nie zmienia jednak faktu, że bardzo tego pisarza cenię. Ma bezsprzecznie więcej zalet, niż wad. Dobry warsztat, sprawny język, ucho do dialogów, przekonywające postaci, pomysły też dość dobre, choć czasami zbyt podobne do siebie. Warto po niego czasem sięgnąć. I choć jego powieści z lat 70-tych i 80-tych uważam za najlepsze, mam coraz większą ochotę, by złapać się za kilka jego nowości. Pod warunkiem, że nie będą to kolejne części cykli...

Starałem się nie zdradzać szczegółów tych raptownych zakończeń, mam nadzieję więc, że nie zarzucicie mi spoilowania. Jakby co, usunę co trzeba.
11-09-2012 18:43
earl
   
Ocena:
+1
No dobra, a czytaliście te powieści, które ja przytoczyłem? Tam akcja trzyma w napięciu od początku do samego końca, który jest, według mnie, dobrze zrobiony.
11-09-2012 18:53
Patryk Cichy
   
Ocena:
+1
Z tych wymienionych przez Ciebie czytałem tylko dwie ostatnie. "Dziecko ciemności" niestety uważam za jeden z największych gniotów w jego twórczości, strasznie głupia była ta historia, w ogóle mnie nie wciągnęła, a zakończenia nawet nie pamiętam. Natomiast "Sfinks" to stary, dobry Masterton w solidnej formie. Nie przypomnę sobie już szczegółów intrygi (czytałem to ze 20 lat temu), ale wiem, że książka była naprawdę fajna, dość straszna i ciekawie się kończyła.
"Geniusza" zacznę czytać prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu i mam wysokie oczekiwania. Za "Krzywą Sweetmana" też się chętnie kiedyś złapię.
11-09-2012 18:59
bianco
   
Ocena:
+1
Patryk: Nie znam pozostałych książek z cyklu i mogę przyznać Ci rację, że "Rook zawsze taki był", a "Złodziej dusz" wcale nie rożni się od pozostałych części. Może i Masterton już w nich tak nie epatuje makabrą i erotyką jak kiedyś, ale nawet jeśli umieści w książce tylko jedną czy dwie mocne sceny, to wtedy książka już i tak raczej nie nadaje się dla młodszego czytelnika ;)

A kolejne teksty niedługo ;)
11-09-2012 20:14

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.