» Artykuły » Wywiady » Wywiad z Mają Lidią Kossakowską. Część I

Wywiad z Mają Lidią Kossakowską. Część I


wersja do druku
Redakcja: Adam 'Aki' Kasprzak; Marcin 'malakh' Zwierzchowski
Ilustracje: Foto © Fabryka Słów

Wywiad z Mają Lidią Kossakowską. Część I
Wywiad przeprowadziła Ewa 'senmara' Haferkorn, kilka pytań dorzucił Marcin 'malakh' Zwierzchowski Ewa 'senmara' Haferkorn: Na podstawie Twojego debiutanckiego opowiadania powstała sztuka. Możesz opowiedzieć o niej coś więcej? Maja Kossakowska: W zasadzie to była jednoaktówka. Całość to trochę zwariowana historia. Tekst Muchy zdecydowałam się wysłać do Feniksa, miesięcznika literackiego zajmującego się fantastyką, a jednocześnie, czekając na odpowiedź, dowiedziałam się gdzieś o konkursie na krótką sztukę, najwyżej jednoaktową, rozpisanym przez jeden ze stołecznych teatrów. Miałam już gotowe opowiadanie, dość kameralne, bez efektów specjalnych i wielkich plenerów, więc przerobienie go na język sceny wydało mi się dość proste. Zatem zabrałam się do roboty, skończyłam, posłałam i zapomniałam o sprawie. I to na dobre, bo akurat wściekle rozbolał mnie ząb. Walka z dentystami trwała całe wieki i zakończyła się u chirurga szczękowego, a ja powoli zaczynałam myśleć, że wolałabym już przesłuchanie w lochach inkwizycji. W końcu ta nieszczęsna szóstka ostatecznie wymówiła lokal i została usunięta. Leżałam sobie sama w domu, spuchnięta jak zeppelin, połykając kolejno dwa opakowania środków przeciwbólowych i mówiąc na głos różne bardzo niecenzuralne rzeczy na temat zębów oraz ogólnie stomatologów, gdy zadzwonił telefon. Rozmówczyni miłym głosem oznajmiła, że wygrałam w konkursie i że za tydzień premiera. "Premiera" wcale nie kojarzyła mi się z suchym zębodołem i szczęką pociętą na kawałki czymś w rodzaju okropnego, małego biaksa, więc z początku byłam pewna, że majaczę w malignie, ale sympatyczna pani upierała się, że teatr, konkurs, Mucha i tak dalej. A na koniec dodała, że oczywiście jestem gotowa wystawić tę jednoaktówkę za siedem dni na scenie. Nie byłam. Za diabła nie byłam. Szczerze mówiąc, wpadłabym w panikę, gdyby nie te dwa opakowania mefacitu, które nieco spacyfikowały sprawę. Bo sytuacja przedstawiała się kiepsko. Moja przyjaciółka, która miała obsadzić rolę żeńską wyjechała na ferie do domu, do Opola, zaś przyjaciel, który miał grać zupełnie nieodzowną rolę głównego bohatera w dniu wystawienia sztuki brał akurat ślub. Pozostawało jedno. Katastrofa. Rytualne seppuku. Ewentualnie przedstawienie kukiełkowe z jednym animatorem, nieszczęsną autorką sztuki. Jednak moi przyjaciele stanęli na wysokości zadania, choć Robert spóźnił się cztery godziny na własne wesele. Ale Mucha została wystawiona w jednym z warszawskich teatrów. senmara: Czyli Twoje opowiadanie debiutanckie pojawiło się w Feniksie i jednocześnie sztuka powstała na jego podstawie wygrała konkurs i została wystawiona. Nie każdemu się to zdarza. To dość osobliwe jak na debiut, ale jak widać się zdarza. senmara: Jakie są Twoje rady dla początkujących pisarzy? Rany, to nie jest łatwe pytanie, bo trudno w ogóle wygłaszać w eter jakieś wymyślne porady, żeby nie brzmiały banalnie. Rad może być mnóstwo i zależą od tego, co początkujący pisarz pisze, jakie ma problemy i jakie popełnia błędy. Na pewno nie trzeba się zrażać początkowymi niepowodzeniami. Nie należy brać bardzo do serca opinii innych, nawet zawodowych recenzentów, bo oni przecież nie są nieomylni. Często umiejętności pisarskie, warsztat, przychodzą z wiekiem i trzeba się ich po prostu nauczyć. Nawet jeśli usłyszy