» Blog » Nie to nie!!
25-11-2009 13:33

Nie to nie!!

Odsłony: 1


Właśnie skończyłem pisać następną przygodę. Chyba czwartą od kilku miesięcy. ładnie wymuskaną, wedle "standardów" pisania przygód etc. Tylko co z tego. I tak jej nie poprowadzę. Tak dziwnie bowiem się składa, że od wielu miesięcy, od Toporiady 2009 nie możemy się zebrać z ekipą do grania. Głupia sytuacja. Życie, można by powiedzieć.
Co mam jednak robić siedząc po 10 godzin w firmie. Tak jak dziś.
Do końca pracy jeszcze dobrych 6h, trzeba więc sobie ten czas czym zająć.

Pomyślałem więc, że może wreszcie uczynię pierwszy wpis na swoim Polterowym blogu. Skoro już go mam ;)
"Siedzę i siedzę, myślę i myślę" cytując pewną panię artystkę i nie wiem nawet o czym napisać. Skoro jednak mam już czas i możliwość to postanowiłem napisać o wspomnianej wyżej Toporiadzie. Konwencie, na którym byłem latem, a konkretniej o mojej najgorszej sesji jaką prowadziłem w życiu. Mimo dobrego przygotowania, "uznanych" graczy etc to była oficjalna porażka sezonu :)
A wszystko byłem zbyt ufny :p

To miał być WFRP ed1 w starym, dobrym stylu. Szarość, jesień, deszcz, brud, zwierzoludzie, kulty etc. Miał być, o czym uświadamiałem graczy zarówno zajawkami przed konwentowymi jak i w czasie rozmowy przed sesją. Uznałem, że nakreślenie konwencji jest bardzo istotne jeśli mamy sie dobrze bawić więc poświeciłem temu kilka minut przed sesja.
Dostałem dobrych graczy (tak wtedy myślałem). Była wśród nich znajoma, która na RPGach zęby zjadła, fejmus z grodu Kraka, doceniony w którejś tam edycji PMM i jeszcze kilku graczy też trzymających poziom.

Nastąpiło przydzielanie (losowe) postaci. Znajoma dostała dowódce oddziału, a jakoś tak ni to przypadkiem ni to nie jej nieoficjalna prawą ręką został wspomniany jegomość. Pomyślałem, no to super. Dobrzy gracze trafili na odpowiednie stanowiska. Teraz sesja sama już popłynie. Oj jak ja sie myliłem ;)

Zaczęło się szybką jadką, potem była karczma, dylemat i ... ta część drużyny w której pokładałem zaufanie powiedziała coś na kształt "f**k it, idziemy dalej".
I się zawiesiłem.
A co z dziewczyną która ochraniali, a co ze zleceniem, co z pogłoskami o kulcie działającym w okolicy, co z napadem zwierzoludzi sprzed kilku minut...?
A no nic. Pani dowódca uznała, że idziemy dalej. W dupie ze zleceniem, w dupie z zdaniem, założeniami sesji... W zasadzie to "Ona dowodzi" więc jak sie nie podoba to możecie iść sami w las ratować jakieś pindy.

I to był moment zwrotny. Kiedy drużyna opuściła karczmę idąc za p. dowódcą powinienem złożyć kwity i powiedzieć "Dziękuję państwu za grę. Do zobaczenia za rok" Niestety nie zrobiłem tego.
Przepraszam.
Mea culpa

Miałem oczywiście plan awaryjny. Prowadziłem więc dalej. Ale plan ten był tak awaryjny, że nawet nie udało się zawiązać wątków z niego nim wybiła godzina zakończenia sesji (był to ostatni dzień konwentu i sesja trwały tylko do 24:00 bo potem było oficjalne zamkniecie, ogłoszenie wyników konkursu na najlepszego MG, Gracza etc).

