» Blog » Świat bez ludzi:
23-04-2017 00:48

Świat bez ludzi:

W działach: fantastyka | Odsłony: 284

Postapokalipsa, zagłada ludzkości, upadek cywilizacji i światy, które gwałtownie się wyludniły są stałym motywem fantastyki. Czy zastanawialiście się, jak wyglądałby świat, w którym ludzie nagle by znikli? I czy byłby on bezkresną pustynia, czy też raczej kwitnącym ogrodem, gdzie nic nie przeszkadzałoby roślinom i zwierzętom w szczęśliwym życiu?

Świat roślin:

Analizę zacznę od świata roślin, gdyż ten jest (relatywnie) przewidywalny. Dzieje się to dzięki zjawisku nazywanemu sukcesją ekologiczną, które jest całkiem nieźle przebadane. Dzięki niemu można powiedzieć, jak będzie wyglądał proces odbijania przez rośliny nowego-starego świata. Tak więc:

1-5 lat po zniknięciu człowieka:

Flora odejmie w posiadanie ziemię niemal natychmiast, nawet, jeśli będzie musiała przecierpieć wojnę atomowa i trwającą dziesięciolecia, nuklearną zimę. Stanie się tak dzięki zjawisku zwanemu „glebowym bankiem nasion” czyli zasobowi tych ostatnich znajdujących się w uśpieniu w ziemi. Nasiona są bardzo wytrzymałe, w wypadku niektórych gatunków są w stanie przeżyć nawet kilka tysiącleci, tak więc na pewno coś się uchowa.

Na obszarach rolnych ślady bytności człowieka widać będzie nie więcej, niż 2-3 lata. Już w drugim roku pola zachwaszczą się, a w trzecim pokryją się trawami, zmieniając się w łąki. Wyjątek stanowić będą sady, stanowiska krzewów i bylin ozdobnych. Z własnej obserwacji widzę, że te mogą przetrwać nawet i ponad 50 lat (znam wioski w Bieszczadach wysiedlone w latach 50-tych, gdzie nadal kwitną malwy i inne rośliny ozdobne), jednak stopniowo będą one spychane przez chwasty.

Wyjątek stanowić będą miasta (o których napiszę niżej) oraz inne silnie odmienione przez człowieka miejsca, w tym duże, zaawansowane gospodarstwa rolne. Wiele z nich jest tak zlane środkami chwastobójczymi, ze w zasadzie stanowią one chemiczną pustynię. Tam ludzkie uprawy pozostaną dłużej, jednak z czasem, wraz ze słabnięciem działania środków ochrony roślin i one pokryją się chwastami. Naturalne procesy mogą też doprowadzić do erozji i trwalej dewastacji tych obszarów.

W takiej sytuacji obszary te zostaną jednak po jakimś czasie skolonizowane przez tak zwane rośliny pionierskie i po jakimś czasie, być może liczonym w tysiącleciach ponownie pokryją się zielenią.

5-30 lat po zniknięciu człowieka:

Jednocześnie wraz z trawami na tym samym obszarze zaczną kiełkować też nasiona krzewów i drzew. Jeśli lokalne zasoby (wystarczająco gruba warstwa gleby i dostęp do wody, brak naturalnych pożarów) na to pozwolą, to ziemia pokryje się formacjami krzaczastymi. W naszym klimacie te składać będą się głownie z: tarniny, jeżyny, maliny, głogu, dzikich róż, młodych wierzb i brzóz, głogu i sosen. Nad wodami z olchy. Znaczny odsetek drzew stanowić będą gatunki obce, w tym głownie inwazyjne czeremchy amerykańskie, klony jesionolistne oraz robinie akacjowe.

Jakiekolwiek ślady dróg nieutwardzonych znikną, pozostaną już tylko drogi asfaltowe. Te jednak także nie będą już w najlepszym stanie.

30-100 lat po zniknięciu człowieka:

Oryginalne stepy, prerie i półpustynie odzyskają swój zasięg po 5 latach. Po 30 królem ekspansji będzie lasostep, który obejmie wszystkie obszary dawnej ekumeny zdolne podtrzymać większe skupiska drzew. Zdominowany będzie on przez drzewa iglaste, w naszym kraju głownie młode sosny i świerki, modżewie a także szybko rosnące drzewa liściaste, jak wierzby, brzozy i te cholerne, amerykańskie czeremchy, które zepchną na drugi plan świat krzewów wszędzie tam, gdzie nie powstrzyma ich uboga gleba, brak wody czy periodycznie pojawiające się pożary.

100 lat po zniknięciu człowieka:

Około 100 lat po naszym zniknięciu nadal dominował będzie las, ale jego struktura się zmieni. Na terenach z bogatą glebą będzie to bowiem głównie las mieszany, bowiem przewagę zaczną zdobywać drzewa liściaste. Na terenach o glebie ubogiej drzewa iglaste nadal jeszcze nie zwyciężą nad swoimi kuzynami. Jednak zanim proces ten się zakończy będzie miało miejsce okres przejściowy.

300 lat po zniknięciu człowieka:

W okresie tym zakończy się sukcesja ekologiczna.

