» Czytelnia » Szorty » Zapiski Gerarda Stropa

Zapiski Gerarda Stropa


wersja do druku
Zapiski Gerarda Stropa
3 Sommerzeit 2522 KI
Dziś, w odpowiedzi na moją prośbę, dostarczono mi do celi pióra, inkaust i pergamin, dzięki którym będę mógł spisać to, co mnie spotkało. Słudzy Inkwizycji i tak już wszystko wiedzą, wszak nie jestem człekiem mocnym duchem, ani ciałem. Mówiłem dużo, wręcz bez przerwy, jeszcze nawet przed tym, jak zobaczyłem rozgrzane żelaza, zanim poczułem uścisk estalijskich butów, łudziłem się, że jeśli przyznam się do wszystkiego... Zweryfikowali moją wiedzę obcęgami, kleszczami i bogowie wiedzą, czym jeszcze. Może myśleli, że coś pominąłem?

Kości palców prawej dłoni nie zrosły się jeszcze do końca, stąd pisał będę wolno, starając się, aby litery kreślone okaleczoną ręką były czytelne, wszak piszę ku przestrodze. Nie jestem heretykiem, czy też raczej być nim nie chciałem, ot czasami zdarza się, że słaby ludzki umysł, zostaje omotany pajęczyną łgarstw uknutych przez bluźniercze potęgi. Bywają sytuacje w życiu, gdy nauka kpi z własnych zasad, gdy nie można ufać własnym zmysłom. Przeżyłem chwile, w których byłem pewien, iż zmarłem i obudziłem się w zaświatach stworzonych przez boga drwiącego z naszych prawd. Magia, kreacje Chaosu, cuda techniki, przeraźliwe stwory - wiele z tego widziałem własnymi oczyma, a jeszcze więcej wyczytałem z kart ksiąg. Zdawało mi się, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, jednak czasami absurdalne wizje łamały mój światopogląd. Czy widziałem to naprawdę? Czy też byłem aż tak ślepy? Łudzę się i pozostaję w nadziei, że mój umysł uległ mrocznym podszeptom, gdyż jeśli nie, to wszyscy jesteśmy zgubieni.

Mimo, że zdarzenia te odeszły w przeszłość, ciągle budzą moją obawę. Nie opuszcza mnie strach, który odradza się w koszmarach i paraliżuje moje serce. Zamęt, w jakim trwam, sprawia, iż chcę już tylko jednego, aby to się już skończyło. Czuję, że zabrnąłem w ślepą uliczkę, w miejsce gdzie wszystko w co wierzyłem rozsypuje się w pył. Żałuję godzin spędzonych nad badaniami, moich wzlotów przy poezji, radości, którą budziła wiosna, łez wzruszenia, modlitw. Z perspektywy czasu, wszystko wydaje się iluzją, mitem i wymysłem ludzi.

Przed oczyma wciąż mam twarz Teclisa, jego pełne ironii, a tak delikatne skrzywienie ust, gdy podczas Konklawe Światłości Karl Franz przedstawiał mu kapłana Sigmara – Luthora Hussa. Wszak już wtedy szeptano wśród uczonych, że ponoć na wschodzie znaleziono grób człowieka, którego za życia zwano Sigmarem. Świadczyć miały o tym znalezione przy pozostałościach ciała rzeczy, jednak niemal nikt nie chciał wierzyć w tą plotkę. Jedynie kilku ludzi, którym wydawało się, że ich umysły są otwarte, potraktowało to jako doskonały początek teologicznej dyskusji. Bardzo nieoficjalnej.

7 Sommerzeit 2522 KI
Ledwie przełknąłem posiłek, o ile tak można nazwać to, co leżało w misce, rzuconej przez strażnika na ziemię. Obrzydliwa papka o wyglądzie wymiocin, zalała celę falą smrodu. Jajka użyte do jej zrobienia, zostały pewnie zniesione jeszcze w Złotym Wieku. Ciągle żyję, choć – o ironio – wcale tego nie pragnę. Może, gdy już to spiszę...

