» Recenzje » Strach mędrca - Patrick Rothfuss

Strach mędrca - Patrick Rothfuss


wersja do druku

Strach czytelnika

Redakcja: Sławomir 'Villmar' Jurusik

Strach mędrca - Patrick Rothfuss
"Mędrzec obawia się tylko trzech rzeczy: morza w czasie sztormu, nocy bez księżyca i furii człowieka spokojnego" – tymi słowami rozpoczyna się blurb drugiego tomu Kronik królobójcy Patricka Rothfussa. Czytając owo zdanie, zacząłem się zastanawiać, czego może obawiać się czytelnik, biorąc do ręki Strach mędrca. Otóż najprawdopodobniej tego, czy kontynuacja świetnego Imienia wiatru stanie na wysokości zadania i nie zawiedzie ogromnych oczekiwań tysięcy fanów Kvothe’a.

_______________________


Wraz z rankiem nadszedł dalszy ciąg opowieści Kvothe’a. Strach mędrca rozpoczyna się bowiem kilka godzin po zakończeniu Imienia Wiatru. Jako że historia jest niesłychanie długa, drugi tom Kronik Królobójcy, liczący bagatela tysiąc trzysta stron, został podzielony na dwie części.

W pierwszej wracamy na Uniwersytet, gdzie Kvothe zmaga się z trudami studenckiego życia. Kłopoty finansowe spędzają mu sen z powiek, dlatego też uwija się jak w ukropie, aby zarobić na czesne. Niczym ostrze gilotyny wisi nad nim widmo wyrzucenia ze studiów, a zaciągnięte długi tylko pogarszają sytuację. Bohater całe dnie spędza w Rzemiosze, pracując nad długo oczekiwanym własnym projektem, zaś wieczorami grywa w Eolu z nadzieją, iż znajdzie mecenasa. Uniwersytet to także nauka: Kvothe, już jako Re’lar, uczęszcza na zajęcia obłąkanego mistrza Elodina, w niekonwencjonalny sposób dającego wykłady na temat imion rzeczy; poznaje zaawansowane wiązania sympatetyczne u Elksy Dala, zaś dzięki Auri, a konkretniej tunelom, w których mieszka, łamie zakaz i chyłkiem zakrada się do Archiwów, by uczyć się do egzaminów, a także kontynuować poszukiwania informacji na temat Chandrian oraz Zakonu Amyr. Mogłoby się wydawać, że uczelniane perypetie zaczną nudzić, lecz nic bardziej mylnego – dzieje się naprawdę sporo.

Fabuła skupia się tu przede wszystkim na rozwoju relacji między bohaterem, a pozostałymi postaciami, którym nareszcie zostaje poświęcone nieco więcej uwagi – dowiadujemy się ciekawych faktów o Dennie, a sceny, w których pojawiają się Elodin, Devi bądź Auri, to małe majstersztyki. Dzięki temu zabiegowi bohaterowie drugoplanowi w końcu zaczynają wzbudzać już nie tylko sympatię, ale i zainteresowanie.

Pierwsze zgrzyty pojawiają się w momencie, gdy główny bohater musi opuścić Uniwersytet. O ile Rothfuss świetnie wykoncypował okoliczności i motywacje związane z wyjazdem protagonisty, o tyle poszedł na skróty, jeśli chodzi o opis podróży. W jednym rozdziale zostały przedstawione przygotowania do rejsu, zaś w kolejnym Kvothe jest już na miejscu – dwa tygodnie spędzone na morzu zostały streszczone w kilku zdaniach. Co prawda książka nie jest z gumy, ale gdyby Strach mędrca był nieco dłuższy, raczej nikt by nie narzekał – szczególnie, że w czasie owego rejsu sporo się działo. Pierwsza część kończy się przybyciem bohatera do Severen, gdzie odnaleźć ma bardzo wpływowego człowieka – Rothfuss osobiście podpowiedział zagranicznym wydawnictwom, w którym miejscu najlepiej podzielić całość na dwa tomy, by uniknąć irytującego cliffhangera – za dbanie o nerwy czytelników należy mu się wielki plus.

Część druga rozpoczyna się od tropienia rozbójniczej bandy, której odnalezienie zlecił poznany jeszcze w pierwszej części maer Alveron. Kvothe wraz z barwną kompanią – podstarzałym tropicielem Martenem, twardą niczym skała najemniczką Hespą, buntowniczym rębajłą Dedanem i małomównym ademem Tempim – całe tygodnie wędruje po kniei szukając śladów. Bohater wykorzystuje ten czas do przyswajania sobie sztuki tropienia oraz przetrwania w lesie, co przeplata słownymi utarczkami z podważającym jego autorytet Dedanem, a także próbami rozmowy ze skrytym ademem. To właśnie wiecznie milczący Tempi wyrasta na najciekawszego z kompanów Kvothe’a, ratując tym samym przydługi wątek. Adem nigdy nie patrzy rozmówcy w oczy, zwykle siedzi na uboczu, nie wstydzi się nagości i codziennie zażywa kąpieli, co reszcie wydaje się dziwne tudzież zbyteczne – i to niby Tempi jest barbarzyńcą. Jeśli dodać do tego legendy, którymi owiany jest lud ademów, cieszący się sławą niepokonanych najemników, czerpiących moc z magazynowanych w sobie słów (co tłumaczyć ma ciągłe milczenie), otrzymamy tajemniczego i intrygującego bohatera.

