» Artykuły » Bohaterowie » Waldor Russ

Waldor Russ

Waldor Russ
Owinięty szczelnie lichym płaszczem mężczyzna podniósł się i dorzucił kolejną szczapkę drewna do ogniska. Uradowane płomienie podskoczyły, strzelając iskrami ku ciemnemu niczym myśli nikczemnika niebu, obejmując zachłannie podarunek. Las szumiał spokojnie, kołysany do snu podmuchami łagodnego, jesiennego wiatru.

- A jeśli Tom ma rację? – spytał kompana, siadając na swoim miejscu.
- To mamy przesrane, Jurgen. - W głosie drugiego mężczyzny, chorobliwie chudego, ze szpetną, ropiejącą raną na policzku, dało się wyczuć strach. – Cholernie przesrane. Słyszałeś, co ten pies zrobił z bandą Hermana? Podobno zrezygnował z lepszej nagrody tylko po to, by urżnąć facetowi łeb…

W oddali zahuczała sowa, podrywając się do lotu. Odprowadzały ją równie skrzeczące pożegnania pierzastych współbraci. Wiatr zaszumiał koronami drzew, zasypując polanę brunatno czerwonymi i żółtawymi liśćmi. Nawet natura wiedziała, że krew i złoto to odwieczni kompani, których nie można rozdzielić.

- Podobno urżnął łby całej bandzie, przytroczył do siodła i zafundował im ostatnią podróż, wprost do strażnicy w Glusken. Cały czas mieli otwarte oczy, by mogli się napatrzeć… - dodał cicho Jurgen, nie oglądając na towarzysza. – Kurwa, Hans, co jeśli Tom miał rację i ten chędożony pies zawitał w naszej okolicy?

Zapytany pokręcił się nerwowo, poprawiając koc, którym się owinął. Podmuchy wiatru niosły ze sobą coraz więcej chłodu, coraz mocniej szeleszcząc leśnymi konarami. Ogień trzaskał, mącąc ciszę nocy. Gdzieś od wschodu znowu rozległo się pohukiwanie sowy.

- Nasz szef jest idiotą, skoro myśli, że możemy mu wytoczyć wojnę – odezwał się w końcu Hans. - Powinniśmy raczej zmienić teren. Wiesz, co o nim mówią… Że znajdzie wszystkich i wszędzie.
- Że nie ma takiej dziury, w której można się przed nim schować – dodał Jurgen. – Obdziera ze skóry, byś wydał kompanów, przypala żywym ogniem, łamie kości, wybija zęby…

Całkiem blisko trzasnęła łamana gałązka, wiatr zawył w koronach drzew, niosąc ze sobą powarkiwania nocnej zwierzyny. Obaj mężczyźni rozejrzeli się nerwowo, nasłuchując. Po pełnej napięcia chwili powrócili do rozmowy.

- Podobno Okrutnemu Klausowi wyłupił oko i upiekł nad ogniskiem. Drugie mu oszczędził, by go nie ominęło patrzenie na rzeź, jaką urządził w obozowisku – wspomniał Hans, odruchowo sprawdzając, czy nóż, który trzymał zawsze przy boku, na pewno dalej tam jest.
- Jeszcze nikogo nie zawiózł do strażnicy żywego. Nawet, gdy nagroda jest wtedy wyższa. Cholerny posraniec.
- Jeśli on tu jest, to powinniśmy natychmiast się wynosić – stwierdził Jurgen, nerwowo wodząc oczyma po najbliższej, ciemnej linii drzew. Próbował przewiercić ciemność i dostrzec coś, sam nie wiedział co, między szerokimi pniami. Hans zauważył, co czyni przyjaciel i sam rozejrzał się uważnie. Zdenerwowany szepnął:
- Mówią, że jest bezszelestny niczym wąż, sprytny jak lis, a w ciemności widzi lepiej niż kot. Zachodzi swoje ofiary cichutko, uderza nagle, pierdolony pies, i nie oszczędza nikogo!

