25-06-2011 16:45
Wiedźmin 2 Zabójcy królów - próba recenzji i wrażenia
Odsłony: 16 Skończyłem Wiedźmina 2. Sam się zdziwiłem się czemu tak szybko. Spróbuję zatem podsumować moje wiedźmińskie boje i spisać ogólne wrażenia – niestety ograniczą się one do zarzutów. Uwaga jeśli ktoś obawia się spoilerów dalej czyta na własne ryzyko.
"Fabuła jest absolutnie na czele. To najważniejszy element gry"- takie były zapowiedzi twórców, z takim podejściem się identyfikuję. Pisałem jednak ostatnio o pierwszych rozczarowaniach. Momentami miałem wrażenie, że twórcy postawili na walkę jako na najważniejszy element. Graczom rozrywki miał dostarczyć wysoki poziom adrenaliny, a nie wysiłek umysłowy czy identyfikacja się z bohaterem. Mam wrażenie, że nastawiono się na wyjadaczy lubiących bitkę, zbieranie fantów i macgyveryzm w rodzaju „zbuduj zbroję z dostępnych materiałów”.
Główna intryga okazała się króciutka i sprawiła wrażenie raczej prequela do trzeciej części. Rozległy w zapowiedziach świat ogranicza się do szturmowanego zamku i lochów (prolog), zapadłej dziury i okolicznych lasów (akt I), okolic krasnoludzkiego miasta i obozu wojskowego (akt II) i elfickich ruin (akt III). Brak choćby cywilizowanej Wyzimy. Marzeń o Novigradzie czy innych wielkich miastach Kontynentu nie spełniono. Sama zasadnicza fabuła toczy się właściwie w akcie I i II – trzeci jest na dobrą sprawę już epilogiem.
Oczywiście – można eksplorować wątki poboczne. Tylko, że jeśli nie wnoszą one nic do głównego wątku to dlaczego ścigany listem gończym Geralt, który chce się jak najszybciej uwolnić od stawianych mu zarzutów miałby zajmować się jakimś zleceniem na coś takiego jak nekkery. Może to moje subiektywne wrażenie ale wątki poboczne z pierwszej części były bądź bardziej powiązane z głównym lub też wykonywało się je niejako „przy okazji” głównej osi fabularnej, nie tracąc z oczu najważniejszego zadania. Wiedźmin nie jest grą otwartą, opowiada pewną historię, dlatego chciałbym by wykonywane przez Geralta zadania miały ze sobą logiczne powiązanie.
Ogólny „klimat” gry choć czasem wciągał jakoś nie dorównywał temu znanemu z pierwszej części. Obiecywanej „słowiańskości” świata nie dostrzegłem. Potwory znane z sagi, obecne w cześci pierwszej również zostały wybite. Zamiast nich dostaliśmy harpie, nekkery, zgnilce, endriagi... Te pierwsze jeszcze jakoś można przeżyć, reszta zrodziła się w głowach twórców gry. Czy naprawdę nie mamy własnej bogatej demonologii ludowej i trzeba tworzyć coś takiego? Część trzecia przyniesie nam zapewne minotaury, pegazy, błotniaki i pantofelki. A może wrzucić jednak mamunę czy płanetnika? Jednak południce z pierwszej części, wiwerny, a nawet nieszczęsne kikimory, nie mające wiele wspólnego z „rzeczywistymi” jakoś bardziej przekonywały.
Również niewiele odnalazłem odwołań do współczesności, wyrafinowanych dialogów czy „puszczania oka” do gracza – znanego zarówno z prozy Sapkowskiego jak i pierwszej części.
Ponoć gra oferuje 16 alternatywnych zakończeń w zależności od tego jakich wyborów się wcześniej dokonało. Piękne założenie, szkoda tylko, że jakoś konsekwencji owych wyborów jakoś nie odczuwa się w fabule. Owszem – mamy dwie główne linie – ścieżkę Rocha i ścieżkę Iorwetha. Jeśli jest tyle zakończeń marzy mi się 16 ścieżek... Rzadziej pojawiają się filmiki-retrospekcje i są graficznie brzydkie. Nie czułem również by przedstawiały jakoś konsekwencje moich wyborów...
I ileż można mieć do wyboru Scoia'tael lub ludzi... Nie trawię elfich terrorystów i nie rozumiem jak można stawać po ich stronie. Skąd ta sympatia do nich wśród twórców gry?
Jeśli chodzi o stronę moralną – mój Geralt nie był neutralny. Dylematy Geralta i jego problemy z zachowaniem neutralności zawsze mnie u Sapkowskiego trochę irytowały. Nie wierzę w mniejsze zło czy stanie z boku. Jeśli przeciwnik atakuje wiedźmina – Geralt nie dostaje wyboru, taki człowiek sam sprowadza na siebie śmierć. Użycie siły adekwatnej do sytuacji nie powino powodować rozterek wiedźmina. W grze starałem się wyznawać wartości uniwersalne – prawdę, dobro i piękno. I nie zabijać bez potrzeby. Idealnie by było dać graczom możliwość przejścia gry bez zabijania – to by dopiero było wyzwanie... :) Bardzo podobało mi się użycie znaku Axii w rozmowach, co owocowało pokojowym przekonaniem przeciwnika do swych racji.
Niestety mieliśmy i takie bzdurne sytuacje, gdzie szereg słabszych przeciwników rusza na wiedźmina, wiedząc, że obiektywnie nie mają szans w starciu z nim. Tym bardziej Geralt powinien mieć możliwość ograniczenia się do ich powstrzymania, ogłuszenia, rozbrojenia czy przestraszenia. Tymczasem czegoś takiego jak upadek morale wśród wrogów nie mamy. Bzdurą jest też istna rzeź, której dokonuje w obozie Kaedwen, gdy przestaje stać po stronie Henselta. Nagle każdy Kaedweńczyk rzuca się na wiedźmina, a ten siecze ich na prawo i lewo, nie zważając, że przed paroma dniami mieszkał, jadł i pił z nimi. Ciekawe czy ktoś z graczy spróbuje policzyć ilu to ludzi zabił w czasie gry. Cóż, rzeźnik z Blaviken.
Z nielogiczności w fabule nie rozumiem czemu Temerią nie zacznie rządzić Radowid. Jedynie w prologu Foltest stwierdza, że po jego śmierci stare rody nie pozwolą królowi Redanii zasiąść na jego tronie. Ale przecież w tym celu zawarto małżeństwo z Addą... Wątek ten tymczasem jest całkiem pominięty.
I jakoś temat zabójców królów z biegiem fabuły ulega rozmyciu. Okazuje się, że w zasadzie to nie ma po co go kontynuować... A kwestia oczyszczenia imienia bierze w łeb.
Na koniec stwierdzam, że było mało dziewczyn. :) Nie chcąc chodzić do burdelu zbałamuciłem jedynie Triss i Ves. Ciekawe, że nawet wg niektórych graczek było mało. Ale to już kwestia gustu. :)
Podsumowując - grało się krótko, nie tak jak oczekiwałem. Momenty były ale jednak całokształt nie zachwycił tak jak pierwsza część. Bardziej wyszedł z tego wstęp do trójki...