Wnieśli chłopca na górę, przywiązanego mocno do krzesła i nieprzytomnego. Usadowili zgodnie ze wskazówkami na środku kręgu.
Olaf potarł swe czoło, na którym zaczynał już wykwitać guz.
Chłopiec wyglądał bezbronnie. Nic nie wskazywało na to, żeby było z nim coś nie tak. Głowa opadała luźno na piersi. Oczy przykrywała czarna chusta.
Za oknami lada moment miał zapaść zmierzch.
Mateusz stęknął wpierw z cicha. Drgnął. Poruszył głową. Szarpnął się.
- Tato... tato, co się dzieje. Tato! – krzyknął przerażony.
Milić zagryzał wargi zdenerwowany. Nie odzywał się jednak. Wpatrywał się w Karolinę de Vega.
Gracz1 [Karolina de Vega]: - A teraz na padnijcie na kolana, zamknijcie oczy i módlcie się do Jedynego całą siłą waszej wiary – rzekła Karolina i narysowała im na czołach znak Jedynego święconą wodą. – Głośno… - dodała stanowczo. Dopiero teraz podeszła do chłopca i, podnosząc chustę, zajrzała mu na krótką chwilę głęboko w oczy.
Trzem mężczyznom przewodził Olaf Micho. Głośno i wyraźnie wymawiał znaną mu modlitwę do Jedynego. Nie po raz pierwszy był w takiej sytuacji. Nie po raz pierwszy modlitwą do Jedynego wspierał swoją panią. Pozostała dwójka wtórowała mu.
- Nazywam się Karolina de Vega i przyszłam cię uratować. Zawładnęła tobą Ciemność – powiedziała łagodnie. – Siedź spokojnie i oszczędzaj siły. Demon, który jest w tobie wycieńcza cię – następnie narysowała mu na czole święconą wodą znak krzyża.
Chłopak szarpnął się. Wykrzywił usta w grymasie, a przez zaciśnięte zęby zaczął wymawiać słowa. Słowa, których nie słyszała odkąd skończyła pracować w Czarnym Pałacu. Chłopak bluźnił Jedynemu. Bluźnił w starodoryjskim, języku którego nie miał prawa znać lepiej niż ona sama.
Odsunęła się. Na stole rozpaliła wonne kadzidła.
Podeszła do niego jeszcze raz i okadziła go dymem z kadzideł, dotknęła czoła, w drugiej dłoni wciąż ściskała zapaloną gromnicę. Zaczęła się modlić głośno i żarliwie. Poczuła moc daną od Jedynego. To uczucie, którego pragnie za każdym razem, gdy zamyka oczy. To mrowienie, które przenika ją całą i później na długie godziny pozostawia spokój i ukojenie.
- Jedyny, Najwyższy… Objaw mi prawdę… Przyszłam oczyścić ziemię na Twoją chwałę!
...
De Vega modliła się żarliwie, modliła się o opuszczenie duszy Mateusza przez pomiot Ciemności. Chłopak szarpał się na krześle, lecz mocne więzy nie pozwalały mu na swobodę ruchów. Krzyczał. Demon, który w nim siedział głosem chłopca wymawiał bluźniercze inkantacje, których de Vega do końca nie rozumiała. Była skupiona. Jej czoło sperliły kropelki potu. Przez głośne krzyki dziecka przebijał się mocny głos modlitwy Olafa Micho.
Karolina czuła jak demon wije się z bólu trzymając się kurczowo nadszarpniętej duszy. Z nadgryzionej wargi Mateusza zaczęła płynąć krew. Pięści ścisnął tak mocno, że aż paznokcie wbiły się w skórę.
- Tato... – szepnął swoim głosem.
Milić padł na kolana i modlił się dalej.
De Vega słabła, lecz nie ustawała. Jej wiara w Jedynego była wielka. W końcu poczuła jak demon odrywa się od duszy chłopca.
Widmo pojawiło się z wielkim jazgotem nad Mateuszem. Opuściło jego duszę. Nierealny, płynny przelewający się i mieniący demon wykrzyczał ostatnie bluźnierstwo i uciekł przenikając przez powałę.
Głowa chłopca opadła bezwładnie na piersi. Oddychał płytko. Egzorcystka była zmęczona. To był mocny demon. Gdyby nie przygotowanie i wsparcie modlitwą...
Do komnaty wpadła przerażona Magda biegnąc w stronę swej pani.
- Bestie! – krzyknęła – Z lasu...
Jednocześnie usłyszeli rżenie przerażonych koni, warczenia i skowyty dochodzące z zewnątrz. Micho wyjrzał przez uchylone na podwórze drzwi. Był zmrok. Wielkie wilki dopadły do karety. Konie nie miały szans.
Olaf zatrzasnął drzwi w ostatniej chwili. Głuche uderzenie o drzwi. Skowyt. Rżenie koni ustało. Drapanie pazurami po drzwiach. Deviria chciały dostać się do środka. Były wściekłe.
Milić wybiegł z sali zaraz po zatrzaśnięciu drzwi do sąsiedniego pomieszczenia. Tuż za nim pobiegł jego człowiek. Magda wyjrzała przez szybę okna, podniosła krzyk i zaraz uciekła chowając się za Karolinę.
Karolina nie zajmowała się teraz chłopcem.
- Nie ustawajcie w modlitwie – krzyknęła za nimi. – Nie ustawajcie!
- Na kolana – wskazała Magdę – i módl się żarliwie i głośno! Razem z Olafem – dokończyła. – Módl się – rzuciła prosto do niego. – Będziesz walczył, jak będzie trzeba.
Zaczęła intonować pacierze. Chwyciła krzyż ze stołu i podała go Magdzie. – Unieś go! Niech czują Jego obecność. Módl się głośno! Krzycz całą duszą! – po czym wróciła do słów modlitwy.
Modląc się, na podłodze wokół Olafa i Magdy wyrysowała kolejny krąg, weszła do niego i wyrysowała w nim symbole ochronne, po czym na czołach modlących się i swoim własnym palcem, umoczonym wcześniej w święconej wodzie, wyrysowała znak Jedynego.
Padła na kolana. Była zmęczona. Pot zalewał jej oczy, ale śpiewała Modlitwę, unosząc wysoko w górę zapaloną gromnicę. Czuła błogosławione mrowienie, gdy ochronne symbole napełniały się ich wiarą.
- Odejdźcie, bezduszni. Odejdźcie, dzieci Ciemności… Odstąpcie – natchnionym głosem śpiewała słowa psalmu, czuła jak w gardle robi się jej coraz bardziej sucho…