» Artykuły » Wywiady » Wywiad z wampirem- Dariusz Domagalski

Wywiad z wampirem- Dariusz Domagalski


wersja do druku
Ilustracje: Karolina Burda

Wywiad z wampirem- Dariusz Domagalski
Gdy poprosiłem Annę Tess Gołębiowską o pomoc w zbieraniu materiału do mojej najnowszej powieści, nie przypuszczałem, że może się to okazać aż tak niebezpieczne. Ku mojemu przerażeniu Tess zniknęła, poniższy tekst odnalazłem, przeglądając pliki w jej komputerze. Mam ogromną nadzieję, że jest bezpieczna i udało jej się uniknąć ponownego spotkania z Draculą. Jednakże jej przedłużające się milczenie napełnia mnie lękiem. Męczą mnie zarówno wyrzuty sumienia, że możliwe, iż posłałem dziewczynę na pewną śmierć… jak i zwyczajny, ludzki strach, że Dracula odnajdzie mnie i spełni swoją obietnicę. Jak to było: gdy jakiś pisarz popełni o nim kolejną książkę, obedrze mu skórę ze stóp, posypie solą i da bydłu do lizania. A to zapewne i tak był tylko początek tortur. Z tekstu wynika wprawdzie, że Tess ukryła przed wampirem moją tożsamość, a przede wszystkim powód, dla którego umówiła się z nim na rozmowę, ale przecież jej relacja nie musiała zawierać wszystkiego. Ponadto jeśli Tess dostała się w ręce, a raczej kły Draculi, to mogła mu wszystko powiedzieć. Moim pragnieniem było poznać lepiej życie wołoskiego księcia, odkryć wszystkie jego tajemnice, obalić lub potwierdzić krążące o nim mity. Materiał zdobyty przez Tess jest nieoceniony, to kawał solidnej dziennikarskiej roboty, ale ze wszystkich informacji o Draculi najbardziej wbiła mi się w pamięć i jednocześnie napełniła niepokojem – jego nienawiść do literatów. Nie jest to coś, czego pragnąłbym się dowiedzieć… Zwłaszcza w sytuacji tego, co stało się z Tess i gdy lada dzień na rynku ukazuje się moja nowa książka o Vladzie Draculi. Jeśli ktokolwiek z Was, Drodzy Czytelnicy, miał ostatnio jakikolwiek kontakt z Tess, proszę, odezwijcie się! O niczym nie marzę teraz tak, jak o wiadomości, że jednak nic się jej nie stało… Mam nadzieję, że zebrane przez nią informacje naprowadzą kogoś na jej trop.

Dariusz Domagalski


***

WYWIAD Z WAMPIREM
rozmawia Anna Tess Gołębiowska


Są takie rzeczy, których bez względu na okoliczności towarzyszące nie powinno się nikomu obiecywać. Są też ludzie, przy których powinno uważać się na słowa. I nie mam na myśli prawników czy przedstawicieli władz... Myślę o pisarzach. To bez wątpienia ta grupa, która potrafi zmienić rzucone nad czwartym piwem: „Jasne, chętnie pomogę ci w zbieraniu materiałów” w prawdziwy horror. Nie tylko dlatego, że zaprawieni po wielu konwentach są w stanie zapamiętać tę obietnicę, ale też dlatego, że nie zawahają się wykorzystać sprzyjających okoliczności.
A że – stety lub niestety – przywykłam do tego, że dotrzymuję słowa, nawet danego wbrew sobie, klnąc w duszy i pod nosem ruszyłam na poszukiwania kogoś, kto podobno właśnie przebywał w Polsce. Bo kobiecie będzie łatwiej pociągnąć go za język. Jasne! Ale w tym celu trzeba go najpierw znaleźć, a ów nieznajomy może i gdzieś przebywał, tylko niespecjalnie zostawiał za sobą ślady, a wypytywanie kolejnych osób o tajemniczego osobnika nie zawsze bywało owocne. Dla jednych dość tajemniczy był kibol z twarzą owiniętą szalikiem, dla innych alfons (który przyglądał mi się zdecydowanie zbyt długo i zbyt intensywnie, by bardziej zagłębiać się w tamtą okolicę), a dla kolejnych – punk bez dokumentów. Na szczęście jednak byli też tacy, którzy widzieli postać w czarnym płaszczu; mężczyznę, którego wieku nie potrafili określić.
Nic dziwnego. Jeśli wierzyć informacjom, które posiadałam, ich ojcowie, dziadowie i pradziadowie też zapewne mieli z tym problem. Mężczyzna powinien być bowiem młody i stary zarazem. A to dlatego, że z jednej strony liczył sobie czterdziestkę, a z drugiej... pięć wieków.
I właśnie z kimś takim miałam się spotkać w ramach przyjacielskiej przysługi. Nie wiem właściwie, po co. Żeby wyśmiać wybujałą wyobraźnię polskich literatów, kiedy okaże się, że śledzę Bogu ducha winnego faceta, który w końcu oskarży mnie o stalking? By przeżyć dreszcz adrenaliny po zmroku w nieprzyjemnych dzielnicach? A może po prostu w czasach nastoletnich przedawkowałam „Wywiad z wampirem” i teraz neoromantyczna otoczka odbijała mi się czkawką...
W ręku ściskałam karteczkę z nakreślonymi pięknym, wyrobionym pismem słowami: „Podziemia, o północy. D.”. Krótko i treściwie. W odróżnieniu od moich wiadomości, w których prosiłam o spotkanie i które zostawiałam wszędzie tam, gdzie mogły do niego trafić.
W zasadzie po tym spotkaniu mogłam się spodziewać tylko jednego – mocnego uderzenia. W wersji bardziej pesymistycznej kijem bejsbolowym. W tej nieco mniej – przyśpieszonych uderzeń serca, krzyczących: "Uciekaj, kobieto!", póki jeszcze masz okazję. Póki nie zwietrzył twojej obecności, twojego zapachu.
Póki nie powiedział...
