» Blog » Terminator 2: Dzień sądu
07-03-2011 08:58

Terminator 2: Dzień sądu

W działach: Film | Odsłony: 9

Terminator 2: Dzień sądu
Zwykło się mawiać iż kontynuacja przeboju, nigdy nie dorówna pierwowzorowi. W dużej mierze jest to prawda, jednak czasem trafi się perła. Terminator 2: Dzień sądu jest tego najdoskonalszym przykładem w historii kina akcji. James Cameron, który stworzył ów kultową postać, czekał aż siedem lat zanim zabrał się za kręcenie kontynuacji. Warto było tyle czekać, gdyż poziom zarówno fabularny jak i techniczny tego obrazu powala. Wedle wielu, w tym i mnie, jest to jedno z jego najdoskonalszych dzieł. Wręcz unikatowych. Jednak zacznijmy od początku, przedstawiając wszystkie argumenty, które spowodowały taka ocenę.

Mamy rok 1997, Sara (Linda Hamilton) siedzi od kilku lat w szpitalu psychiatrycznym, gdyż uznano ja za niebezpieczną po tym jak otwarcie głosiła o zbliżającym się Dniu sądu. Jej syn John (Edward Furlong) jest wychowywany przez rodzinę zastępczą, dla której stanowi koszmarne utrapienie. Prokurator wisi dzieciakowi nad głową, jednak ten ma to gdzieś i dalej wariuje. Tym czasem firma tworząca Skynet, jest bliska jego ukończeniu, a tym samym nieświadomie spowodowania nuklearnego piekła. Tymczasem z przyszłości znów pojawia się znany nam wcześniej Terminator (Arnold Schwarzenegger) o kodowej nazwie T-800, jednak tym razem jego celem nie jest zabicie Sary. Został on schwytany i przeprogramowany przez Johna Connora w przyszłości i przybył by chronić jego matkę i młodego Johna, przed morderczym T-1000 (Robert Patrick), prototypowym Terminatorem, zrobionym z płynnego metalu. Rozpoczyna się szalona walka dwóch maszyn, która doprowadza do ciekawej konfrontacji Sary z jej dawnym wrogiem.

Scenariusz jest najmocniejszą stroną całego obrazu Camerona. Z początku można by sądzić, że co tutaj jest takiego wybitnego? Przecież już raz mieliśmy do czynienia z podobnym scenariuszem. A jednak Cameron zaskoczył nas, a to wszystko za sprawą Arnolda Schwarzeneggera i jego postaci. Tym razem nie mamy do czynienia z bezduszną maszyną, co więcej reżyser pokazuje nam wręcz człowieczeństwo Terminatora. Arnold w tym filmie jak dla mnie wspiął się na piedestał swego kunsztu, kreując postać bardzo ludzką i mechaniczną za razem. Jego Terminator powoli uczy się jak być człowiekiem, stara się zrozumieć sens człowieczeństwa. Odkrywa co to radość i smutek, pojmuje dlaczego ludzie tak zaciekle walczą z jego twórcą, czyli Skynetem. Niejako można by rzec, że pojmuje błąd w logice Skynetu, błąd opierający się na braku uczuć. W drodze do takich konkluzji pomaga mu młody John Connor i jego matka, która z czasem zamienia lęk, w przyjaźń do stalowego obrońcy. W pewnym momencie wręcz widzi w nim człowieka a nie maszynę. Po drugiej zaś stronie szali mamy Roberta Patricka i jego postać T-1000, złowieszczego, szybko i sprawnie kalkulującego, a co najważniejsze mądrego. Tym razem Cameron przerobił swego mechanicznego przeciwnika na istne cudo. Nie mamy już do czynienia z typową maszyną, która rozwala każdego i wszystko co stanie jej na drodze. Zamiast tego reżyser pokazał nam perfekcjonizm zabójcy. Szybki, sprytny, minimalizujący zagrożenie czy wykrycie, działający roztropnie, szukający po cichu swej ofiary, bez zbędnej przemocy. Wszystko to aby nie rzucając się w oczy zbliżyć się jak najbardziej do swego celu. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Robert Patrick świetnie zagrał mimiką twarzy, kreując wręcz unikatową postać. Potrafi się śmiać, szydzić, być niewzruszonym czy czasem nawet kompletnie nie okazać emocji. Naprawdę gra aktorska w Terminatorze 2 to czyste arcydzieło, każdej z postaci. W efekcie powoduje ona iż świetnie napisany scenariusz Camerona, staje się wręcz żywy, przechodząc do rangi geniuszu.