W 2521 KI, gdy Surtha Lenk został pokonany nad Mazhorodem, życie na dworze Imperatora toczyło się swoim nudnym, powolnym torem. Gdy chwilę później zagroził nam Pan Końca Świata, Archaon, po raz pierwszy zobaczyłem Imperatora tak podenerwowanego. Pukał do wszystkich znanych mu drzwi i pociągnął za wszystkie możliwe sznurki, a mimo to, pomoc nie była tak oczywista.

Wielki Teclis na każdym nieoficjalnym spotkaniu dawał odczuć, jak dużo dzieli wielkie elfy od rozmnażających się jak szczury ludzi. Zjednoczenie sił z krasnoludami, gdy prosi się o pomoc mieszkańców Ulthuanu, było rzeczą niełatwą, a gdy doliczyć do tego skandale, które nie zdążyły ucichnąć, zaczyna się kreślić pełen obraz prowadzonych rozmów.

Problemów nie było chyba jedynie z posłuszeństwem książąt elektorów. Czas do prowadzenia rozmów nie był jednak dobry, a doradcy Imperatora wplątani byli w różne konflikty. Wątpliwości wzbudzała postawa Balthazara Gelta, Patriarchy Kolegiów Magii. Za rejs z Marienburga zapłacił on złotem, które po paru chwilach zamieniło się w ołów. Oliwy do ognia dolał Luthor Huss, który zmagał się z wysiłkami arcykapłanów, chcących jego ekskomuniki. Ogromne wsparcie, jakie uzyskał od Wielkiego Teogonisty Volkmara, przestało mieć znaczenie, gdy Huss w biały dzień, w centrum Altdorfu, zamordował kapłanów podejrzanych o sprzeniewierzenie pieniędzy z datków wiernych. Niedługo później jego obrońca Wielki Teogonia Volkmar Srogi, Patriarcha Kościoła Sigmara, został przyłapany na lekturze zakazanych ksiąg. Tłumaczył się chęcią poznania wroga, jednak nie wszyscy w to wierzyli.

Teraz wyraźnie widzę, że miłościwie nam panujący Karl Franz potrzebował dodatkowego atutu, bodźca do walki z plagą, która zalewała kraj od północy. Luthor Huss musiał zaś uciszyć, przynajmniej na chwilę, zamieszanie wokół swojej osoby. Nowe wcielenie Sigmara – kowal Valten, był ziszczeniem marzeń zarówno kapłana, jak i Imperatora. Spadł, niczym kometa z nieba… Sześćdziesiąt dwa dni minęły, zanim odrodzony Sigmar, wraz z Imperatorem Karlem Franzem i jego orszakiem, dotarli do Middenheim. Posądzony o konszachty z Chaosem Volkmar, zebrał rzeszę biczowników, wyruszył wcześniej i stanął na czele armii Talableclandu.

Wszystko zaczyna mi się mieszać. Co jest prawdą, a co omamem? Co stało się pod Middenheim, a co widziała jedynie moja wyobraźnia, która przywiodła mnie do szaleństwa. Ale wszak tam byłem...

10 Sommerzeit 2522 KI
Niebo z wolna zaczyna jaśnieć, wprowadzając przez niewielkie, zakratowane okno pierwsze oznaki świtu. Ceremonii ogłoszenia nowego poranka dopełnił chrapliwy krzyk ptaka. Piszę ostatkiem sił, to może być mój ostatni dzień – i dobrze. Ból, który przeszywa moje ciało jest zbyt dużą zapłatą, za to, co zrobiłem. Grzeszyłem wszak myślą i słowem, wątpiłem, ale czyż jeszcze nie odpokutowałem?

Niedawno, gnijąc w tej celi, słyszałem jak strażnicy opowiadali historię o Volkmarze, który stanął twarzą w twarz, w pojedynku z demonicznym Wybrańcem i po zaciętym boju zginął. Demon Be’lakor ponownie uwięził jego duszę w ciele, które skrępowane przytwierdził do drzewca i kazał nosić jako sztandar, skazując Wielkiego Teogonistę na męczarnie. Czyż to nie śmieszne jak tchórzostwo przeradza się w legendę? Wiele dobrego można napisać o Srogim, ale nie, że był znakomitym wojownikiem, czy strategiem. Wszak już podczas pierwszej potyczki wpadł w niewolę Chaosu, a Karl Franz powołał na jego stanowisko Johanna Esmera.

