» Recenzje » Silver Surfer: Requiem

Silver Surfer: Requiem


wersja do druku

Legenda: Śmierć

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski

Silver Surfer: Requiem
Silver Surfer – wiecznie nieszczęśliwy żeglarz wszechświata – to najbardziej romantyczna postać uniwersum Marvela. Dobrze, że doczekała się pożegnania z należytymi honorami.

Requiem zaczyna się od ponownej wizyty dawnego herolda Pożeracza Światów na Ziemi. Zgodnie z diagnozą Reeda Richardsa, Srebrnemu Surferowi pozostał zaledwie miesiąc życia. Kosmiczna energia, którą w momencie przemiany Galactus wpompował w swojego sługę, nie mogła wiecznie podtrzymywać go przy życiu i bohater stanął u progu końca. Końca, który J. M. Straczynski i Esad Ribic zgotowali mu z wielką pompą.


Nowa definicja patosu

Gdyby patos nakładany był na komiks w postaci cieczy, do pracy nad tym komiksem należałoby go dowozić cysternami. Powolne odchodzenie Surfera jest więcej niż godne. Jego oblicze pozostaje niewzruszone, a serce czyste. Wyłania się wizerunek zbawiciela, który przybywa z gwiazd, rozwiązuje trwające od wieków spory i udziela ludziom sakramentu, dającego im chwilowe wyobrażenie całkowitej wolności wypełniającej ich serca dobrem. Nie oszukujmy się, Surfer nie jest postacią wielowymiarową, więc w tym świetle wypada korzystnie. Autorzy wydobywają z niego to, co naprawdę go definiuje i obracają we wzruszające requiem dla odchodzącego ucieleśnienia szlachetności.

Wzniosły ton historii na pewno nie każdemu przypadnie do gustu, ale trudno nie docenić graficznej maestrii albumu. Te odrealnione, ekspresyjne obrazy (nie bójmy się tego słowa) chciałoby się powiesić na ścianie i oglądać, oglądać, oglądać... Zabiegi rysownika przypominają te z Kingdom Come i podobnie jak tam wprowadzają jeszcze bardziej podniosły nastrój.


A pod połyskującą powłoką...

Kiedy jednak opadną szaty nastroju, okazuje się, że król jest nagi. Historia jest bardzo prosta i zaledwie pretekstowa. Kilka pożegnalnych dialogów, dwie "nawalanki" i przewidywalna (choć i tak poruszająca) końcówka. W końcu bez pewnych elementów taka historia obejść się nie mogła. Uderza też pytanie, dlaczego Galactus, skoro w finałowym geście okazuje Surferowi tak wielki szacunek, nie mógł uleczyć go i ponownie obdarzyć energią? Odpowiedź jest prosta: gdyby to zrobił, nie byłoby tak podniośle.

Komiks Straczynskiego i Ribica kończy się mrugnięciem oka do fanów historii o Silver Surferze. Dopuszczalne poziomy patosu przekroczone, ale do powodzi nie doszło. I, choć poza formą wiele tutaj nie ma, warto z Requiem poobcować choćby i dla niej.


Blog Jarosława Kopcia
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.5
Ocena recenzenta
6.38
Ocena użytkowników
Średnia z 8 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Silver Surfer: Requiem,
Scenariusz: J. M. Straczynski
Rysunki: Esad Ribic
Wydawca: Mucha Comics
Data wydania: listopad 2008
Liczba stron: 96
Format: B5
Druk: kolorowy
Cena: 59 zł
Wydawca oryginału: Marvel Comics



Czytaj również

Silver Surfer. Przypowieści
Być herosem
- recenzja
Ultimate X-Men #2
Spadek formy?
- recenzja
Loki
Loki wspaniały?
- recenzja
Komiksowy Grudzień 2016
Przegląd zapowiedzi

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.