– Dobry wieczór pani. Doceniam punktualność oraz wysiłek, który pani podjęła, by się ze mną zobaczyć. Obawiam się jednak, czy nie będę źródłem rozczarowań...
I jest dokładnie taki, jak to sobie wyobrażałam. Choć jest ciemno, dostrzegam ostre rysy, ciemne włosy wysypujące się spod kapelusza... Sylwetkę skrywa płaszcz, prawdopodobnie ten sam, który opisywały mi kolejne osoby przez ostatnie dni.
– Dobry wieczór – odpowiadam. – Czy to prawda, że począł pana sam Diabeł?
– To nieprawda! Moja matka taka nie była! – syknął wściekle mężczyzna i mogłabym przysiąc, że ujrzałam dwa wysuwające się kły. Oczy tajemniczego osobnika zabłysły złowrogą zielenią, przestraszona cofnęłam się dwa kroki i dotknęłam plecami zimnej ściany. Zrozumiałam, że nie mam dokąd uciec. Ów mężczyzna mógł zrobić ze mną, co tylko chciał… Poczułam dziwny dreszcz przeszywający całe moje ciało. Ale nie był to strach.
– Proszę mi wybaczyć, rzadko mam okazję rozmawiania z... ludźmi. – Mój rozmówca opanował się, ukłonił i znowu wydawał się szarmanckim dżentelmenem. – Mój ojciec należał do Zakonu Smoka powołanego przez Zygmunta Luksemburskiego do walki z niewiernymi. A po łacinie smok to draco, przechrzczone... przechrzczone, pfu, co za słowo... na dracul. A to na mojej rodzinnej Wołoszczyźnie oznacza diabła. Stąd całe nieporozumienie, które zresztą najwyższy czas wyjaśnić.
– Czyli Vlad Dracula to nie Vlad Czarci Syn?
– Absolutnie! Pochodzę z szacownej rodziny Basarabów. Mój pradziad był jednym z pierwszych władców Wołoszczyzny i położył podwaliny pod ten kraj.
– Wydawało mi się, że pochodzi pan z Transylwanii?
– Darujmy sobie formę pan i pani. – Uśmiechnął się szelmowsko, spoglądając na mnie z dziwnym błyskiem w oczach. – Mów mi Vlad, droga Tess, po prostu Vlad.
– Dobrze Vlad – odpowiedziałam. W swoim życiu natknęłam się na wiele takich spojrzeń, a jednak było we wzroku tego mężczyzny coś, co mnie onieśmielało. – Co zatem z tą Transylwanią?
– To wszystko przez tego niedorobionego pisarzynę, Brama Stokera. Wystaw sobie, że ów księgowy, zazwyczaj twardo stąpający po ziemi, miał niegdyś sen. Śniło mu się, że goni go olbrzymi krab wymachujący szczypcami i to, doprawdy trudno zgadnąć dlaczego, zainspirowało go do napisania powieści o wampirze. O wampirze! Co o mógł wiedzieć o wampiryzmie?! Po przebudzeniu Stoker poszedł do biblioteki, znalazł jakieś dokumenty, na których widniało moje imię i sobie je przywłaszczył. Imię, nie dokumenty. Ja tam po tylu latach już praw autorskich dochodził nie będę, chociaż pewnie całkiem niezła fortuna by się z tego zrobiła, niemniej jednak mam żal, że uczynił ze mnie hrabiego Vlada Draculę z Transylwanii, zamiast księcia Wołoszczyzny. Z tymi pisarzami zawsze tak jest. Nie doczytają, nie sprawdzą, porządnego researchu nie zrobią. Ech... nie lubię literatów.
Starałam się nie dać po sobie poznać, że ta uwaga zrobiła na mnie jakiekolwiek wrażenie. Cholera, gdyby nie współczesny literat, to by mnie tu nie było! W tej chwili też nie lubiłam tej grupy społecznej całym sercem, ale w żaden sposób nie zmieniało to powodu mojej rozmowy z Vladem. Mogłam tylko mieć nadzieję, że jeśli mnie rozgryzie, to tym razem doceni porządny research. Czy chociaż jego próbę.
– Dobrze. Jednak Dracula to nie twój jedyny przydomek… Drugi budzi równie sympatyczne skojarzenia. Nazywają cię przecież Vladem Palownikiem. Skąd do upodobanie do nadziewania na pal?
– Nadziewania na pal… – Mężczyzna wzniósł w górę brew, usta mu drgnęły w znaczącym uśmiechu.
– Nie do końca to miałam na myśli. – Dobrze, że ciemność ukryła rumieńce na moich policzkach. – Pamiętasz najazd na saski Braszów?
– Ach, o to chodzi.
– Rzezie, grabieże, gwałty, tysiące wbitych na pal ludzi... – Widziałam, jak uśmiecha się do własnych wspomnień i przez chwilę znowu wydawało mi się, że błysnęły kły.
– To wszystko przez to, że chciałem ekonomicznie wzmocnić swój kraj.
– Co?! Winę za swoje okrucieństwa zwalasz na ekonomię?
– To było roku pańskiego 1459. Jako książę nadałem trzem miastom Wołoszczyzny prawo składu i przymusu drogowego. Oznaczało to, że wszyscy kupcy, przejeżdżając tamtędy, musieli zatrzymywać się i wystawiać na sprzedaż swój towar. Ale Sasi zlekceważyli te zarządzenia i musiałem ich ukarać. Przeprawiłem się z moim wojskiem przez Karpaty i pokazałem chłystkom, gdzie ich miejsce.
– Ale poprzez zbrodnię…?
– Nie używajmy pejoratywnych słów – skrzywił się Dracula. – Lokalna akcja pacyfikacyjna.
– W każdym razie od tego czasu zaczęto nazywać cię Palownikiem. Dlaczego upodobałeś sobie akurat tę formę zadawania śmieci? Jakaś trauma z dzieciństwa?