Cały ten plan awaryjny napisałem tylko proforma. W 3-4 zdaniach, bo przecież "nie mogą nie zrobić tego co przewidziałem". Wprowadzenie, zawiązanie przygody, zajawki przed sesją, rozmowa o konwencji i formie Jesiennej Gawędy, w końcu same wskazówki w przygodzie wręcz krzyczały "idźcie uratować księżniczkę, zabić smoka i zajumać skrzynię złota". Na boga (jakiegokolwiek), ja nazwałem nawet tę przygodę "Zwierzoludzie i kultyści" :D nawet największy kreton (błąd zamierzony) by się zorientował o co biega.

Gracz(ka) jednak z premedytacją i w pełni świadomie uczyniła coś innego. Czy mogła to zrobić? Oczywiście, że mogła. To do mnie należało umieszczenia jakiegoś BNa, sprowokowanie wydarzenia etc które by ją odwiodło od tego pomysłu. Tak jednak zaufałem graczom, iż chcą się bawić z resztą drużyny i ze mną w tę samą bajkę, iż zrezygnowałem ze "smoków wlatujących przez dziurkę od klucza, bo MG tak powiedział". przez to przygoda była katastrofą.

Nie wydarzyło sie na niej nic. Skończyliśmy po 4h niczego i z ulgą opuściłem miejsce gry.

Powiedziałem sobie wtedy, ze to ostatni raz kiedy na siłę chciałem przeciągać sesję, mimo, że gracze robili co im dusz(p)a podpowie.

Nie zrozumcie nie źle. Nie jestem zaborczym, MG-tyranem. Nie zmuszam graczy do grania w "mojej" konwencji. wręcz przeciwnie. Zawsze staram się aby to Oni przede wszystkim się bawili, bo to dla mnie satysfakcja.

Tym razem jednak powiedziałem zawczasu i wyraźnie... "Bawimy się tak i tak. Jak nie pasuje, masz jeszcze 15 MG do wyboru. Do niczego nie zmuszam, namiot otwarty, droga wolna."

Kiedy następnym razem zastanie mnie taka sytuacja nie będę męczył ani siebie, ani graczy, którzy chcieli by pograć i pobawić się wspólnie ale nie mogą bo gracze najbardziej autorytarni i najbardziej przebojowi przejęli całą zabawę. Nie zabije też nieszczęśników gromem z jasnego nieba ani trucizną w jedzeniu. Znudziły mi się takie sposoby pokazywania graczom, że robią coś nie tak.

Zwyczajnie powiem "Dziękuję państwu za wspólną grę. Nie to nie!", a potem pójdę pod sklepik i kupię sobie zimny browarek z kija.

Savko

Komentarze


karp
   
Ocena:
+4
Fajna notka ku przestrodze dla (nie tylko) konwentowych MG, z której morał jest prosty: nigdy nie zakładaj, że Gracze nie mogą nie zrobić tego co przewidziałem - zwławsza, jesli owych Graczy nie znasz.
25-11-2009 14:09
Scobin
   
Ocena:
+7
Zastanawiam się, czy morał nie jest czasem inny: "Dobry gracz szanuje wysiłek MG i robi co w jego mocy, aby na sesji było ciekawie". Trochę mi to wszystko pachnie podejściem "Zrobię MG na złość". Nie znam całej historii, mogę się mylić, ale jeśli dobrze rozumiem sytuację – to zrobiłbym zupełnie inaczej niż rzeczona graczka. Wyżej cenię bowiem jakość wspólnej zabawy od psychologicznej wiarygodności postaci (zwłaszcza że i tak nigdy tejże do końca na sesji nie oddamy).

Natomiast oczywiście problem pt. "Co ma wtedy zrobić MG" jest otwarty. :-)
25-11-2009 15:09
Kot
   
Ocena:
+4
Kocia dobra (prawdopodobnie) rada - jeśli już zacząłeś prowadzić, chcesz sesję ciągnąć dalej, a gracze unikają jak ognia twojego Wielkiego Planu (czytaj: przygody), zrób jedyną rzecz jaką możesz zrobić.
Improwizuj. Najlepiej zupełnie porzuć plany i wątek, splatając coś zupełnie nowego, czego gracze:
a) nie spodziewają się
b) tak naprawdę chcieli od początku

W ten banalny sposób powstają najfajniejsze sesje. Szczególnie te konwentowe.
25-11-2009 15:34
Fungus
   
