» Recenzje » Sto dni bez słońca

Sto dni bez słońca


wersja do druku

Aura Finneganów

Redakcja: Matylda 'Melanto' Zatorska, Piotr 'Clod' Hęćka

Sto dni bez słońca
Wit Szostak to pisarz predestynowany do zdobywania licznych wyróżnień na krajowym podwórku, dlatego nominacja Stu dni bez słońca do Paszportu Polityki nie była informacją zaskakującą. Powstaje jednak pytanie czy wspomniana wyżej powieść to opus magnum krakowianina, za które należą się zasłużone laury, czy może jedna z wielu zwykłych książek na rynku, doceniona przez krytykę ze względu na mainstreamowy charakter?

Lesław Srebroń, idealista-marzyciel, gorliwy literaturoznawca, życiowy półgłówek, a nade wszystko człowiek przekonany o potrzebie krzewienia kultury wysokiej, wyrusza w swoją własną podróż. Banita szukający azylu, miejsca cichego i spokojnego, w którym mógłby oddać się swoim pasjom, przybywa na Finnegany, archipelag siedmiu wyspy położony gdzieś na wodach terytorialnych Irlandii. Srebroń prowadzi na tamtejszym uniwersytecie wykłady (dla szlachetnego gremium pięciu osób) poświęcone twórczości wybitnego polskiego twórcy fantastyki, Filipa Włócznika. Jednocześnie stara się przeniknąć do środka naukowej społeczności, która wedle jego wyobrażeń dąży do zgłębiania tajników ludzkiej egzystencji.

Pierwszoosobowa narracja daje asumpt do bacznej obserwacji opowiadającego. Specyficzny bohater staje się soczewką, przez pryzmat której czytelnik poznaje świat przedstawiony. Lesław Srebroń, chociaż zamiary ma szlachetne i chce rozwiązywać poważne problemy człowieka XXI wieku, walcząc – jak sam mówi – z gangreną toczącą współczesną cywilizację, nie zdaje sobie sprawy, że podjęty przez niego bój jest co najmniej bezcelowy. Postać ta posiada szczególną zdolność do fantazjowania, naginania rzeczywistości do swoich wyobrażeń i wyciągania wniosków z wątpliwej jakości przesłanek. Co więcej, bezkrytyczne podejście do wyimaginowanej aury Finneganów nie pozwala mu na trzeźwą ocenę sytuacji. Świadczą o tym chociażby spotkania z Lwem Michaiłowiczem Protopopowem, wybitnym rosyjskim literaturoznawcą, którego Srebroń czci nabożnie, uznając za jeden z niewielu żyjących autorytetów. W wyniku czego zwykłe uskarżanie się na wrastający paznokieć ze strony humanisty odczytuje jako alegorię konfliktu na linii kultura-popkultura.

W tym miejscu warto zwrócić uwagę na pokaz niecodziennej stylizacji w wykonaniu Wita Szostaka. Lesław Srebroń, czerpiący inspirację z wątpliwej jakości prozy Filipa Włócznika, sam wpada w grafomańskie sidła. Narrator, którego ekstrawertyzm objawia się przelewaniem na papier wszystkiego, co wpadnie mu do głowy, nie tylko potwierdza własną niekompetencję na polu szeroko rozumianej humanistyki, jak również odsłania eksperymentalne, pod względem stylizacji, oblicze samego autora.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Sto dni bez słońca to powieść oparta na co najmniej dwóch solidnych filarach: intertekstualnym i satyrycznym. Pierwszy prowadzi niechybnie w stronę Cervantesa, zaś sam Srebroń przedstawiony zostaje jako Don Kichot naszych czasów. Postać wykreowana przez Szostaka pełna jest ideałów, ale nijak nie odnajduje się w otaczającej ją rzeczywistości. Z drugiej strony to utwór przesiąknięty ironią, wbijający szpile w system edukacji, kadrę akademicką czy studentów. Szostak przedstawia różne zachowania w krzywym zwierciadle, ale jest to zdecydowanie bardziej wariacja niż pełne jadu i zacietrzewienia pastwienie się nad konkretnymi grupami społecznymi. Autor doskonale zdaje sobie sprawę, że w każdym zawodzie da się sprowadzić do absurdu pewne praktyki, prezentując je w wypaczony sposób. Sto dni bez słońca to przede wszystkim konfrontacja ekscentrycznego bohatera z niecodziennymi realiami.  

Najnowsza powieść Wita Szostaka nie jest dziełem jego życia, co nie zmienia faktu, że to wciąż przyzwoita, chociaż lekka, lektura. Sam autor przyznał się, że pisanie Stu dni bez słońca było przyjemne i stanowiło miłą odskocznię od dotychczasowej twórczości. Widać to bardzo wyraźnie zarówno w warstwie językowej, jak i fabularnej. Nie jest to książka na miarę Wichrów Smoczogór, Poszarpanych Grani czy Ględźby Ropucha, przesiąkniętych tradycjami literackimi i filozoficznymi, ale wciąż nieźle sprawdza się w roli wartkiej powieści satyrycznej. 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
8.5
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Sto dni bez słońca
Autor: Wit Szostak
Wydawca: Powergraph
Data wydania: 1 kwietnia 2014
Liczba stron: 464
Oprawa: twarda
Format: 135x205 mm
Seria wydawnicza: Kontrapunkty
ISBN-13: 978-83-64384-11-0
Cena: 39 zł



Czytaj również

Sto dni bez słońca
Wyspiarski Don Kichot
- recenzja
Sto dni bez słońca
Czyli jak uratować cywilizację
- recenzja
Dumanowski
Rozbiorowa Polska alternatywna
- recenzja
Chochoły
Krakowski realizm magiczny
- recenzja
Ojciec
...czyli męskie relacje
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.