» Recenzje » Trans śmierci - Graham Masterton

Trans śmierci - Graham Masterton


wersja do druku

Masterton zrehabilitowany, czyli niech żyją drugie szanse

Redakcja: Tomasz 'earl' Koziełło

Trans śmierci - Graham Masterton
Do czytania wznowienia Transu śmierci zabierałem się z oporami. Przebrnąłem już przez tę powieść niemal 20 lat temu i doszedłem wówczas do wniosku, że to jedna z najgorszych książek Grahama Mastertona. Na dzień dzisiejszy mogę jednak stwierdzić: w życiu warto zmieniać poglądy.
_______________________


Randolph Clare myśli, że ma wszystko: kochającą żonę, wspaniałe dzieci, świetnie prosperującą firmę. Ma też dużo dumy, dzięki której nie zgadza się na żadne kompromisy z konkurencyjnymi przemysłowcami, walcząc o swoją niezależność. To właśnie staje się przyczyną jego tragedii: kiedy przebywa na urlopie z żoną i dziećmi, dowiaduje się o pożarze w jednej ze swoich fabryk. Wyjeżdża, zostawiwszy rodzinę, aby zbadać sprawę na miejscu, ale wówczas jego ukochani zostają w wyjątkowo okrutny sposób zamordowani przez grupę zamaskowanych zabójców. Randolph przeżywa niewyobrażalny szok, z którego pomaga mu otrząsnąć się hinduski lekarz. Informuje go o pradawnym rytuale zwanym transem śmierci, umożliwiającym nawiązanie ponownego kontaktu ze zmarłymi. Widząc w tym ostatnią szansę na pożegnanie rodziny, pogrążony w żałobie Randolph postanawia polecieć do Indonezji w poszukiwaniu odpowiedniego specjalisty. Nie wie tylko, że wynajęci przez krwiożerczą konkurencję mordercy podążają cały czas jego śladem i nie cofną się przed niczym, aby wypełnić wolę swoich zleceniodawców.

Książka prezentuje się oryginalnie na tle twórczości Mastertona. Owszem, eksploracja tematyki demonicznej, zaczerpniętej z jakiejś egzotycznej mitologii to dla niego nie nowość, ale tutaj stanowi może jedną czwartą objętości. Cała reszta to raczej powieść obyczajowo-psychologiczna, z sekwencjami charakterystycznymi dla dreszczowców. Takie motywy są normalne dla jego dzieł z innych gatunków, zazwyczaj nie występują jednak w takich proporcjach, pogłębiając tym samym nietypowość powieści. Wiarygodnie przedstawiono realia branży przetwórstwa bawełny, w której prężnie działa samodzielne przedsiębiorstwo Randolpha, drobiazgowo opisano też jego szok w momencie przekazania informacji o śmierci rodziny, co dodaje opowieści realizmu. Jest ona bardzo rozbudowana: wiele postaci i wątków tworzy często zaskakujące więzi. W tych zaletach kryją się wady: snuta historia gubi przez to niepokojący nastrój, oddalając się jeszcze bardziej od literatury grozy. Zacząłem wręcz mieć wrażenie, że być może jest to książka po prostu zbyt ambitna, jak na horror.

Trans śmierci jeszcze bardziej oddala się od grozy przez swoją główną emocję, którą jest… smutek. Przez większość fabuły przewija się rozpacz, odczuwana ze zrozumiałych przyczyn przez Randolpha, potem jednak dochodzą do tego nieoczekiwane dramaty innych bohaterów. Nawet czarne charaktery są tutaj głęboko nieszczęśliwe, a ich traumy i żal są motywacją do działania, w szczególności do czynienia zła. Oczywiście, w najmniejszym stopniu nie stanowi to usprawiedliwienia ich czynów, ale za to tłumaczy ich postępowanie w sposób zrozumiały. Nawet jeśli nie jest to powieść bardzo straszna, z pewnością nie zabrakło w niej elementów humanizmu.

Wtargnięcie mordercy bądź morderców, zakłócające rodzinną sielankę i owocujące krwawą jatką, to formuła często stosowana przez Mastertona. Wystarczy przypomnieć sobie początkowe rozdziały książek takich jak Tengu, Czarny anioł, Bezsenni, Geniusz czy Szary diabeł. Sporo tego, prawda? A jednak jakimś sposobem udało mu się tutaj bardziej sugestywnie odmalować koszmar tego gwałtu na prywatności – być może najlepiej w swojej karierze. Owszem, często robił to bardziej okrutnie, teraz jednak postawił w większym stopniu na oddanie przerażenia i niedowierzania napastowanych osób. Drobiazgowo opisał desperackie próby matki, bezskutecznie usiłującej uratować swoje dzieci w obliczu bezlitosnego zdecydowania morderców, z wyglądu przypominających skrzyżowanie Jasona Vorheesa i Michaela Myersa. Ich dehumanizacja, metodyczny, wręcz zrobotyzowany sadyzm, czyniące z nich milczące maszyny do zabijania, robią nawet silniejsze wrażenie, niż opisy rąbanego ciała czy wypływających wnętrzności.