Ocena:
+1
W zasadzie nie dziwi mnie ta historia. Jest sporo graczy, zwłaszcza znanych w fandomie (bo i niektorym do tego ego rosnie), ktorzy uznaja jeden styl grania - własny. Nie jest to komentarz do tego konkretnego przypadku, bo nie bylo mnie tam, nie widzialem to i wypowiadac sie trudno, pisze ogolnie.
Czyli: u nas sie grao tak, wiec zawsze bedziemy grac tak. Na nic tlumaczenia o konwencji, o tym ze tu dla odmiany gramy (i tu wstaw jak gramy), u nas sie grało inaczej.

Ale wez tez jedna rzecz pod uwage - dla wielu osob te same slowa znacza co innego. Np. heroizm, na przyklad dark, na przykald Jesienna Gaweda. Wiec to co dla Ciebie moglo byc jasnym tlumaczeniem jak wolu na miedzy, moglo dla graczy znaczyc cos zupelnie innego.

Roznie bywa.
25-11-2009 15:44
zegarmistrz
   
Ocena:
+1
Ja się muszę zgodzić z MacKotkiem. Nie znam sytuacji i być może się mylę, ale mam silne wrażenie, że wyciągnąłbym tą sesje na prostą. W zasadzie wszyscy moi gracze należą do kategorii "rozwalających sesję", robiących to, co im się żywnie podoba, samemu ciągnących przygodę... Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek dostosowali się do moich planów. Mimo to gra nam się świetnie...

Jak? Cóż, improwizuje, dostosowuje się do sytuacji, zmieniam plany w biegu, wyciągam na nich konsekwencje ich działań, na poczekaniu wymyślam nowe sytuacje...
25-11-2009 15:46
Sethariel
   
Ocena:
0
Jeżeli to kontynuacja jakiejś kampanii zawsze można połączyć jakieś stare wątki, o których gracze już zapomnieli i stworzyć coś całkiem nowego, zaskakującego.

Z drugiej strony łatwo mówić o improwizacji, ale czasem jest tak, że serce i głowa chce, ale organizm odmawia... Wtedy jedyne co zostaje to skończyć sesję, bo z takiej improwizacji nic dobrego nie wyjdzie.
25-11-2009 15:58
Scobin
   
Ocena:
+1
Poza tym improwizacja jest mniej spójna niż sesja zaplanowana, a niektórym graczom bardziej niż innym zależy na spójności.
25-11-2009 16:21
Savarian
   
Ocena:
+5
@Scobin
"Dobry gracz szanuje wysiłek MG i robi co w jego mocy, aby na sesji było ciekawie"
Ja się zgadzam z twoim zdaniem.
Szczególnie w sytuacji kiedy nie jest "zmuszony" do uczestnictwa w akurat tej sesji. Wg. mnie sesje takie, gdy MG wyraźnie wykłada jaki styl przyjmuje, jaką konwencje wprowadzi i jaki efekt chce osiągnąć to pewien rodzaj umowy między nim i graczami. Gracz ma wybór, podpisuje umowę, zgadza się na jej warunki, to idzie na sesje. Nie odpowiadają mu to idzie do innego MG. Peryfrazując przerobiony dialog pewnego porucznika Borewicza. ""krotka pilka z mojej strony tu masz moja propozycję, zgadzasz się albo nie".
Kiedy gracz idzie na sesję wiedząc, że mu ona nie pasuje i do tego grając tak jak mu się rzewnie podoba zwyczajnie nie szanuje MG.

@MacKotek
"jeśli już zacząłeś prowadzić, chcesz sesję ciągnąć dalej, a gracze unikają jak ognia twojego Wielkiego Planu (czytaj: przygody), zrób jedyną rzecz jaką możesz zrobić.
Improwizuj"
Tak właśnie było, tylko okazało się, że gracze poza faktem, że "nie chcą uratować księżniczki, bo nie!" nie mieli żadnego planu. Od pojechali do miasta, uchlali się w knajpie, gadali, łazili i tyle. Wiesz jak już tak bardzo chcieli wziąć sprawy w swoje ręce i pociągnąć sesję tak jak im się podobało, to im pozwoliłem, chciałem sprawdzić co takiego wymyśla. No i okazało się, ze nie za wiele mieli do zaoferowania ze swojej strony.