– Nie chcę o tym teraz rozmawiać – Dracula zmarszczył czoło, a w jego zielonych oczach dostrzegłam ból. Odnotowałam to w pamięci. Warto będzie do tego wrócić… – Robiłeś też inne nieprzyjemne rzeczy. Niech wymienię tylko ćwiartowanie, obdzieranie ze skóry… – Oblizał się, jak nic się oblizał! Najchętniej cofnęłabym się jeszcze bardziej, ale chropowata ściana za moimi plecami uniemożliwiała takie próby. – Swoim więźniom obcinałeś uszy, nosy, kończyny. Niektórych nawet gotowałeś żywcem! To obrzydliwe!
– Droga Tess, ja ci nie zaglądam do garnka.
– Obrzydliwie było traktowanie tak osób, które pojmałeś. Czym sobie na to zasłużyły? Skąd brałeś tak makabryczne pomysły?
– Uwierz mi, maleńka, bywam bardzo pomysłowy…
– Nie wątpię – odburknęłam. – Więc dlaczego takie okrucieństwa?
– Okrucieństwa? Przecież egzekwowałem tylko prawo. Jeśli przyjrzysz się uważnie saskiemu kodeksowi, to okaże się, że wymierzałem kary zgodne z prawodawstwem. Kodeksy Sasów zrównywały kupca łamiącego prawo handlowe ze zwykłym bandytą. Zatem zasługiwali na to, co ich spotkało, nieprawdaż?
– Nie wiem, nie zajmuję się prawem.
– I bardzo dobrze! – zagrzmiał mój rozmówca, a jego oczy ponownie rozbłysły wściekłym szmaragdem. – Prawnicy! Z nich to dopiero są wampiry. Wycisną z ciebie ostatnią monetę niczym krew z tętnicy. Wyobraź sobie, droga Tess, że próbowałem niedawno odzyskać moją posiadłość w górach fogaraskich – twierdzę Poenari. Wiem, że zamek skromny i niegodny mojej osoby, ale darzę go wielkim sentymentem. Do jego budowy zagoniłem tureckich jeńców, którzy pracowali tak długo, aż ich ubrania nie rozpadły się ze starości.. Wielu z nich umarło, ale gotów byłem na takie poświęcenie. Opłaciło się. W samym sercu Karpat, na wysokim wzgórzu stanęła twierdza, otoczona ze wszystkich stron górami, z której kontrolować można było szlaki handlowe z Europy do Lewantu… – Oczy Draculi zaszły mgłą, a on sam zdawał się dryfować myślami gdzieś daleko w czasie i przestrzeni. – Ale o czym to ja mówiłem?
– O wampirach.
– Wampirach?
– To znaczy o prawnikach i odzyskaniu posiadłości.
– No tak. Zamek Poenari leży obecnie na terytorium Rumunii i chciałem udowodnić moje prawa do niego. Wynająłem adwokatów, wpłaciłem horrendalną zaliczkę i czekałem na efekty. Okazało się jednak, że twierdzy nie odzyskam, bo niby moją siedzibą był zamek Bran położony niedaleko Braszowa. Bran! Ten tandetny zameczek wyglądający jak wyciągnięty prosto z kiepskich horrorów klasy B, w którym nie sposób się bronić dłużej niż dwie niedziele. Żenada!
Otworzyłam szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.
– Chcesz mi powiedzieć, że co roku oszukuje się setki tysięcy odwiedzających Bran, chcących zobaczyć słynną siedzibę Vlada Draculi?
– Moja noga nigdy tam nie postała – rzekł z rozbrajającą szczerością i nagle zacisnął mocno pięści. – To pewnie sprawka tego Stokera. Jak ja nie cierpię pisarzy! Niech no jeszcze któryś spróbuje o mnie książkę napisać, to obedrę ze skóry jego stopy, posypię solą i dam do lizania bydłu.
– Zmieńmy może temat – zaproponowałam szybko, mając nadzieję, że Dracula nigdy się nie dowie, z jakiego powodu tu jestem. Oczyma wyobraźni widziałam mojego znajomego poddawanego tej torturze, ale nie miałam najmniejszej ochoty do niego dołączać. – Uznajmy, że to, jak potraktowałeś Sasów, mieściło się w ramach prawa. Ale co z wielkanocną ucztą, na którą sprosiłeś nieprzychylnych sobie bojarzynów, a gdy ci najedli się i napili, kazałeś wyrżnąć ich swojej gwardii?
– Och, po prostu nie udała się polityczna debata. Młoda jeszcze jesteś i nie pamiętasz tamtych czasów. Wówczas na porządku dziennym były morderstwa, otrucia, okaleczenia wrogów politycznych. Chciałem uczynić Wołoszczyznę silną, a ci tylko jątrzyli, szukali pretekstów, żeby podważyć moją pozycję, szkalowali, oczerniali, knuli i spiskowali za moimi plecami. Na usprawiedliwienie mogę dodać, że owi bojarzy dopuścili się zdrady, w wyniku której śmierć ponieśli ojciec mój i brat – Mircza.
– Zatem to była zemsta po latach?
– Na zimno smakuje najlepiej, niczym dobra dziewicza krew... chciałem powiedzieć wino.
– Dziewicze wino… Nie, może lepiej to zostawmy. Ale przejdźmy do twoich relacji z kobietami.
– Tak, będzie o czym opowiadać. – Aż mlasnął. – To bardzo apetyczny temat. Lubię kobiety.
Poczułam na sobie jego wnikliwe spojrzenie.
– Kiedyś twoja konkubina pragnęła, byś się z nią ożenił. I dlatego powiedziała ci, że jest w ciąży…
– Nie była to osoba zbyt godna zaufania.
– I jak wiadomo, nie uwierzyłeś jej. Kazałeś rozpruć jej brzuch, by sprawdzić, czy kłamie. To podłe – skrzywdziłeś nie tylko ją, ale też swego domniemanego potomka.