Teraz obaj już otwarcie wiercili się na swoich stanowiskach, nerwowo zerkając na boki. Nocne, leśne hałasy przerodziły się w poplątaną kakofonię niepokojących dźwięków, z których każdy mógł być równie dobrze odgłosem żerującego dzika, jak i skradającego się wroga.

- Nie ma mu równych w tropieniu, znalazłby elfa w Athel Loren, gdyby chciał. Strzela ze swoich pistoletów jak jakiś chędożony rajtar. Jeden wystrzał, jeden trup, czy to za dnia, czy w ciemności nocy. Zna wszystkie banickie triki, odnajdzie każdą kryjówkę – wyliczał Jurgen.
- Zaprzedał duszę demonom, skurwysyn jeden – wyszeptał niemal na granicy słyszalności Hans. - Nikt normalny nie ma takich talentów! A teraz spłaca dług, katując ofiary. Podobno kąpie się w ich krwi, tapla w ciepłych flakach…
- Coś ty, idioto! On służy Mrocznym Potęgom. Przeklęci magowie dają mu moc plugawymi czarami. Ma lustro, w którym widzi wszystko, co robią jego ofiary.
Zapadła cisza, dwaj banici zerknęli na siebie z niepokojem.
- Kurwa, Hans, myślisz, że on nas teraz słucha?!

W tym momencie z głośnym trzaskiem pękła gałązka w pobliskich krzakach. Chwilę po niej kolejna i kolejna, a ciszę nocy przerwał złowróżbny rechot.

- Na Sigmara! To Russ! Bezlitosny Russ nas znalazł!!! – wrzasnął Jurgen, podrywając się na równe nogi i w przypływie przerażenia, potykając się o własny miecz. – Kurwa mać! Wstawać, jełopy!!!

W obozowisku zapanował harmider, gdy obaj wartownicy budzili pospiesznie swoich zaspanych, a co gorsza, zapitych kamratów. Ktoś kopnął ognisko, roztracając trochę żaru, ktoś wpadł na towarzysza, klnąc szpetnie, inny bezskutecznie usiłował naciągnąć kuszę, a roztrzęsione ręce nie potrafiły nałożyć bełtu. Szczękały dobywane miecze, a hałas niesiony od strony lasu narastał. Gdy panika w obozowisku sięgnęła zenitu, na skraju polany wyłoniła się rosła, ciemna sylwetka. A za nią następna i następna.

- To tylko zwierzoludzie, idioto! – krzyknął na ten widok Hans, niemal przez śmiech – Tylko zwierzoludzie!!!
- Bogom dzięki! – wrzasnął uradowany Jurgen, odzyskując rezon i szykując się do walki.


***

Bezlitosny Russ
Cały Reikland i sąsiadujący z nim Wissenland zna imię Waldora Russa – nieustępliwego łowcy nagród, któremu nie umknął jeszcze żaden przestępca. Jego postać obrosła już w legendy, a w oczach ludzi jest nad wyraz wysokim, niczym rycerz Zielonych Hełmów z osobistej straży cesarza, potężnie zbudowanym, jakoby dziki Nors, silnym jak niedźwiedź mężczyzną. Człekiem o krystalicznej przeszłości, oddanym sigmarytą, stróżem prawa. Strzelcem tak dobrym, że wprawia w zawstydzenie tileańskich kuszników, tropicielem, którego nie powstydziłaby się elfia społeczność. Powiadają, że starość się go nie ima i od ponad trzydziestu lat niestrudzenie tropi przestępców, a każdemu złapanemu odcina uszy, które wozi zawsze ze sobą. Krwawy, bezlitosny Russ. Przestępcy przypisują mu nadludzkie moce, oskarżają o konszachty z Chaosem i paranie się mroczną magią. Powiadają nawet, że lepiej trafić w łapy straży niż Bezlitosnego Russa. Odbiega to jednak od prawdy, lecz nawet Ci, którym dane było go osobiście poznać, szybko wracają do tego jedynego, wykreowanego przez lud obrazu.