Podczas lektury trafiają się irytujące wątki, jak choćby spotkanie Feluriany, opiewanej w legendach jako najpiękniejsza kobieta świata, która uwodzi mężczyzn, zabiera ich do krainy wróżów i spółkuje z nimi, aż wyzioną ducha. Któż mógłby oprzeć się takiej pokusie? Na pewno nie Kvothe. Protagonista na miesiące znika z realnego świata, by zgłębiać arkana ars amandi. Spotkanie z Felurianą, choć na pierwszy rzut oka baśniowe, ma bardzo konkretny cel – dać fundament pod przyszłe miłosne podboje dotąd nie potrafiącego sobie radzić z kobietami Kvothe’a. Niestety, ów wątek wbija się klinem w pieczołowicie tkaną wizję wiarygodności świata przedstawionego – do tego momentu stwarzał on wrażenie realnego, ontologicznie spójnego. Historia, która miała wydarzyć się w świecie wróżów (trzeba pamiętać, że Kvothe jako narrator mógł ubarwić swą opowieść), wydaje się nieprawdopodobna nawet jak na świat fantasy. Co gorsza, rozdziały poświęcone Felurianie nieco się dłużą. Owszem, Rothfuss w piękny sposób pisze o (uprawianiu) miłości, lecz ostatecznie niewiele wnosi to do fabuły, a skrócenie tego typu wątków mogłoby wyjść książce na dobre.

Ciekawie opisany jest pobyt głównego bohatera w Haert, ademskim mieście, do którego z rzadka zostają wpuszczeni obcy. Ademowie, przez innych postrzegani jako nieokrzesani barbarzyńcy, są na wskroś pragmatyczni oraz znacznie bardziej ucywilizowani, niż można to wywnioskować z krążących wokół nich plotek. Żyjąc w smaganych silnymi wiatrami górach nauczyli się wykorzystywać ukształtowanie terenu oraz każdy centymetr ziemi. Pobyt Kvothe’a w Heart to przede wszystkim ciąg dalszy kreacji świata oraz przybliżenie czytelnikowi kultury ademów. Lud ten komunikuje się za pomocą tysięcy gestów o różnym poziomie skomplikowania – te najprostsze wyrażają "podziękowanie", a te trudniejsze oddają "błagalną prośbę" lub "poufałe zaproszenie" (na zbliżony pomysł wpadł Robert M. Wegner – Wozacy z Opowieści z meekhańskiego pogranicza porozumiewają się za pomocą podobnej mowy gestów). Ademowie uważają, że język mówiony przeznaczony jest tylko dla najbliższej rodziny, bardów traktują zaś jak prostytutki (stąd niechęć wobec protagonisty). Lud stworzył intrygującą hierarchię społeczną opartą na znajomości ketanu oraz pojmowaniu Lethani, a także wydajną gospodarkę, której głównym dobrem eksportowym są oni sami – najlepsi najemnicy świata. Poznawanie zwyczajów, kultury oraz mentalności ademów, sprawia ogromną frajdę oraz zmusza do zastanowienia, jakie jeszcze asy pisarz chowa w rękawie.

Kto czytał Imię wiatru, doskonale wie, jak prezentuje się styl autora – wciąga bez reszty i pobudza wyobraźnię, która jeszcze długo po odłożeniu książki tworzy w umyśle obrazy na podstawie przeczytanych słów. Dialogi bawią, niektóre sceny skrzą się od humoru, inne zaś wywołują smutek. Autor wie, jak grać na uczuciach czytelnika, i co więcej – świetnie mu to wychodzi. Drugi tom cyklu jest doskonałym rozwinięciem zarówno świata, jak i samej historii Kvothe’a. I choć momentami wyraźnie daje się odczuć, iż Rothfuss zaledwie przygotowuje grunt pod wielki finał, trudno traktować to jako minus. Wydaniu też nie można wiele zarzucić – Rebis odwalił kawał dobrej roboty przygotowując Strach mędrca, acz nie ustrzegł się drobnych błędów, głównie związanych z "posklejanymi akapitami" – przy tak obszernej powieści trudno wystrzec się owych niedociągnięć, które jednak w żaden sposób nie wpływają na odbiór całości.

Strach mędrca spełnia ogromne oczekiwania, którymi fani po doskonałym debiucie obarczyli prozę Rothfusa. Drugi tom Kronik Królobójcy trudno nazwać lepszym od pierwszego, ale z pewnością można stwierdzić, że trzyma bardzo wysoki poziom. Choć w powieści jest kilka słabszych momentów, całość wciąż broni się jako jedna z najlepszych książek z gatunku epic fantasy. Za dowód tych słów powinno wystarczyć zapewnienie, iż dołączam do tysięcy zagorzałych fanów Kvothe’a i z niecierpliwością czekam na tom wieńczący tę epicką trylogię.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
8.44
Ocena użytkowników
Średnia z 17 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Strach mędrca. Tom 1
Cykl: Kroniki królobójcy
Tom: 2
Autor: Patrick Rothfuss
Tłumaczenie: Mirosław Piotr Jabłoński
Wydawca: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 4 listopada 2011
Liczba stron: 676
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7510-609-1
Cena: 45,90 zł



Czytaj również

Muzyka milczącego świata
Sto pięćdziesiąt stron o niczym
- recenzja
Strach mędrca. Tom 2 - Patrick Rothfuss
O zbieraniu ikspeków
- recenzja
Strach mędrca. Tom 1 - Patrick Rothfuss
Imię wiatru 2.0
- recenzja
Imię wiatru
Trochę Harry'ego, trochę Geda
- recenzja
Imię wiatru - Patrick Rothfuss
Epicka opowieść (nie)zwykłego karczmarza
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.