Archaon nie zdążył splugawić Płomienia Ulryka. Dwie armie spotkały się pod wioską Sokh i oczywistym stało się, że musi dojść do bitwy. Karl Franz przekazał kowalowi Ghal Maraz, a wśród żołnierzy jak błyskawica rozeszła się wieść, że na czele Imperium, do boju staje odrodzony Sigmar. Przez cztery dni trwał zmasowany atak Chaosu, który został odparty z najwyższym wysiłkiem. Cały ten czas Valten trzymany był daleko za linią boju. Trzeciego dnia natarcia Archaona, z niewoli udało się uciec Volkmarowi, który wpół nagi i szlochający, został doprowadzony do namiotu Karla Franza.

Piątego dnia morale wojsk Imperium sięgnęło dna. Na cóż żołnierzom odrodzony Sigmar, jeśli ukrywa się w luksusach namiotu Imperatora? Cóż po Wielkim Teogoniście, który niezdolny jest do walki, a może zaprzedał duszę Archaonowi i wrócił jako szpieg? Imperator musiał działać. Valten stanął do walki, lecz prawdziwe wydarzenia dalece odbiegały do legend opisujących jego pojedynek z Archaonem.

Podczas ofensywy wojsk Imperium, Valtena strzegli Kurt Helborg i Ludwig Schwarzhelm. Marszałkowi Rycerzy Gwardii Reikladnu i chorążemu sztandaru Imperium, nie w smak był rozkaz Karla Franza, mieli nawet odwagę go kwestionować, jednak Imperator postawił na swoim. Archaon nie zginął z rąk Valtena, lecz uciekł z niedobitkami swej armii. Valten zaś zginął zaraz po rozpoczęciu boju.

Po zwycięstwie, gdy Huss przyniósł ciało Valtena, Karl Franz, za namową Volkmara, nakazał pozbyć się zwłok kowala. Wśród wojska rozgłaszano, że Sigmar pomógł swojemu ludowi i odszedł, lecz obiecał powrócić, gdy tylko Imperium będzie w potrzebie. Luthora Hussa ogłoszono Wielkim Prorokiem, lecz jednocześnie Imperator zasugerował kapłanowi, by na kilka miesięcy wyjechał z dala od Altdorfu. Legendarny młot Sigmara, Ghal Maraz, zaginął w czasie bitwy. Znalazł się jednak kowal, który na podstawie rycin wykuł replikę świętej broni. Biedak zmarł na tajemniczą chorobę ledwie kilka godzin po ukończeniu swego ostatniego dzieła. I tak oto zniknął ostatni problem.

Jedyną osobą, która nie chciała milczeć był Johann Esmer, szybko jednak zmuszono go do posłuszeństwa i odebrano stanowisko, na które powrócił Volkmar. Plotki o wielkiej schizmie, są dziś jedyną poszlaką wskazującą, że kult Sigmara to wielkie oszustwo. Pierwszemu Imperatorowi nie można wszak odmówić, iż był zacnym strategiem, wojownikiem, władcą, wszelakoż nigdy nie stał się bogiem. Nadworni pisarze szybko stworzyli legendy, które powtarzane po raz wtóry, zyskały większą popularność, niż prawda.

Tak będzie i tym razem, nasi potomkowie wspominać będą wielkiego wodza i kapłana Volkmara Srogiego, odrodzonego Sigmara i wojska Imperium, które z niezachwianym duchem broniły swej ziemi przed hordami wroga. Ja także chciałbym w to wierzyć. Tak bardzo bym chciał.