W rzeczywistości Russ jest całkiem dobrze zbudowanym i dość wysokim człowiekiem. Spojrzenie jego ciemnych oczu jest chłodne, spokojne i opanowane, nawet w chwilach niebezpieczeństwa. Ostre rysy twarzy i poznaczone bliznami oblicze, na którym rzadko gości uśmiech, nie wzbudzają sympatii, ale potrafią wzbudzić zaufanie. Nad umiejętności fechtunku i strzelania przedkłada rozum i intuicję. Nigdy nie działa bez wcześniejszego przemyślenia swoich kroków, unika pochopnego wyciągania wniosków i ulegania emocjom. Liczy ponad trzydzieści wiosen, a wiek coraz częściej daje o sobie znać, więc pobudki przy trakcie i nocne eskapady w las nie przychodzą mu już tak łatwo. Stare kontuzje odzywają się niemal na każdą zmianę pogody, nieraz skutecznie uniemożliwiając mu normalne działanie. Jednak tym, co wyróżnia Waldora, jest jego charakter. Praktycznie nigdy nie ustępuje nim nie osiągnie celu. Ofiary potrafi tropić zawzięcie, nawet gdy umykają do innych prowincji. W jego słowniku nie istnieją takie słowa jak "rezygnacja" czy "poddanie się". To człowiek zahartowany niczym najprzedniejsza imperialna stal, przekonany o słuszności swoich poczynań, a przede wszystkim – oddany idei walki z wszelkim złem. Nadmienić warto, że definicję zła ciągle ma otwartą i elastycznie dostosowuje ją zależnie od napotkanej sytuacji.

Znany jest w środowisku stróżów prawa w zachodnim Imperium, wielokrotnie współpracował ze strażą w wissenlandzkich i reiklandzkich miastach, albo pomagał strażnikom dróg. Ci, co go poznali, mają o nim dobre zdanie, ceniąc sobie jego niebywałe umiejętności i zaangażowanie. Parokrotnie zdarzyło mu się pracować z Inkwizycją. Prosty lud go uwielbia – w końcu to Waldor Russ uwalnia ich od wszelkiej maści mętów i szumowin. Możni również potrafią docenić jego zasługi. Niestety, rzadko idzie to w parze z szacunkiem. Zresztą, Russ nie zabiega o ich względy. Potrafi odmówić przyjęcia jakiegoś zlecenia, jeśli uważa, że zleceniodawca kieruje się niejasnymi pobudkami. Nim Russ zacznie za kimś gonić, musi być przekonany, że będzie to słuszne. To odróżnia go od całej masy łasych na pieniądze psów gończych, posłusznie wypełniających polecenia swoich panów. Nigdy nie dał się przekupić ani zastraszyć. Aby to zrozumieć, należy uświadomić sobie, że Waldor Russ nie prowadzi życia łowcy nagród dla pieniędzy, a przynajmniej – nie wyłącznie dla nich. Kierują nim zupełnie inne, osobiste pobudki – ale na świecie jest tylko jeden człowiek, który o nich wie. Jest nim sędziwy kapłan Vereny, Teofil Sauber, mieszkający w Nuln – zaufany, prawdziwy przyjaciel łowcy nagród.

Waldor Russ – narodziny legendy
Russ przyszedł na świat w małej averlandzkiej wiosce. Wychowywał się we względnym dostatku, choć jego życie dalekie było od sielanki. Ojciec nauczył go, że trudności są tylko po to, by stawiać im czoła, a upór w tym pomaga. Jako dziecko Waldor zauważył, że jest ciut inny od reszty ludzi i w przeciwieństwie do nich doskonale widzi po zmroku. Słuchał oddanie kazań kapłanów i lękał się, iż jest to coś złego. Dlatego każdego dnia próbował udowodnić, że jest prawy i dobry. Szkolił się jako myśliwy, godzinami włócząc się po lasach. W końcu cała wioska zaczęła doceniać jego talent. Mówiono, że prześcignął już ojca, a oko ma niczym sokół.

