» Recenzje » W martwym terenie - David Weber, Steve White

W martwym terenie - David Weber, Steve White


wersja do druku

Siostro, pająk!

Redakcja: Wojciech 'Wojteq' Popek

W martwym terenie - David Weber, Steve White
Nie od dziś wiadomo, że w moim prywatnym rankingu pisarzy David Weber to zdecydowana czołówka, a ja należę do grona jego najwierniejszych fanów. Chwile spędzone na lekturze jego tasiemcowatych cykli wspominam niemal z rozrzewnieniem i zdarza mi sie do nich wracać, by ponownie przeżywać bitwy w przestrzeni kosmicznej wraz z bohaterami, których stworzył. Truizmem jest, że wszystko co dobre się kiedyś kończy. Wygląda na to, że i Weber osiągnął kres.

Na W martwym terenie nie czekałem jakoś specjalnie. Wiedziałem bowiem, że prędzej czy później i tak przeczytam tę książkę. Tak się jednak nieszczęśliwie złożyło, że stało się to prędzej. Trzeci tom cyklu Starfire rozpoczyna się absolutnie standardowo: gdzieś na obrzeżach znanej galaktyki flota zwiadu kartograficznego natrafia na istoty rozumne. Zwiad miał jednak tego pecha, że napotkani obcy nie okazali się specjalnie rozmowni i do tego ani odrobinę przyjaźnie nastawieni. Cóż, czego można było spodziewać się po gigantycznych pająkach, dla których białko zwierzęce, w tym ludzkie, jest po prostu pokarmem. Dla pełnego obrazu sytuacji warto jeszcze dodać, że archanidy są rasą o doskonale rozwiniętym przemyśle i dużym stopniu zaawansowania technologicznego. I właśnie dlatego wojna jest, a jakże, nieunikniona. A skoro walki nie da się ominąć, to należy wytoczyć najcięższe możliwe działa, jakie tylko uda się znaleźć w znanej części galaktyki. Takim właśnie najcięższym działem jest emerytowany admirał Antonow - bohater wojny tebańskiej, czyli poprzedniego tomu cyklu - i kilkoro jego przyjaciół. Sytuacja jest oczywiście bardzo poważna, ale nie z takich opresji wychodzili dzielni admirałowie wykreowani przez Webera. Rozpoczyna się wojna inna niż wszystkie: wojna o przetrwanie rasy ludzkiej, no i oczywiście ras sojuszniczych. Wojna prowadzona do całkowitej eksterminacji jednej ze stron, bo o rozejmie nie może być mowy.

U Webera zawsze ceniłem niesamowitą wręcz dbałość o szczegóły. Owszem, nawet jemu zdarzały się niewielkie wpadki, ale nigdy nie potrafiły zepsuć całości. I tym razem się nie zawiodłem. Oprócz mnóstwa walk w przestrzeni kosmicznej czytelnik dostaje niemal pełen obraz tego co dzieje się na poszczególnych okrętach biorących udział w potyczkach. I nie mówię tu o raportach z poniesionych strat, ale o dowódcach podejmujących ryzykowne decyzje, o ekipach remontowych poświęcających życie, po to by uratować innych czy o prostych pilotach myśliwców oddających ostatnie strzały do celu wielokrotnie większego od maszyny, którą prowadzą. To właśnie stanowiło o sile każdej czytanej przeze mnie powieści Webera. Niestety, nawet mój ulubieniec wpadł w końcu w sieć schematów. Fabuła stała się przewidywalna, postaci powtarzają się, a humor sytuacyjny i słowne utarczki między oficerami przestały być zabawne. Nie wróży to dobrze na przyszłość.

Na szczęście nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać. Weberowi udało się zachować swoistą równowagę między typowym military, a obyczajowym science fiction. Nie widać przewagi któregokolwiek z tych elementów, wobec czego powieść jest naprawdę dopracowana i trudno jej cokolwiek zarzucić poza powtarzalnością i przewidywalnością.
Widać, że autor postarał się, ale zwyczajnie zabrakło mu odrobiny polotu i tego nieuchwytnego czegoś, co zwykłą powieść zmienia w arcydzieło. Zazwyczaj było tak, że kolejne tomu tasiemcowatych cykli pisane były raczej dla wąskiej grupy fanów. W martwym terenie spodoba się natomiast czytelnikom, którzy nie mieli styczności z twórczością Webera. Starzy wyjadacze i wierni fani mogą poczuć niedosyt. Ja poczułem. Natomiast relacja ceny do jakości jest zdecydowanie niekorzystna.

David Weber zostawił sobie na końcu powieści szeroko otwartą furtkę. Żywię głęboką nadzieję, że kolejny tom Starfire będzie solidną porcją Webera, którego lubię i cenię. Tym razem się zwyczajnie zawiodłem.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.0
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: W martwym terenie (In Death Ground)
Cykl: Starfire
Tom: 3
Autor: David Weber, Steve White
Tłumaczenie: Jarosław Kotarski
Autor okładki: David Mattingly
Wydawca: Dom Wydawniczy Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 5 grudnia 2006
Liczba stron: 705
Oprawa: miękka
Format: 128 x 197 mm
Seria wydawnicza: Science-fiction
ISBN-10: 83-7301-845-X
Cena: 35,00 zł



Czytaj również

W martwym terenie - David Weber, Steve White
Kiedy recenzent ma problem
- recenzja
Ostateczność
Siła zmian
- recenzja
Krucjata - David Weber, Steve White
487 ton, to znaczy stron, żelastwa
- recenzja
Powstanie - David Weber, Steve White
Więcej niż militarne SF
- recenzja

Komentarze


~Dudi

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Przypominam, że "W Martwym Terenie" zostało napisane dobre 10 lat temu, więc trudno tu mówić o "wróżeniu na przyszłość".
Na marginesie - współautorem tego cyklu jest Steve White - nieładnie tak podstawowego faktu nie wspomnieć w recenzji. W ostatnim tomie serii - "Exodus" - Webera w ogóle nie ma jako współautora.
26-02-2007 14:52
ShpaQ
    ;)
Ocena:
0
Owszem wiem, ze powiesc powstala dawno, temu, ale biorac pod uwage w jakim tempie pojawiaja sie na polskim rynku ksiazki Webera i fakt, ze moja znajomosc angielskiego nie pozwala mi czytac jego ksiazek w oryginale jest powodem tego stwierdzenia...

Co do drugiego zarzutu - hmm. Weber jest dla mnie bardzo wazna postacia w swiecie SF. Steve White nie - dlatego celowo pominalem w recenzji ten fakt. Uwazny czytelnik znajdzie te informacje w stopce.

Prawdopodobnie rowniez dlatego, ze cykl Starfire jeszcze nie do konca do mnie przemawia. Natomiast HH pisane niemal wylaczanie przez Webera, bardzo.

Recenzja jest wiec jakby wypadowa tych czynnikow.

27-02-2007 00:20

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.