Drugim potężnym atutem filmu jest ścieżka dźwiękowa. Klimatyczna, mroczna i po prostu cudowna. Motyw główny z początku i końca filmu stał się wręcz utworem unikatowym, promującym całą serię. Niemal każdy z miejsca rozpoznaję muzykę Brada Fiedela, który zresztą zrobił ścieżkę dźwiękową do całej sagi. Mimo iż w innych częściach jego muzyka jest naprawdę dobra, to tylko w "Terminatorze 2" udało mu się moim zdanie stworzyć coś wiekopomnego. Coś co zapada w pamięć na zawsze, co stało się wręcz symbolem serii, a może i jednym z symboli gatunku kina akcji. Zresztą cała ścieżka dźwiękowa w filmie jest genialna, budująca swój osobliwy klimat pełen mroku i nadziei na lepsze jutro.

Kolejnym, wręcz przełomowym atutem, obrazu Camerona, są efekty specjalne. Nie dość że stworzyły nowy kierunek wśród grafiki komputerowej to dodatkowo stały się nieśmiertelne dzięki postaci T-1000. Dotąd kiedy ogląda się jak Robert Patrick zmienia swą rękę w ostrze czy formuje się z stalowej bryły w człowieka, zapiera mi dech w piersiach. Kunszt z jakim wykonano owe dzieła przerósł wręcz swe czasy i po dziś dzień jest doskonały w swej formie. Po prostu nie można oprzeć się pokusie aby nie przewinąć sceny do tyłu i obejrzeć ją ponownie. Do tego wszystkiego dochodzi nam dużo lepsza wersja charakteryzacji Schwarzeneggera jako T-800. Po prostu aż łezka się w oku kręci z zachwytu, nad pracą charakteryzatorów i speców komputerowych. Każdy element ciała Terminatora dopracowano w najdrobniejszych detalach, co więcej są one w dużej mierze ruchome, co dodaje realizmu. Cudowna jest choćby scena jak T-800 zdziera swą organiczną warstwę z przedramienia i dłoni, prezentując doktorowi Miles (Joe Morton), twórcy Skynetu, mechaniczną rękę. Czyste arcydzieło techniki. Na dokładkę mamy w całym filmie masę efektów pirotechnicznych, kaskaderskich i pościgów, które wyglądają wręcz cudownie. Wszystko za sprawą perfekcyjnego montażu i jeszcze lepszych zdjęć. Naprawdę w tym punkcie Cameronowi należy się wiwat na stojąco, gdyż uczynił z kamerą cuda, umiejętnie wychwytując najlepsze sceny akcji. Trzeba przyznać, że ten reżyser ma oko do takich rzeczy, jednak w Terminatorze 2: Dzień sądu przeszedł samego siebie.

W efekcie tych wszystkich zabiegów dostaliśmy ponadczasowy film, który pogrzebał żywcem pierwowzór. Terminator 2 jest doskonały pod każdym kątem, głównie za sprawą scenariusza jak i nie starzejących się efektów specjalnych. Co więcej w tym obrazie reżyser udowodnił iż można z zwykłego filmu akcji stworzyć prawdziwy życiowy dramat, z konkretnym morałem. Z bardzo wartościowym morałem. Kto nie widział Terminatora 2: Dzień sądu ten niech nadrobi tą zaległość, ci którym widzieli chyba nie muszę mówić iż warto wracać do tego tytułu wielokrotnie.