Wychował się na opowieściach o strażnikach dróg, nic wiec dziwnego, iż gdy miał 17 lat, wstąpił w ich szeregi. Uznał, że to najlepsza droga do robienia czegoś dobrego i słusznego. Co też nieustannie czynił przez kolejne sześć lat swojego życia, aż do chwili, gdy doświadczył na własnej skórze, że inni – nawet szlachetni możni - dalecy są od uczciwości, a kłamstwo bywa mocniejsze od prawdy.

W piątym roku służby Russ spotkał kobietę, którą z miejsca umiłował. Wiedział, że nie powinien tego okazywać, wszak Klara była córki pana ziem, na których rezydował jego oddział. Starał się panować nad emocjami, jednak Ranald bywa przewrotny i lubi wystawiać ludzi na sytuacje, w których zmuszeni są zmierzyć się ze swoimi największymi słabościami. Tak właśnie było, gdy panienka nie wróciła do domu z popołudniowej przejażdżki. Zapadał zmierzch, a łowczy szlachcica byli bezradni. Zdesperowany ojciec posłał wieści do strażników dróg, nakazując im natychmiast odnaleźć córkę. W zapadającym zmroku największe szanse miał właśnie Waldor. Za zgodą przełożonego odłączył się od własnego oddziału i ruszył w las, szukając tropu. Kilka godzin później odnalazł wystraszoną i przemarzniętą Klarę, którą bezpiecznie odstawił do dworu. Jednak tych kilku razem spędzonych godzin nie szło już wymazać z pamięci. Uczucia, które tłumił w sobie Russ, odżyły na nowo, jeszcze mocniejsze.

Przyjął ofertę szlachcica, porzucił służbę w straży i został pomocnikiem łowczego we dworze. Młodzi zaczęli się potajemnie spotykać. Klara gotowa była wyrzec się własnej rodziny i ułożyć sobie życie z ukochanym, nawet gdzieś bardzo daleko. Waldor zaczął przygotowania do realizacji tego planu. Wtedy ojciec Klary zauważył, co się dzieje, i jak na wściekłego szlachcica przystało, zareagował natychmiast. Odesłał córkę do klasztoru, by uniknąć plotek sąsiadów, zaś Waldora oskarżył o kradzież. Młodzieniec próbował tłumaczyć, ale nic nie wskazywało, że czeka go uczciwy sąd. Rozsierdzony szlachcic dołożył do tych oskarżeń nawet usiłowanie zamordowania kogoś ze służby i szybko jasnym się stało, że jedynym ratunkiem dla Russa była ucieczka.

Nigdzie nie mógł znaleźć bezpiecznego schronienia. Nie potrafił zapomnieć, jak wszyscy dali wiarę kłamliwym słowom szlachcica, nawet nie próbując szukać prawdy. Za jego głowę wyznaczono nagrodę, wiedział, że powinien uchodzić z Averlandu. Obawiał się jednak, że utraci wraz z tym szansę na odnalezienie Klary. Był też na tyle naiwny, iż sądził, że w końcu uda mu się dowieść swojej niewinności. Po kilku tygodniach nieustannej ucieczki, głodu i upokorzenia Russ miał już dość. Zabił człowieka, który próbował go zatrzymać, a potem zabrał jego pieniądze i w końcu raz do syta się najadł. Skoro i tak już był banitą, nie miał dłużej oporów, by żyć jak przestępca. Schronił się w lesie, napadał na powozy możnych, unikał jednak grabienia biednych chłopów. Stał się rozbójnikiem, o którym rychło zrobiło się głośno w Averlandzie. Nagroda za jego głowę rosła, a wszelkiej maści wykolejeńcy i banici zaczęli do niego dołączać.

