» Teksty » Wywiady » Wywiad z Michałem Gałkiem

Wywiad z Michałem Gałkiem


wersja do druku

Nauczyłem się mówić "nie"


Wywiad z Michałem Gałkiem
Ile czasu minęło od Piekielnych wizji?

Ho, ho. No, będzie ze cztery lata chyba.

Dokładnie cztery i pół. Pamiętam, że nie byłeś do końca zadowolony z ostatecznego kształtu antologii poświęconej Mastertonowi. Jak to oceniasz dzisiaj?

Dziś oceniam ją jako przyzwoitą, ale na pewno zrobiłbym ją inaczej. Nie wiem, czy lepiej, ale na bank inaczej. Raczej też w innym składzie.

Mnie w pamięci pozostał chociażby komiks z rysunkami Michała Śledzińskiego. Ty sam wyróżniłbyś którąś z prac, które znalazły się w zbiorze?

Nie ma sensu chwalić zawodowców, bo to zawodowcy. Śledziu, Trust (Przemysław Truściński - przyp. rep.) i Piorun (Tomasz Piorunowski - przyp. rep.) to nazwiska, które gwarantują pewien poziom. Bardzo dobrze wypadli też młodzi, jak Nikodem (Cabała - przyp. rep.), który teraz w pełni rozwinął skrzydła. Reszta była różna, tym bardziej, że czasem coś było słabe, ale nie wypadało koledze odmówić. Po tej antologii nauczyłem się. Może zrobiłem sobie tym kilku wrogów, ale jak coś mi się nie podoba, to po prostu to mówię.

Cztery i pół roku... Komiks w tym czasie odsunąłeś na bok? Dwa komiksy w antologiach Egmontu to chyba niewiele.

Oj, pozory. W międzyczasie napisałem pięć pełnometrażowych albumów i pół szóstego. Alma wyszedł w maju, Deduktor idzie w październiku, a Yrmina być może w marcu. No i byli jeszcze sławetni DuszPasterze. Pomijam różne fuchy i szorty.


Na coś dłuższego jednak trzeba było chwilę poczekać. Był jakiś konkretny powód "powrotu na szerszą skalę"?

Tak, leniwi rysownicy. (uśmiech) Prawda jest taka, że podwaliny pod tegoroczne premiery położyliśmy trzy-cztery lata temu. Skończyłem Wizje, na finiszu byli też DuszPasterze, więc miałem czas, żeby zacząć Almę i Deduktora. Niestety, rzeczywistość polskiego rynku dyktuje warunki. Z komiksów nie można wyżyć, więc robi się je po godzinach, a zarabia na reklamie. Stąd obsuwy.

To wy "zwabiliście" Artura Wabika (z wydawnictwa Atropos) czy on was? Mówię o osobach, z którymi tworzyłeś Almę i Deduktora.

A, to w sumie było ciekawe. To Artur był inicjatorem albumu Alma w czasach, gdy był wydawcą KKK, a my robiliśmy odcinki. Zaskoczył nas, bo nie myśleliśmy wtedy o długiej historii. Zebrałem jego (i Tomka Kołodziejczaka) uwagi co do niejasności szortów i napisałem krótki scenariusz, który stał się kanwą dla historii albumowej. W sumie Artur go nigdy nie zobaczył, ale mi i Mariuszowi (Zabdyrowi - przyp. rep.) na tyle się spodobał, że rozwinęliśmy go w album. Bardzo długo to trwało, bo się o wszystko kłóciliśmy. Ale teraz współpraca już nam idzie super, więc szkic drugiego albumu powstaje bardzo szybko.

Wracając do pytania… Jak skończyliśmy album (chyba cztery lata po rozmowie z Arturem, który "wykazał chęć wydania"), przyszliśmy do niego z pytaniem, czy nadal chce. I chciał.


Alma zebrała dobre recenzje, niebawem ukaże się Deduktor. Czy macie w planach jeszcze jakieś publikacje opierające się na dorobku z czasopism, czy już tylko wspomniane nowe rzeczy?

Teoretycznie komiks Pro-rock z przedostatniego KKK jest takim luźnym wstępem do komiksu Krewangelia, który w bólach powstaje od kilku lat. Ale poza tym są to rzeczy nowe, które zrodziły się po zmierzchu KKK. Na przykład, Yrmina to projekt, który powstał w chwilach zmęczenia Almą. Pisałem go początkowo jako szort dla Mariusza, wykorzystując postać Eryka, którą stworzył. Kiedy w Krakowie pojawił się Arek Klimek, nie miałem mu czego dać do rysowania i dostał dwunastostronicowy szort Pierścienie Pustyni. Teraz będzie to początek albumu zatytułowanego Yrmina i Pierścienie Pustyni.

Kiedy szort był skończony i pokazaliśmy go paru osobom (między innymi "dużym" polskim wydawcom), wszyscy stwierdzili, że jest to rewelacja. Przemek Wróbel nadal tę opinię podtrzymuje, dlatego podpisał z nami umowę na album, który powoli zmierza do końca. Ale nie oszukuję się, to dzięki rysunkom Arka (którego Przemek jest fanem - vide Strażnicy Orlego Pióra), a nie dzięki scenariuszowi.


