» Recenzje » Star Wars: The Force Unleashed II

Star Wars: The Force Unleashed II


wersja do druku
Star Wars: The Force Unleashed II
Pierwsze Force Unleashed zapowiadano jako tytuł wyjątkowy. Moc, oddana we władanie gracza, miała być naprawdę potężna. Fizyczny silnik gry, odpowiadający za właściwości otoczenia, miał uzależniać destrukcję lokacji od tego, jak bardzo dane przedmioty będą kruche czy elastyczne. Sztuczna inteligencja przeciwników miała powalać. Wszystko to oczywiście oprawione kapitalną grafiką, klasyczną muzyką i zanurzone w świecie, który prawie wszyscy uwielbiamy. Po takich zapowiedziach nie mogło się skończyć inaczej niż zawodem. Tytułowa wyzwolona moc okazała się pretekstem do okazjonalnych quick time eventów, właściwości fizyczne obiektów, żeby nie obciążać mocy obliczeniowej konsol i PC-tów, charakteryzowały tylko niektóre przedmioty, a niesamowite AI okazało się standardową mantrą producentów gier. Force Unleashed było po prostu slasherem jakich wiele - ani długim, ani wybitnie wciągającym, bez rozbudowanego systemu combo czy nacisku na technikę posługiwania się mieczem świetlnym. W odróżnieniu od wszystkich innych siekanek była to jednak gra osadzona w universum Georga Lucasa. Bez tego pewnie szybko byśmy o niej zapomnieli. Logo Gwiezdnych wojen jest jednak w stanie sprzedać niemal wszystko, nie dziwi mnie więc, że po umiarkowanie udanej części pierwszej zmajstrowano kontynuację. Dziwi mnie tylko, że chociaż byłem przygotowany na to, z czym przyjdzie mi się zmierzyć, znowu jestem zawiedziony.

Zgodnie z przedwiecznymi normami, znanymi jeszcze z maszyn 16-bitowych, kiedyś nie nazwano by tej gry pełnoprawną kontynuacją, a mission czy też expansion packiem. Znowu tym samym (prawie, ale o tym później) bohaterem pokonujemy kolejne lokacje, sieczemy setki wrogów, używamy mocy, skaczemy i pędzimy dalej. Zmianie uległo niewiele. Znany już Starkiller wzbogacił się o drugi miecz świetlny, dzięki czemu kombinacje ciosów wyglądają jeszcze bardziej spektakularnie. Do jego dyspozycji oddano też Force Fury, czyli czasowe zwiększenie możliwości bojowych. Ten oklepany tryb w identycznej postaci pojawiał się już w cyklu God of War – najpierw rzezając wrogów trzeba naładować pasek energii, by, wciskając obie gałki pada, pokazać Furię Mocy. Podobne skojarzenia z przygodami Kratosa budzą też sekwencje, gdy Starkiller spada, niszcząc mocą lub unikając lecących mu na spotkanie przeszkód.


Fabuła rozgrywa się po wydarzeniach z jedynki i jest ich kontynuacją. Niestety autorzy nie zadali sobie trudu, by przynajmniej streścić poprzednią część i od razu rzucają graczy w wir walki. W ogarnięciu historii nie pomogło mi wcale ukończenie poprzedniczki. W końcu od jej premiery minęły dwa lata. Być może był to zabieg celowy – od początku wiadomo, że protagonista najprawdopodobniej jest klonem pierwszego Starkillera, a jego przygody to uzupełnianie luk pamięci i poszukiwanie własnej tożsamości.

Kolejne dziewięć rozdziałów prowadzi Starkillera po kolejnych planetach. Podróż nie jest zbyt urozmaicona – 1/3 gry to Kamino, 1/3 to Cato Neimodia, 2 rozdziały to krążownik Rebelii, a jeden – Dagobah. Planeta Yody występuje jedynie epizodycznie, bo rozdział ten przechodzi się w pięć minut. Nie budzi to jednak specjalnego zdziwienia, biorąc pod uwagę że cała gra dostarcza rozrywki na zaledwie dwa wieczory.

Panowie z LucasArts nie napracowali się zanadto. Gra jest dość krótka, teatr działań ograniczony, a większość elementów znana od dwóch lat. Choć grafika jest naprawdę porządna, orkiestrowa pompatyczna muzyka porusza jak zawsze, na odkrycie czekają dwa zakończenia, a akcja pełna jest spektakularnych momentów, całość nie chwyta za gardło. Nie może. Drażni powtarzalność scenerii. Nudzi pierwsza misja na statku, w dużej części składająca się z łażenia po wyludnionym pokładzie oraz wysłuchiwanie przez komunikator, że rebeliantów gdzieś coś morduje.