Tak zrodziła się Banda Wspaniałych, grasantów gnębiących możnych i szlachtę. Russ spadał na nich z szelmowskim uśmiechem, brawurowo zastępując drogę z pistoletem w ręku. Rabował, a na odchodnym radził zapamiętać, że nie wszystko uchodzi szlachcie płazem. Nigdy jednak nie odebrał żadnemu z możnych życia. Znał sposób działania strażników dróg, więc jego banda umykała pościgom, rosnąc w siłę i nabierając pewności siebie. On zaś gromadził wszelkie bogactwa i marzył o chwili, gdy wykorzysta je na zbudowanie domu, w którym zamieszka wraz z Klarą.

Los zadrwił z jego planów. Pewnego dnia, gdy powrócił z wiernym kompanem, Edgarem, do ukrytego w lesie obozowiska, zastał świętującą bandę, szarpiącą między sobą łupy. Wściekłość obudziła się w Russie, wiedział bowiem, że jego psy urządziły sobie zabawę bez pozwolenia. Pierwszego z brzegu strzelił w pysk. Reszta szybko oprzytomniała. Wyjaśnili, że trafiła im się okazja, że mają piękne łupy. Wtedy Russ usłyszał słaby, kobiecy pisk. Oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia, odwrócił się w kierunku groty, w której nocowali. Banici trajkotali coś o "dodatkowej nagrodzie, smacznym łupie" i o tym, że "zadbali, by i dla niego się coś ostało".

Waldor rzucił się do pieczary. Edgar zdołał go pochwycić, nim niemal zatłukł na śmierć banitę, którego ściągnął z pobitej kobiety. Russ przypadł do skatowanej, nieprzytomnej dziewczyny, chwycił ją w ramiona, próbując zakryć jej okrwawione ciało i szepcząc "Klaro". Kobieta jednak nie odzyskała już przytomności, a niespełna kwadrans później jej serce zamarło.

Reszta bandy, uspokojona zniknięciem dowódcy, wróciła do świętowania. Pijackie gardła darły się, niosąc ku niebu sprośne piosenki. Russ podniósł się na nogi, podszedł do skrzyni i wydobył z niej wszystkie pistolety, jakimi dysponowała banda. Bez pośpiechu nabił je i osadził za pasem. Dwa ostatnie zatrzymał w dłoniach. Przerażony Edgar wyciągnął uspokajająco ręce do przyjaciela, lecz w jego oczach wydział tylko ból i ogromną wściekłość. Bez słowa cofnął się, otwierając przed Waldorem wyjście z jaskini, a chwilę później pierwszy wystrzał zakłócił pijackie śpiewy.

Gdy rano słońce wstało nad polaną, mogło do woli ogrzewać zakrwawione ciała Bandy Wspaniałych. Russ nie zostawił przy życiu nikogo, poza Edgarem. Pochował ciało ukochanej, a potem ruszył na szlak z postanowieniem, że wypleni z Imperium wszelkiej maści męty i zbrodniarzy, nieważne czy rekrutują się oni spośród przestępców czy z zakłamanych możnych. Bo nic już więcej innego mu nie pozostało. Tak to narodził się Bezlitosny Russ – łowca nagród. Doskonały averlandzki myśliwy, najlepszy tropiciel wśród strażników dróg, doświadczony rozbójnik znający sposoby działania i myślenia banitów, desperat, który stracił wszystko poza żądzą zemsty. Jednym słowem: właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Waldor Russ, zwany Bezlitosnym Russem
Rasa: człowiek
Wiek: 38 lat
Profesja: łowca nagród
Poprzednie profesje: strażnik dróg, rozbójnik



Umiejętności: jeździectwo (+10), nawigacja, opieka nad zwierzętami, plotkowanie (+10), powożenie, przeszukiwanie, skradanie się, spostrzegawczość (+10), sztuka przetrwania, śledzenie, tresura, tropienie (+10), wiedza (Imperium +10), wycena, zastraszanie.

