» Zew Cthulhu » Szósta Kolumna

Szósta Kolumna


wersja do druku

Wspomnienia na temat starej, poczciwej Agencji ...


Pfff... To ty jesteś tym nowym rekrutem? Witam w naszej agencji. Zacznijmy od tego, że tutaj nie ma żadnej hierarchii, zatajania przed sobą itd. W ciągu najbliższych kilkunastu minut dowiesz się o paru największych tajemnicach świata, o rzeczach nieciekawych i o sprawach, które mogą ci ciążyć przez całe życie. Od tego momentu nieoficjalnie zabraniam ci zakładania rodziny i mieszania się w jakieś głębsze związki emocjonalne.

Większość ludzi, których tu poznasz to wdowcy, rozwodnicy i inni, to jeden. Dwa, służymy ludzkości i szkoda by było gdybyś zostawił jakąś kobietę i parę słodkich berbeci bez ojca. Od teraz zmieniasz swoją tożsamość, dużo rzadziej będziesz jadł ciasto cytrynowe z matką i popijał portera z ojcem. Prawie nigdy nie będziesz chodził do kina z dziewczyną. Przykro mi chłopie, ale zostałeś właśnie członkiem Szóstej Kolumny. Wyrzekasz się wszystkiego co w życiu miłe (oprócz whisky, tego będziesz potrzebował...) i zaczynasz służbę dla ludzkości.

Żeby dopełnić formalności – nazywam się Agent Goldwasser. Tak jest moje imię to Agent, zaś nazwisko Goldwasser. Choćbym chciał, nie poznasz mojego prawdziwego imienia. Tutaj jesteśmy dla siebie Agentami, jakie stosunki by nas nie łączyły. Rozumiesz, bezpieczeństwo wymaga.

Wszystko to zaczęło się dosyć dawno temu. Nie wiem dużo o przeszłości Agencji, jest ona okryta mgiełką tajemnicy większą niż niejedna z prowadzonych przez nas spraw, ale wiem, że poprzedni Szef Agencji zginął podczas misji w którejś z orientalnych dżungli. Tam podobnież wyznaczył na swojego następcę obecnego Szefa – Wallace'a. Wallace wprowadził Agencję w XXI wiek, obecnie nikt raczej nie ma ochoty zastępować go na jego stanowisku. Nikt oprócz B.. Agent B. jest jedynym , który ocalał z katastrofy w dżungli. Był on świadkiem decyzji poprzedniego Szefa o nominowaniu właśnie młodego wówczas Wallace'a na nowego przywódcę. Do dzisiaj pielęgnuje on w sobie starą ranę i otwarcie twierdzi, że nowy szef jest karierowiczem i prowadzi Agencję do upadku. Może to i racja, ale nie nam to oceniać. Podstawą jest lojalność.

Przez ten czas do Agencji wstąpiło wielu ludzi. Niektórzy, będący całkowitą pomyłką egzystowali w niej całkiem długo, niektórzy zaś będąc materiałem na świetnego agenta, ginęli bardzo szybko w głupich sytuacjach. Dzisiaj pozostała tylko elita. Nie będę ci wymieniał wszystkich, ale są osoby warte wspomnienia, takie jak; Yotohori, kobieta z przeszłością, będąca mózgiem bardzo wielu operacji, osoba, która dla 6 Kolumny i jej ideałów wycierpiała bardzo wiele, Craziel, człowiek dla którego nie było kompromisów, twardy i mądry gość z pomysłami, Agent Orange, dawny senator, bardzo inteligentny człowiek, wykorzystujący swoje wpływy w jak najlepszy sposób, Raziel, geniusz nowoczesnej technologii... Szufla, żołnierz z archeologicznym zacięciem, który dla organizacji poświęcił wiele zdrowia. Swiss, wdowiec, człowiek, który świetnie orientował się tak w biurokracji, jak i obsługiwaniu karabinka szturmowego. Ci ludzie wielokrotnie poświęcali się dla tysięcy innych, mając świadomość, że nie usłyszą nawet zwykłego “dziękuję”.