***


- Wielmożny Siegfrydzie von Walfen, prosiłem o posłuchanie, gdyż podczas segregowania dokumentacji, które mi polecono, natknąłem się na dziennik niejakiego Gerarda Stropa. Uważam, iż człek ten, nawet jeśli spisał swe myśli w chwili słabości, powinien zostać niezwłocznie stracony, wszak to bluźnierstwa, herezje i wichrzycielstwo. Jego "dzieło" zaś winno być bezzwłocznie spalone.
- Cieszę się Jens, że podzielasz zdanie Świętego Oficjum w kwestii osoby Stropa. Jeśli zaś chodzi o jego dziennik, to nie po to został zmuszony do jego napisania, aby teraz go niszczyć. Wszak My gromadzimy dokumenty.
- Ależ Mości Książę, takie kłamstwa mogą zasiać ziarno zwątpienia w słabym umyśle. Nie każdy jest tak niezachwiany w swych poglądach i pobłogosławiony przez Sigmara, jak Ty szlachetny Kanclerzu Reiklandu, czy stojący przed Tobą, skromny Twój sługa. Kimże był ten człowiek, aby przechowywać w naszym archiwum wytwory jego chorego umysłu, Panie?
- Moim skrybą Jens, a twoim poprzednikiem.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Rein
   
Ocena:
0
"Dziś, w odpowiedzi na moją prośbę, dostarczono mi do celi pióra, inkaust i pergamin, dzięki którym będę mógł spisać to, co mnie spotkało."

"- Cieszę się Jens, że podzielasz zdanie Świętego Oficjum w kwestii osoby Stropa. Jeśli zaś chodzi o jego dziennik, to nie po to został zmuszony do jego napisania, aby teraz go niszczyć. Wszak My gromadzimy dokumenty."

To jak to w końcu było?

Dobry tekst, przyjemnie się go czytało. Mroczna wizja Imperium i kultu Sigmara jak najbardziej kwalifikuje Stropa na stosik. Nie za duży, żeby nie umarł za szybko.

Przez te tortury, biedny Gerard zjadł parę literek, "Patriarchy Kolegów Magii.", "które po paru chwilach zamieniło się ołów." Co jednak w najmniejszym stopniu nie wpływa na pozytywny odbiór "jego" dziennika.

Mam pytanie. Dlaczego Kanclerz Reiklandu chce zachowac ten bluźnierczy tekst? Domyślam się że tchnął go do tego któryś z mrocznych bogów?
15-12-2008 00:03
Podtxt
   
Ocena:
0
A może z wewnętrznego przekonania o tym że Sigmar tak naprawdę nigdy nie był bogiem, które ukrywa głęboko nawet przed samym sobą wiedząc że Imperium bez jednoczącej je silnej wiary może nie przetrwać?

Milusi tekst. Bardzo mi się podobał.

Tylko... gram aktualnie kapłanem Sigmara. Niech mi pan Strop wytłumaczy, skąd się bierze moja magia, gdy krótką modlitwą dodaję sił przyjaciołom bądź zasklepiam ich rany.
15-12-2008 00:46
Rapo
    Podtxt
Ocena:
0
To są te same zdolności, które posiadają magowie. Kapłani swoją wolą wymuszają na wiatrach magii odpowiednie działanie. No, ale tak mówił Teclis, a nie Strop.
15-12-2008 08:57
karp
   
Ocena:
0
>Przez te tortury, biedny Gerard zjadł parę literek
Fakt, a Inkwizytor nie poprawił, za co przeprasza ;)

>Tylko... gram aktualnie kapłanem Sigmara. Niech mi pan Strop wytłumaczy, skąd się bierze moja magia.
Ten heretyk pewnie mieszał by Ci w glowie, że cała magia pochodzi od Chaosu, nie dawaj jednak wiary tym bredniom - wszak wiadomo, że moc jest Ci dana blogoslowieństwami Pana.
15-12-2008 09:24
triki
   
Ocena:
0
Ten tak zwany heretyk poruszył ważną kwestię. Jak można chwalić prawego (niby) boga, korzystając z eteru wywodzącego się wprost z Chaosu? Nie jest również tajemnicą, że długie obcowanie z wiatrami magi doprowadza do obłędu, który często objawia się fanatyzmem. Ale muszę już uciekać, ponoć w mieście pojawił się łowca czarownic.
15-12-2008 12:50
LaMedusa
    hmm
Ocena:
0
fajna grafika.
15-12-2008 16:25
Podtxt
    Rapo
Ocena:
0
To dlaczego, skoro nie przeszedłem nigdy fachowego przeszkolenia a polegam jedynie na żarliwej wierze, nigdy nie udało mi się przywołać przez przypadek demonów bądź innych efektów właściwym magii kolegiów i guślarzy?
15-12-2008 16:30
Rapo
   
Ocena:
0
Bo masz szczęście. A na szczęście nie powinno się narzekać.

