» Recenzje » Taniec ze smokami, część 2 - George R.R. Martin

Taniec ze smokami, część 2 - George R.R. Martin


wersja do druku

O triumfie wodolejstwa nad akcją

Redakcja: Agnieszka 'istotka27' Bielecka

Taniec ze smokami, część 2 - George R.R. Martin
Od redakcji: przed lekturą poniższego tekstu zachęcamy do zapoznania się z omówieniem poprzedniego tomu. Dwie części polskiego wydania łącznie tworzą przekład jednej powieści, więc mają wiele cech wspólnych, dlatego też pewne kwestie nie zostaną poruszone w poniższym tekście dla uniknięcia powtórzeń.

Jak każda powieść George'a R.R. Martina, Taniec ze smokami okazał się ładną cegłą, w związku z czym decyzja wydawnictwa o podziale książki na dwa tomy nie dziwi. W lutym, trzy miesiące po polskiej premierze części pierwszej, ukazała się długo oczekiwana kontynuacja. Czy w kwestii fabuły coś ruszyło się do przodu? Czy zima nadeszła?

Jon Snow, Lord Dowódca Nocnej Straży, próbuje przygotować Mur do wojny z Innymi, nawiązując przyjazne stosunki z Dzikimi. Większym problemem są jednak jego właśni podkomendni, którym nie w smak walka ramię w ramię z niedawnymi wrogami. Daenerys wciąż przebywa w Mereen, obserwując jak w mieście narasta napięcie, a wojna z handlarzami niewolników zbliża się coraz bardziej. Tyrion, schwytany przez Joraha Mormonta, kontynuuje swą podróż ku Matce Smoków, popadając w coraz to nowe tarapaty.

Brzmi podejrzanie znajomo? Dobrze się wam wydaje, bo dokładnie tym samym zajmowali się bohaterowie w tomie pierwszym. Dobrze zatem, że chociaż rozdziały poświęcone innym postaciom wnoszą trochę świeżości do skostniałej już fabuły. Wątek Theona jest nie tylko najlepszy w powieści, ale moim zdaniem i w całej serii – obserwacja strzępu człowieka, jakim niegdyś był Fetor jest zarówno fascynująca, jak i przerażająca, a w dodatku jego losy jako jedne z nielicznych doczekują się jakiegokolwiek satysfakcjonującego zakończenia w książce. Bardzo dobrze czyta się także o ser Barristanie Selmym, starym rycerzu, który wciąż ma swą rolę do odegrania i, mimo utraty niemal wszystkiego w życiu, nie przestaje wierzyć w honor i uczciwość, zachowując jednocześnie zdrowy rozsądek, którego zabrakło na przykład Eddardowi.

Największym mankamentem powieści jest bez wątpienia całokształt wydarzeń, które zostały opisane na ponad tysiącu stron. Rozpoczynając lekturę, większość fanów zapewne myślała sobie: Wreszcie, po nieco przynudzającej Uczcie dla wron rozpocznie się akcja! Inni najadą na Mur, Dany spotka się z Tyrionem, Victationem i resztą, rozpocznie się ostatni akt tej wielkiej wojny! Jeśli też mieliście taką nadzieję, to mam dla was złe wieści – tak naprawdę mimo ogromnej ilości tekstu wydarzyło się zaskakująco mało w kluczowych kwestiach. Zgoda, bohaterowie coś tam robią, gdzieś zmierzają, czytelnik poznaje więcej świata... ale czy te wszystkie opisy i kilkanaście głównych postaci występujących w powieści były naprawdę konieczne? W dwóch pierwszych tomach Pieśni... pewne zdarzenia odbyły się z dala od bohaterów i przeczytaliśmy o nich tylko w formie relacji, co pozwoliło na zaoszczędzenie miejsca, a tym samym na zachowanie szybkiego tempa akcji. Teraz z kolei Martin odczuwa potrzebę opowiedzenia nam o dosłownie wszystkim, co dzieje się w Westeros i poza nim. W toku akcji Tyrion odwiedza egzotyczne miejsca, co nie byłoby takie złe, gdyby był to tylko dodatek do jego wątku, a nie całość! Rozdziały mówiące o Jonie są, przyznaję, interesujące, ale trudno nie odnieść wrażenia, że w zasadzie czytamy w koło Macieju o tym samym zagadnieniu, tylko ubranym w inne słowa. Dwa rozdziały poświęcone Victarionowi? Jestem w stanie wymienić JEDNĄ rzecz, o której warto wspomnieć, a i to dałoby się zmieścić w kilku zdaniach. Jeden rozdział o Jaimem? JEDNA istotna dla całości fabuły kwestia, która (jakżeby inaczej) pojawia się na ostatniej stronie.