@Fungus
"dla wielu osób te same słowa znaczą co innego. Np. heroizm, na przyklad dark, na przykald Jesienna Gaweda. Wiec to co dla Ciebie moglo byc jasnym tlumaczeniem jak wolu na miedzy, moglo dla graczy znaczyc cos zupelnie innego."

Możesz mieć rację. Nie zaprzeczam. Tylko, że większość 4/6 drużyny, ta część mniej doświadczona i mniej ograna, zrozumiała w jakiej konwencji chce zrobić sesję. A ta wydawać by się mogło bardziej doświadczona, nie. Więc sądzę, że jednak chodziło o to, iż zwyczajnie za nic wzięli sobie słowa MG i zagrali tak jak im się podobało.

@zegarmistrz
"Nie znam sytuacji i być może się mylę, ale mam silne wrażenie, że wyciągnąłbym tą sesje na prostą."

Masz zapewne rację. Sam bym mógł ją wyciągnąć (choć wtedy nie miałem na to ani siły, ani ochoty, ani motywacji, ani pomysłu) tylko czy należało tak zrobić. Wyciągać można każda sesję. 99% jest do uratowania przez dobrych MG. Tylko czy na tym ma to polegać. Na wzajemnej rywalizacji, "gracze robią wszystko żeby sesję rozwalić, a MG żeby coś z niej uratować" No mnie to nie bawi. Mam za mało czasu i okazji do grania oraz prowadzenia żeby się męczyć na każdej sesji w rywalizację z graczami.

"W zasadzie wszyscy moi gracze należą do kategorii "rozwalających sesję", robiących to, co im się żywnie podoba,(...)Mimo to gra nam się świetnie..."

Nie zazdroszczę ;) Ja bym zmienił graczy. Kiedyś mi nie przeszkadzały takie akcje i miałem dokładnie tak jak piszesz. Teraz wolę bawić się wspólnie z graczami na zasadzie niepisanej umowy społecznej, niż na zasadzie wzajemnej rywalizacji. Jeśli gracz mimo wyraźnych nawet dla ameby znaków robi coś zupełnie innego to widocznie nie chce się bawić. A jak nie chce to proszę bardzo, weź łopatkę i zmykaj do innej piaskownicy ;)

@Sethariel
"Z drugiej strony łatwo mówić o improwizacji, ale czasem jest tak, że serce i głowa chce, ale organizm odmawia..."

Heh... trafiłeś w sedno z tym opisem ;)

"Wtedy jedyne co zostaje to skończyć sesję, bo z takiej improwizacji nic dobrego nie wyjdzie."

I tak właśnie powinienem był zrobić.

Z całej tej historyjki wyciągnąłem jednak kilka wniosków.

Po raz. PKU. Patrz Komu Ufasz. Nigdy nie zawierzę graczom, nawet uznanym, "dobrym" etc bo można się moooocno przejechać
Po dwa. Dobry gracz nie musi być wygadany, obeznany z systemem, nie musi świetnie się wczuwać, ani być błyskotliwy i mieć setek świetnych pomysłów. Może nie mieć tego wszystkiego, a ja i tak po sesji będę wiedział czy jest dobrym graczem czy nie. Bo dobry gracz potrafi "grać w drużynie". Od grania w pojedynkę są inne dziedziny sportu niż RPG.
Po trzy. Sam będąc graczem inaczej patrzę na sesje. Zauważam te rzeczy, które wyraźnie pokazuje MG i które spodziewa się, iż wykorzystam(y) na sesji. I choć zawsze gram zgodnie ze swoją postacią, to szukam takiego rozwiązania by zarówno nie łamać koncepcji swojego bohatera i nie psuć sesji.