– A ostrzegali, że prolajferzy maskują się coraz lepiej… Nie namówisz mnie na udział w debacie o życiu nienarodzonym, nie widzę człowieka w kimś, kogo nie można wys… znaczy, z kim nie można wypić czarki wina. Poza tym kiedyś śmiertelność przy porodach była większa niż teraz... więc, rozumiesz.
Vlad Dracula mrugnął okiem, a mnie ciarki przeszły po plecach. Uświadomiłam sobie, gdzie tak naprawdę jestem i z kim rozmawiam. Stojący przede mną człowiek – właśnie, czy w ogóle człowiek? – uważany był za jednego z największych zbrodniarzy w historii ludzkości.
– Zatem nie zaprzeczasz, że tak ją potraktowałeś? – dopytywałam.
– A skąd! Wrobili mnie, jak zwykle.
– Jakim cudem?
Jakoś nie mogłam w to uwierzyć. Prawo prawem, zemsta zemstą, ale kobieta w ciąży? Na pewno można było załatwić to jakoś bardziej humanitarnie, zamknąć ją w wieży na dziewięć miesięcy na przykład, lub wysłać do monastyru. W dodatku czułam się coraz mniej pewnie. Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie czas na rachunek sumienia.
– Nie mów przy mnie o cudach, źle mi się kojarzą – warknął.
– Jak wolisz, Vlad. To w jaki sposób zostałeś wrobiony?
– A słyszałaś, maleńka, o Neronie?
– Podobny tobie zbrodniarz? – Powinnam trzymać buzię na kłódkę, ale było już za późno, słowa zostały wypowiedziane i zawisły w powietrzu. Nastała długa, pełna oczekiwania cisza. Z bijącym sercem czekałam na to, co zrobi Dracula. Nie wiedziałam, czy rzuci się na mnie, rozrywając zębami gardło, czy może odejdzie obrażony, a ja ocalę życie. Postanowiłam sobie, że jeśli wyjdę z tego w jednym kawałku, będę omijała pisarzy szerokim łukiem. I żadnych więcej przysług. Nigdy!
– Moja droga Tess – westchnął mój rozmówca. – Jakże łatwo przychodzi ci wyrażać sądy, opierając się jeno na niesprawdzonych źródłach. Żyję na tym świecie już setki lat i wiem, że nie należy ufać słowu pisanemu. Nieprzychylni mojej osobie Sasi wynajęli skrybę, który miał napisać pamflet na mój temat. Same łgarstwa i kalumnie. Pech chciał, że w tym samym mniej więcej czasie upowszechnił się druk i ulotki o mnie rozsyłano po wszystkich dworach królewskich. Ponoć Iwan III, car Rosji, uważał owe pamflety za podręcznik rządzenia i przypisywane mi okrucieństwa ćwiczył na swoich poddanych.
– Vlad, to znów dygresja… Wróćmy do tematu.
– Rozpłatanie brzucha mojej kochanki to iście propagandowe kłamstwo i zapożyczenie. Teraz nazwano by to… intertekstualnością, ponieważ opisane zajście jak żywo przypomina śmierć Agrypiny i oględziny jej brzucha dokonane przez Nerona. Prawda była bardziej bolesna. Dla mnie bardziej bolesna.
– Opowiesz o tym?
Dracula przez dłuższą chwilę milczał ze wzrokiem utkwionym gdzieś w przestrzeń. Teraz przypominał bohatera romantycznego, ze smutkiem w oczach, który pragnęłaby ugasić każda kobieta. – Nie pamiętam już jej imienia, bo czas dawno zatarł napis jej grobie. Piękna, czarnooka cygańska tancerka. Gdy przyjeżdżałem do Târgovişte, spędzałem w jej ramionach upojne noce. Potrafiła sprawić, że przy niej zapominałem o całym świecie. Powiadam, ci Tess, w sztuce miłosnej nie miała sobie równych wśród wszystkich niewiast, które w życiu posiadłem. Chciałem ją nawet sprowadzić do Poenari, ale ze względu na żonę, sama rozumiesz. Ta monogamia... to bez sensu.
Pokiwałam bezwiednie głową, przyznając mu rację.
– W Imperium Osmańskim to mieli dobrze. Turcy mogli brać sobie żon, ile tylko zapragnęli. Gorzej, że później musieli je wszystkie utrzymać. I te teściowe. Może dlatego ciągle wojowali, żeby być z dala od domu? Ale znowu popadam w dygresję…
Dracula uśmiechnął się smutno, a ja po raz pierwszy poczułam do niego sympatię. W tej chwili nie był dla mnie złowrogą legendą, krwiożerczą bestią, potworem w ludzkiej skórze, ale mężczyzną z krwi i kości, potrafiącym okazywać emocje.
– Można rzec, że ją miłowałem – westchnął ciężko. – Niestety, okazała się tureckim szpiegiem. Donosiła sułtanowi o wszystkim, co jej szeptałem w łożnicy. Nie miałem sumienia posłać jej na tortury. Tego samego dnia poszedłem do niej i kochałem się z nią całą noc. A nad ranem poderżnąłem jej gardło.
– Przykro mi – usłyszałam swój głos.
– Może cię to zaskoczy, ale mi też było przykro, nawet bardzo. Ale teraz… może odsunęłabyś się nieco od tej ściany? Kręgosłup cię rozboli, a uwierz, że jeśli chciałbym cię skrzywdzić, to w ten sposób wyłącznie ułatwisz mi zadanie. Czy komukolwiek innemu. Kto cię nauczył, że najbezpieczniej jest wtulić się w mur, odcinając sobie drogę ucieczki? A mówią, że współczesne kobiety potrafią sobie poradzić bez męskiej pomocy.
Zrobiło mi się głupio, bo – rzeczywiście – miał rację. Gdyby zaatakował, nie miałabym szans. Ale czy miałam je w ogóle? A może powinnam wykorzystać sytuację i uciekać?
– Może ci pomóc? – W tym momencie zobaczyłam wyciągniętą w moją stronę dłoń.