Gdzieś po drodze zanikła też zdolność autora do kreowania wbijających w ziemię zwrotów akcji, a także połączony z nią brak litości wobec bohaterów. Nie będzie chyba zaskakujące stwierdzenie, że nie wszyscy dotrwają do ostatnich stron książki, jednak w większości przypadków zgony pewnych postaci zostały tak nachalnie zapowiedziane, że domyślenie się dalszego przebiegu wydarzeń nie sprawia większych trudności. W pierwszych trzech tomach czytelnicy naprawdę bali się o losy ulubionych postaci – teraz Martin woli bawić się w "trzymające w napięciu" zakończenia rozdziałów, z których i tak nic nie wynika, gdyż za kilkadziesiąt stron okazuje się, że (niespodzianka!) bohater przeżył. Pod tym względem pozytywnie wyróżnia się tylko epilog, który zwiastuje interesujące przetasowanie sił w następnej książce.

Największe rozczarowanie budzi bez wątpienia zakończenie (pomijając epilog) – oba tomy zdawały się budować napięcie do ostatecznej kulminacji wątków, dwóch starć, których rezultatem będzie tom szósty. Niestety, skupienie się na szczególe zamiast na ogóle doprowadziło do tego, iż autorowi zwyczajnie zabrakło miejsca w książce i najważniejsze fragmenty zostały przeniesione do nadchodzących The Winds of Winter. Nie jest to satysfakcjonujące rozwiązanie, zwłaszcza po robieniu czytelnikom apetytu na fabularną ucztę przez ponad tysiąc stron. W powieściach innych autorów prawdopodobnie nie przeszkadzałoby to aż tak bardzo, jednak Martin przyzwyczaił czytelnika do wyższego poziomu.

Podsumowując oba tomy, Taniec ze smokami nie różni się znacząco od Uczty dla wron: znów otrzymujemy setki stron opisów działań znanych i kochanych bohaterów, z których jednak tak naprawdę niewiele wynika. Świat przedstawiony, już wcześniej niezwykle dokładnie zarysowany, został jeszcze bardziej rozbudowany. Fabuła rozczarowuje brakiem znaczącego pchnięcia akcji do przodu, ale wciąż przewyższa twory zdecydowanej większości innych pisarzy fantasy. Podobnie jest z bohaterami, którzy należą do ekstraklasy gatunku pod względem głębi i stopnia zainteresowania, jakie wzbudzają w czytelniku. Mimo niedociągnięć i zawiedzionych nadziei tom piąty Pieśni... stanowi bardzo dobrą lekturę dla wszystkich fanów cyklu – oby tylko tom szósty powrócił do poziomu znanego z początku serii...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Taniec ze smokami cz. 2 (A Dance with Dragons)
Cykl: Pieśni Lodu i Ognia
Tom: 5, część 2
Autor: George R.R. Martin
Wydawca: Zysk i S-ka
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 21 lutego 2012
Liczba stron: 760
Format: 125×185mm
ISBN-13: 978-83-7506-898-6
Cena: 45 zł



Czytaj również

Komentarze


   
Ocena:
+1
Jeju.
Wodolejstwo to jest u Jordana
19-05-2012 17:46
Asthariel
   
Ocena:
+1
Tak. U Martina też, tylko mniejsze, co nie zmienia faktu, że jest.
19-05-2012 17:55
Kumo
   
Ocena:
+2
Dla jednych wodolejstwo, dla mnie dokładnie przedstawione losy wielu bohaterów w wyjątkowo rozbudowanym świecie. Jakoś nie odczułem braku akcji - zresztą po częściowym zakończeniu wojny domowej i nadejściu jesieni musiała ona nieco przystopować. Rozczarowujący jak dotąd jest dla mnie za to wątek Dornijczyków.
19-05-2012 19:00
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, tom szósty powinien nam z nawiązką wynagrodzić brak akcji w Uczcie i Tańcu ;) . Klasyczna retardacja przed wielkim finałem.
19-05-2012 19:21
~Nikodemos

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ależ polteru sie napoci byle pokazać że "oni to ne lecą za hype'em na GoT".
19-05-2012 19:22
Asthariel
   
Ocena:
+3
E, co proszę? A gdyby była wyższa ocena to "Phi, Polter leci za hype'm wraz ze wszystkimi!"?
19-05-2012 19:25
~Melanto