Zdolności: artylerzysta, błyskawiczne przeładowanie, brawura, broń specjalna (palna), broń specjalna (szermiercza), etykieta, oburęczność, silny cios, strzał mierzony, strzał precyzyjny, strzelec wyborowy*, szybki refleks*, wędrowiec, widzenie w ciemności, woltyżerka

Zbroja: lekki pancerz (skórzany kaftan i skórzany hełm)
Punkty Zbroi: głowa 1, ręce 1, korpus 1, nogi 1
Uzbrojenie: miecz, kusza i dziesięć bełtów, sieć, dwa pistolety z amunicja i zapasem prochu na dwadzieścia strzałów
Wyposażenie: kajdany, 10 metrów liny, koń z siodłem i uprzężą.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+2
Otwierająca tekst scenka nieco przerysowana. Rozumiem, że opisywany BN może budzić lęk w sercach (w większości ciemnych i zabobonnych banitów), ale mimo wszystko.

Natomiast śmierć Klary po prostu mnie rozwaliła - takiego kiczu dawno nie widziałem. Brakowało jeszcze tylko opisów łez toczących się po policzkach Waldora. Ale w końcu to Warhammer, to każdy, BG czy BN, powinien mieć traumę.

Pomimo wszystko duże brawa za tekst, chociaż brakowałoby mi w opisywanym BN-ie czegoś, co odróżniałoby go od innych super-twardych-legendarnych-łowców-nagród-z-zasadami.

I +mnóstwo za obrazek.

Jeszcze jedno:
w tekście czytamy "Liczy ponad trzydzieści wiosen", a podany wiek to 28 lat.
19-11-2010 13:20
karp
   
Ocena:
0
Wiek poprawiłem, dzięki za uwagę.
19-11-2010 14:15
Krishakh
    :)
Ocena:
0
"To tylko zwierzoludzie!"
Hehe...
19-11-2010 15:44
   
Ocena:
0
Ciekawa postać, i bardzo mi pasuje - jeden z moich graczy ucieka przed łowcami, a tu co? Mam już przywódcę grupy łowczych : )
Stanowczy + za tekst, fajnie się czyta, prolog też niczego sobie.
19-11-2010 21:17
Xolotl
   
Ocena:
0
Warhammer to strasznie pokrzywdzony świat:( Ale ogólnie duży plus:)
20-11-2010 21:34
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
tekst dobry, ciekawe spojrzenie na łowcę nagród, ale przede wszystkim genialny portret:)

i tu mam pytanie czy nie dało by się stworzyć osobnej galerii w której znalazły by się wszystkie rozrzucony po różnych artykułach grafiki;> a może taka już jest tylko ja nie umiem znaleźć ?
23-11-2010 19:12
Thobold1
    Ciekawy BN
Ocena:
0
Nie powiem, żeby było to coś strasznie oryginalnego, ale zawsze BN do wykorzystania.

Co prawda, jego historia jest strasznie naiwna (rabował tylko bogatych... nie mógł się ożenić... nigdy nie zabijał szlachty ani strażników (sic!)... jego ludzie pojmali jego dziewkę...). Dziwne również, że Waldor Russ nie ma żadnej poważnej wady.

Cytuję:
"Ostre rysy twarzy i poznaczone bliznami oblicze, na którym rzadko gości uśmiech, nie wzbudzają sympatii, ale potrafią wzbudzić zaufanie. Nad umiejętności fechtunku i strzelania przedkłada rozum i intuicję. Nigdy nie działa bez wcześniejszego przemyślenia swoich kroków, unika pochopnego wyciągania wniosków i ulegania emocjom."

Brakuje tylko zielonego kapelutka. To łowca nagród czy Robin Hood z Starego Świata?