Choć większość powieści jest skonstruowana precyzyjnie, dobry odbiór trochę psują liczne, nazbyt wygodne zbiegi okoliczności, umożliwiające fabule pójście do przodu. Trudno uwierzyć, że bardzo ważne i obciążające informacje ktoś mógłby nieostrożnie przekazać na tylnym siedzeniu taksówki, albo że jakiś były skazaniec mógłby rozpoznać na lotnisku swojego byłego współwięźnia, by móc o tym natychmiast poinformować odpowiednią osobę. Niczym za sprawą deus ex machina, bohaterom kilkakrotnie wpadają w ręce potrzebne akurat "rekwizyty": a to nagle znajdzie się na podorędziu lustro, a to ktoś przypadkowo ma przy sobie gazetę z pomocnym artykułem. Musimy też przyjąć, że osoby zmarłe na przestrzeni wielu lat i w różnych miejscach mogą być pochowane nie tylko na tym samym cmentarzu, ale też niedaleko siebie. Owszem, Masterton często przemyca w książce wzmianki o przeznaczeniu i jego decydującym wpływie na ludzkie życie, ale chyba nie tym należy tłumaczyć te niezwykle pomocne zwroty akcji.

Przy swojej niemal 400-stronicowej objętości powieść prosi się o skróty. Prolog jest bardzo nastrojowy i potwierdza umiejętność Mastertona do kreowania niepokojącej atmosfery, jednak ciągnie się zdecydowanie zbyt długo, bo aż przez 20 stron. W dodatku autor bez powodu przekazał w nim dużo szczegółów dotyczących tytułowego transu, jakby zapominając, że przecież we właściwym czasie i tak je otrzymamy, gdy powieść w sposób nieunikniony dojdzie do punktów kulminacyjnych – postacie wchodzą bowiem w ów mistyczny stan kilkakrotnie. Przez to informacje zostają całkowicie niepotrzebnie zdublowane.

Rzeczą, która w trakcie czytania niejednokrotnie zabiła mi klina jest kolorystyka. Zupełnie się czegoś takiego po Mastertonie nie spodziewałem, ale mam wrażenie, że w tej książce porwał się na coś bardzo nietuzinkowego, a mianowicie symbolikę barw. Tekst jest pełen wzmianek na temat kolorów, a wśród nich wiodącym jest pomarańczowy. A to lampy na nocnym targu, a to czyjś ubiór czy zasłony, często dostajemy też opisy wschodów i zachodów słońca o tym właśnie zabarwieniu. Straszą nim też płonące oczy śmiertelnie niebezpiecznych lejaków – stworów będących indyjskim odpowiednikiem zombie – zagrażających każdemu śmiałkowi zagłębiającemu się w trans. W dodatku jedna z postaci w ramach przeprosin za swoje faux pas bez słowa wyjaśnienia wręcza Randolphowi orchideę, kwiat będący między innymi symbolem miłości, oczywiście brzoskwiniową. Oranż ma wiele znaczeń i wątpię, żeby pisarzowi chodziło tutaj o takie z nich, jak energiczność, radość czy przyjazne intencje. Może jednak też równie dobrze nawiązywać do determinacji w dążeniu do celu, przywracania chęci do życia albo samego ożywania, a są to przecież istotne motywy książki, stanowiące siłę napędową wielu wątków. Nie sądzę, żeby to nagromadzenie podtekstów było czystym przypadkiem, uważam więc, że za takie głębsze ambicje należy się autorowi uznanie. Jest to kolejny element dodatnio wyróżniający omawianą powieść w bibliografii Brytyjczyka.

Nie dziwi mnie, że Trans śmierci jest jedną z najrzadziej wznawianych książek Grahama Mastertona. Nietypowe zestawienie gatunków, spora jak na jego twórczość objętość, która w połączeniu z nieśpiesznym tempem może znudzić wielu czytelników oczekujących głównie szybkiej akcji, ryzykowne zepchnięcie horroru na dalszy plan, a przede wszystkim dławiący smutek przenikający całość – to wszystko sprawiło, że nie zdobyła tak dużej popularności na rynku, jak wiele klasyków tego autora. Od swej premiery w 1986 roku została już w dużym stopniu zapomniana. Bardzo szkoda, że tak się stało, bo sam mogę teraz zapewnić, iż jest jedną z ciekawszych w jego dorobku i dużo zyskuje przy drugim podejściu, zwłaszcza gdy już się wie, że zwolennika czystej makabry raczej nie zadowoli. Dlatego też dobrze się stało, że wydawnictwo Replika dokonało wznowienia powieści po dłuższym czasie, zwłaszcza iż jest to chyba najładniejsza edycja tej książki w Polsce. Gdybym mógł jeszcze zrozumieć dlaczego okładka zamiast z wyspą Bali kojarzy się z Wyspą Wielkanocną…
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
8.25
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Trans śmierci (Death Trance)
Autor: Graham Masterton
Tłumaczenie: Grzegorz Jasiński
Wydawca: Replika
Data wydania: 9 kwietnia 2013
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka
Format: 145x205 mm
ISBN-13: 978-83-7674-240-3
Cena: 34,90 zł



Czytaj również

Dom stu szeptów
Lekcja o unikaniu oryginalności
- recenzja
Niemy strach
Cień nadziei
- recenzja
Rytuał
Średnio to widzę
- recenzja
Czerwone światło hańby
Haniebna sprawa
- recenzja
Tengu
Masterton (nieco) inaczej
- recenzja
Infekcja
Niech cię zaraza!
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.