» Recenzje » Toy Land - Robert J. Szmidt

Toy Land - Robert J. Szmidt


wersja do druku

Rozrywka (prawie) idealna

Redakcja: Beata 'teaver' Kwiecińska-Sobek

Toy Land - Robert J. Szmidt
Toy Land była dla mnie jednym z największych pozytywnych zaskoczeń tego roku. Na tle czytanych niedawno innych pozycji stricte rozrywkowych, czyli Nikta i Kłamcy 3, wypada świetnie, ba! zostawia konkurencję daleko w tyle. Robert J. Szmidt powieścią tą dowiódł, że można tworzyć dzieła lekkie i humorystyczne, dorównujące poziomem tak zwanej poważnej prozie.

Inspirowana opowiadaniem Andrzeja Ziemiańskiego, Toy Trek, powieść opisuje losy pewnego najemnika, Dantego, dowódcy oddziału Legii Przestrzennej. Jest to organizacja skupiająca podobnych mu straceńców oferujących swe odpłatne usługi w zakresie siłowego rozwiązywania najróżniejszych problemów. Wraz z Leo i Jar Ducksonami (skojarzenia jak najbardziej na miejscu), Adolfem Napoleonem Hitlerem Gutierezem, nowoczesnym wikingiem Ragnarokiem, amantem Rewolwerem, seksowną panią doktor Keteą Tychoo i resztą kolorowej gromadki, stają do wyścigu o tytułowy Toy Land, czyli Nowy Raj. W tle intrygi wielkich korporacji, Rzeczpospolita Przestrzenna, a nawet prezydent Andrzej Lepper III.

Toy Land to historia grupy kosmicznych twardzieli i jako taka pełna jest niewybrednych żartów, wulgaryzmów, ostrych przycinek i niedwuznacznych propozycji zarówno względem wspomnianej wcześniej pani doktor, jak i innych członków ekipy. Jednakże trudno cokolwiek zarzucić pisarzowi, który umiejętnie dozował wszystkie te składniki, tworząc wiarygodnych i sympatycznych bohaterów. Próżno szukać fragmentów niesmacznych, czy trącących infantylizmem. Porównując wypowiedzi postaci u Szmidta z tymi, z czytanego przeze mnie niedawno Nikta, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że te drugie na tle prozy naczelnego SFFiH, brzmią jak gimnazjalne odzywki. W Toy Land tego typu utarczki były naturalne, wpisywały się w kreacje poszczególnych postaci podkreślając ich cechy. Bodajże jedynym zgrzytem było wyeksploatowanie żartu o salami Hitlera, ale nawet wtedy nie stał się on irytujący, co najwyżej mniej śmieszny.

Powieść Szmidta stanowi także dowód na to, iż prosty, częstokroć sprowadzający się do suchych relacji język wcale nie jest niezbędnym elementem tekstów czysto rozrywkowych. Co prawda, Toy Land nie czyta się tak szybko jak najnowszego Kłamcy, czy Nikta, w żaden jednak sposób nie stanowi to wady. Może brak tu poetyckich opisów, ale akurat w tej historii byłby one nie na miejscu. Zamiast tego jest rzeczowo, częstokroć z humorem, wieloma aluzjami, z pewnością jednak nie ubogo. Znajdą się nawet prawdziwe perełki, jak chociażby opis ataku kleszczy przeplatany fragmentami przepowiedni o Ragnarok.

Oprócz wartkiej akcji, wielu dynamicznych scen, a także niemałej dawki humoru, najnowsza powieść Roberta J. Szmidta to także - a może przede wszystkim - solidna historia, godna większego, bardziej rozbudowanego dzieła. Autor zadbał o intrygujących bohaterów, z których każdy ma własną historię, a także o ciekawą wizję przyszłości, pełną małych smaczków, jak chociażby nowy podział polityczny Ziemi, czy mające dopiero nastąpić wielkie konflikty. Wykreowany przez Szmidta świat nie wisi w próżni, ma solidne fundamenty i wybrukowany jest mnóstwem oryginalnych pomysłów, z których prawie każdy zasługuje na rozwinięcie.

Podsumowując, Toy Land to bardzo dobra, pełna akcji opowieść o grupie przesympatycznych drabów, utrzymana w klimatach science-fiction. Jedyną wadą pozostaje niezbyt satysfakcjonujące zakończenie, niemal cliffhanger. Mimo to historia znajduje w powieści swój finał, chociaż ostatnie kilka stron zamiast rozwiać wątpliwości co do dalszych losów bohaterów, rodzi nowe, zupełnie jakby planowany był ciąg dalszy. Niemniej, powieść ta warta jest polecenia, bo gwarantuje odprężającą rozrywkę, a jednocześnie zaskakuje ciekawymi konceptami.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
6.76
Ocena użytkowników
Średnia z 21 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 5
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Toy Land
Autor: Robert J. Szmidt
Autor okładki: Grzegorz Krysiński
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 7 listopada 2008
Liczba stron: 264
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria wydawnicza: Asy polskiej fantastyki
ISBN-13: 978-83-7574-085-1
Cena: 27,99 zł



Czytaj również

Toy Land
Siermiężne zabawki
- recenzja
Zgasić słońce. Szpony smoka
Póki co – pazurki
- recenzja
Ostatnia misja Asgarda
Nowy początek
- recenzja
Szczury Wrocławia. Szpital
Zombie w psychiatryku
- recenzja
Riese
Mniej metra w metrze
- recenzja

Komentarze


Siriel
   
Ocena:
+1
To wydanie książkowe minipowieści drukowanej ongiś w piśmie Science-Fiction. Jak wspominał chyba sam Szmidt, to miał być taki żart literacki.