się od profesjonalnego krytyka: "z ciebie to już nic nie będzie" warto walczyć i próbować nadal, choć takie słowa, rzecz jasna, są przykre. Nie każdemu się uda, ale odpadnięcie na pierwszym progu, poddanie się, to często duży błąd. Tak naprawdę nie mam pojęcia, co zrobić, żeby zostać pisarzem. Pościć, modlić się, podążać ścieżką oświecenia, odbywać pielgrzymki od miejsc gdzie drzemią ukryci w mroku Wielcy Przedwieczni? Albo po prostu ubłagać swego anioła stróża czy innego opiekuńczego geniusza, żeby poprzestawiał nam nieco w głowie i włączył opcję opowiadacza zwaną potocznie "narratorem"? Zacząć od opowiadania dowcipów i zabawnych historyjek w większym gronie towarzyskim? Podobno czasem pomaga zaskoczyć. Na pewno warto dużo czytać, obserwować, w jaki sposób autorzy prowadzą narrację, opowiadają historię, jakimi sztuczkami się posługują. Zobaczyć i zrozumieć w jaki sposób pisarz, którego proza nam odpowiada, zrobiła na nas wrażenie, osiągnął taki akurat efekt. Jak prowadzi narrację, jakich używa zdań i kompozycji. Dlaczego dana scena nam się podoba i w jaki sposób została zbudowana. A potem już trzeba zwrócić szczególną uwagę na własny warsztat, konstruować postaci i pisać świadomie, bo nawet najlepszy pomysł, odkrywczy i błyskotliwy można zupełnie zarżnąć złym warsztatem. Za to czasami ograny, niezbyt wymyślny motyw może bardzo dużo zyskać dzięki umiejętności odpowiedniego przekazania. senmara: Polecasz czytanie dzieł z własnej działki, na przykład fantastykę, gdy chcemy pisać właśnie tego typu rzeczy? Należy sięgać po różne książki. Niektórzy się zamykają jedynie w fantastycznej niszy, ale ja uważam, że to błąd. Znacznie lepiej czytać dużo różnorodnej literatury żeby mieć pewien wewnętrzny ogląd tego, co jest wartościowe i dobre, a co po prostu źle napisane i wiedzieć dlaczego tak się dzieje, gdzie autor popełnia błędy. Umiejętność rozpoznania dobrej prozy, dobrego języka, sprawnego warsztatu pośród bardzo różnych, czasem odmiennie napisanych i traktowanych gatunków to bardzo ważna sprawa nie tylko dla kogoś, kto chce być pisarzem, interesuje się twórczo literaturą, ale także dla każdego człowieka kulturalnego. Świadome czytanie to także sztuka. Czytelnik powinien wiedzieć dlaczego wybiera tę, a nie inną książkę, za co ją ceni, co mu się w niej podoba. Dobrze, gdy odbiorca znajduje argumenty za czy przeciw powieści, inne niż historyjki o misiach. "Podobało misie, nie podobało misie". Ale, oczywiście, piszemy także dla czytelników, którzy nie są i nie muszą być od razu krytykami literackimi. Myślę, że dobrze napisana książka ma wielkie szanse po prostu przebić się na rynku i spodobać. senmara: Lepiej się uczyć na cudzych błędach? Oczywiście. senmara: Czy sądzisz, że w normalnej rozmowie da się odczuć, że dana osoba dużo czyta? W normalnej rozmowie nie. senmara: Ale gdy podaje się jakieś nawiązania, np. ktoś wygląda tak jak... Bardzo fajnie jest łapać takie rzeczy. Gdy spotyka się kogoś, z kim od razu można się wymienić drobnymi, śmiesznymi cytatami. To jak porozumiewawcze mrugnięcie. "Ty i ja należymy do jednego klanu". Miłe uczucie. Pewnie dlatego fani fantastyki często się zrzeszają, spotykają, organizują konwenty. Żeby swobodnie poprzerzucać się ulubionymi dialogami, zdaniami, urywkami które rozmówca w lot chwyta. To jest pewien poziom fajnej wspólnoty. Ale ludzie czytają różne książki i rzadko zdarza się, żeby przemawiali do siebie cytatami. Na to trzeba mieć ochotę, nastrój. I odpowiednie towarzystwo. Chociaż wiem, że są tacy, którym tej literackiej gry na co dzień