» Recenzje » Światy Solarne

Światy Solarne

Światy Solarne
Światy Solarne to pierwszy tom Trylogii Solarnej, cyklu, który łączy w sobie steampunk i science fiction. Bez wątpienia jest to mariaż karkołomny, ale Jan Maszczyszyn udowadnia, że może być też naprawdę udany.

Planety Układu Słonecznego zostają zaatakowane. Początkowo ludzie nie są wprawdzie pewni, czy rzeczywiście miał miejsce atak, gdyż przypominający drewniane kloce Obcy nie wydają się groźni, a raczej... groteskowi. Jednakże kiedy się uaktywniają, zaczyna się prawdziwy terror. Stawić im czoła może tylko grupa awanturników, na której czele stoi sir Ashley Brownhole, Wenusjanin zajmujący się na co dzień prowadzaniem periodyków naukowych.

Szczególną cechą Światów Solarnych jest to, że streszczenie fabuły wcale nie odpowiada na pytanie, o czym właściwie traktuje powieść. Bo od losów sir Ashleya Brownhole’a i jego arystokratycznych przyjaciół ważniejsza okazuje się otaczająca ich rzeczywistość – a ta zaskakuje bez przerwy. Zaczyna się to wszystko nieco absurdalnie: z nieba spadają istoty przypominające drewniane bale, kosmiczny przemysł napędza para, a obowiązująca moda dopuszcza cylindry, kapelusze i meloniki – ale na pewno nie hełmy skafandrów próżniowych. Do tego dochodzi rzecz nieśmieszna może, lecz z pewnością wzbudzająca pytania o koherentność świata przedstawionego: mimo że cywilizacja zdolna jest do kolonizacji całego Układu Słonecznego, to wciąż nie poradziła sobie z problemem rasizmu. I żeby to jeszcze był rasizm cichy, utajony, wstydliwy – w żadnym wypadku! Nazywanie innych ludzi "czarnuchami" należy do dobrego tonu, podobnie jak posiadanie licznej grupy niewolników. Mało tych wszystkich dowodów na dziwactwa Światów Solarnych? No cóż, w Australii (czy też Australionie) żyją plemiona ludzi zdolnych do teleportacji. Widocznie Janowi Maszczyszynowi rzeczywiście było mało…

...tak przynajmniej można sądzić na samym początku lektury. Wraz z rozwojem fabuły świat przedstawiony pokazuje jednak kolejne oblicza, a te już tak groteskowe nie są. Okazuje się, że różni się on od tego znanego czytelnikowi nie ze względu na kaprys autora, a z uwagi na całkiem inne uwarunkowania fizyczne, a nawet metafizyczne. Technika rozwija się całkiem inaczej, bo wykorzystuje inne prawa i musi godzić się z innymi ograniczeniami – przestrzeń międzygwiezdną wypełnia eter, bezwładność nie istnieje, a najwyższe prędkości powodują nierozciągnięcie czasu, a jego skurczenie. Fani twardej fantastyki naukowej będą się krzywić, bo autor wykorzystuje zmodyfikowaną fizykę raczej jako źródło efektów specjalnych, w związku z czym można by mu wytknąć pewne nieścisłości. Najlepszym przykładem jest wspomniany eter: pod koniec powieści bohaterowie zapominają o nim i wyrażają strach przed próżnią (używają tego pojęcia wprost), żeby parę stron dalej swą nielogiczną wiedzę odrzucić i ponownie dziwić się (nie)istnieniu kosmicznej pustki. Cóż, tę konwencję trzeba przyjąć – rozkład "Światów Solarnych" na czynniki pierwsze mógłby obnażyć więcej tego typu wpadek. Cały ten fizyczny bałagan stanowi jednak tylko preludium do wątku najważniejszego: personalnej obecności Boga we wszechświecie (choć ten motyw potraktowany jest zgodnie z prawidłami gatunku, to żadne wielkie rozważania). Maszczyszyn szarżuje, co do tego nie można mięć wątpliwości, i szarża ta z pewnością wielu czytelników odstraszy już na samym początku lektury, ale jest ona solidnie umotywowana i podparta refleksją.

Po przebiciu się przez mur przytłaczającej estetyki czytelnik może być całkiem zadowolony, bo dostaje nie tylko barwny (choć szalony) świat, ale także porządną przygodową fabułę. Pisarz wyraźnie czerpie z Wojny światów (niektóre sceny żywcem przypominają klasyczne dzieło H.G. Wellsa), jednakże autor robi to zgrabnie, a uroku dodają całości drobne szczegóły, takie jak choćby świetne opisy międzygwiezdnych podróży i wymyślnych wehikułów. Bohaterowie, nieco naiwni awanturnicy, przekonują się, że kosmos jest miejscem bardzo niebezpiecznym i pełnym złoczyńców. Ani oni, ani tym bardziej odbiorca, nigdy nie mogą być pewni, kto czyha za rogiem: przyjaciel czy wróg? W dodatku Maszczyszynowi tą atmosferę niepewności udało utrzymać się do samego końca, co dodatkowo zaostrza apetyt na drugi tom cyklu.

Światy Solarne to literacka jazda bez trzymanki. Wszyscy miłośnicy ciasnych konwencji powinni trzymać się od niej z daleka – ta lektura mogłaby być niebezpieczna dla ich zdrowia. Jeśli jednak cenicie oryginalność, to z pewnością znajdziecie u Jana Maszczyszyna coś dla siebie, nawet jeśli niekoniecznie będą to przebrani w surduty ludzie-ryby (autentyk!).

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Światy Solarne
Cykl: Trylogia Solarna
Tom: 1
Autor: Jan Maszczyszyn
Wydawca: Solaris
Data wydania: 15 kwietnia 2015
Liczba stron: 480
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7590-226-6
Cena: 35,99 zł



Czytaj również

Testimonium - Jan Maszczyszyn
Proza fiksacyjna, czytelniczo fascynująca
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.