Pustynie pozostaną pustyniami. Tereny suche obejma step i lasostep. Pozostałe opanuje las. Las ten będzie dość mocno różnił się od współczesnego. Otóż: o ile dziś dominują głownie uprawy leśne oraz formacje z jakiegoś powodu cenne dla człowieka widzenia, czyli lasy sosnowe, świerki hodowane na choinki oraz dęby i buki (które dostarczają dobrego drewna, ale na naszych terenach są reliktami epoki lodowcowej) tak nowy las będzie wyglądał inaczej.

Tereny o ubogiej glebie zdominują lasy świerkowe, prawdopodobnie mroczne i ciemne, o bardzo ubogim poszyciu. Las świerkowy często składa się z samych świerków: dorosłe obejmują we władanie piętro drzew, młode: ściółki, średnie wiekiem: krzewów. Do gruntu dociera niewiele światła, żyje tam tez często mało roślin i innych zwierząt.

Ze świerkiem konkurować będzie inwazyjna na naszym kontynencie i równie mało wymagająca robinia akacjowa. Te lasy będą wyglądać inaczej: robinie tworzą widne lasy, silnie też wpływają na otoczenie wysysając wodę z głęboki warstw oraz zatruwając je swymi liśćmi. Są jednak lubiane przez rośliny azotolubne, w efekcie więc w lasach tych będzie silna warstwa poszycia i krzewów, złożona między innymi z czarnych bzów, jasnot i pokrzyw.

Monokultury sosnowe, obecnie stanowiące jakieś 60 procent polskich lasów prawdopodobnie przestaną istnieć i to dosłownie. Lasy te są wynikiem niezbyt mądrej polityki leśnej z końca lat 40 i z 50-tych. Sadzono je gdzie popadło, bo rosną szybko i dają drewno, które da się drogo sprzedać. Niestety, mają ekologiczną wartość pola kapusty: zakwaszają glebę, przez co prócz drzew mało co tam rośnie, nie dają schronienia zwierzętom etc. Co gorsza jednolity skład gatunkowy sprawia, że są bardzo podatne na szkodniki oraz w suche lata: na wybuchy pożarów. W efekcie więc sosny wycofają się do swych naturalnych siedlisk, czyli na Pomorze. Gdzie indziej powstaną zapewne lasy sosnowo-mieszane. W niektórych miejscach, gdzie przetrwają w niezmienionym stanie lasy sosnowe pewnie istnieć będą aż do następnej epoki lodowcowej, jako relikt Ery Człowieka (i komunizmu).

W terenach bogatszych panować będą lasy liściaste, złożone głównie z jaworów, klonów i jesionów. Lasy takie prawdopodobnie stanowiły oryginalną szatę roślinna po epoce lodowcowej, dziś jednak stanowią rzadkość. Spowodowane to jest faktem, że należały do najbardziej tępionych przez człowieka, gdyż zajmowały (a raczej: uczestniczyły w tworzeniu) bardzo żyznych gleb brunatnicowych. W dużej mierze poszły one więc pod topór jeszcze w Epoce Brązu oraz Okresie Wpływów Rzymskich.

W dolinach rzek powstaną łęgi i olsy złożone z wiązów, jesionów, topoli, wierzb i olch. Wyżej położone obszary tychże dolin najpewniej we władanie obejmie inwazyjny klon jesionolistny z Ameryki. Formacje łąkowe przetrwają jedynie na obszarach gwałtownych i wysokich wylewów, albo na terasach rzecznych, gdzie woda nie stoi długo.

Tam, gdzie woda stoi długo utworzą się bagna, moczary i mokradła.

 

Ciąg dalszy + Fotografia ala Stalker (takie se, bo moje) na Blogu Zewnętrznym.

1
Notka polecana przez: Kanibal77
Poleć innym tę notkę

Komentarze


earl
   
Ocena:
+1

Taki świat już istniał parę milionów lat temu, więc wystarczy sięgnąć po książki z dziedziny paleontologii i nie trzeba sobie niczego wyobrażać.

23-04-2017 12:04
Exar
   
Ocena:
0

Fajny arcik.

Mi się marzy świat - a przede wszystkim miasta - bez samochodów (a przynajmniej spalinowych). Wyobraźcie sobie, że idziecie po takim mieście i jest CISZA. Nie ma też smrodu. Możecie normalnie porozmawiać, bez przekrzykiwania się. Nie boli was głowa od smrodu i hałasu po godzinie spaceru. Na zachodzie są takie miasta, gdzie na starówce i w ścisłym centrum samochodu nie uświadczycie.

I co ciekawe, da się to zrobić małym kosztem, nawet w Polsce. Wystarczyłoby zakazać wjazdu do centrów samochodów z silnikiem diesla - podejrzewam, że poziom hałasu spadłby od razu o jakieś 12-18 dB. Skąd to przypuszczenie? W takim Nowym Jorku (kto był, ten wie), na Manhattanie jeżdżą właściwie tylko taksówki, oczywiście benzynowe. I wbrew pozorom jest dużo, dużo ciszej (nie mierzyłem, subiektywnie oceniam) i mniej śmierdzi niż w takiej Warszawie. 

Kolejny krok to oczywiście zakaz wjazdu w ogóle samochodów spalinowych. Tutaj wchodzi w grę pojęcie well-to-wheel (polskim mirasom motoryzacji nieznane), które mówi, m.in. że nawet jeśli całkowity poziom zanieczyszczenia pozostaje taki sam, to ważne jest, gdzie to zanieczyszczenie powstaje. 

24-04-2017 07:09

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.