Skóra była bardzo jasna, jaśniejsza niż moja, choć nie należałam do zwolenników opalenizny. Dłoń Draculi była szczupła, ale jednocześnie bardzo męska, a uścisk silny. To po mnie – pomyślałam, pewna, że za chwilę przyciągnie mnie do siebie i wbije się zębami w moją szyję. Ale gdy tylko pewnie stanęłam na nogach, Vlad puścił mnie i uśmiechnął się delikatnie.
– Będzie nietaktem, jeśli zaproponuję ci spacer, droga Tess? Tak też da się rozmawiać, a z pewnością chcesz zadać jeszcze wiele interesujących pytań. Chyba że wygodnie ci się stoi.
Nie stało. Ale do wyboru miałam niewygodną pozycję owocującą bólem nóg i kręgosłupa i zaoferowane mi ramię wielokrotnego mordercy…
Chyba zawsze byłam głupia, bo wybrałam to drugie. Jak to mówili? Żyć szybko, umrzeć młodo, pozostawić fajne ciało?
Tymczasem wsparta na męskim ramieniu czułam się dziwnie. Cała ta sytuacja wydawała mi się mocno groteskowa, jak na starych filmach. Wszystko we mnie – a już najbardziej krótkie, czerwone włosy – krzyczało, że nie pasuję do takiej scenerii, ale przyjemnie było o tym nie myśleć, a po prostu delektować się ciszą, przerywaną jedynie cichymi odgłosami kroków moich i Draculi.
– To o co jeszcze chciałabyś mnie zapytać, Tess?
Przez dłuższą chwilę poszukiwałam w pamięci wątków, które miałam poruszyć. Uciekły zdmuchnięte niczym dmuchawce na wietrze, rozproszone obecnością tego niezwykłego mężczyzny.
– Więc? – zapytał, ale w ciepłym, przyjemnym głosie nie było ponaglenia.
– Przypomina mi się kolejna zbrodnia… Choć teraz zastanawiam się, czy na pewno ją popełniłeś.
– Widzę, że czegoś się nauczyłaś. Cóż to za wydarzenie?
– Ponoć gdy odwiedzili cię tureccy posłowie, rozkazałeś im przybić turbany do głów.
– Bzdura – roześmiał się Dracula, a mnie po raz kolejny tej nocy przeszły po plecach ciarki. – Sam to uczyniłem.
– Przyznajesz się? – zatrzymałam się, spoglądając na niego w zdumieniu. Trudno mi było rozgryźć tego mężczyznę… jeszcze bardziej niż w wypadku innych osobników jego płci. Ich zachowania nie były dla mnie zrozumiałe nawet wtedy, gdy nie miałam do czynienia z wampirami.– Owszem. – Dracula pokiwał głową, mocniej ścisnął moje ramię, pewnie w obawie, żebym nie uciekła. Opuściliśmy podziemia i ruszyliśmy dalej, alejką oświetloną jedynie blaskiem księżyca. – Przybyli do zamku Poenari, żądając ode mnie, żebym pokłonił się sułtanowi i zapłacił mu zaległy haracz. Byli tak pewni swego, tak pyszni, że stając przede mną, nie okazali mi szacunku jako władcy Wołoszczyzny. Kiedy kazałem im ściągnąć turbany, odparli, że nie mogą tego uczynić, bo ich wiara zakazuje im pokazywać się z odkrytą głową. Stwierdziłem, że skoro nie zamierzają mi oddać czci, to pomogę im dochować wierności religii. Kazałem przynieść młotek i gwoździe...
– Wystarczy – odparłam blada. – Reszty mogę się domyśleć.
– Ależ Tess, ja czyniłem tylko to, co było konieczne. Teraz sprawowanie władzy jest proste niczym zbiórka kartofli na polu. Jest premier, prezydent, sejm, ministrowie, więc można rozłożyć odpowiedzialność na setki osób. Jak nie spełnią oczekiwań, to co najwyżej w następnych wyborach lud ich nie wybierze. Ja natomiast jako książę Wołoszczyzny miałem na głowie wojsko, politykę, gospodarkę, system sądowniczy i gdybym na którymś polu zawiódł, zapłaciłbym głową. W dosłownym znaczeniu. Dlatego nie mogłem sobie pozwolić na słabość i rządziłem krajem silną ręką. Za moich rządów karą za najdrobniejsze choćby przestępstwo był pal. Z bólem serca posyłałem na śmierć moich poddanych, więc jakie znaczenie miało kilku Turków...
– To byli też ludzie!
¬– Psy niewierne!
– Jesteś nietolerancyjny wobec innych wyznań – stwierdziłam z oburzeniem, sama się sobie dziwiąc, bo co na tle reszty jego życiorysu mógł znaczyć brak ekumenicznego zapału?
– Nieprawda – odparł rozbawiony Dracula. – Jednako traktowałem zarówno muzułmanów, jak i chrześcijan. Pewnego razu przybyło do mnie dwóch mnichów z zakonu św. Bernarda, prosząc o jałmużnę. Nędzne było ich życie, ale ponoć dzięki temu mieli zasłużyć sobie na Niebiosa. Spytałem, czy rychło chcieliby się tam znaleźć i w odpowiedzi usłyszałem, że wręcz płoną z ochoty. Postanowiłem zatem pomóc im w tym…
– Co zrobiłeś?!
– Kazałem wystrugać dla nich pale...
– Jesteś szalony!
– Kto jest bardziej szalony? Ja, który nie ukrywam przed tobą, kim jestem? Czy ty, która z własnej i nieprzymuszonej woli spotkałaś się ze mną? Co więcej, wcale nie chcesz, żeby to spotkanie dobiegło końca.
Skrzywiłam usta. Musiałam mu przyznać rację, bo choć z tą własną i nieprzymuszoną wolą nie była to do końca prawda, to jednak w tym mężczyźnie było coś tak pociągającego, że miałam ochotę z nim być. Tej nocy, a może na wieki? Potrząsnęłam głową, odsuwając od siebie głupie myśli.
– Słyszałam też o osiołku.
