» Teksty » Felietony » Trondheim kontra Dorgathen

Trondheim kontra Dorgathen


wersja do druku

Mucha i Spacedog

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski

Trondheim kontra Dorgathen
Dwa nieme komiksy. Głównymi bohaterami obu są zwierzęta – mucha i pies – o wyjątkowej emocjonalności. Jak obaj autorzy sobie z nimi poradzili?

Niemy komiks co prawda rządzi się swoimi prawami, ale trzeba pamiętać, że, jak każdy inny, służy opowiadaniu historii. Główną wadą Muchy Lewisa Trondheima jest właśnie to, że opowiedziana w niej historia jest zbyt błaha jak na więcej niż kilka plansz, a autor zaserwował nam ich ponad sto! Jego praca przypomina bardziej zaliczeniową etiudę, choć pod względem warsztatowym trudno jej cokolwiek zarzucić – płynna narracja pozwala bez trudu przepływać przez kolejne strony, a prosta kreska nie szwankuje ani na moment. I wszystko to na nic, bo każdy epizod to tylko kolejne rysunkowe ćwiczenie. Banalna fabuła zmierza do rozczarowującego finału o mocno surrealistycznym zabarwieniu. Niestety, wraz z jego nadejściem wszystkie te niedopasowane elementy nie wskakują nagle na swoje miejsca i nie nabierają wspólnie cech, które pozwoliłyby określić ich mianem interesująco poukładanych. Na korzyść komiksu przemawia tylko przypominająca kilkuletniego urwisa tytułowa mucha, do której można się przywiązać.

Spacedog Hendrik Dorgathena to inna liga. Co prawda momentami narracja traci na płynności, ale pozostałe składniki – historia, bohater, rysunki – są bez zastrzeżeń. Przede wszystkim od początku fabuła zmierza w interesującym kierunku, komplikuje się i jest konsekwentnym ciągiem przyczyn i skutków. A zagubiony pies w wielkim mieście? Wydawałoby się, że ten motyw dość już obrzydziły niedzielne filmy familijne, ale Spacedog temu zaprzecza. Ogólnożyciowa refleksja jest oparta na niezwykłych wątkach podróży kosmicznej i spotkania z kosmitami. Nie bez znaczenia pozostaje też ekspresyjna i przemyślana grafika Dorgathena.

Te dwa komiksy pokazują potencjał drzemiący w komiksie niemym i choćby z tego powodu warto je przeczytać. Ale jeśli musicie z któregoś zrezygnować, wybór jest prosty.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Myszka Miki. Horrifikland: Przerażająca przygoda
Przepiękna zabawa w klasycznym stylu
- recenzja
Fatale #1: Śmierć podąża za mną
Fatalny los mężczyzn
- recenzja
Francuski łącznik #2
Czyli co we Francji piszczy
Francuski łącznik #1
Czyli co we Francji piszczy

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.