» Blog » Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia – wrażenia z lektury
21-06-2017 23:35

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia – wrażenia z lektury

W działach: książki, fantastyka. | Odsłony: 468

Jak pisałem już w raporcie z lektury ostatnimi czasy, po trwającej niemal 10 lat przerwie wróciłem do jednej z najważniejszych książek w moim życiu czyli Władcy Pierścieni. Podobnie jak dawno, dawno temu książka wywarła na mnie duże wrażenie. W niniejszym wpisie chciałbym się podzielić spostrzeżeniami z lektury pierwszego tomu.

 

Nie będzie to recenzja tylko dość luźna garść spostrzeżeń:

 

1) O krytykach Władcy Pierścienia

 

W zasadzie od momentu wydania Władca jest pozycją dość mocno dyskutowaną i spotyka się z liczną krytyką. Wspomina o tym zresztą sam autor:

 

Pewne osoby, które przeczytały, a w każdym razie zrecenzowały tą książkę oceniły ją, że jest nudna, niedorzeczna i nic niewarta; nie mogę się obrażać, bo sam podobnie osądzam ich dzieła lub też rodzaj literatury przez nich zachwalany.

 

Ale pan zaorał panie Tolkien...

 

2) Wojny o biżuterie:

 

W sumie wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale obydwie, najważniejsze wojny w Śródziemiu stoczono o klejnoty. W pierwszej erze była to wojna o Sirmarille, która tak naprawdę rozpoczyna zarówno bytność Elfów, a przynajmniej Noldorów w krainie oraz epokę wojen z Mrocznymi Władcami. Druga to oczywiście Wojna o Pierścień, która obie kończy.

 

3) Hobbity: najbardziej cywilizowana nacja

 

Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, ale hobbici są w sumie najbardziej cywilizowaną nacją jeśli nie całego Śródziemia, to z pewnością Eriadoru. Elfy, których w tym regionie jest nadal całkiem sporo są w sumie dość prymitywne, w szczególności pod względem społecznym, podzielone na nieskomplikowane wodzostwa. W Górach Błękitnych siedzą krasnoludy i klepią biedę, choć to pewnie jedyna nacja z którą się hobbici zadają. Dunedanów jest mało i głównie włóczą się bez celu, inni ludzie siedzą w lasach Minhiriath, trochę ich mieszka w Bree i trzech wioskach wokół niego. Prócz nich trochę wieśniaków jest być może jeszcze w pozostałościach Cardolan i z cała pewnością w Rhuduar…

 

No i jeszcze są trolle z Ettenmoors.

 

W takich realiach to nic dziwnego, że Hobbici nie wychylają się ze swojego kraju i trzymają się granic wyznaczonych przez granice naturalne: na zewnątrz nie za bardzo jest z kim gadać. Handel najpewniej odbębnia za nich Bree, dla którego pełnią pewnie funkcje zaplecza.

 

4) Shire: miejsce bardzo toksyczne

 

Taka mała, zapadła wiocha, gdzie ludzie żyją plotkami. Atmosfera jest u nas w pokoju socjalnym: jeśli coś powiesz, ludzie będą ci to pamiętać do końca życia. Jeśli nic nie mówisz, uznają cię za gbura. Tajemnic i sekretów żadnych nie da się utrzymać, po tygodniu wszyscy i tak wszystko wiedzą, a do tego podają dalej.

 

Ponoć miało to przedstawiać relacje między angielskimi ziemianami. Dla mnie wygląda to jednak jak typowa prowincja: w Ciemnogrodzie (jeśli pominąć większą ilość patologii w okolicznych wioskach, choć nie wiadomo tak naprawdę ile Tolkien przemilcza) jest tak samo ciasno i duszno.

 

5) Klub Pickwicka:

 

Opowieść, aż do mniej-więcej spotkania z Aragornem Władca Pierścieni bardziej przypomina Klub Pickwicka, niż typową powieść fantasy. Hobbici, nawet Frodo, ostrzeżony przez Gandalfa tak naprawdę nie znają i nie rozumieją niebezpieczeństwa. Nazgule traktują raczej jak jakichś natrętów, czy drobnych łotrzyków, a nie wcielone zło.

 

Idą jak na majówkę, co chwila wpadając w tarapaty, recytują poezję, goszczą w zajazdach, bywają zapraszani na kolacje, zabawiają się ploteczkami i żarcikami… Dopiero spotkanie z Aragornem zmienia ich postrzeganie rzeczy, a i to nie od razu. Wydaje się, że po prostu z czasem coraz bardziej się uczą.

