» Recenzje » Żelazna wojna

Żelazna wojna


wersja do druku

Rzymianie nadchodzą, Brytowie łączcie się!

Redakcja: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Żelazna wojna
Pierwsza część trylogii autorstwa Angusa Watsona pt. Czas żelaza nie była przesadnie oryginalna, ale pomimo eksploatowania nieco oklepanych już motywów okazała się lekturą przyjemną w odbiorze. Czy to samo można powiedzieć o kontynuacji?

Niebezpieczeństwo ze strony okrutnego króla Zadara zostało zażegnane. Ludy Brytanii nie mogą jednak spać spokojnie – według przepowiedni ich ziemie najechać mają Rzymianie, zatem czym prędzej sposobią się na zbrojne przyjęcie wrogich oddziałów, na czele których stoi niejaki Juliusz Cezar.

Zadar, ciemiężca dziś już niemal zapomniany, pozostawił po sobie wielką, ale i niezdyscyplinowaną armię, istne przeciwieństwo rzymskich legionów. Natura jednak nie lubi próżni, a żołnierze pustostanu na stanowisku dowódcy, w związku z czym władzę nad wojakami przejmuje Lowa Flynn, pogromczyni tyrana. Brak umiejętności taktycznych, uzbrojenia czy wieloletniego przygotowania jej podopiecznych stara się nadrobić motywacją jaką z pewnością jest obrona własnych ziem i bliskich, pożytkowaniem każdej chwili na ćwiczenia, oraz liczebnością swych oddziałów. Dodatkowo postanawia rozesłać swych ludzi nie tylko do innych władców Brytanii czy Galii celem znalezienia sojuszników, ale nawet do Rzymu na przeszpiegi, by dowiedzieć się jak najwięcej o nadciągającym wrogu.

Akcja ponownie przenosi nas w różne miejsca, lecz tym razem naszym oczom zostaną ukazane również starożytny Rzym i Galia - szkoda tylko, że ich obraz rozczarowuje. Watson nie przedstawia zbyt wielu szczegółów odnośnie życia codziennego mieszkańców owych krain, ich zwyczajów czy też kultury, ograniczając budowanie wizerunku tychże miejsc do opisywania wywodzących się z nich postaci. Nic więc dziwnego, że dowiadujemy się niemal jedynie o bujnym życiu seksualnym Rzymian i politycznych rozgrywkach między nimi. Podobna sytuacja tyczy się ukazania prymitywniejszych plemion, choć tu na szczęście pisarz pokusił się o opisanie paru ciekawych, i czasem okrutnych, rytuałów. Mimo zaprezentowania kilku różnych szczepów, ciężko znaleźć jakieś cechy wyróżniające je w wyobraźni czytelnika w porównaniu do innych osad - zwyczajnie niewiele zapada w pamięć.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

W poprzednim tomie Watson przedstawił nam reprezentujące ograne archetypy postacie: poszukującego wygodnej posadki potężnego Duga Fokarza, zamkniętą w sobie najemniczkę  świetnie posługującą się łukiem Lowę Flynn, czy młodego Ragnalla, dopiero przyuczającego się do roli druida. Zarys bohaterów nie wyglądał obiecująco, ale ich losy śledziło się z zainteresowaniem. W kontynuacji autor przeniósł ciężar akcji na barki innych protagonistów. Dug, Lowa czy magicznie uzdolniona Wiosna wciąż odgrywają ważne role, lecz na kartach powieści pojawiają się znacznie rzadziej, w dodatku część tego miejsca pochłania wątek miłosny, nakreślony drętwo i banalnie. Wiadomo w jaki sposób będzie się rozwijał, a kłody rzucane pod nogi postaci sprawiają wrażenie sztucznych.

