» Recenzje » Trylogia kosmiczna - C.S. Lewis

Trylogia kosmiczna - C.S. Lewis


wersja do druku

O wojnie i religii

Redakcja: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Trylogia kosmiczna - C.S. Lewis
Recenzja, w skróconej wersji, pierwotnie opublikowana została w magazynie SFinks (01/2010)

Zaczyna się jak klasyczne science fiction. Z milczącej planety, to opowieść o kosmicznym podróżniku mimo woli, doktorze Elwinie Ransomie, który trafia na pełną życia Malakandrę. Pośród jej przesyconych kolorami krajobrazów napotyka inne rozumne rasy, z którymi – dzięki lingwistycznemu wykształceniu – jest w stanie się porozumieć. Kontakt z tymi istotami sprawia, że Ziemianin otwiera się na nieznaną ludziom prawdę o wszechświecie. Kosmos nie jest już jałową pustynią, a planety wyspami na bezkresnym morzu – również międzyplanetarna pustka tętni życiem. Lewis, niczym autor hard SF, z pieczołowitością objaśnia mechanizmy nowej rzeczywistości, urzekając chociażby opisami natury eldilii i ich odmiennego postrzegania materii.

Tylko czy ta wizja naprawdę jest nam nieznana? To, co z pozoru wydaje się oryginalnym spojrzeniem na kosmos i stworzoną przez Lewisa mitologią, tak naprawdę stanowi trawestację wierzeń chrześcijańskich. Rodzące się w trakcie lektury pierwszej części Trylogii kosmicznej podejrzenia, ostateczne potwierdzenie znajdują w tomie drugim, Perelandrze. Maleldil to kolejne imię Boga, eldile to pomniejsze anioły, których zwierzchnikami są Ojrasowie poszczególnych planet, a jeden z nich, strącony na Ziemię, gdzie został uwięziony, bezsprzecznie kojarzy się z Lucyferem. Gdy wszystkie karty zostają już odkryte, Lewis w coraz większym stopniu odchodzi od beletrystyki, w pewnym momencie wyraźnie zapominając o tym, że pisze powieść, i daje się porwać teologicznym rozważaniom, wplecionym w rozmyślania Ransoma oraz rozmowy z innymi postaciami. Lwia część Perelandry to lekko fabularyzowany traktat, w którym autor, na nowo opowiadając historię pierwszego kuszenia, rozważa pojęcia dobra i zła, stara się objaśnić niektóre z dogmatów chrześcijaństwa, na swój sposób "tłumaczy religię", doszukując się przyczyn takiego, a nie innego toku historii. To momentami nuży.

Odchodzi jednak do tego w Tej strasznej sile, czyli ostatniej odsłonie Trylogii.... Tym razem opowieść skupia się nie na Ransomie, ale środowisku angielskich naukowców, którzy (mało skutecznie) opierają się działaniu diabelskich sił. Wprawdzie również i tutaj wiara autora odcisnęła swoje piętno, jednakże wyraźny staje się także inny aspekt powstawania powieści. Otóż poszczególne części cyklu ukazywały się między 1938 a 1945 rokiem. Już podczas lektury Z milczącej planety wpływ ogólnoświatowego konfliktu na pisarza był widoczny − odniosłem wręcz wrażenie, że wytypowanie Ziemi jako domeny Upadłego miało w jakiś sposób usprawiedliwiać ludzi, jako będących pod działaniem złych duchów. W tomie trzecim autor całkowicie skupia się na postawie mieszkańców Edgestow wobec otaczającego ich zła, krytykując zarówno tych, którzy dali się skusić, jak i tych, którzy pozostali obojętni, biernie przyglądając się rozwojowi wypadków.

Koniec końców, Trylogia kosmiczna to mieszanka traktatu o chrześcijaństwie z SF i powieścią obyczajową, pisaną ku pokrzepieniu serc (dobro, wspomagane przez boskie moce, przecież w końcu pokona Szatana). Co ważne, nawet po półwieczu erudycja i wyobraźnia Lewisa (w szczególności w Z milczącej…) robią wrażenie. Autor odwołuje się do wielu klasyków światowej literatury, a także myśli starożytnych i współczesnych mu filozofów, dając popis swojego niezwykłego oczytania (fani Tolkiena dopatrzą się także odwołań do prozy autora Władcy pierścieni, która w czasie powstawania powieści nie ukazała się jeszcze drukiem). Fakt, miejscami Trylogia... nuży, a niektórym wydać się może nieco staroświecka, jednakże dla mnie możliwość przyjrzenia się dziełu science fiction sprzed półwiecza sama w sobie jest zaletą.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Trylogia kosmiczna (The Space Trilogy)
Autor: C.S. Lewis
Tłumaczenie: Andrzej Polkowski
Autor okładki: Andrzej Komendziński
Autor ilustracji: Cliff Nielsen
Wydawca: Media Rodzina
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 9 listopada 2009
Liczba stron: 840
Oprawa: miękka
Format: 155 x 235 mm
ISBN-13: 978-83-7278-388-2
Cena: 59,00 zł