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Dla mnie pewnym ( choc nie jedynym) wyznacznikiem poziomu ksiązki jest procent fabuły, który zapada mi w pamięć. Z ostatniego tomu PLO( obu części) zbyt wiele nie pamiętam, poza wydarzeniami z kategorii "najistotniejsze" i jest to sygnał, ze treści tam niewiele. Za to lepiej poznajemy świat.
Rozwiązanie wątku ( choć czy na pewno...) najbardziej nielubianej przeze mnie postaci pojawilo sie akurat wtedy, gdy zaczynałam się do niego przekonywać, co chyba najbardziej mi sie w "Tańcu ze smokami" nie podobało - tzn "rozwiązanie".
Zgadzam się z autorem recenzji co do Theona i Selmy'ego jako tych, o których czyta się najlepiej.
Za to książę "z kapelusza" i książę z Dorne to chyba najmniej udane pomysły Martina w ogóle, zwlaszcza ten drugi, który wyjatkowo nie pasuje do rodzinki ( z utęsknieniem czekam na jakies konkretne działania Żmijek).
Martina dopadlo lekkie obniżenie lotów po świetnym początku, ale któremu pisarzowi się to nie zdarza.
19-05-2012 19:29
chimera
   
Ocena:
+1
Co do wodolejstwa - teraz czytam "Starcie królów" bezpośrednio po przeczytaniu "Gry o tron" i mam wrażenie, że już tutaj akcja staje się jak na mój gust zbyt rozwlekła.

Nie chcę tutaj się popisywać, jak to nie lecę na "hype" GoT (na razie jest ok, ale bez rewelacji), ale np. takie "The Warlord Chronicles" Cornwella czy "Tigana" Kaya podobały mi się zdecydowanie bardziej.
19-05-2012 19:38
Dawidek
   
Ocena:
0
Już "Ucztę..." męczyłem nieporównywalnie dłużej niż poprzednie trzy tomy, a tu widzę brak poprawy, szkoda...
19-05-2012 21:27
~vramin

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Juz w ''nawałnicy mieczy" było widac że cykl zmierza do wodolejstwa. Nie zamierzam wcale kupowac tej książki do momentu ostatniego tomu. Uwazam że Martin poczuł kase z serialu i bedzie ciagnął ten cykl do emerytury. Niech ciagnie..ale mnie tam nie bedzie.
20-05-2012 10:09
~igor

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Największym mankamentem powieści jest bez wątpienia całokształt wydarzeń, które zostały opisane na ponad tysiącu stron"
ze zdania tego wynika, że cała książka jest swoim własnym mankamentem. geez, polter schodzi na psy:)
20-05-2012 10:30
~do tyly wyżej

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Kasę z serialu? Saga była zaplanowana na tyle a tyle domów bardzo dawno temu, zanim HBO pomyślało o kręceniu Gry o Tron.
20-05-2012 10:30
~Uno

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
[UWAGA: BĘDZIE SPOILER]

Głośno się o tym nie mówi, ale wątek Dornijczyka został wprowadzon na skutek zakładu, który Martin przegrał. Chodziło o jakieś tam rozgrywki NFL. Nie wiem, co by musiał zrobic Gardner Dozois, gdyby to Martin okazał sie zwycięzcą, ale Warunkiem dla George'a było wprowadzenie do PLiO bohatera, który zginie okrutną i bolesną śmiercią. Nigdzie co prawda nie było powiedziane wprost, który to bohater jest efektem skłonności do hazardu autora, ale myslę, że możemy się zgodzic, że to właśnie książę z Dorne.
20-05-2012 11:02
Neurocide
   
Ocena:
0
@Chimera: wytrzymaj. Ale pamiętaj, że dzieła Martina miały składać się na trylogię. Ja uznałem, że zamysł autora był słuszny i nie zacznę czytać Uczty dla Wron, ani Tańca z kutaksami. Myślę, że zrobiłem dobrze, bo w tym czasie mogłem dać czas Jo Nesbo na przekonanie mnie do swojego bohatera.
20-05-2012 12:54
chimera
   
Ocena:
0
@Neurocide

Czyli radzisz, żeby skończyć na "Nawałnicy mieczy"?
20-05-2012 13:32
Salantor
    .
Ocena:
0
Albo też poczekać do wydania całości (czyli jakieś 30 lat ^^).
20-05-2012 13:46
~Uno

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Neurocide, pamiętaj, że w czasach kiedy Pieśń miała być trylogią, Taniec ze smokami miał być drugą częścią. :P
20-05-2012 15:27
~mr_gm

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nienawidzę czytać książek, które ucinają akcję w pół zdania i potem lata czekania na kolejny tom. Niech Martin wrzuci trzeci bieg i skupi się na pisaniu, bo chyba koncepcję zakończenia sagi, to miał zanim zaczął pisać.
04-07-2012 02:24

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.