Yoto po jednej z operacji została całkowicie niemal sparaliżowana i obecnie żyje w specjalnym kombinezonie stworzonym dla niej przez Raziela. Szuflę znowu zaczęły nawiedzać nieopanowane wybuchy gniewu i agresji. Ja sam coraz częściej popijam w nieodpowiednich momentach. Wszyscy nie będziemy mogli wieść normalnego życia będąc starcami. Zapewniam cię jednak, że warto.

Chciałbyś usłyszeć o jakichś dokonaniach Szóstej Kolumny? Cóż, mogę ci opowiedzieć o paru akcjach, choć dziur w pamięci mam coraz więcej. Pamiętam akcję odbicia Yoto. Porwał ją jakiś świrus Samuel Black. Nazywanie świrusem człowieka, który potrafi niemal zabić poprzez oddziaływanie na umysł jest chyba jednak ignoranctwem, cóż, dużo krwi nam napsuł, powiedzmy więc, że świrus jest najlżejszym wyrazem pejoratywnym, którym go będę określał. Zaczęło się od listów z pogróżkami. Chciał jakichś pieniędzy itd. “Kolejny psychol” - pomyśleliśmy. Trochę dziwne było, że znał adres naszej bazy, ale jakoś nikt nie zwrócił na to uwagi. Potem groźby stawały się coraz poważniejsze. W końcu postanowiliśmy się nim zająć. No i przechytrzył nas na samym początku. Porwał jedną z naszych najlepszych agentek – Yotohori.

Nie wiedzieliśmy za bardzo co robić. Yoto zniknęła i... tyle wiedzieliśmy. Domyślaliśmy się, że ma to związek z Blackiem, szczególnie, że porwana próbowała działać na niego telepatycznie. Nasze przypuszczenia okazały się być słuszne. Agentka Yotohori porwała się po prostu na dużo silniejszego przeciwnika. Byłem w tym czasie nieobecny w agencji, ale z tego co zostało napisane w raporcie, w końcu namierzyliśmy go jakoś w Alpach Francuskich i dorwaliśmy “z desantu”.

Następna była sprawa Różokrzyżowców. Prowadziłem tą sprawę z jednym agentem, którego nazwiska nie pomnę. Przeszkadzali nam w jakiejś sprawie. W związku z tym postanowiłem się im dokładniej przyjrzeć i dobrać do skóry.

Pojechałem do Lwowa odrobinę powęszyć w archiwach tamtejszego Uniwersytetu. Działała tam kiedyś korporacja studencka o której związkach z organizacjami ezoterycznymi było powszechnie wiadomo. Większość dokumentów wywieźli do Moskwy albo spalili Sowieci po zajęciu miasta w 1944 roku. Wiedziałem też, że częścią owych archiwów interesował się w czasie okupacji miasta przez nazistów, słynny Ahnenerbe Institut, grupujący niemieckich okultystów. Podczas którejś z długich nocy spędzanych w bibliotece usłyszałem jakiś szmer. Domyślałem się kto był sprawcą owego szmeru. Od samego początku mojej obecności w najpiękniejszym chyba, ukraińskim mieście byłem zdziwiony, że nikt mnie nie śledzi. Byłem niemalże pewien, że Różokrzyżowcy wiedzą o Szóstej Kolumnie i nie ignorują jej działań. Przyłożyli nam “z grubej rury” na samym początku. Nasłali na mnie profesjonalnego zabójcę. Zdołałem go poważnie zranić, niestety zdołał uciec. Nie zdążył ze sobą zabrać swojego sztyletu. Natychmiast przekazałem ową “kosę” do naszego laboratorium. Końcówka oczywiście była umoczona w silnej truciźnie. Później długo ścigaliśmy ludzi, którzy się tylko podawali za Różokrzyżowców. Po prostu to oni nas zainteresowali a nie prawdziwi Różokrzyżowcy. Była to po prawdzie organizacja przestępcza, trudniąca się głównie nielegalnym handlem bronią na dużą skalę. Jest to jedyna sprawa, którą organizacja przerwała z powodu niemożności skutecznego zakończenia. Po prostu bandziory obwarowały się zbyt mocno i szczelnie byśmy mogli ich w jakikolwiek sposób dorwać bez ujawniania się.