Czytaj również

Listy starego diabła do młodego - C.S. Lewis
Kusząca korespondencja
- recenzja

Komentarze


Erpegis
    eee
Ocena:
0
Science fiction? Gdzie widzisz science? To, że akcja dzieje się na obcej planecie, nie czyni z powieści SF. John Carter też hasał po Marsie, ale to są powieści przygodowe, a nawet mają bliżej do fantasy...
15-02-2010 15:15
malakh
   
Ocena:
0
"Lewis, niczym autor hard SF, z pieczołowitością objaśnia mechanizmy nowej rzeczywistości, urzekając chociażby opisami natury eldilii i ich odmiennego postrzegania materii."

Cytat z recenzji, odnoszący się do "Z milczącej planety". Lewis nie wyjaśnia natury eldili za pomocą magii itp, ale podchodzi do tego jak naukowiec. Dlatego SF.
15-02-2010 15:19
Scobin
   
Ocena:
0
Widzę dyskusję definicyjną na horyzoncie. :P

Ostatnio flirtuję z takim konceptem: zasady rządzące światem są w fantasy wyraźnie sprzeczne z tymi, które (naszym zdaniem) rządzą "rzeczywistą rzeczywistością". Natomiast w SF nie ma sprzeczności, lecz przedłużenie – jest tak, jak kiedyś (według naszej wiedzy) być może będzie.

Do zalet takiej definicji należy np. to, że pozwala jednoznacznie określić "Inne pieśni" i wszystkie te Harry Pottery, Lightning Thiefy i inne Artemisy Fowle. ;-) W "IP" w końcu też mamy quasi-naukowe wyjaśnianie świata, a to raczej nie wystarcza do nazwania Dukajowej powieści mianem SF.

"Trylogia kosmiczna" byłaby wtedy, jak rozumiem (samego cyklu nie czytałem), połączeniem elementów fantasy i SF, ale chyba z przewagą tych pierwszych?
15-02-2010 16:22
Erpegis
   
Ocena:
0
SF, jak sama nazwa wskazuje, wykorzystuje naukę w swojej estetyce, Gwiezdnych Wojen nie uznałbym za SF, Star Treka już tak (choć oczywiście w gruncie rzeczy "naukowo" oba światy są równie prawdopodobne).

Nie pamiętam tak naprawdę rzeczy naukowych w Perelandrze (bo to jedyna część, którą czytałem dawno temu) - wprost przeciwnie, naukowiec to libertyn, heretyk i głupiec bo myśli, zamiast wierzyć. Główny bohater na Wenus dostaje się OIDP też tak jakoś magicznie i teleportacyjnie.
15-02-2010 18:19
malakh
   
Ocena:
0
Bez lektury tomu pierwszego, zgodzę się, "Perelandra" raczej na SF nie wygląda.

Ale w "Z milczącej..." Lewis pisze jak autor hard SF, podchodząc do kreacji świata naukowo.
15-02-2010 18:31
Scobin
   
Ocena:
0
@Erpegis

Skoro SF wykorzystuje naukę w swojej estetyce, to dlaczego Gwiezdnych Wojen nie uznałbyś za SF? Przecież wykorzystują naukę w swojej estetyce. :)
15-02-2010 19:33
malakh
   
Ocena:
0
A w GW źródłem Mocy nie były jakieś milichloriany (czy coś takiego)? Bo jeżeli tak, to ja bym optował za SF.
15-02-2010 20:30
Scobin
   
Ocena:
0
Tylko w pierwszej części nowej trylogii, ale to przecież widać, że te midi-mp3 pasują do całości jak kwiatek do kożucha. :-)
15-02-2010 21:03
Ninetongues
   
Ocena:
+1
Czytałem całą trylogię dawno temu. Właściwie każda część jest zupełnie, ale to zupełnie inna.

"Z milczącej..." to oldschoolowe, chrześcijańskie SF w stylu Wellsa.

"Perelandra" to właściwie po prostu powieść chrześcijańska, w której Lewis wykłada swoją całkiem ciekawą teologię i filozofię.

"Ta ohydna siła" natomiast to thriller naukowo-medyczny z elementami fantasy, który spokojnie porównałbym z książkami Koontza.

Słowem, dla każdego coś się znajdzie. Polecam, bo to do niedawna były bardzo rzadko spotykane książki, których nikt nie czytał.
16-02-2010 12:11

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.