– Mnisi przybyli na osiołku, którego zostawili na dziedzińcu. Gdy moi ludzie nadziewali braciszków na pale, wyszedł na drogę i zaczął ryczeć. Stwierdziłem, że pewnie chce dołączyć do swoich panów.
– Jesteś potworem!
– I to ci się we mnie podoba – wyszczerzył w uśmiechu kły. Widziałam to wyraźnie.
– W temacie podobania… Twego brata zwano Radu Pięknym…
– Sprawia ci przyjemność wygrzebywanie nieprzyjemnych faktów, Tess?
– Nie, ja tylko… – zająknęłam się.
– Co takiego chciałabyś wiedzieć o moim braciszku?
– Jako dzieci trafiliście do niewoli tureckiej i pozostawaliście na dworze sułtana przez kilka lat.
Choć Dracula milczał, jego spojrzenie było wymowne. Dojrzałam w jego oczach ten sam wyraz bólu co wtedy, gdy wspomniałam o traumie z dzieciństwa. Wówczas pomyślałam, że warto by pociągnąć ten temat. A teraz? Chyba byłam na siebie zła, że znów o tym wspomniałam. Nie umiałam już patrzeć na Vlada jak na źródło szokujących informacji. Wydawało mi się, że zza maski wampira widziałam jego prawdziwe oblicze. Nazywałam go potworem i szaleńcem, ale przecież ani razu nie spróbował mnie skrzywdzić. Czy powinna obchodzić mnie jego przeszłość? W końcu żył w czasach, których nie miałam prawa rozumieć. Nie powinnam oceniać ich współczesną miarą. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Draculi:
– Na dworze sułtańskim inne panują zwyczaje. Młodzi chłopcy są tam w cenie.... Ja się z tego koszmaru wyrwałem, Radu tam pozostał. – Jego głos stał się nagle straszny, suchy, pozbawiony emocji. – To nie jest coś, o czym chciałoby się opowiadać młodej dziewczynie.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową. Chciałam, żeby zebrane przeze mnie informacje były sensacyjne, mocne, poruszające, ale są granice, których przekraczać nie wolno. Dziennikarska etyka? Nie, raczej zwykły odruch człowieczeństwa.
Zatrzymaliśmy się na moście, przyglądając się poświacie księżyca odbijającej się w tafli wody. Można było odnieść wrażenie, że tworzy na rzece drogę, po której można wędrować ku samym gwiazdom. Milczeliśmy, pochłonięci własnymi myślami. Ukradkiem zerknęłam na Draculę i dopiero teraz mogłam docenić jego urodę. Był przystojnym mężczyzną o czarnych, kręconych włosach, z nosem lekko zakrzywionym, co bynajmniej go nie szpeciło, a dodawało uroku. Zawsze lubiłam mężczyzn o wyrazistych rysach. Dolna warga była lekko wysunięta, co podkreślało wydatną szczękę znamionującą ludzi o mocnym charakterze. Zielone oczy, którymi zdążył mnie już zauroczyć, pozostawały cały czas smutne, ale teraz do tego wiecznego smutku dołączył jeszcze ból.
– Grosik za twe myśli.
– Co proszę? – Dracula spojrzał na mnie wracając do „tu” i „teraz”.
– Takie powiedzenie – odparłam. – Chciałabym wiedzieć, o czy teraz myślisz.
Vlad uśmiechnął się lekko, spojrzał gdzieś przed siebie i wyrecytował:
– I w jedną kroplę czasu się zleje, życia bolesne i zbrodnicze dzieje.
– Ładne. To Byron, prawda?
– Tak, lord Byron. Włóczyliśmy się razem po Europie na początku XIX wieku. Marny pisarzyna, ale świetny kompan. Spodobałby ci się. Przedstawię ci go kiedyś.
Zbladłam.
– Czy on? – wydukałam. – Czy on też?
– Czy on także jest wampirem?
Pokiwałam głową.
– Powiedzmy, że jak ja, on również jest dzieckiem nocy.
– Kto jeszcze? Może Keith Richards? Bono? Nergal?
– Dość!
– A jednak on?!
– Nie, to by było takie banalne. Zresztą, na co ci ta wiedza? Pobiegłabyś ostrzegać nieostrożne fanki przed niebezpieczeństwem, które na nie czyha?
– Chociażby…
– A sądzisz, że to robi jakąkolwiek różnicę, czy dziewczyna zginie jak w „Królowej potępionych”, czy naćpany bogaty kochanek dźgnie ją nożem?
Jak się z tym nie zgodzić?
– Masz rację – powiedziałam po chwili ciszy. – Może lepiej, żebym nie wiedziała… Ale zaraz, oglądałeś „Królową potępionych”?
– Oglądałem wiele filmów, moja droga. Chyba nie sądzisz, że nie umiałbym się posłużyć odtwarzaczem?
Tak prawdę mówiąc, tak właśnie sądziłam. Wampiry Rice mogły kojarzyć się z nowoczesnością, ale Dracula?
– Twoje milczenie jest aż nazbyt wymowne, Tess.
Poczułam, że oblewam się rumieńcem. Vlad przyglądał mi się z uśmiechem. No tak, gdzieś pod czaszką tkwiły mi strzępy wiedzy z biologii, rumieniec oznaczał rozszerzenie naczyń. Czyżby Dracula właśnie poczuł bardziej wyrazisty zapach mojej krwi? Serce zaczęło mi łomotać.
– A śledziłeś filmy o tobie? Na przykład „Nosferatu – symfonia grozy”?
– Piękne dzieło niemieckiego ekspresjonizmu – Dracula westchnął w zachwycie. – Friedrich Murnau odwalił kawał wyśmienitej roboty. Chciał stworzyć dzieło unikalne i dlatego zatrudnił profesjonalistów w dziedzinie wampiryzmu. Mnie jako konsultanta i Maxa Schrecka jako aktora.
– A więc to prawda co o nim mówią? Max Schreck tak doskonale zagrał, bo sam...