PS. Przyłączam się do prośby kolegi z góry.
27-11-2010 13:58
~Nameless

Użytkownik niezarejestrowany
    Kicz
Ocena:
0
Po samym opowiadaniu odechciało mi się czytać dalszej części. Kicz nad kicze. Przerysowanie i hiperbolizowanie. Chała...
30-11-2010 19:22
Krishakh
    @wyżej
Ocena:
0
...rzekł nienazwany Znawca.
30-11-2010 21:10
Thobold1
    Nieznany znawca mógłby chociaż się przedstawić...
Ocena:
0
...albo wymienić wady. Jasne, że BN ma ich sporo, ale warto by je wyliczyć i uzasadnić, czemu to jest złe i co jest ok. Zresztą, to pewnie jakiś troll.
01-12-2010 00:43
karp
   
Ocena:
0
Jednym tekst się podoba, innym nie, to czy jest zalogowany i jaki ma nick chyba nie ma tu znaczenia. Inna sprawa, ze:
1 - ostre, bardzo zdecydowane ocenianie tekstu po przeczytaniu wstępu wystawia opinię nie tyle autorowi tekstu, co komentarza.
2 - akurat gustem z Namelessem mocno sie rozmijamy, co wyszło w krótkiej wymianie zdań pod innym tekstem: http://wfrp.polter.pl/Archibald-Heckmann-c21032
3 - nie każdy czytelnik musi pisać, aby samemu wyrażać opinie, stad nawet nie zachecam Namelessa pochwalenia się wlasnym tekstem, ale chętnie zobaczyłbym art, który mu się podobał.

Konstruktywna krytyka zawsze mile widziana, zwłaszcza przez autora tekstu. Określenia typu "kicz nad kicze" określają świetnie same siebie.
01-12-2010 10:41
~Nameless

Użytkownik niezarejestrowany
    Aha
Ocena:
0
Rzeczywistość skrzypi i to ostro. Banda banitów nie ma lepszych rzeczy do gadania, niż o jakimś Super Duper Łowcy Głów. Rozumiem, jakby o nim napomnieli, ale w tym opowiadaniu wywyższają go do statusu boga śmierci. I jeszcze ta kwestia:
- To tylko zwierzoludzie, idioto! – krzyknął na ten widok Hans, niemal przez śmiech – Tylko zwierzoludzie!!!
- Bogom dzięki! – wrzasnął uradowany Jurgen, odzyskując rezon i szykując się do walki.
-.-
Nie miałem ochoty czytać o kolejnym supermanie bez wad, co by sam Imperium podbił...
Ale należą się wyrazy uznania dla autorki za pracowitość. Sam mam parę npców w głowie ale nie mam tak wielkiego zapału, aby ich na papier przelać. Pogratulować zawziętości...
12-12-2010 21:44
Wrzosio1
    Rzeczywistość jest ok
Ocena:
0

Banda banitów jest przerażona bo iluś już ich kompanów po fachu zostało uśmierconych przez jednego człowieka. Bandyci zazwyczaj potrafią walczyć więc ten kto ich wykańcza w pojedynkę w ich oczach rośnie na niepokonanego herosa. Wystarczy wspomnieć scenę z "Braveheart" kiedy Wallace wyjeżdża prze armię, przedstawia się a jakiś gostek twierdzi, ze to nie on bo według tego co słyszał William Wallace ma 7 stóp wzrostu i powala wroga ognistym spojrzeniem. Tak działa przekaz słowny, każdy dorzuca coś od siebie i opisywana osoba staje się nadludzkim herosem.

Zbieg okoliczności co do tego że dopadli akurat Klarę jest mocno naciągany bo skoro bandyci znali zachowania szefa to czy ryzykowali by robiąc coś tak niezgodnego z jego zachowaniem i skąd ta kobieta się tam akurat wzięła? Podróżowała sobie? Napadli akurat przypadkiem na ten jeden klasztor i zawinęli tą jedną kobietę? To faktycznie jedyny poważny zgrzyt.

12-01-2014 17:04

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.