Znowu trochę wspominków. Przez lata pracowałeś w KKK. Pamiętasz, ile to było numerów?

W sumie dwadzieścia cztery. Stricte "naszych" - około osiemnastu. Bo wcześniej to inna ekipa robiła, a ja tylko okazjonalnie coś pisałem. Pisma by nigdy nie wskrzeszono, gdyby nie Janek (Korczyński - przyp. rep.). Ja próbowałem parę razy, ale nie wyszło, potem mi się odechciało. A to był człowiek, który przyszedł do klubu, złapał wszystkich "za mordę" i zaprzągł do pracy.

Bez niego by mnie tu nie było. I byśmy sobie nie rozmawiali, bo pewnie zajmowałbym się czymś zupełnie innym. A tak z pisania tekstów awansowałem na redaktora graficznego. Nie z powodu kompetencji, raczej z "braku laku". A kiedy sobie wybiłem z głowy rysowanie własnych scenariuszy, zacząłem pisać dla innych, którzy, owszem, umieli dobrze rysować, ale pisać to nie bardzo. Pierwszy "nie w pełni autorski" komiks napisałem dla Mariusza Zabdyra.

Dlaczego, twoim zdaniem, nie udała się późniejsza reaktywacja KKK już pod skrzydłami Atroposu?

Z tego samego powodu, co w przypadku innych magazynów, nawet tych wysokonakładowych. Ludzie woleli kupować komiksy, niż magazyny o komiksach. Albo w ogóle olali kupowanie komiksów i przerzucili się na gry. Smutne, ale z roku na rok ta sytuacja się pogarsza.

Może nie ma już boomu, ale czy rzeczywiście jest aż tak źle? Inaczej: kiedy powiesz, że jest w miarę dobrze?

Nie powiem, bo nie będzie. Po prostu rynek ewoluuje i zmieniają się potrzeby. Nie ma w Polsce zapotrzebowania na komiks, nie ma młodych czytelników, którzy się przesiadają z Kaczora Donalda na Batmana. Częściowo dlatego, że tego Batmana nie ma, ale głównie ze względu na to, że przesiadają się na playstation.

Wracając do KKK: jak wspominasz tamte czasy? Poczuwałeś się do hasła: "pierwszy opiniotwórczy magazyn komiksowy"? (…)

Oczywiście, że się poczuwałem. Robiliśmy, co się dało, żeby kształtować opinię, ale ja w pewnym momencie się łapałem na tym, że nie do końca mi po drodze z opiniami redakcji. Jeżeli nie lubię Gaimana, Watchmen i Sin City, to kim ja jestem, żeby mówić ludziom, co mają czytać? Dlatego przestałem się bawić w publicystę-krytyka i zacząłem pisać komiksy, które mnie (i rysowników) bawią.


Ale czułeś, że rywalizujecie, na przykład z Produktem?

Z Produktem nigdy nie konkurowaliśmy, bo to była zupełnie inna bajka. Oni mieli swoich zatwardziałych fanów, z których mnóstwo nie czytało komiksów innych niż te publikowane w Produkcie. To taka subkultura, jak ludzie, co czytają tylko Thorgala. Co ciekawe, ta subkultura też obumarła, stąd upadek reaktywacji Osiedla Swoboda.

Na koniec pozwól sobie na małą niebiańską wizję. Możesz napisać scenariusz dla twórcy, którego cenisz najbardziej lub zamienić się na talent z jakimś scenarzystą - kogo wybierasz i dlaczego?

No, to jest ciekawe. Ponieważ sam sobie dobieram współpracowników, jestem bardzo zadowolony z efektów. I mimo, że chciałbym coś napisać dla Jima Lee, to nie wiem czy nam obu by to wyszło na zdrowie.

A co do zamiany na innych scenarzystów, to ogólnie pracuję nad taką ilością scenariuszy, że naprawdę się czuję spełniony. Życzyłbym sobie więc jedynie zmiany naszego rynku na francuski lub amerykański. Byłoby super.



Michał Gałek
Z wykształcenia architekt, z zawodu nauczyciel rysunku, grafik, łowca talentów. Z zamiłowania scenarzysta komiksowy. Wieloletni redaktor graficzny magazynu KKK. Redaktor i scenarzysta antologii Piekielne Wizje na podstawie opowiadań Grahama Mastertona.
Publikacje m.in. w KKK, Arena Komiks, Świat Komiksu, antologie: Wrzesień oraz Człowiek w probówce. Założyciel grupy pART Studio zajmującej się komiksem, animacją i grafiką.

Kontakt: [email protected]
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Deduktor
Elementy składowe mainstreamu
- recenzja
Relax #34
Z wkładką dla dzieci
- recenzja
11/11=Niepodległość
Bez błysku w oku
- recenzja

Komentarze


beacon
   
Ocena:
0
Fajny wywiad, zachęcił mnie do zapoznania się z "Almą".
28-09-2007 23:13
~dido

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ciekawy komiks ale w połowie zrezygnowałem z czytania. Postać wymyślona przez rysownika ok, ale scenariusz zagmatwany i spore błędy w kadrach.
Nie mówiąc o naciąganej fabule.
Mało Almy w Almie.
08-10-2007 10:00

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.