Mocne przeżycia mieliśmy z Agentem Szuflą w Polsce. Otóż prowadziliśmy tam sprawę związaną z... duchami. Ludzie mieszkający w tamtym rejonie nagminnie uskarżali się na straszące ich “żydowskie duchy”. Nie wiem co zadecydowało o moim zgłoszeniu się do poprowadzenia tej sprawy. Osobista chęć przyjrzenia się zjawisku związanym z kaźnią moich przodków, czy niezwykła wiarygodność, która biła z relacji miejscowych. W każdym razie już pierwszego dnia zaczęliśmy analizować akta miejscowej milicji w poszukiwaniu byłych hitlerowskich zbrodniarzy. Niewielu dożyło dzisiejszych czasów, znaleźliśmy jednak Niemca, który był strażnikiem w jednym z obozów koncentracyjnych. Po wojnie ukryli go polscy przyjaciele związani z kołami antysemickimi. Dali mu nowe imię i nazwisko (z Fritz Yaeger na Władysław Grabowski) oraz mieszkanie w Łomży. Tam szybko zrobił karierę w lokalnej komórce PZPR, zaś po upadku komuny ustatkował się jako właściciel kamienicy w centrum miasta. Nawiedziliśmy go parę razy. Do swoich zbrodni przyznał się natychmiast. Opowiedział nam także o częstych krzykach i dziwnych odgłosach rozlegających się w domu.

Postanowiliśmy się do niego wprowadzić. Z początku miał opory, lecz mało subtelny akt perswazji ze strony Szufli pozwolił mu się ich pozbyć i upewnić się w przekonaniu, że ma naprawdę słabe serce, którego nie należy narażać na stresy.

Mieszkaliśmy tam dwa tygodnie. Nic się nie działo. Już mieliśmy zamiar kończyć sprawę jako nieważną dla Agencji. I wtedy zaczęły się dziać różne dziwne rzeczy. Zaczęliśmy mieć jakieś dziwne “ciągi” senne. Spaliśmy na przykład po dwie doby. Ni stąd, ni zowąd audycje radiowe były przerywane przez różne dziwne głosy w rodzaju ryku niemieckiego wachmanna czy jęku gwałconej kobiety. Jako prowadzący sprawę zarządziłem generalną rewizję domu. Nie znaleźliśmy nic interesującego oprócz jakichś pamiątek po czasach nazistowskiego reżimu. Dopiero gdy zrezygnowany przeglądałem rzeczy w biurku Grabowskiego, natrafiłem na grubą kopertę. Były tam zdjęcia. Ohydne zdjęcia przedstawiające hekatombę mojego narodu masowo niszczonego w obozach zagłady oraz zadowolonych z siebie niemieckich funkcjonariuszy. Miałem wtedy szczerą ochotę dokonania cichego morderstwa na moim gospodarzu. Nie zabiłem jednak tego dziewięćdziesięcioletniego starca. Był mi jeszcze potrzebny. Znowu pojawiły się dziwne szmery, coraz częściej słychać było potworne, niezidentyfikowane głosy. W końcu wyjechał Szufla. Miał pewną ważną sprawę do załatwienia w swoim rodzinnym mieście. Myślę, że miał dość. Ja też miałem dość. W końcu nadeszło apogeum. Kolejnej nocy obudziły mnie dziwne dźwięki dochodzące z pokoju Grabowskiego. Pobiegłem doń czym szybciej. Tam czekały na mnie... zjawy. Myślałem, że mam zwidy (faktycznie na zdjęciach zrobionych przez zamontowaną w pokoju kamerę, nie widać żadnych istot... łącznie z nami), lecz wyraźnie słyszałem jak się modliły i wykrzykiwały różne okrzyki w stronę swojego oprawcy. Co gorsza krzyczały także do mnie. Oskarżały mnie o zdradę. Pamiętam, że odeszły dopiero gdy stary zbrodniarz dostał zawału i skonał. Potem zemdlałem. Była to zdecydowanie najważniejsza dla mnie sprawa.