brakuje, którzy w rozmowie z nowo poznanym znajomym ostrożnie rzucają jakiś tekst i rozpromieniają się, gdy pada odpowiedni odzew. Na przykład: "Hasło: Rany boskie, piwo z mlekiem? Kto piłby podobne świństwo? Odpowiedz: No a doktor z Ulicy nadbrzeżnej? Ten akurat lubił". I zaraz rozmówca sobie myśli "O, to sympatyczny gość, czyta to samo co ja". Oczywiście to też zależy od upodobań i książek, które się polubiło, na które trafiło się w życiu, które coś znaczyły, zmieniły. Ale nie należy przesadzać, popisywać się cytatami, bo zwykle wychodzi to głupio. W sumie, nikt przy zdrowych zmysłach nie pójdzie do piekarni i nie zażąda pieczywa sycącego a lekkiego niby lembasy. senmara: Czy zdarza Ci się będąc u kogoś w domu rzucić okiem na biblioteczkę? Ja pisarz jestem, nie jakiś śledczy. Rzadko rozglądam się pilnie po obcym domu. Chyba, że przypadkiem zobaczę, że ktoś ma książkę, która mi się podoba, albo którą chciałabym mieć. Wtedy myślę: o do licha, on ma a ja nie? Jasne, zazdroszczę trochę. Ale nie oceniam człowieka po tym, co mu tam stoi w biblioteczce. senmara: Twój mąż jest także pisarzem. Czy gdy zaczęłaś pisać zmienił się w jakiś sposób krąg twoich znajomych? Na zasadzie: wy piszecie, wasi znajomi to pisarze...? I babcia też? Nie. Nie żyjemy otoczeni samymi literatami. Chociaż faktycznie, krąg moich przyjaciół poszerzył się o znajomych Jarka, często także pisarzy, ale to chyba naturalne. Poznałam też wśród miłośników fantastyki wielu naprawdę wspaniałych ludzi. Widzisz, na początku nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego jak fandom. Kiedy zaczynałam pisać, byłam pewna, że to wygląda tak: przynosi się gotową książkę do wydawnictwa, wydawca ją wydaje, potem ktoś czyta i koniec. Po balu, poprosimy następną powieść. Nie wiedziałam o spotkaniach autorów z czytelnikami. Dla mnie to było niezwykłe odkrycie. Istnieje krąg fanów, którzy interesują się fantastyką, książkami, filmami, grami i wszystkim naraz. Łał! Niesamowite. Całkiem nowy świat. Ale nie jestem jakimś ponurym draniem, który, nadęty pychą, zerwałby kontakty z dawnymi znajomymi, bo teraz jest, patrzcie no, wielkim pisarzem. Nie sądzę, żeby ktokolwiek tak się zachowywał. Z moimi przyjaciółmi, których poznałam wcześniej, zanim zaczęłam pisać, zachowuję nadal ścisłe i serdeczne kontakty. senmara: Czy zdarza się, że ktoś przesyła do Ciebie opowiadania i prosi o ocenę? Tak, zdarza się i staram się czytać wszystko, co otrzymam. Natomiast nie mogę odpowiadać, doradzać i pomagać, bo nie mam na to czasu, ani chęci wewnętrznej. Są pisarze, którzy lubią być nauczycielami, lubią pomagać innym, angażują się w warsztaty, prowadzą kąciki porad. Ja jednak nie mam czasu, ani weny. Wydaje mi się, że czynny pisarz nie powinien się wypowiadać o twórczości innych pisarzy. Może oczywiście pomagać przyszłym debiutantom, zawsze i jedynie na ich wyraźną prośbę, ale rola mistrza i guru nie podoba mi się. Marcin 'malakh' Zwierzchowski: Czy to dotyczy także recenzowania dzieł innych pisarzy? Z całą pewnością. Pisarz, literat funkcjonujący na rynku, nie powinien oceniać kolegów z pozycji krytyka. To po prostu nieetyczne. I zawsze rodzi pewne niemiłe skojarzenia. Dlaczego chwali tego, a gani innego? Czyżby chodziło o układ towarzyski? Ja cię okrzyknę geniuszem, ty mnie nadzieją literatury i będzie super? A może w grę wchodzi zgaszenie konkurencji? Ktoś się za dobrze sprzedaje, to dawaj, zaraz przejedziemy go walcem, niech zna swoje miejsce. Proszę mnie dobrze zrozumieć. Wcale nie twierdzę, że tak jest. Że powstają koterie czy towarzystwa