– Dobry kumpel z niego. Taka prawdziwa męska przyjaźń. Spędziłem z Maxem parę przyjemnych chwil, wysączyliśmy wtedy niejedną… butelkę wina.
Chyba wolałam tego nie wiedzieć.
– A Bela Lugosi?
Vlad Dracula wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Wrony, okupujące pobliskie drzewa, przestraszone zerwały się do lotu i teraz, przeraźliwie kracząc, latały nad naszymi głowami.
– Ten laluś w obciachowej pelerynce, któremu zdawało się, że jest wampirem? Nie rozśmieszaj mnie, Tess. Zagrał moją osobę w kilku produkcjach Universalu i coś mu się rzuciło na głowę. Nigdy nie był jednym z nas.
Przygryzłam wargę, bojąc się zapytać.
– Gary Oldman? – wydusiłam wreszcie z siebie. Lubiłam tego aktora.
Mój rozmówca ujmująco się do mnie uśmiechnął, ponownie chwycił pod ramię i ruszyliśmy dalej, zostawiając za sobą most, rzekę i poświatę księżyca. Szliśmy teraz opustoszałą uliczką, a nasze kroki roznosiły się echem odbijając od kamienic. Nie wiedziałam, dokąd mnie prowadził ani dokąd nasza znajomość zmierza, ale podobało mi się to. Chyba każda dziewczyna marzy o jednej takiej nocy, pełnej tajemnic, pradawnej magii, obcowania z czymś niepojętym. Nocy wypełnionej strachem i jednocześnie wielką przygodą, którą będzie mogła wspominać do końca swojego życia. Czyżby to była ta noc? – pytałam samą siebie.
– Gary – zamyślił się Dracula. – Porządny z niego facet, choć zwykły śmiertelnik. U Coppoli zagrał bardzo dobrze, jakbym widział siebie za młodu.
– Zatem ten film najlepiej oddaje twoje życie?
– Ależ skądże! – żachnął się Dracula. – Oddaje tylko mój romantyczny charakter, pokazuje jak czułym i wspaniałym mogę być kochankiem.
Spojrzał na mnie i utonęłam w zielonych oczach.
– Przebyłem ocean czasu, żeby cię... odnaleźć – wyrecytował.
Nagle uświadomiłam sobie, że mam ochotę wtulić się w jego ramiona, odszukać ustami jego usta i pozwolić się uwieść. Zaraz jednak oprzytomniałem, zdając sobie sprawę, że mogłoby to się skończyć w najlepszym wypadku oddaniem sporej ilości krwi, za którą nie otrzymałabym nawet czekolady. W najgorszym zaś nieśmiertelnością i wieczną młodością. W sumie… nie byłoby to takie najgorsze.
– Czy ty mnie próbujesz zahipnotyzować? – spytałam.
– Tylko oczarować, droga Tess – uśmiechnął się figlarnie. – Poza tym w obecnych czasach wampiry już nie używają hipnozy.
– Dlaczego?
– Wynaleziono pigułki gwałtu.
– Och – skrzywiłam się. – A już było tak romantycznie. Zdradzisz mi jeszcze jakieś tajemnice na temat filmu Coppoli?
– Hmm... te trzy laski uwodzące Keanu Reevesa były prawdziwymi wampirzycami. Moje przyjaciółki, z którymi w Siedmiogrodzie polowałem na Saskich kupców. Wiele było radości. A Gary’emu do filmu użyczyłem własnej zbroi płytowej, tej samej, w której w 1462 stawałem przeciw Turkom pod Widyniem. Natłukliśmy wówczas tych psów co niemiara, ale oni chyba wypadali suce spod ogona, bo na jednego zabitego zaraz kilkunastu nowych się pojawiało. Dopiero gdy pod Târgovişte kazałem nabić na pal dwadzieścia tysięcy tureckich jeńców… przestraszyli się mnie i uciekli, zostawiając Wołoszczyznę w spokoju.
– Podobno wówczas urządziłeś sobie wieczerzę pośrodku tej rzezi i… – zawahałam się – jadłeś ludzkie mięso – dokończyłam cicho.
– Znowu dajesz wiarę pomówieniom i kalumniom, moja droga Tess. Mięsa ludzkiego nie jadam, żadnego innego zresztą też nie, prawdę mówiąc.
– Wampir wegetarianinem?
– Nie. Po prostu produkty spożywcze nie dostarczają mojemu ciału energii.
– To jak właściwie jest z tym wampiryzmem?
– Nie czujesz, moja droga? Zastanów się…
– Nie rozumiem… Nad czym? Widzę, że jesteś długowieczny, może nieśmiertelny…
– Zupełnie nie o tym myślałem – wszedł mi w słowo. – Miałem na myśli to, co czujesz, będąc przy mnie. To jak na mnie patrzysz i jak o mnie myślisz, choć wstydzisz się tego sama przed sobą.
Zasłuchałam się.
– Jesteś kobietą, dlatego tak bardzo do ciebie trafiam. Wasze życie od początku związane było z księżycem, jesteście mu poddane. A księżyc, noc… sama przyznaj, jakie budzą w tobie emocje, z czym ci się kojarzą. Chcesz poznać odpowiedź, czym jest wampiryzm? Wsłuchaj się w siebie, w to, co ci podpowiada serce i ciało.
Zatrzymaliśmy się na skrzyżowaniu ulic, ale o tej porze nikt nie wyściubiał nosa z ciepłych domowych pieleszy.
– Porzuć to wszystko, co cię krępuje, wszystkie bzdurne nakazy i zakazy ustanowione przez maluczkich, którzy nie znajdują w sobie odwagi, żeby żyć pełną pełnią życia i tego samego oczekują od innych. Zerwij więzy oplatające twoją wolę i pozwól płynąć energii, poczuj rozchodzące się ciepło i siłę.
Przymknęłam oczy zasłuchana w aksamitny tembr jego głosu, nie zdolna nic odpowiedzieć. Pragnęłam, żeby jego słowa płynęły, otaczały mnie, wdarły się we mnie głęboko i sięgnęły tam, gdzie jeszcze nikt nie sięgnął, i wyrwały duszę ku wolności.
