Tym razem to Michio pokazał, co potrafi
W działach: Wredni ludzie | Odsłony: 529Dzieje się ostatnio tak wiele rzeczy dziwnych i śmiesznych w naszym światku, że człowiek nie może nawet spokojnie wyjechać na tydzień, na imprezę sylwestrową, by czegoś nie przegapić. Tak więc, gdy ja bawiłem się pod Łodzią z zapomnienia wychynął kolejny z moich idoli. Tym razem nie był to jednak nikt z redakcji Secret Service ani nawet znany pisarz Kontrad Lewandowski, tylko sam papież mangi i anime: Michał R. Wiśniewski fandomowi znany bardziej jako Michio.
Dla przypomnienia i dla tych co z chińszczyzną nie są po drodze: „Michio”, który już od kilku lat się nie udziela identyfikowany jest obecnie w fandomie jako „sfrustrowany redaktor naczelny dwóch, zbankrutowanych magazynów mangowych”, a pamiętany z flejmów na Acepie i bucówy na konwentach. Stanowi też jednego z ojców popularności Tanuki.pl: w pierwszych latach istnienia serwisu rantował na nas tak ostro, że niekiedy nawet i 10 procent ruchu pochodziło z jego linków.
Prawdopodobnie niewiele osób już pamięta, że prawdziwą sławę Michio zyskał jednak za sprawą publikowanego w Kawaii cyklu felietonów Head In Jar, w którym krytykował ludzi wstydzących przyznać się do swojego hobby, najeżdżał na osoby najeżdżające na mangę i anime oraz prowadził krucjatę przeciwko wszystkim tym, którzy nie uważali Ghost In The Shell oraz Matrixa za ósmy cud świata. Zajadle i ostro atakował też każdego, kto śmiał wyrażać się krytycznie o japońszczyźnie, ale też fantastyce i ogólnie pojętej popkulturze. Michio dość ostro wojował przy tym zarówno z mainstreamowymi i katolickimi mediami, które w tamtych czasach puszczały czasem teksty ostrzegające przed przemocą oraz różnymi formami sekciarstwa oraz ukrytego satanizmu. Treść i argumentacja jego felietonów sprawiła, że dla wielu był idolem i przez całe lata cieszył się opinią guru.
Dziś natomiast pisze takie rzeczy.
Nawiasem mówiąc: śmiesznym jest jak niewielka różnica dzieli mentalność pracowników Gazety Wyborczej i Radia Maryja.