Pałeczkę pierwszeństwa od dwójki najemników przejęli inni wojownicy. Wśród nich znaleźli się między innymi znani z pierwszej części Carden, Atlas i Chamanca. Właściwie obaj panowie pozostają bezpłciowi, Atlas miewa jedynie przebłyski inteligencji na polu walki, zaś o Cardenie ciężko powiedzieć coś pozytywnego, zwyczajnie ginie w cieniu innych person. Interesująca jest jedynie Chamanca, niezwykle sprawna w boju, opierająca swój styl walki na szybkości ruchów oraz żądzy krwi, i to żądzy dosłownie, gdyż czerwonym płynem lubi się żywić. Nie raz, nie dwa zostanie przystawiona do muru, a czytelnik pozostanie w niepewności, czy i w jaki sposób uda jej się wydostać z opałów. Powraca również Ragnall i to w roli specjalnej, bowiem to jego zadaniem będzie wysondować Rzym, tamtejszych przywódców i armię. Poświęcony mu wątek przykuwa do lektury, pewne rozterki młodego druida wprawdzie wywołują lekki grymas niezadowolenia na czytelniczej twarzy, ale przez większość czasu nader ciekawie obserwuje się poczynania rzymian z jego perspektywy, zwłaszcza, że nie pozostaje on jedynie biernym obserwatorem. Co więcej pośród rzymian znajdziemy więcej historycznych postaci niż tylko Juliusza Cezara. Legendarny dowódca został przedstawiony jako dumny, pewny siebie i nieznoszący sprzeciwu człowiek, świetnie lawirujący pomiędzy politycznymi rozgrywkami. Problem w tym, że przez całą książkę można odnosić słuszne poczucie niedosytu co do kreacji jego jak i innych znanych z lekcji historii bohaterów. W końcu o Cezarze, Cyceronie czy Publiuszu Krassusie słyszał niemal każdy, a w wizji Watsona brakuje im charyzmy, czegoś więcej niż tylko licznych sługusów i żołnierzy gotowych na ich skinienie wykonać wszelki rozkaz mających budować obraz ich potęgi.

Niestety to nie jedyne poletko na którym drugi tom zawodzi. W trakcie lektury stale przewija się wątek poszukiwania sojuszników dla dzielnych oddziałów pod dowództwem Lowy Flynn, i o ile na początku bywa to interesujące, to już druga część powieści staje się przez to męcząca. Byłoby lepiej gdyby autor więcej miejsca poświęcił na przedstawienie wspomnianych już plemion, ale tak się nie stało, na czym traci kreacja świata. Przez to też w wielu momentach ciężko uniknąć wrażenia, że oto natknęliśmy się na kolejną fabularną dłużyznę.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Lepiej wypadają natomiast pojedynki oraz bitwy. Te pierwsze są krwawe, brutalne, pełne herosów gotowych powalić kilku lub nawet kilkunastu rywali nim będą zmuszeni odsapnąć. Przerysowane? Owszem, ale zaserwowane w sposób przykuwający do lektury. Nie inaczej ma się kwestia militarnych batalii, które poza ogromną liczbą trupów doczekały się także zastosowania zagrywek taktycznych. Starcia śledzi się z przyjemnością, niezależnie czy mówimy o walce grupy wojowników czy dwóch armii. Ponadto lekturę uprzyjemniają plecione przez protagonistów, ale i postacie drugoplanowe, intrygi, którym może daleko do złożoności, lecz wprowadzają miłe urozmaicenie oraz pasują do krwawego świata Watsona.

W ostatecznym rozrachunku Żelazną wojnę można nazwać jedynie przyzwoitą kontynuacją. Odejście od najważniejszych bohaterów nie przysłużyło się niestety powieści, a historyczne postacie nie są w stanie rozpalić wyobraźni w należyty sposób. Z kolei gromadzenie armii zostało zaprezentowane jako zajęcie pełne niebezpieczeństw, ale już samym potencjalnym sojusznikom brakuje ikry i poza kilkoma wyjątkami trudno znaleźć coś wartego zapamiętania. Z ratunkiem przychodzą brutalne, czasem taktyczne walki, a dla tych warto przemęczyć się przez kilka dłużyzn, których niestety autor nie uniknął. Dla fanów cyklu lektura godna polecenia, jeśli zaś Czas żelaza was nie kupił, to kontynuacja tym bardziej tego nie zrobi.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Żelazna wojna
Cykl: Czas żelaza
Tom: 2
Autor: Angus Watson
Tłumaczenie: Maciej Pawlak
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 30 marca 2016
Liczba stron: 600
Oprawa: miękka
Format: 12.5x20.5 cm
ISBN-10: 9788379641277
Cena: 44,90



Czytaj również

Tron z żelaza
Nie tacy Rzymianie straszni jak ich malują
- recenzja
Ziemi tej nie opuścisz
Brutalnie, wulgarnie i ciekawie
- recenzja
Czas żelaza
Na chwilę przed Rzymianami
- recenzja
Babel, czyli o konieczności przemocy
Słowo kontra imperium
- recenzja
Komornik – Arena Dłużników #1
Déjà vu w czasach apokalipsy
- recenzja
Kate Daniels #10. Magia triumfuje
Nie do końca pożegnanie
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.