Walc z Baszirem
Informacje dotyczące konfliktów bliskowschodnich to stały element pojawiający się w mediach. Z reguły, dla Europejczyków - ze względu na dystans i złożoność problemu - są czymś nieistotnym. Po co interesować się czymś, co nie dotyczy nas bezpośrednio? Zresztą polityka jest nudna, więc pozostawiamy ją najzagorzalszym pasjonatom, znawcom tematu i studentom stosunków międzynarodowych. Czy w ogóle polityczna bądź historyczna tematyka są dziś w stanie przyciągnąć do kin widzów innych niż szkolne wycieczki?
Ari Folman zdecydował się wprowadzić do swego filmu wątek autobiograficzny, który zdominował całość, stanowiąc jednocześnie punkt wyjścia dla opowieści o roli wspomnień w naszym życiu. Jako uczestnik wojny libańskiej, w latach 1982-1985 był świadkiem masakry dokonanej na setkach cywilów przez oddziały Maronitów. Po ponad dwóch dekadach uświadamia sobie, że nie pamięta nic z tego okresu. Postanawia więc odbyć serię rozmów z innym uczestnikami wojny, aby przypomnieć sobie, jaki był podczas tych wydarzeń.
Walc z Baszirem jest niczym kryminał. Z tą różnicą, że nie poszukujemy tego, kto zabił, lecz tego, co zostało zabite, a właściwie stłumione w podświadomości twórcy i bohatera. Narracja jest poprowadzona w taki sposób, że widz zaczyna się zastanawiać nad brakującym elementem historii, zostaje włączony w proces odgrzebywania wspomnień. Prawdziwe zdarzenia stają się pretekstem do rozważań na temat siły, ale i niedoskonałości ludzkiego umysłu. Wojna zostaje zaprezentowana z wielu punktów widzenia - świadków oraz uczestników zdarzeń. Sen i jawa łączą się i nawzajem dopełniają. Zupełnie jak w świadomości żołnierzy.
Wieloznacznej fabule odpowiada ciekawa forma, która stanowi o sile obrazu. Ari Folman zdecydował się na połączenie dokumentu i animacji. Dokonał przełożenia obrazów zarejestrowanych w rzeczywistości na język rysunku. Wydaje się, że taki zabieg trywializuje tematykę. Tak się jednak nie dzieje. Film jest znakomitym argumentem w dyskusji na temat animacji dla dorosłych. W czasie, kiedy stałym punktem repertuarowym kin są filmy animowane z amerykańskiej fabryki snów, Walc z Baszirem staje się przeciwwagą dla rozrywki i żartu, kojarzących się z tą formą języka filmowego. Wytycza nowy kierunek i co najważniejsze ujmuje tematykę społeczno-historyczną w taki sposób taki, aby była inspirująca dla współczesnego widza.
Reżyser wykazał się sporą odwagą oraz twórczą inwencją. Pokazał, jak zaprezentować historię tak, by nie przypominała nudnych szkolnych lekcji. Oglądając ten film, warto się zastanowić, dlaczego rodzimym twórcom nie udaję się ta sztuka. Przykładem jest choćby Katyń. Dla wielu młodych widzów był po prostu nośnikiem anachronizmów. Brakowało świeżego spojrzenia, a piętnastominutowa sekwencja pokazująca brutalny mord dokonany na polskich oficerach stanowiła tylko szokujący dodatek. W efekcie po wyjściu z kina trudno było się zdobyć na jakąkolwiek refleksję poza tą, że niewątpliwie została pokazana na ekranie pewna prawda historyczna. To jednak dla współczesnych widzów zdecydowanie za mało. Gdyby jednak ktoś odważył się w naszym kraju na stworzenie animacji na temat mordu katyńskiego lub obrony Westerplatte, to prawdopodobnie zostałby mocno skrytykowany przez wiele środowisk.