 

Jedna z analiz Władcy Pierścieni głosi, że Nazgule wraz z rozwojem akcji wyraźnie potężniały…

 

Myślę, że tak nie było. To po prostu percepcja hobbitów się zmieniała. Im więcej czasu upłynęło, tym bardziej sobie zdawali sprawę z tego, z czym mają do czynienia.

 

6) Sam-prostaczek? Ale dla kogo?

 

Sam czasem określany jest jako prostaczek oraz osoba, która ma uosabiać chłopski rozum, rozsądek i chłodną kalkulację.

Jeśli ktokolwiek wśród hobbitów zaprzyjaźnionych z Frodem posiada te cechy, to jest to najpierw Grubas Bolger (ten jego kumpel, który został w domu), a potem Frodo. Sam to zupełnie inna postać: owszem bystry, ale marzyciel i romantyk: pisze wiersze, marzy o elfach i szerokim świecie, cudach i ładnych widoczkach. Shire jest dla niego wyraźnie za ciasne, zresztą, wszyscy się tam z niego śmieją.

 

Owszem, jest bardzo zaradny, nawet bardziej bardziej, niż inni hobbici, jednak to zupełnie inna postać.

 

Gdyby żył dzisiaj pewnie grałby w Skyrima i czytał książki fantasy.

 

To bardziej młody Tolkien w okopach pod Sommą, niż Sancho Panza, którego niektórzy w nim widzą.

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


earl
   
Ocena:
0

Z Gimlim zrobiono to samo co z Zagłobą w "Ogniem i mieczem": z inteligentnego, sprytnego, przebiegłego a jak trzeba - to i walecznego szlachcica uczyniono opoja, blagiera i tchórza. Fakt, lubił dużo pić, przechwalać się, nie chciał się narażać bez potrzeby, ale w potrzebie jego męstwo i rozum przydawało się więcej niż odwaga innych bohaterów.

22-06-2017 16:57
Kanibal77
   
Ocena:
0

Ja bym raczej powiedział, że zrobiono z niego typowego d&dekowego krasnoluda. Czyli typowy robiący toporem naku*&^acz z silnym wątkiem humorystycznym. Bo tchórzem to on tam nie był, raczej pierwszy się rwał do bitki.

Co do Zagłoby- przyznam szczerze, że Trylogii nie czytałem, nie licząc Potopu, gdzie wytrzymałem do momentu opisu jak to Kmicic z Kemliczami szli przez pułk szwedzki niczym żniwiarz przez łan zboża. Przyszło mi wtedy na myśl, że wypisz wymaluj jest to tym samym co opisy W. Kinga jak to Gotrek z Felixem przebijają się przez hordę zwierzoludzi. Co zaś do samego Zagłoby ja właśnie wolę kreację z Ogniem i Mieczem- typowego nazwijmy to wprost, świniaka z dużą dozą sprytu, niż wszechmądrego Stańczyka z Pana Wołodyjowskiego i Potopu (piszę o ekranizacjach). Ale zapewne kwestia gustu

23-06-2017 14:18
earl
   
Ocena:
0

W filmie Zagłoba jest głównie świniakiem, tchórzem, blagierem, podczas gdy w książce jego postać jest wielowymiarowa. Boi się, ale często jak musi, jest odważny. Chleje  na umór, ale jak potrzeba to zachowuje trzeźwą głowę. Drwi z przyjaciół (Wołodyjowskiego czy Podbipięty), ale gotowy pójść za nimi w ogień. Często zmyśla, ale jego zachowanie pozwala sądzić, że jednak w tych plewach jest dużo ziarna. A co do Kmicica i 3 Kiemliczów - to po prostu we czwórkę zatrzymali w ciasnym wąwozie na kilka chwil oddział szwedzki, co nie jest niczym dziwnym, jeśli, jak chce Sienkiewicz, miejsca było maksymalnie na 2-3 osoby, więc i tak Szwedzi nie mogli się przecisnąć i zalać całej czwórki. Wystarczy wspomnieć chociażby szturm Wersalu w 1789 roku, kiedy to kilku gwardzistów w ciasnych korytarzach potrafiło przez ponad godzinę powstrzymywać kilkutysięczny tłum zanim padło ze zmęczenia.

23-06-2017 15:35

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.