To chyba te najważniejsze. Jak już sie obudzę poranną kawą to może coś dopiszę ;)
26-11-2009 07:48
sirDuch
   
Ocena:
0
Słuszne wywody. Najważniejsza jest satysfakcja z gry, a udana sesja to taka, po której wszyscy ją mają - zarówno gracze jak i MG. Wzajemne psucie sobie tej satysfakcji musi prowadzić do rozczarowań.
Moja rada w przypadku tej konkretnej sesji byłaby taka: jeśli konstrukcja drużyny zakłada, że jedna osoba dowodzi, daj takiej postaci silne motywacje (najlepiej ukryte osobiste), żeby w sytuacji, która ma się rozegrać na sesji musiała zareagować po Twojej myśli. Scenariusz potoczy się we właściwym kierunku, gracz dalej będzie mógł już sobie decydować jak mu się podoba.

Dobry gracz nigdy nie sprzeniewierzy się rysowi psychologicznemu mocno zarysowanemu przez MisiaGry, co najwyżej na dzień dobry powie że mu taka postać nie odpowiada i wybierze inną (postać lub sesję). Graczom psującym celowo grę należy ukręcać łby bez wyrzutów sumienia. Skoro przyszli bawić się w co innego niż reszta, niech szukają gdzie indziej.
26-11-2009 14:06
zegarmistrz
   
Ocena:
+1
"W zasadzie wszyscy moi gracze należą do kategorii "rozwalających sesję", robiących to, co im się żywnie podoba,(...)Mimo to gra nam się świetnie..."

Nie zazdroszczę ;) Ja bym zmienił graczy. Kiedyś mi nie przeszkadzały takie akcje i miałem dokładnie tak jak piszesz.


Wiesz, kiedy ja uwielbiam aktywnych graczy, którzy wiedzą czego chcą i faktycznie grają swoimi postaciami, zamiast czekać, co dla nich przygotował Mistrz Gry. Bardzo ułatwia to moim zdaniem grę. Nazywam ich "psującymi sesje" dlatego, że wielu Mistrzów Gry traktuje aktywnych graczy jako problem.

Częściowo mają racje. Taki styl gry nie pasuje do wielu gier i konwencji np. horroru czy dark fantasy albo wielu typów sesji "low". Z drugiej strony świetnie sprawdza się w systemach heroicznych i epickich: 7th Sea, Exalted, DeDekach. Podejrzewam też, że gracz, który chciałby iść za tokiem przygody i czekał, co zrobi Mistrz Gry naprawdę rozwaliłby mi sesje.
27-11-2009 12:37
8536

Użytkownik niezarejestrowany
    @zegarmistrz
Ocena:
+3
Zauwaz, ze Savarian wyraznie napisal, ze Gracze nie zaoferowali nic. Nie byli wiec aktywni, tylko wlasnie pasywni - przygoda MG nie, wlasna przygoda nie, najlepiej to pobawmy sie w 100% sima i idzmy upic sie w knajpie jak zwykli ludzie. Czyli nuda, nuda, nuda. Pic w knajpie to lepiej w realu, za to zabijanie straznikow miejskich w realu grozi co najmniej (sic!) kolegium.
27-11-2009 14:51
Savarian
   
Ocena:
+2
@zegarmistrz
Stawiasz pod jedną kreską graczy aktywnych na sesjach i "rozwalaczy". Dla mnie to dwie zupełnie inne grupy.
Co innego jest bowiem działać aktywnie, wysuwać propozycje, kombinować etc a co innego robić tak jak we wspomnianym we wpisie przypadku.
Gracz aktywny nie musi od razu sprawiać, że przygodę można włożyć do kosza, a sesja staje się improwizacją.
Co więcej ja też bardzo lubię graczy aktywnych i do takich należy moja ekipa. Kiedy gramy (jak już się zdarzy) nie ma miejsca na stereotypowe "to co robicie?". Gracze zawsze coś robią, kombinują, szukają, szpącą itp. nie rozwalając jednocześnie sesji, a często zmuszając mnie do improwizacji, naginania lub zmieniani scenariusza etc.
Jest chyba więc jednak (dla mnie jest to nawet wyraźna) różnica pomiędzy tymi dwiema grupami.