Zaanimowanie wydarzeń nie jest jedynym środkiem, który pomógł reżyserowi w pokazaniu historii w ciekawy sposób. To także zasługa autentycznych postaci, które nie są papierowymi nosicielami idei jak w wyżej wspomnianym dziele Wajdy. Starał się również, aby brutalność wojny nie zdominowała całości oraz wydźwięku tego obrazu. Oba filmy łączy niewątpliwie przeniesienie najbardziej szokującego akcentu na sam koniec. Ta tendencja jest dość silnie reprezentowana we współczesnym kinie. Podobny zabieg został zastosowany w pokazywanym na tegorocznym Berlinale oraz polskim Off Plus Camera filmie The Messanger, w którym wojenne wspomnienia bohaterów stanowią element zamykający film. Zarówno w przypadku tego filmu, jak i omawianego Walca z Baszirem nie są to tylko zabiegi formalne. Służą one podkreśleniu jak destrukcyjnie działa na jednostkę uwikłanie w zbrodnicze akty wojenne. Nie ma mowy o mesjanizmie, który wręcz przepełnia polskie kino.
Tym samym izraelskiemu reżyserowi udało się połączyć wiele elementów. Z jednej strony nie bał się estetyki MTV (na przykład otwierająca film teledyskowa sekwencja snu z dwudziestoma sześcioma wściekłymi psami), a z drugiej - nie zahamowało to jego twórczych ambicji w stworzeniu czegoś, co bez względu na kontekst polityczny i historyczny jest ciekawe nawet dla laików w temacie konfliktów na Bliskim Wschodzie. Powstała bezkompromisowa opowieść o wojnie, roli ludzkiej pamięci i młodych ludziach, którym odebrano możliwość wyboru. Jak się okazuje jest możliwe stworzenie ciekawego filmu o tematyce historycznej. Warunek: historia nie może zdominować ani widza, ani bohaterów.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Ari Folman zdecydował się wprowadzić do swego filmu wątek autobiograficzny, który zdominował całość, stanowiąc jednocześnie punkt wyjścia dla opowieści o roli wspomnień w naszym życiu. Jako uczestnik wojny libańskiej, w latach 1982-1985 był świadkiem masakry dokonanej na setkach cywilów przez oddziały Maronitów. Po ponad dwóch dekadach uświadamia sobie, że nie pamięta nic z tego okresu. Postanawia więc odbyć serię rozmów z innym uczestnikami wojny, aby przypomnieć sobie, jaki był podczas tych wydarzeń.
Walc z Baszirem jest niczym kryminał. Z tą różnicą, że nie poszukujemy tego, kto zabił, lecz tego, co zostało zabite, a właściwie stłumione w podświadomości twórcy i bohatera. Narracja jest poprowadzona w taki sposób, że widz zaczyna się zastanawiać nad brakującym elementem historii, zostaje włączony w proces odgrzebywania wspomnień. Prawdziwe zdarzenia stają się pretekstem do rozważań na temat siły, ale i niedoskonałości ludzkiego umysłu. Wojna zostaje zaprezentowana z wielu punktów widzenia - świadków oraz uczestników zdarzeń. Sen i jawa łączą się i nawzajem dopełniają. Zupełnie jak w świadomości żołnierzy.
Wieloznacznej fabule odpowiada ciekawa forma, która stanowi o sile obrazu. Ari Folman zdecydował się na połączenie dokumentu i animacji. Dokonał przełożenia obrazów zarejestrowanych w rzeczywistości na język rysunku. Wydaje się, że taki zabieg trywializuje tematykę. Tak się jednak nie dzieje. Film jest znakomitym argumentem w dyskusji na temat animacji dla dorosłych. W czasie, kiedy stałym punktem repertuarowym kin są filmy animowane z amerykańskiej fabryki snów, Walc z Baszirem staje się przeciwwagą dla rozrywki i żartu, kojarzących się z tą formą języka filmowego. Wytycza nowy kierunek i co najważniejsze ujmuje tematykę społeczno-historyczną w taki sposób taki, aby była inspirująca dla współczesnego widza.