wzajemnej adoracji. Bardzo możliwe, że pisarze w dobrej wierze pragną zostać krytykami, po prostu wygłosić swoją opinię, podzielić się z czytelnikami spostrzeżeniami na temat rynku, kondycji polskiej fantastyki i literatury w ogóle. Ponarzekać, zdziwić się, ucieszyć. Tylko, że w ten sposób zawsze pozostawiają otwartą furtkę dla podejrzeń i plotek. A to niedobrze. Nasze fora dyskusyjne puchną od utyskiwań i narzekań. Kiepsko, kiepsko, ach jak kiepsko. Komercja panie i artycha ginie. Ale zaraz padają uprzejme zdania. "Oczywiście, z wyjątkiem ciebie, kochany kolego", "Rzecz jasna, nie miałem ciebie na myśli, drogi dyskutancie". I gra toczy się dalej. Tylko po co? Nie lepiej tego unikać? Pisanie i krytyka to dwa osobne zawody, które nigdy nie powinny się mieszać. Ktoś pisuje literaturę. Ktoś tę literaturę fachowo, profesjonalnie ocenia. Weźmy to na logikę. Czy to może być jedna i ta sama osoba? Cierpiąca na rozdwojenie jaźni? Posłużę się przykładem trywialnym lecz obrazowym. To tak, jakby ktoś chciał być jednocześnie sędzią i zawodnikiem w grze. A kwestia, czy mamy w ogóle dobrych, obiektywnych, zawodowych krytyków, to już całkiem inna sprawa. senmara: Bardzo się cieszę, że w Upiorze południa znajdą się opowiadania grozy, bo Więzy krwi bardzo mi się podobały, zwłaszcza tytułowe opowiadanie. To opowiadanie miało powstać do antologii lovecraftowskiej, która w końcu nie wyszła. senmara: W tym opowiadaniu potwór jest przedstawiony przez Ciebie bardzo sympatycznie. To zwykły człowiek, przed którym nagle otwiera się druga strona rzeczywistości, groza. Nie chciałam, żeby mrok, śmierć, morderstwo okazały się w tym opowiadaniu czymś pociągającym, tyle, że ta druga, ukryta dotychczas strona świata staje się dla bohatera czymś nowym, niezwykłym, co daje mu całkiem inne możliwości. W sumie to historia traktująca o wyobcowaniu, o samotności człowieka, który pragnie życia nieco innego niż przeciętne. senmara: W Więzach krwi złem jest kobieta, którą bohater na początku kocha. W gruncie rzeczy chodzi o zaplątaną sytuację życiową, błąd w ocenie emocji i uczuć, który potem pociąga za sobą poważne konsekwencje. Pomyłka uczuciowa staje się takim kręcącym się wirem, który wciąga bohatera na dno. To opowieść o tym jak oceniwszy źle sytuację łatwo jest przegrać całe życie. Ale z drugiej strony, to tylko opowiadanie grozy, horror a nie jakiś ponury moralitet. Zobacz również:
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Bramy światłości. Tom 2
Tułaczka w dżungli
- recenzja
Bramy światłości. Tom 1
Wielki powrót anielskich zastępów
- recenzja
Takeshi. Taniec tygrysa
Wojownik bez broni, tygrys bez kłów
- recenzja

Komentarze


Repek
    Kiedy...
Ocena:
0
...dalszy ciąg? Czyta się bardzo, bardzo przyjemnie. I zapowiada się wywiad-mini-rzeka. Mniam.

Pozdrówka
18-09-2009 03:40
M.S.
    @repek
Ocena:
0
Dzisiaj ;).
18-09-2009 11:30
Repek
    @Re
Ocena:
0
Dzisiaj było wczoraj. To znaczy, zanim poszedłem spać. Złe polteru, za wolno wrzuca. :P

Pozdrówka
18-09-2009 15:16
malakh
   
Ocena:
0
Rzeczywiście, świetnie wyszedł wywiadzik;)
Słowa uznania dla Sen;D

Wręcz, po przeczytaniu go, zapałałem chęcią sięgnięcia po "Upiora...'

Część drugą zaraz wrzucę;)

BTW Ale na trzecią poczekacie do niedzieli, bo jutro jeszcze pojawi się recka "Pamięci Umarłych" - normalnie, niechcący (no dobra, trochę chcący) wyszedł nam weekend z Kossakowską;D

BTW 2 Wywiad polecam w szczególności tym, którzy czekają na info o kontynuacji "Siewcy wiatru";)
18-09-2009 16:10

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.