Przypominam sobie dwie sytuacje, które pokazują na przykładach z mojego doświadczenia RPGowego różnice między tymi typami graczy.
Grałem kiedyś w W:MW u dobrej mistrzyni. Moj cygan Malek był totalnie odjechanym gościem. Co ja tam nie wyprawiałem. Demolowałem, kradłem, doprowadzałem do pasji lupinów, jeździłem po mieście na zauroczonym i porwanym słoniu z mojego cyrku, a w końcu podpaliłem (przypadkiem ;) ) kawał Konstantynopola (sic!). Balansowałem na granicy maskarady przez całą kilku sesyjną kampanię. Nigdy jednak nie przekroczyłem granicy po której zniszczył bym M sesję lub doprowadził do stanu, kiedy dalsza gra zaczęła by wszystkich męczyć.
Z drugiej strony sesja w WFRP u mnie. Gracze mieli totalnie przechlapane. Ścigało ich kilka gildii w mieście, mieli na karku listy gończe i jakiegoś zabójce co łaził im po piętach. Od wszystkiego uwolnić mogli się znajdując jednego gościa, który był za to odpowiedzialny. Znaleźli go, porwali i trzymali aby kiedy będzie trzeba odkryć najważniejszą kartę triumfalnie mówiąc "to on za tym stał, a oto podpisane przez niego przyznanie się do winy". Tymczasem jeden z graczy, wyjął pistolet i wypalił mu w twarz "bo go wq**wiał".
No i co. Gracze nie mogli oczyścić się z winy, większość zginęła, gra skończyła się w 1/3 kampanii, drużyna się rozpadła.
Bo jeden "rozwalający" doszedł do wniosku, ze fanie będzie strzelić najważniejszemu BNowi przygody w twarz.
Ja takiego zachowania "aktywnością" raczej nie nazwę ;)
27-11-2009 15:10
Scobin
   
Ocena:
0
Tak sobie myślę, czy nie dałoby się tamtej sytuacji zaaranżować tak, aby tylko tamten BG (i pośrednio gracz) poniósł karę za takie zachowanie. Np. gdyby pozostała część drużyny wystawiła jego na pożarcie, a sama uciekła. ;-) Acz w tym wypadku więcej zależałoby od samych graczy niż od MG...

Albo może sugestia, że inny gracz może powstrzymać tego pierwszego, wydając punkt przeznaczenia?

(Oczywiście wiadomo, że mądry Polak po szkodzie i że na gorąco myśli się trudniej).
27-11-2009 15:12
8536

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+3
Akurat przyklad z WFRP w ogole do mnie nie trafil. Postac Gracza zabila waznego NPCa z jakis przyczyn (nie tak - bo tak, ale z jakims tam uzasadnieniem, cakiem logicznym - NPC napsul krwi bohaterom i pewnie sie jeszcze rzucal - co bardziej krewki bohater mogl nie wytrzymac). Czy to oznacza koniec kampanii czy tylko jej zmiane? Moze zamiast ciagnac motyw uniewinniania sie trzeba bylo dac motyw ucieczki? Stary Swiat oferuje wiele zbieglym przestepcom - Kislev, Ksiestwa Graniczne, polnoc Imperium. I moze pod koniec kampanii grupie hersztow poteznej bandy trzymajacej wladze nad Ksiestwami Granicznymi udaloby sie oczyscic z zarzutow? I tak oto kampania z miejskiej przerodzilaby sie w sage o Robin Hoodzie - fajnie? Dla mnie fajnie.
27-11-2009 15:47
zegarmistrz
   
Ocena:
+1
Stawiasz pod jedną kreską graczy aktywnych na sesjach i "rozwalaczy". Dla mnie to dwie zupełnie inne grupy.