OCENA 10!/10

Komentarze


solcys
   
Ocena:
0
Dwójka lepsza niż pierwsza część ;-)
07-03-2011 16:33
de99ial
   
Ocena:
0
Jest dobry, ale nie doskonały.
07-03-2011 16:42
chimera
   
Ocena:
0
Jedynka lepsza.
07-03-2011 18:31
oddtail
   
Ocena:
0
Wolę T2 od T1, ale bez irytującego dzieciaka film byłby idealny. Z irytującym dzieciakiem jest tylko świetny.
07-03-2011 20:54
earl
   
Ocena:
0
Czekam na recenzję trójki. Nigdy bowiem nie dane mi było jej obejrzeć, natomiast bez przerwy telewizornia faszeruje nas "Elektronicznym mordercą" (tak w połowie lat 80-tych tłumaczono pierwszą część Terminatora) i jego sequelem.
07-03-2011 23:35
de99ial
   
Ocena:
0
@earl
3 nie jest najlepsza ale potrzebna aby całą seria miała sens. I TX jest logiczniejsza niż T1000, który marketingowo jest produktem kapitalnym, ale... zresztą. Wiadomo o co chodzi.
08-03-2011 00:22
solcys
   
Ocena:
0
@earl
Trójka to jeden z tych filmów z których prawie nic nie zapamiętałem(obok Drugiej i trzeciej części Matrixa). Dla mnie kiszka ale jak powiedział de99ial lepiej obejrzeć żeby ogarnąć całość. Czwartej części nie widziałem i aż się boję oglądać.
08-03-2011 11:05
oddtail
   
Ocena:
0
Jestem zdania, że Terminator 3 całkowicie zaprzecza i psuje continuity zbudowanemu w dwóch poprzednich częściach. Nie podoba mi się i jeśli o mnie chodzi, ten film nie istnieje.

Nie bez powodu "Sarah Connor Chronicles" ignoruje wydarzenia trójki. Aż kiedyś się zbiorę i obejrzę...
08-03-2011 17:35
earl
   
Ocena:
0
@ De99ial and Solcys

Dzięki za informacje. Z reguły sequele nie dorównują pierwowzorom, ale jeśli mówicie, że trójka to kompletne dno to faktycznie chyba nie ma czego żałować.
08-03-2011 18:28
de99ial
   
Ocena:
0
@oddtail
Sama historia z 1 i 2 to fajny kicz kinowy, ale z logiką nie mający wiele wspólnego. Wbrew pozorom i pewnych słabości 3 była potrzebna tym dwóm częściom. IMHO największy zarzut do 3 jaki mam to to, że z Johna zrobiła ofiarę losu, nie przywódcę.

Kroniki Sary Connor to w ogóle shit jakich mało i najlepiej to ominąć szerokim łukiem, bo poza smrodem niczego nie wprowadza.
14-03-2011 15:35
ajfel
   
Ocena:
+2
earl - nie słuchaj mądralińskich tylko zobacz i w ten sposób wyrób sobie opinię. Jak czytam w komentarzach pierdzielenie na temat filmowej klasyki sf jaki to niby kicz to mi się flaki wywracają.

Lubię całą serię i wracam do niej regularnie.
14-03-2011 19:10
de99ial
   
Ocena:
0
Ja też - mam wszystko - poza ocaleniem - na DVD ale będę miał i Ocalenie i następne. Mimo wszystko....
14-03-2011 23:27
Umbra
   
Ocena:
0
Jeden z niewielu przykładów, gdzie druga część (dla większości, acz zdaję sobie sprawę, możliwe, że nie dla wszystkich) jest lepsza od części pierwszej.
14-03-2011 23:32

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.