Jako ciekawostkę podam, iż wersja książkowa ma dodany epilog w porównaniu do wersji z "SF". Nie pamiętam, czy początek też nie był trochę rozbudowany, jednak dla książki to jedynie "na plus".

Tak czy inaczej, pozycja świetna. Ja akurat ją znałem, więc pochłonąłem w jeden wieczór. Szmidtowi udało się podtrzymać klimat Ziemiańskiego. Szkoda tylko, że nie ma Toy. Klasa-babeczka i świetny pies! Polecam.
20-12-2008 01:31
Pietia
   
Ocena:
0
Szczerze mówiąc nie jest tak dobre, żeby dostać "8.5". Nawet na "8" nie zasługuje -najwyżej coś w okolicach 7-7.5. Ale to i tak o 7.5 punkta więcej niż moja prywatna ocena Toy Wars grafomana Ziemiańskiego...
20-12-2008 16:16
~Kometa

Użytkownik niezarejestrowany
    Średnie
Ocena:
-1
Pat Dante, najgroźniejszy i najsłynniejszy najemnik końca 21 wieku zostaje skazany i w ramach kary za swe wykroczenia eksperymentalnie zamrożony na 200 lat. Po przebudzeniu postanawia wrócić do zawodu i zbiera nowy oddział, w którym nie zabraknie niezwykłych osobowości. I tak pod jego dowództwem mamy Adolfa Napoleona Hitlera - niezbyt rozgarniętego, ale za to morderczego Murzyna z prowincji, którego matka chciała uhonorować imionami wielkich białych ludzi; Andrzeja "Rewolwera" Terreine wkształciucha z francuską gadką, który zawsze wyrywa najładniejsze dziewczyny i zawsze dostaje za to po mordzie; Ragnaroka najemnika z zamiłowania i chyba troche z przypadku, fana wikingów i skandynawskiej mitologii, którego nazwiska nikt nie był w stanie ani wymówić ani tymbardziej zapamiętać; Leo i Jara Ducksonów zwanych Kaczorami, czyli nabardziej mordercze bliźniaki Układu Słonecznego, dwaj piromani z Księżyca, wielokrotni recydywiści zamrożeni i rozmrożeni w tym samym czasie co Dante; oraz kilku innych odszczepieńców o osobliwych ksywkach i nazwiskach. Cały oddział zostaje zatrudniony przez Korbę - wielką i bogatą korporację ostrzącą sobie zęby na Nowy Raj.

Nowy Raj to nowo odkryta planeta do złudzenia przypominająca Ziemię. Obecnie objęta kwarantanną i otoczona przez system bezpieczeństwa "Cerberus", czeka na rozpoczęcie Wielkiego Wyścigu korporacji, które już nie mogą się doczekać aby inwestować w nowe grunty. Tymczasem kwarantanna planety przedłuża się niemiłosiernie, co wyprowadza zarząd Korby z równowagi. W obawie, że grunty o które chcą zabiegać mogą być skażone postanawiają wysłać tam grupe swoich naukowców na przeszpiegi, z piękną Keteą Tychoo na czele, a pomóc im się tam dostać i ochraniać ich ma grupa Dantego. Pytanie brzmi jak przedrzeć się przez morderczego "Cerberusa" i jak pozostać przy tym niezauważonym przez rząd? I co takiego kryje się w Nowym Raju, który najemnicy chrzczą mianem Toy Landu, że rząd wciąż nie chce dezaktywować "Cerberusa" i rozpocząć Wielkiego Wyścigu?


Jeśli chodzi o fabułę... Cóż, bez sensacji, ani rewelacji. Akcja jest niczym żywcem wyciągnięta z amerykańskiego filmu s-f, wielka korporacja zatrudnia najemnikow aby w asyście ich naukowców udali się na jakieś tam zadupie zdobyć "cokolwiek". Oczywiście natkają sie na jakiegoś Obcego czy inne "Ch*j_Wie_Co", ganiają ze spluwami co by sie bronić, a i tak tylko garstka z nich przeżywa. Pod tym wzglęgem Toy Land spełania wszelkie warunki, z marszu amerykańce mogą kręcić kasowy hit kinowy, naszpikowany efektami specjalnymi i mnóstwem krwawej akcji, fabularnie nie wnoszacy nic nowego. Ale...
Ta książka to tak naprawde jedno wielkie szyderstwo, autor musiał mieć ubaw po pachy tworząc postacie takie jak Leo i Jar Ducksonowie, Krzysztof Krawczyk czy konferansjer telewizyjny Tomasz Wilk. Nadanie imienia Adolfa Hitlera czarnoskóremu ćwierćinteligentowi jest śmianiem się w twarz rasizmowi i faszyzmowi. Chociaż z tym rasizmem byłabym ostrożna, czarny Hitler miał w opowieści naprawdę nieźle przegwizdane. Tak samo jak grupa Chińczyków zwanych Karakanami. Już same ich imiona (czy też nazwiska, kto za nimi trafi) dawały dużo do myślenia :)
Niewątpliwie można sie pośmiać, ale nie jest to jakoś szczególnie wciagająca opowieść. Przewidywalna do bólu i banalna w swej formie.
23-12-2008 22:03

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.