Kapłani dzięki swej wierze, że źródłem ich mocy jest jakieś bóstwo oraz sięganiu po znacznie mniejsze siły, są narażeni na mniejsze ryzyko. (Księga zasad s.147 Tabela 7.2: Gniew boży)
Teclis wyraził zgodę by wyjąć z pod nakazu szkolenia kapłanów obawiając się, że zasieje w nich ziarno zwątpienia. Jak wdać niezachwiana wiara jest równie (a może nawet bardziej) skuteczna, co szkolenie w splataniu wiatrów.

Możliwe, że bardziej szczegółowo zagadnienie jest opisane w Tome of Salvation, ale ja go nie posiadam.
15-12-2008 18:03
30208

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Owszem, jest.:)

Ogólnie rzecz biorąc, kapłani to bateryjki, ładowane przez swojego boga.:)
Oczywiście w gigantycznym skrócie.
15-12-2008 18:28
Podtxt
   
Ocena:
0
Nie przekonałeś mnie, Rapo.

Wg Ciebie dlatego że wierzę w jakiś byt jestem o wiele bezpieczniejszy niż posiadając pod tym kątem specjalistyczne przeszkolenie magister.

Wg mnie wiara w byt nieistniejący nie jest nic warta.

A zaklęcia arcykapłanów ustępują może tym arcymagów, ale nie mistrzów magii już nie. A Ci przywołują destrukcyjną moc chaosu przy potężniejszych zaklęciach często.
16-12-2008 14:54
karp
   
Ocena:
0
Wiara czyni cuda - vide efekt placebo ;)
16-12-2008 15:04
~Kalwar

Użytkownik niezarejestrowany
    do Podtxt
Ocena:
0
z Królestwa Magii
-Kapłani czerpią magie pop[rzez boga (działa on jak filtr) i są przez to bardzo potężni
-magistrowie polegają tylko na swoich umiejętnościach i nie wyznają bogów
-mroczni magowie polegają i na umiejętnościach i na wierze dlatego są jeszcze bardziej potężniejsi
16-12-2008 19:46
Podtxt
   
Ocena:
0
Kalwar

Właśnie dyskusja toczy się o to czy ten bóg jest.

I moim zdaniem, skoro go nie ma, to wiara nic nie pomoże. Żaden 'filtr' nie zadziała.
16-12-2008 22:22
CE2AR
   
Ocena:
0
Jak nie zadziała, jak działa, w 99% przypadków niepowodzeń :P

Poza tym, nie wierzcie Gerardowi Stropowi, owy podły heretyk zapomniał wspomnieć, że uciekając Volkmar stłukł demony łańcuchami, którymi był skuty. A Valten w bitewniaku miał tak wypaśne statystyki, że samotnie mielił całe regimenty ;)
17-12-2008 04:58
Lergadon
    Sigmar
Ocena:
0
Kwestia istnienia/nieistnienia dotyczy tylko Sigmara. Że pozostali istnieją wiemy choćby dzięki inkarnacji dwóch elfickich bogów w jednym elfickim bohaterze.

Nie wiem czy ktoś próbował tego z Warhameram ale można uznać że skumulowana i silna wiara tworzy boga/filtr. Podobnie jak w Świecie Dysku. Oczywiście to nie jest byt na miarę bogów którzy przyszli razem ze zniszczeniem bram. Ale przecież człowiek wierzy w to, w co chce uwirzyć. A wiara, a wiara czyni cuda".

"Widzę to", "kapłan o tym mówił", więc to istnieje. Nie widzę tego, więc to nie istnieje. Oko można łatwo oszukać, słuch też. W WH mało kto o tym wie.

Tak to tłumaczę swoim graczom. Oczywiście zależnie od profesji i umiejętności postaci.
21-12-2008 20:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.