Nie stawiam pod jedną kreską niczego, tylko wyraźnie się nie zrozumieliśmy:). Ot, wada komciowania w godzinach pracy:(. Teraz, kiedy doprecyzowałeś mogę z czystym sumieniem polecić notkę:).
27-11-2009 15:53
Savarian
   
Ocena:
+1
@Hajdamaka
Faktycznie trudno tę sytuacje dobrze oddać. Zabicie BNa to w sumie chleb powszedni sesji.
Ta sytuacja jednak była inna. Ciężko mi to teraz opisać i wyjaskrawić o co chodziło. Sesja była zresztą ładnych parę lat temu. Gracze mieli jednak naprawdę sytuację podbramkową, sidła się zacisnęły na nich niemal w całości.
To tak jak by stali przed plutonem egzekucyjnym, lufy podniesione, a jedynym ratunkiem jest ten koleś, który zaraz opuści podniesioną dłoń dając rozkaz do oddania salwy.
A gracz zamiast zrobić cokolwiek spluwa mu w twarz.
To jedna z takich akcji ;)
Może teraz troszkę bardziej uwidoczniłem jej wątpliwą "wyjątkowość" bo samo zabijanie BNów nie świadczy przecież o żadnym złym graniu i każdy MG (a ja na pewno) liczy się z tym, że jego gracze mogą coś takiego zrobić ;)

BTW: RPGi o taki dziwny świat, gdzie zawsze zabijanie wszystkich łatwo przychodzi ludziom. Ot coś nie pasuje to odpalają pacjenta :p Czyżby w każdym z nas był "urodzony morderca" ;)?
27-11-2009 18:45
Scobin
   
Ocena:
0
Nie, po prostu ludzie w RPG są zdehumanizowani. Nie są tak naprawdę ludźmi.
27-11-2009 19:25
Bajer
   
Ocena:
+1
Wg mnie istnieją dwie możliwe wersje wydarzeń:
1) trafiłeś na rodzaj graczy, o których mówił Fungus
2) trafiłeś na dobrych graczy, ale ich nie zmotywowałeś wystarczająco do gry

Pierwszego punktu nie ma co rozwijać, bo jest raczej oczywisty. W drugim przypadku jeśli zawiązaniem akcji była szybka walka i potem wskoczenie do karczmy i krótka rozmowa to dla wielu "odgrywaczy" mogło to być zbyt mało, żeby ich zainteresować sesją. W takiej sytuacji jest po prostu czysta loteria zależna od humoru gracza. Albo idzie na rękę MG, albo idzie w inną stronę.
27-11-2009 21:25
~Karczmarz_z_pracy

Użytkownik niezarejestrowany
    Hmmm
Ocena:
0
Łoł jaka fajna notka a ja ją przeoczyłem :(

Tak czy inaczej, dogadywanie się w sprawie konwencji itp. bardzo często jest niezwykle niejasne, bo w słowach trudno przedstawić o co tak naprawdę chodzi. Dopiero podczas gry zaczyna to jakoś wyglądać i jest do czego się odnieść, co skomentować, co poprawić, gdzie wytknąc błedy i na jakim przykładzie zbadać problem. Dlatego np. u mnie w stałej ekipie, w której gramy razem bagatela będzie już z 7-8 lat, regularnie non stop, nadal sama gadka "gramy w klimacie żywych trupów" to za mało. Abym miał pewność, że sesja będzie pasować wszystkim mówię - "konwencja jest taka i taka, zagrajmy, pogramy chwilę i po sesji zadecydujemy czy chcemy się w to bawić na dłuższą metę".

Mimo wydawałoby się ścisłych ustaleń (czasem potrafimy spędzić 1-2 godziny przed sesją na omawianie szczegółów) bardzo często jest tak, że jednak sesja nie wypala, ludzie oczekiwali trochę czego innego, pewne mechanizmy się nie sprawdzają i lepiej sobie odpuścić i zakończyć na 1 sesji, na rzecz wymyślenia czegoś nowego, być może bardziej odpowiadającego wszystkim.

Przy czym moje uwagi odnoszą się do stałych ekip a nie konwentowej gry, gdyż w przypadku tej drugiej ryzyko zawsze jest olbrzymie i dziwiłbym się gdyby MG/Gracze oczekiwali po tak spontanicznej sesji z niesprawdzonymi ludźmi iż będzie odrazu udana.

Szansa że się uda istnieje, ale porażka jest wkalkulowana w zabawę i nie ma co psioczyć i się dziwić. Zabezpieczyć się przed niezrozumieniem drugiej osoby się nie da w życiu niestety.
01-12-2009 16:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.