Ostatnią, chyba najbardziej zapamiętaną akcją Agencji była sprawa neonazistów z organizacji Combat18. Otóż planowali oni w pięćdziesiątą dziewiątą rocznicę zakończenia Drugiej Wojny Światowej uderzyć na Londyn. Odpowiednio wcześniej zdobyliśmy informację o nich i ich zamiarach. Podjęliśmy kroki niezbędne do ich namierzenia. Okazało się, że jest to organizacja elitarna. Przyjmują tam tylko najsilniejszych i najbardziej lojalnych członków ruchu neofaszystowskiego. A właściwie przyjmowali, bo pomimo pewnych trudności, udało nam się nie tylko zapobiec masakrze w centrum miasta, ale rozbić całą organizację.

Zaczęło się od próby wyeliminowania trzonu grupy. Dzień przed zamachem urządzili sobie oni bowiem małą imprezkę w jednym z londyńskich pubów. Trochę naiwnie wtargnęliśmy na imprezę i wszczęliśmy zadymę, z której ledwo co wyszliśmy. Poobijany Swiss musiał się ewakuować wraz z Szuflą, który rzucając się w wir walki dostał niechciany zastrzyk z narkotykiem. W tej sytuacji do akcji ruszyła cała agencja. Z początku umówiony z Agentem Orange na Bristolu zostałem dorwany przez trzech łysych osobników wbitych w wojskowe panterki. Wiedzieli już o nas. Szybko przekazałem informację Swissowi i zająłem się zgubieniem moich przeciwników.

W tym czasie Wallace chyba wykorzystał grupy szturmowe i we współpracy ze Scotland Yard zorganizował obławę na członków grupy. Złapaliśmy ich dobre kilkadziesiąt. Praktycznie unieszkodliwiliśmy organizację, choć Szef powiedział, że mają dużo większe zasoby niż myśleliśmy. Do dzisiaj się jednak nie ujawnili.

Będę szczery wobec ciebie wilczku. Kocham tę robotę. Przez cały czas myślałeś pewnie jak tragiczne jest nasze życie. Uwierz mi jednak, to wciąga. Po pierwszej akcji będziesz już wiedział, że to twoje miejsce. Na pewno. Jeśli nie to znaczy, że właśnie palimy twoje zwłoki. A jeśli je palimy to znaczy, że coś było nie tak. A tak czasem niestety bywa. My zaś istniejemy po to, żeby ludzkość jednak myślała, że wszystko jest w porządku.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Wojewoda
    Mimo wszystko...
Ocena:
0
...miłoby było kiedyś jeszcze przystąpić do pracy dla ludzkości, prawda Agenci?:)
25-10-2005 22:43
Thoron
    No i konkretny wstep
Ocena:
0
Bardzo mi sie podoba, krotki, tresciwy i wciagajacy opis tej organizacji. Sa tu jakies polaczenia z nadnaturalnymi istotami, czy mitologia Lovecrafta? :P
26-10-2005 14:37
Rothar
    :)
Ocena:
0
Hehe, a jasne żeby miło było jeszcze raz stanąć w szeregach starej Szóstej Kolumny Agencie Goldwasser.

SWISS
26-10-2005 22:39
Gerard Heime
    Byłoby miło, byłoby...
Ocena:
0
Czarny helikopter kurzy się w hangarze. Oprócz wypadów na spotkania weteranów Wietnamu i aukcje staroci niewiele mam okazji by ruszyć się z domu...

Może jeszcze wrócimy do akcji?

Pozdrawiam,
Agent Orange.

PS. Podobno gra była zbyt powergamerska jak na ZC, podobno było za dużo akcji a za mało grozy. Faktycznie, tak też i było. Ale i tak dobrze wspominam starą 6K :)
28-10-2005 10:32
vanderus
    Hmmm...
Ocena:
0
Wszystko pięknie... Tylko co to ma wspólnego z Mitami? Jak dla mnie cała ta Szósta Kolumna bardziej pasuje do CP2020 niż do ZC. Jakieś to takie wszystko naciągane i nie klimatyczne.