– Czujesz to, prawda Tess?
– Tak – odparłam, drżąc. Wypełniona doznaniami, o jakich nigdy mi się nie śniło, byłam pierwszy raz w życiu tak naprawdę wolna. Nie deklaratywnie, bo wolność wyboru nijak się miała do wolności, którą poczułam w głębi własnego jestestwa. I sprawił to ten mężczyzna. Czy to była magia? A może mnie zahipnotyzował i byłam pod działaniem sugestii? Cokolwiek to było, pragnęłam w tym stanie pozostać na... wieki.
– Teraz rozumiesz, czym jest wampiryzm? – ponownie usłyszałam głos Draculi dochodzący z oddali, jakby nie był przy mnie, ale w innym wszechświecie, do którego jako śmiertelniczka nie miałam wstępu. – To potęga. Nie tylko fizyczna, choć mógłbym cię zmiażdżyć w uścisku, a ty krucha i delikatna byłabyś zdana na moją łaskę. Wampiryzm to przede wszystkim potężna moc seksu i śmierci.
Otworzyłam oczy w zdumieniu, chociaż nie powinnam się dziwić, po tym co się ze mną działo..
– Romantycy uwielbiali motyw miłości fatalnej, niespełnionej. A cóż może być większą przeszkodą niż śmierć jednego z kochanków? Zresztą, wiesz dobrze, te pragnienia nie wygasły do dzisiaj, nawet gdy nie ma kto równie wdzięcznie ich zrealizować. No ale mówiłem, nie cierpię literatów… Choć jednego bym zacytował. Znasz Kinga, prawda? On widział we mnie uosobienie mrocznej i perwersyjnej strony seksu. Ale nie takiego jak u Rice. – Dracula skrzywił wąskie usta. – Jestem w stu procentach heteroseksualny, pomimo pewnego epizodu na dworze sułtana. Ale to się nie liczy...
Zatrzymał się nagle, objął mnie mocno w pół i nachylił nade mną.
– Miłość i śmierć – rzekł. – Tylko to ma znaczenie. Obłędny taniec na granicy dwóch światów. Taniec do muzyki, która nigdy się nie skończy.
Poczułam gorący oddech tuż przy szyi. Serce waliło mi jak oszalałe, ja po raz kolejny tej nocy godziłam się z tym, że to moja ostatnia chwila. Nie wiem, jak długo to trwało, możliwe, że kilka sekund, ale dla mnie – wieczność. Bałem się, a jednocześnie czułam rozkosz.
– Teraz rozumiesz, co mam na myśli? – wyszeptał mi wprost do ucha. – Naszym życiem kierują żądze i śmierć. Nic na to nie poradzimy, możemy to tylko zaakceptować. A czy ty, droga Tess, już pogodziłaś się z tym, co cię czeka?
Teraz nie miałam już żadnych wątpliwości. Pragnęłam go. Myślałam tylko o tym, że za chwilę jego kły rozerwą moją skórę, składając na niej pocałunek, po którym zostanę z Draculą już na wieki. Nic już nie będzie takie jak dawniej. Pewne rzeczy przestaną mieć znaczenie na zawsze. Nigdy więcej nie będę musiała przejmować się kaprysami właściciela mieszkania, które wynajmowałam, nudnymi wykładami, rozterkami dnia codziennego. Czekało mnie zupełnie inne życie. Życie, czy też egzystencja, pełna doznań, siły płynącej z daru nieśmiertelności, jaki otrzymam. Będę wolna, potężna, szczęśliwa i wiecznie młoda. Przed oczyma stanęły mi migawki z życia, które miało odejść raz na zawsze. Moi rodzice, paczka przyjaciół na konwencie… nawet pisarz, przez którego – czy może dzięki któremu? – byłam tu i teraz. Maile, na które nie zdążyłam odpisać, zaproszenie na kawę od znajomego, którego dawno nie widziałam, kota, który czekał na mnie w kawalerce…
Krzyknęłam i szarpnęłam się, ale ramiona Draculi wciąż obejmowały mnie mocno.
– Nie chcę tego!
– Droga Tess, jesteś pewna swojego wyboru? – Jego głos wciąż był ściszony do szeptu.
– Puść mnie! Proszę! – Próbowałam się wyrwać i dopiero teraz dotarł do mnie ogrom siły tego mężczyzny.
Nagle uścisk zelżał. Nie czekałam. Puściłam się biegiem na oślep, byle dalej od tamtej okolicy. Raz tylko obejrzałam się za siebie, w obawie przed pogonią. Dracula stał nieruchomo, w tym samym miejscu, w którym przed chwilą mnie obejmował. Przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że uśmiechał się przy tym – smutno czy może z politowaniem? Ale może to tylko moja wyobraźnia płatała figle, widziałam go przecież z daleka i w ciemnościach…
Zatrzymałam się dopiero, kiedy całkowicie opadłam z sił. Na szczęście obok był przystanek autobusowy. Osunęłam się na ławkę, dysząc ciężko i ze strachem spojrzałam w stronę, z której mógł przybyć potwór. Jednocześnie czułam… żal? W głowie miałam niesamowity mętlik. Z jednej strony miałam świadomość, że właśnie umknęłam przed śmiercią i powinnam dziękować za to Bogu, z drugiej coś we mnie rozpaczliwie krzyczało. Pragnęłam wrócić, oddać Draculi swoje ciało, życie, duszę... Ogarnęła mnie tęsknota za tym, przed czym uciekłam i czego może już nigdy nie będzie mi dane poznać. Łzy popłynęły po moich policzkach. Gdy wsiadałam do nocnego autobusu, pojawiła się myśl, że Dracula pozwolił mi uciec, ale to jeszcze niczego nie oznaczało. Jeśli tylko zechce, znajdzie mnie wszędzie… A czy ja tego chcę?
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Dracula
Dracula w wersji komiksowej
- recenzja
Dracula
Stare ale jare
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.