Najokrutniej męczy chyba finałowa walka, pretendująca do miana lidera na mojej prywatnej liście najsłabszych walk z finałowymi bossami. Jest długa, mało wymagająca, nieciekawa i monotonna. Jednak najbardziej doskwiera znany już z jedynki średni gameplay. Mizerna miodność. Nie wiedziałem wcześniej, z czego wynikał mój zawód serią. Odkryłem to po skatowaniu dwójki. Chodzi o mechanikę walki. Sposób wyprowadzania ciosów, combosów i zbalansowanie możliwości przeciwników. Setki pojawiających się na drodze szturmowców to standardowe mięso armatnie. Sieczenie ich mieczami albo porażanie błyskawicami to żadna trudność. Wyzwaniem mogą być wrogowie nastawieni na walkę bronią białą. Tych zmiękcza się Mocą i biegnie dalej. Czasem pojawiają się wykorzystujący Moc uczniowie Sith. Tych panów szybciutko chlasta się mieczykami albo zakłada im chwyt, wykonuje rzut i szuka się kolejnego przeciwnika. Nuda. Walka mieczem? ”X X X”, a jeśli chcemy potężny finisz kombinacji, to dorzucamy force push albo błyskawice i biegniemy dalej. Potem pojawiają się potężniejsze roboty, które potrafią zaskoczyć faktem, że nie da się ich tak prosto ubić. Dla postaci z dopakowanymi mocami wyzwaniem jednak nie są. Prostackie kombinacje, wszechpotężna Moc, zastępy łatwych wrogów – bicie aż tak słabszych od siebie, nawet jeśli liczy się ich w setkach, to nie jest dobra zabawa. Nawet jeśli podąża się ciemną ścieżką Mocy. Miał być slasher, a zamiast uczenia się jakichkolwiek technik, wystarczy zapamiętać, że błyskawice (przynajmniej na Xboxie) są pod przyciskiem Y, a pchnięcie mocą jest pod B. Powtórzę – to nie jest zabawne.

W latach 80. i 90. studio LucasArts było dla mnie i dla wielu graczy gwarantem jakości. Trzymało pewien poziom, nieważne, czy produkowało grę ze świata Gwiezdnych Wojen, czy spoza niego. Nieważne było, jaki gatunek będzie reprezentowała gra, wiadomo było, że będzie dobra. Symulacyjny cykl X-wing do dziś wspominam z rozrzewnieniem, podobnie jak zdecydowanie bardziej zręcznościowy Rogue Squadron. Star Wars Episode I: Racer udowodnił że nawet jeżeli ekipa weźmie się za wyścigi, to też wyjdzie z twarzą. Dark Forces to jedna z moich ulubionych strzelanin FPS, a będący jej kontynuacją Jedi Knight II: Jedi Outcast to dla mnie najlepsza gra ze świata Lucasa. Na tle tej ostatniej Force Unleashed II, będąca niejako spadkobiercą koncepcji, wypada po prostu blado. To nie gra dla hardcorowców. Podobnie jak i reszta dzisiejszych gier starwarsowych, to raczej produkt dla casuali. Po premierze Mrocznego Widma kult serii wyszedł poza getto geeków, przebijając się do dominującej części kultury popularnej. Dziś powiedzieć niech Moc będzie z Tobą i nie żartować, to już nie obciach. Kolejne gry Lucasa mają więc wyglądać ładnie, spektakularnie i celować w jak najszersze grono odbiorców. Niestety cierpią na tym prawdziwi fani serii i gier, którzy oczekują czegoś więcej. Dołożenie znajdziek w postaci holocronów i przedłużającego żywotność gry trybu wyzwań na pewno nie zaspokoi ich oczekiwań.

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor - firma LEM

Przemysław Pawełek jest dziennikarzem Polskiego Radia
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
6.36
Ocena użytkowników
Średnia z 7 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Star Wars: The Force Unleashed II
Seria wydawnicza: The Force Unleashed
Producent: LucasArts
Wydawca: LucasArts
Dystrybutor polski: Licomp Empik Multimedia
Data premiery (świat): 26 października 2010
Data premiery (Polska): 29 października 2010
Platformy: PS3, Xbox 360, Nintendo Wii, Nintendo DS
Strona WWW: www.lucasarts.com/games/theforceunl...



Czytaj również

Komentarze


Qrchac
   
Ocena:
0
Tego niestety się obawiałem. Nie brzmi to najlepiej i jeszcze bardziej przesuwa mój zakup gry w dal. Szkoda.
16-12-2010 12:42
Morel
   
Ocena:
0
Qra - pożycze Ci jak chcesz ;)
Ale faktycznie - napalałem się okrutnie na tą grę i wyszła przekupa :/
16-12-2010 13:08
sirDuch
   
Ocena:
0
"Dziś powiedzieć niech Moc będzie z Tobą i nie żartować, to już nie obciach"

Śmiała teza :D
20-12-2010 22:43
Gonz
   
Ocena:
0
figura retoryczna.
21-12-2010 12:14
Bagheera
   
Ocena:
0
Odkąd Zakon Rycerzy Jedi jest oficjalną religią na Wyspach, to nie tyle śmiała teza, co wyznanie wiary :)

A co do gry.... eh.... kupiłam, zagrałam, odłożyłam. Jest krótko - niby treściwie, ale zupełnie tak samo jak w jedynce. Do tego, uczciwie rzecz biorąc, zakończenie "złe" całkowicie obsysa fabularnie. No i w pełni popieram Gonza, walka z Vaderem to najnudniejsze starcie w historii.
21-12-2010 22:09
Qrchac
   
Ocena:
0
No więc ja jestem już po. Początkowo chciałem iść w niej po platynę, ale (póki co) zrezygnuje. Gra jest do bólu przeciętna, scenariuszowi dużo brakuje do miana dobrego, a ostatnia walka to po prostu pomyłka. Mechanika walki jest prawie ok, ale zdarza się, że w trakcie kombosów giną wciśnięte przyciski. Ogólnie słabe 5.
02-02-2011 22:05

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.