Ja osobiście jeśli miałbym w takiej organizacji działać, to chyba tylko po to by ją rozmontować od środka dla dobra świata :>
28-10-2005 10:32
~Wallace

Użytkownik niezarejestrowany
    Stare, dobre czasy...
Ocena:
0
...minęły.
Choć może pojawi się iskierka, by reaktywować s6K? Ale do tego trzeba więcej niż jednego-trzech entuzjastów.
28-10-2005 12:19
Gerard Heime
    Wiesz,Vand...
Ocena:
0
6K miała być cthulowa. W założeniach miała eksploatować klimaty Cthulhu z lat współczesnych (jak technologia informacyjna wpłynęła na to, co wiemy o Mitach? Jak postrzegamy Mity przez pryzmat współczesnje kultury?), teorii spiskowych i szeroko pojętego Archiwum X.

W praktyce wyszedł jednak niezły powergaming ocierający się o amerykańskie filmy akcji :) Nie miał wiele wspólnego z klasycznym Cthulhu (bardziej z Deltą Green) ale i tak było fajnie :)
28-10-2005 16:00
Wojewoda
    Od kiedy przyjęło formę Agencji...
Ocena:
0
...miało się kojarzyć z DG a nie z ZC. I wyszło powergamerskie niemniej całkiem... klimatyczne DG, w którym normalne akcje mieszały się z tymi bardziej paranormalnymi. Ogólnie wspomina mi się to naprawdę miło.
28-10-2005 16:42
Rothar
    Elmo
Ocena:
0
Stare dobre czasy nie minęły, są tylko przejściowe kryzysy. Oczywiście pomysł ze starą 6K już się przejadł. Jeżeli planowałby ktokolwiek przywrócenie starej dobrej 6K to musiałaby mieć nowatorskie rozwiązania. Czyli strona musiałaby być atrakcyjna i przede wszystkim opierać się o zasadę - czym lepiej grasz i czym bardziej się efektywnie udzielasz - możesz liczyć na awanse w hierarchii. Psujesz klimat - daleko nie zajdziesz.

Należałoby zapewne bardziej scentralizować całe dowodzenie (na przykład brak zabójczego podzielenia na kilkanaście równoległych wątków) i prowadzenie tylko kilku głównych tematów. Oczywiście wszystko to powinno być podane w dobrym klimacie i z wyczuciem. Odgrzewanie starego kotleta niestety już w tej chwili nic by nie dało. Jeśli taka stara nowa 6K miałaby przyciągnąć ludzi to przede wszytkim musiałby być udoskonalona. Może na przykład wprowadzenie frakcji na oddzielnych forach? Kto wie?

Niemniej pozdrawiam,
liczę, że jeszcze kiedyś spotkamy się podczas akcji...
28-10-2005 17:07
~Wallace

Użytkownik niezarejestrowany
    Hm
Ocena:
0
Powiem tyle, jeżeli o mnie chodzi 6K znów może przejść metamorfozę, jednak nie mam energii by sam to znowu napędzać. Możemy wrócić do starych klimatów i je udoskonalić.
Więc jeśli znajdą się jeszcze jakieś ze dwie osoby z pomysłem i zapałem, niech się do mnie zgłoszą. Z 6K można więcej wykrzesać...
06-11-2005 11:45
Rincewind
   
Ocena:
0
Stare dobre czasy. Fajnie było by w tym samym składzie zacząć od początku, bez powergamingu w stylu Blacka(w co osobiście dołożyłem swoje 5 groszy).

Craziel out...
09-11-2005 18:14
Wojewoda
    No Agenci, nie wiem czy długo wytrzymamy...
Ocena:
0
...coś czuję, że niedługo jakaś reaktywacja na pół roku będzie, aby zaspokoić nasz głód istnienia Szóstej Kolumny:D
09-11-2005 22:27

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.