Reżyser wykazał się sporą odwagą oraz twórczą inwencją. Pokazał, jak zaprezentować historię tak, by nie przypominała nudnych szkolnych lekcji. Oglądając ten film, warto się zastanowić, dlaczego rodzimym twórcom nie udaję się ta sztuka. Przykładem jest choćby Katyń. Dla wielu młodych widzów był po prostu nośnikiem anachronizmów. Brakowało świeżego spojrzenia, a piętnastominutowa sekwencja pokazująca brutalny mord dokonany na polskich oficerach stanowiła tylko szokujący dodatek. W efekcie po wyjściu z kina trudno było się zdobyć na jakąkolwiek refleksję poza tą, że niewątpliwie została pokazana na ekranie pewna prawda historyczna. To jednak dla współczesnych widzów zdecydowanie za mało. Gdyby jednak ktoś odważył się w naszym kraju na stworzenie animacji na temat mordu katyńskiego lub obrony Westerplatte, to prawdopodobnie zostałby mocno skrytykowany przez wiele środowisk.
Zaanimowanie wydarzeń nie jest jedynym środkiem, który pomógł reżyserowi w pokazaniu historii w ciekawy sposób. To także zasługa autentycznych postaci, które nie są papierowymi nosicielami idei jak w wyżej wspomnianym dziele Wajdy. Starał się również, aby brutalność wojny nie zdominowała całości oraz wydźwięku tego obrazu. Oba filmy łączy niewątpliwie przeniesienie najbardziej szokującego akcentu na sam koniec. Ta tendencja jest dość silnie reprezentowana we współczesnym kinie. Podobny zabieg został zastosowany w pokazywanym na tegorocznym Berlinale oraz polskim Off Plus Camera filmie The Messanger, w którym wojenne wspomnienia bohaterów stanowią element zamykający film. Zarówno w przypadku tego filmu, jak i omawianego Walca z Baszirem nie są to tylko zabiegi formalne. Służą one podkreśleniu jak destrukcyjnie działa na jednostkę uwikłanie w zbrodnicze akty wojenne. Nie ma mowy o mesjanizmie, który wręcz przepełnia polskie kino.
Tym samym izraelskiemu reżyserowi udało się połączyć wiele elementów. Z jednej strony nie bał się estetyki MTV (na przykład otwierająca film teledyskowa sekwencja snu z dwudziestoma sześcioma wściekłymi psami), a z drugiej - nie zahamowało to jego twórczych ambicji w stworzeniu czegoś, co bez względu na kontekst polityczny i historyczny jest ciekawe nawet dla laików w temacie konfliktów na Bliskim Wschodzie. Powstała bezkompromisowa opowieść o wojnie, roli ludzkiej pamięci i młodych ludziach, którym odebrano możliwość wyboru. Jak się okazuje jest możliwe stworzenie ciekawego filmu o tematyce historycznej. Warunek: historia nie może zdominować ani widza, ani bohaterów.
Tytuł: Vals im Bashir, Waltz with Bashir
Reżyseria: Ari Folman
Scenariusz: Ari Folman
Muzyka: Max Richter
Obsada: Yehezkel Lazarov, Mickey Leon, Ari Folman,
Kraj produkcji: Australia, Belgia, Finlandia, Francja, Niemcy, Szwajcaria, USA, Izrael
Rok produkcji: 2008
Data premiery: 3 kwietnia 2009
Czas projekcji: 90 min.
Reżyseria: Ari Folman
Scenariusz: Ari Folman
Muzyka: Max Richter
Obsada: Yehezkel Lazarov, Mickey Leon, Ari Folman,
Kraj produkcji: Australia, Belgia, Finlandia, Francja, Niemcy, Szwajcaria, USA, Izrael
Rok produkcji: 2008
Data premiery: 3 kwietnia 2009
Czas projekcji: 90 min.